Sprawczość większości ministrów nie wybiega poza granice ich działów. Władza, rozumiana jako możliwość szerokiego kształtowania rzeczywistości, obecna jest w pełni jedynie w trzech resortach rządowych.
Największą możność wytyczania kierunku działań ma, oczywiście, premier. Znaczną władzę dzierży również minister finansów. Kierując polityką fiskalną i finansową, współdecyduje o alokacji środków dla każdego z ministerstw. Aż 6 z 17 ministrów finansów przed 2015 r. piastowało jednocześnie funkcję wicepremiera. Zerwanie z III RP przyniosło marginalizację tej funkcji, degradując ją do roli poborcy podatków.
Trzeci urząd wiążący się z realną władzą wychodzącą poza dany resort to Ministerstwo Kultury. O ile minister finansów decyduje o krótkoterminowym „tu i teraz”, o tyle minister kultury jako jedyny zajmuje się jednocześnie przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Jak pisał Orwell: „Kto kontroluje przeszłość, kontroluje przyszłość. Kto kontroluje teraźniejszość, kontroluje przeszłość”. Ostatnie osiem lat to egzemplifikacja takiego podejścia. Najdłużej urzędujący w ciągu ostatnich 30 lat wicepremier, jedyny jak dotąd łączący to stanowisko z urzędem ministra kultury, w otwarty sposób zademonstrował siłę wiary w orwellowskie dictum. Restoracyjna nostalgia napędziła rozwój instytucji zajmujących się przeszłością w sposób wybiórczy. Bodźcem była nadzieja budowy przyszłych tożsamości.
Odpowiedzią na dopiero co przeszłe manipulacje nie może być lustrzane ideologiczne odbicie w podejściu do dziedzictwa ani powrót do marginalizacji Ministerstwa Kultury w strukturze rządu. Obydwie te reakcje są intelektualnie proste, niewymagające wysiłku. Obie nasuwają się samoczynnie, w zależności od umiejscowienia sympatii politycznych. Obydwie byłyby jednak porażką i zaprzepaszczeniem szansy, jaką stwarza konieczność budowy V RP, o której pisałem w czerwcu.
Czytaj więcej
W naszym położeniu istnieje jedynie Zachód albo Wschód. W dłuższym okresie nie ma miejsca na neutralność. Ta zawsze przemienia się w przynależność do Wschodu.