Nie wiem, czy Ukraina wygra tę wojnę, a Rosja ją przegra, choć bardzo bym chciał, by kremlowski imperializm znalazł w końcu swój kres. Zawsze był dla świata, nie tylko dla nas, problemem, a im było się go bliżej, tym bardziej był krwiożerczy. Ci, co dalej, mieli o nim zazwyczaj słabe pojęcie, bo Moskwa od niepamiętnych czasów przykrywała swoją brutalność przekonującą narracją o nowoczesności i postępie. W tym sensie towarzysz Józef W. Stalin, ogłaszając Związek Sowiecki „ojczyzną światowego proletariatu”, był tylko wiernym uczniem Piotra Wielkiego, który – choć bandzior i pijak – przeszedł do historii jako ten, co golił bojarom brody i fundował Moskwie nowoczesność. Nie inaczej urodzona w Szczecinie Katarzyna. Bardzo szybko wyszła z roli oświeconej księżniczki i odnalazła się w najciemniejszych sferach rosyjskiego imperializmu.
Co do cnót całej tej trójki można mieć zasadne wątpliwości i tylko ignorancja oraz ów – wspomniany wyżej – geograficzny dystans rozgrzeszają papieża Franciszka z jego bezmyślnych uwag o dziedzictwie ostatniej dwójki, które powinno być drogowskazem dla młodego pokolenia rosyjskich katolików. Nie zamierzam tu wylewać wiadra nieczystości na głowę Kościoła, choć trudno mi się godzić z tym, że wikła swoją (i moją) organizację w rozgrzaną do czerwoności politykę. Skoro ganimy za to samo na rodzimym podwórku ojca Rydzyka, to i jego najwyższy pryncypał powinien być bardziej uważny i lepiej przygotowany. Lekceważąc i pląsając po historii Europy Wschodniej z wdziękiem słonia w składzie porcelany, może tylko zaszkodzić swojej owczarni. Pryncypialne upomnienie zakończę obietnicą wysłania na jego watykański adres książki Simona Sebaga Montefiore „Romanowowie” w tłumaczeniu na hiszpański. Jeśli znajdzie czas na lekturę, to się dowie, jak odnosili się do dziesięciu przykazań jego wybrańcy. I pewnie będzie trochę zaskoczony.
Czytaj więcej
Często słyszę ze strony opozycji, że referendum jest bez sensu, o niczym i w ogóle nie warto o nim dyskutować. Zupełnie się nie zgadzam.
Wracając do państwa moskiewskiego, świat wciąż żyje morderstwem Jewgienija Prigożyna. Cokolwiek by o nim nie mówić, zlikwidowano go bez szczególnej subtelności. Identyfikacja ciała była możliwa dopiero po testach DNA, ale i one – skoro wykonywane pod czujnym okiem Putina – muszą budzić wątpliwości. Choć – po prawdzie – niewielkie. Bo Putin tak się niecierpliwił, że zdążył złożyć rodzinie „kremlowskiego kucharza” najszczersze kondolencje na długo przed identyfikacją ciała. A to nie zostawia wątpliwości: wiedział przecież, co robi. Ale czy wiedzą jego poddani? Tego nie można być pewnym, jak zawsze zresztą w kwestiach rosyjskich. Jak kraj długi i szeroki (a długi i szeroki) naród opłakuje zamordowanego kryminalistę, a tu i ówdzie stawia się mu nawet kapliczki.