Prawie dziesięć lat temu wierzyłem, że duet Monika Strzępka/Paweł Demirski mógłby wydźwignąć z kryzysu łódzki Teatr Nowy. W felietonie „Karuzela z dyrektorami” odnotowałem, że powierzenie im dyrekcji tej sceny byłoby nawiązaniem do idei Kazimierza Dejmka, który stworzył w Łodzi teatr lewicujący i zaangażowany. Tomasz Karolak, u którego w Teatrze IMKA oboje artyści przygotowywali w tym czasie „Klątwę”, rozmawiał nawet z nimi na ten temat. Uznali oni ponoć, że Nowy trzeba by właściwie stworzyć od nowa, a oni, korzystając z wielu zaproszeń, chcieliby skupić się na twórczości artystycznej, a nie organizacyjnej.
Odpowiedź wydała mi się konkretna i uzasadniona. Tym bardziej zdziwił mnie fakt, że ta sama Monika Strzępka (sama, bo już bez Demirskiego), nie mając żadnej praktyki kierowania zespołem, postanowiła nagłośnić swą chęć pokierowania warszawskim Teatrem Dramatycznym, który ani nie pasował do jej wizji teatru, ani nie wymagał żadnej rewolucji. Od początku ignorowała fakt, że jej sytuacja jest diametralnie inna niż Krzysztofa Warlikowskiego, który od miasta otrzymał starą składnicę MPO, by w niej zbudować swój teatr od podstaw.
Czytaj więcej
Unikam wielkich słów. Wolę więc powiedzieć: pisarz ma nie kłamać. I dodam w tajemnicy: warto też mieć talent, a z natchnieniem bym uważał – mówi Józef Hen, który 8 listopada kończy 100 lat.
Z Dramatycznym przecież w ciągu siedmiu dekad związani byli najwybitniejsi: reżyserzy Swinarski, Jarocki, Prus, Lupa, Warlikowski, Jarzyna, Cieplak czy Glińska, w zespole zaś legendarni aktorzy z Mikołajską, Holoubkiem, Zapasiewiczem i Łomnickim na czele, którzy wychowali godnych następców. Parcie na Dramatyczny wydało się o tyle dziwne, że Strzępka w historię tego teatru wpisała jedną tylko premierę: „W imię Jakuba S.”, przygotowaną w duecie z Demirskim jeszcze za dyrekcji Pawła Miśkiewicza, w 2011 roku.
Być może fakt, że następny dyrektor sceny Tadeusz Słobodzianek nie podjął z nią współpracy, wyzwoliło w niej reakcję typu: „ja ci jeszcze pokażę”. Fakty są jednak takie, że Słobodzianek, mający lepsze i gorsze premiery, wpisał się odpowiedzialnie w historię tej sceny jako teatru środka. Natomiast Monika Strzępka rozpoczęła swe rządy od negacji tradycji. Miałem wrażenie, że działa jak w wierszu Gałczyńskiego: „Nowe ryby złowimy w jeziorach, nowe gwiazdy znajdziemy na niebie. Popłyniemy daleko, daleko, jak najdalej, jak najdalej przed siebie”.