Bogusław Chrabota: Papież Franciszek wspomina Romanowów, a Putin żegna się z Prigożynem

Putin o czystych rękach płacze po Prigożynie, a naród zapomina, że przez jakiś czas próbował być jak Pugaczow. Przejdzie za to do historii jako Potiomkin, zwycięski wódz i bohater narodowy.

Publikacja: 01.09.2023 17:00

Bogusław Chrabota: Papież Franciszek wspomina Romanowów, a Putin żegna się z Prigożynem

Foto: Kremlin.ru

Nie wiem, czy Ukraina wygra tę wojnę, a Rosja ją przegra, choć bardzo bym chciał, by kremlowski imperializm znalazł w końcu swój kres. Zawsze był dla świata, nie tylko dla nas, problemem, a im było się go bliżej, tym bardziej był krwiożerczy. Ci, co dalej, mieli o nim zazwyczaj słabe pojęcie, bo Moskwa od niepamiętnych czasów przykrywała swoją brutalność przekonującą narracją o nowoczesności i postępie. W tym sensie towarzysz Józef W. Stalin, ogłaszając Związek Sowiecki „ojczyzną światowego proletariatu”, był tylko wiernym uczniem Piotra Wielkiego, który – choć bandzior i pijak – przeszedł do historii jako ten, co golił bojarom brody i fundował Moskwie nowoczesność. Nie inaczej urodzona w Szczecinie Katarzyna. Bardzo szybko wyszła z roli oświeconej księżniczki i odnalazła się w najciemniejszych sferach rosyjskiego imperializmu.

Co do cnót całej tej trójki można mieć zasadne wątpliwości i tylko ignorancja oraz ów – wspomniany wyżej – geograficzny dystans rozgrzeszają papieża Franciszka z jego bezmyślnych uwag o dziedzictwie ostatniej dwójki, które powinno być drogowskazem dla młodego pokolenia rosyjskich katolików. Nie zamierzam tu wylewać wiadra nieczystości na głowę Kościoła, choć trudno mi się godzić z tym, że wikła swoją (i moją) organizację w rozgrzaną do czerwoności politykę. Skoro ganimy za to samo na rodzimym podwórku ojca Rydzyka, to i jego najwyższy pryncypał powinien być bardziej uważny i lepiej przygotowany. Lekceważąc i pląsając po historii Europy Wschodniej z wdziękiem słonia w składzie porcelany, może tylko zaszkodzić swojej owczarni. Pryncypialne upomnienie zakończę obietnicą wysłania na jego watykański adres książki Simona Sebaga Montefiore „Romanowowie” w tłumaczeniu na hiszpański. Jeśli znajdzie czas na lekturę, to się dowie, jak odnosili się do dziesięciu przykazań jego wybrańcy. I pewnie będzie trochę zaskoczony.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Czy referendum ogłoszone przez PiS ma sens?

Wracając do państwa moskiewskiego, świat wciąż żyje morderstwem Jewgienija Prigożyna. Cokolwiek by o nim nie mówić, zlikwidowano go bez szczególnej subtelności. Identyfikacja ciała była możliwa dopiero po testach DNA, ale i one – skoro wykonywane pod czujnym okiem Putina – muszą budzić wątpliwości. Choć – po prawdzie – niewielkie. Bo Putin tak się niecierpliwił, że zdążył złożyć rodzinie „kremlowskiego kucharza” najszczersze kondolencje na długo przed identyfikacją ciała. A to nie zostawia wątpliwości: wiedział przecież, co robi. Ale czy wiedzą jego poddani? Tego nie można być pewnym, jak zawsze zresztą w kwestiach rosyjskich. Jak kraj długi i szeroki (a długi i szeroki) naród opłakuje zamordowanego kryminalistę, a tu i ówdzie stawia się mu nawet kapliczki.

Wracając do państwa moskiewskiego, świat wciąż żyje morderstwem Jewgienija Prigożyna. Cokolwiek by o nim nie mówić, zlikwidowano go bez szczególnej subtelności. 

W istocie dla uwolnienia ludzi z łagrów zrobił więcej niż Nikita Chruszczow do spółki z Aleksandrem Sołżenicynem. Jeszcze moment, a – po tym jak Kreml ustali, że padł ofiarą spisku Ukraińców z Brytyjczykami – pojawi się pomysł, żeby go wynieść na ołtarze. To taka nowa moskiewska tradycja – uświęcanie zbrodniarzy. Cerkiew ogłosiła ostatnio, że przymierza się do kanonizacji odpowiedzialnego za rzeź Pragi feldmarszałka Aleksandra Suworowa. Ponoć nie spontanicznie, lecz po interwencji ministra Szojgu. A swoją drogą zostaje pytanie, czy obrzędy kanonizacyjne zaszczyci swoją obecnością papież Franciszek. Byłby to ładny przykład konsekwencji historycznej i ekumenizmu w duchu jednego z poprzedników.

Taka oto jest Rosja. Kraj przeciwieństw i bezgranicznej wiary ludu w to, co mówi władza. Putin o czystych rękach płacze po Prigożynie, a naród zapomina, że przez jakiś czas próbował być jak Jemieljan Pugaczow. Przejdzie za to do historii jako Grigorij Potiomkin, zwycięski wódz i bohater narodowy. Śmiać się czy płakać? Dylemat miałby charakter czysto logiczny, gdyby nie fakt, że ten kraj i naród sąsiadują z Polską i wywierają na nas przemożny wpływ. Jaki to wpływ? – spytacie. W mniejszym stopniu kreowanie strachu, choć ten byłby całkiem uzasadniony. Tyle że skala absurdów nad rzeką Wołgą wyzwala emocję, którą najlepiej opisują sami Rosjanie: „smieszno i straszno”. Nie ma chyba lepszego określenia, choć z daleka zalatuje oksymoronem.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Prigożyn obnażył Putina

W Polsce efektem wojny na wschodzie jest komisja, którą naród nieodmiennie wiąże z osobą Donalda Tuska. Oto powołano ustawą grono speców od obwąchiwania, czy ktoś z przeciwników Jarosława Kaczyńskiego nie bratał się przypadkiem z Ruskimi. Głównym wąchaczem będzie arcywróg wszystkiego, co pachnie komunizmem, czyli historyk Sławomir Cenckiewicz, a dołączyli do niego tacy sherlockowie holmesowie, jak prof. Andrzej Zybertowicz czy Przemysław Żurawski vel Grajewski. Pomijając to, że tym normalniejszym z kręgu nominatów po prostu się dziwię, zastanawia, kogo pierwszego położą na grillu. Tuska chyba nie, bo by ich ośmieszył, ale jest kilku mniejszych cwaniaków, których warto i wypada oczernić. Bo przecież teraz lege artis można uznać, w aurze powszechnej rusofobii, że jakikolwiek kontakt z Ruskimi (choćby częste wizyty w pierogarni) powinien na zawsze wykluczyć ze „zdrowej” części społeczeństwa.

Wojna, ktoś powie. Nic dziwnego, to naturalny wstęp do szaleństwa. Tak jest, trwa już na tyle długo, że wariactwa musiały się wydarzyć. A będzie ich więcej, nie mam wątpliwości. A co, jeśli wojna się skończy? Szaleństwo przeminie? Nie sądzę. Wielu czuje się w nim jak ryba w wodzie, dlatego trzeba się nastawić, że trwać będzie jeszcze bardzo, bardzo długo.

Nie wiem, czy Ukraina wygra tę wojnę, a Rosja ją przegra, choć bardzo bym chciał, by kremlowski imperializm znalazł w końcu swój kres. Zawsze był dla świata, nie tylko dla nas, problemem, a im było się go bliżej, tym bardziej był krwiożerczy. Ci, co dalej, mieli o nim zazwyczaj słabe pojęcie, bo Moskwa od niepamiętnych czasów przykrywała swoją brutalność przekonującą narracją o nowoczesności i postępie. W tym sensie towarzysz Józef W. Stalin, ogłaszając Związek Sowiecki „ojczyzną światowego proletariatu”, był tylko wiernym uczniem Piotra Wielkiego, który – choć bandzior i pijak – przeszedł do historii jako ten, co golił bojarom brody i fundował Moskwie nowoczesność. Nie inaczej urodzona w Szczecinie Katarzyna. Bardzo szybko wyszła z roli oświeconej księżniczki i odnalazła się w najciemniejszych sferach rosyjskiego imperializmu.

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi