Brawa, kłęby dymu, a następnie wciągnięcie na maszt flagi Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) – w taki sposób pod koniec kwietnia uczczono premierową dostawę rosyjskiego paliwa do pierwszej tureckiej elektrowni atomowej powstającej w mieście Akkuyu. Ma to być ostatni krok przed zbliżającym się uruchomieniem siłowni jądrowej. W uroczystości zorganizowanej z tej okazji na ogromnym placu budowy udział wzięli szef MAEA Argentyńczyk Rafael Grossi, dyrektor budującego i zarządzającego elektrownią Rosatomu Aleksiej Lichaczow oraz ówczesny turecki minister energetyki Fatih Dönmez. W świetle kamer i fleszy z uśmiechem na ustach wszyscy trzej złapali się za ręce, co miało symbolizować owocną współpracę.
W tym momencie za plecami mężczyzn na ogromnych telebimach pojawili się klaszczący Władimir Putin oraz Recep Tayyip Erdogan. „Jesteśmy tu razem, by dzielić radość z tego, że Turcja dołączyła do grona państw posiadających energię jądrową” – podkreślił z dumą turecki prezydent. „Ten projekt przyniesie naszym krajom obopólne korzyści ekonomiczne. Wzmocni także nasze wielopoziomowe relacje” – przekonywał z kolei Putin. Akkuyu to obecnie jeden z najważniejszych projektów Rosatomu poza granicami Rosji. Niejedyny, bo kontrolowany przez Kreml koncern ma swoje interesy na całym globie, nawet w USA.
Czytaj więcej
Półtora roku po rozpętaniu przez Rosjan wojny z Ukrainą Moskwę wspierają mniej lub bardziej otwarcie największe kraje Azji, wiele państw afrykańskich i tych z Ameryki Łacińskiej. Czy kurs Kremla na globalne Południe okaże się trwały?
Uniwersalny sklep
Od początku inwazji na Ukrainę Zachód nałożył na Rosję kilka pakietów sankcji. Uderzyły one przede wszystkim w sektory paliwowy, gazowy i węglowy, zdecydowanie zmniejszając ich dochody oraz międzynarodową pozycję. Do tej pory jednak mimo apeli Ukrainy, Polski oraz państw bałtyckich restrykcje niemal zupełnie ominęły rosyjski przemysł jądrowy. Państwowy koncern Rosatom wciąż pozostaje jednym z liderów globalnego rynku energii atomowej, działając zarówno w Unii Europejskiej, Azji, Afryce, jak i USA. Łącznie ma prowadzić interesy w kilkudziesięciu krajach na świecie. Co więcej, jak pisze „Wall Street Jorunal”, choć trwa wojna, firma w zeszłym roku na samym tylko eksporcie wzbogaconego uranu wykorzystywanego jako paliwo dla elektrowni zarobiła 10 mld dol., czyli o 15 proc. więcej niż w 2021 roku. Sam Rosatom twierdzi, że jego portfel zagranicznych zamówień na najbliższych dziesięć lat wynosi ponad 140 mld dol.
Swoją pozycję, mimo ostracyzmu, jaki spadł na Rosję, koncern zawdzięcza m.in. temu, że jak mówią eksperci, jest jak „uniwersalny sklep atomowy”. – Rosatom jako jedyny jest w stanie zająć się wszystkimi aspektami budowy elektrowni jądrowej, od zdobycia wspieranych przez Kreml linii kredytowych w rosyjskich bankach, przez budowę reaktorów, a kończąc na odbiorze zużytego paliwa jądrowego. Tej ostatniej usługi nie oferuje żaden inny gracz na światowym rynku. Teoretycznie, jeśli w jakimś kraju na świecie jest wola polityczna, by mieć u siebie elektrownię, a kraj ten jest wystarczająco istotny z punktu widzenia interesów Moskwy, Rosatom może takie marzenie spełnić – mówi „Plusowi Minusowi” dr Kacper Szulecki, ekspert ds. energetyki z Norweskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych oraz współautor artykułu dotyczącego rosyjskiej atomistyki opublikowanego w prestiżowym magazynie „Nature”.