Kreml stracił węgiel i gaz, ale atomem potrafi grać równie dobrze

Gdy rosyjskie giganty gazowe i naftowe tracą przez sankcje swoją globalną pozycję, to Rosatom wciąż ją umacnia. Postępująca dekarbonizacja świata pozwala Kremlowi wykorzystywać energię jądrową jako narzędzie politycznego wpływu.

Publikacja: 25.08.2023 10:00

Białoruski Ostrowiec to jedna z wielu inwestycji Rosatomu. Kosztującą ponad 10 mld dol. elektrownię

Białoruski Ostrowiec to jedna z wielu inwestycji Rosatomu. Kosztującą ponad 10 mld dol. elektrownię sfinansowano z kredytu, jaki Moskwa przyznała władzom w Mińsku na 25 lat

Foto: PAP/Wojciech Pacewicz

Brawa, kłęby dymu, a następnie wciągnięcie na maszt flagi Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) – w taki sposób pod koniec kwietnia uczczono premierową dostawę rosyjskiego paliwa do pierwszej tureckiej elektrowni atomowej powstającej w mieście Akkuyu. Ma to być ostatni krok przed zbliżającym się uruchomieniem siłowni jądrowej. W uroczystości zorganizowanej z tej okazji na ogromnym placu budowy udział wzięli szef MAEA Argentyńczyk Rafael Grossi, dyrektor budującego i zarządzającego elektrownią Rosatomu Aleksiej Lichaczow oraz ówczesny turecki minister energetyki Fatih Dönmez. W świetle kamer i fleszy z uśmiechem na ustach wszyscy trzej złapali się za ręce, co miało symbolizować owocną współpracę.

W tym momencie za plecami mężczyzn na ogromnych telebimach pojawili się klaszczący Władimir Putin oraz Recep Tayyip Erdogan. „Jesteśmy tu razem, by dzielić radość z tego, że Turcja dołączyła do grona państw posiadających energię jądrową” – podkreślił z dumą turecki prezydent. „Ten projekt przyniesie naszym krajom obopólne korzyści ekonomiczne. Wzmocni także nasze wielopoziomowe relacje” – przekonywał z kolei Putin. Akkuyu to obecnie jeden z najważniejszych projektów Rosatomu poza granicami Rosji. Niejedyny, bo kontrolowany przez Kreml koncern ma swoje interesy na całym globie, nawet w USA.

Czytaj więcej

Wszystkie odcienie sympatii do Rosji

Uniwersalny sklep

Od początku inwazji na Ukrainę Zachód nałożył na Rosję kilka pakietów sankcji. Uderzyły one przede wszystkim w sektory paliwowy, gazowy i węglowy, zdecydowanie zmniejszając ich dochody oraz międzynarodową pozycję. Do tej pory jednak mimo apeli Ukrainy, Polski oraz państw bałtyckich restrykcje niemal zupełnie ominęły rosyjski przemysł jądrowy. Państwowy koncern Rosatom wciąż pozostaje jednym z liderów globalnego rynku energii atomowej, działając zarówno w Unii Europejskiej, Azji, Afryce, jak i USA. Łącznie ma prowadzić interesy w kilkudziesięciu krajach na świecie. Co więcej, jak pisze „Wall Street Jorunal”, choć trwa wojna, firma w zeszłym roku na samym tylko eksporcie wzbogaconego uranu wykorzystywanego jako paliwo dla elektrowni zarobiła 10 mld dol., czyli o 15 proc. więcej niż w 2021 roku. Sam Rosatom twierdzi, że jego portfel zagranicznych zamówień na najbliższych dziesięć lat wynosi ponad 140 mld dol.

Swoją pozycję, mimo ostracyzmu, jaki spadł na Rosję, koncern zawdzięcza m.in. temu, że jak mówią eksperci, jest jak „uniwersalny sklep atomowy”. – Rosatom jako jedyny jest w stanie zająć się wszystkimi aspektami budowy elektrowni jądrowej, od zdobycia wspieranych przez Kreml linii kredytowych w rosyjskich bankach, przez budowę reaktorów, a kończąc na odbiorze zużytego paliwa jądrowego. Tej ostatniej usługi nie oferuje żaden inny gracz na światowym rynku. Teoretycznie, jeśli w jakimś kraju na świecie jest wola polityczna, by mieć u siebie elektrownię, a kraj ten jest wystarczająco istotny z punktu widzenia interesów Moskwy, Rosatom może takie marzenie spełnić – mówi „Plusowi Minusowi” dr Kacper Szulecki, ekspert ds. energetyki z Norweskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych oraz współautor artykułu dotyczącego rosyjskiej atomistyki opublikowanego w prestiżowym magazynie „Nature”.

W momencie rosyjskiej inwazji na Ukrainę, powstały w 2007 roku z połączenia wszystkich instytucji naukowych i przedsiębiorstw zajmujących się cywilną energią jądrową państwowy koncern Rosatom zarządzał 73 projektami w 29 krajach na świecie. Były one na różnym poziomie realizacji: od funkcjonujących elektrowni, przez te dopiero powstające, na planach współpracy kończąc. Obecnie na całym świecie działają 42 reaktory zbudowane przez Rosjan. Na terenie Unii Europejskiej jest ich 18. Znajdują się w Finlandii, Czechach, Bułgarii, na Węgrzech oraz Słowacji. W przypadku dwóch ostatnich państw siłownie odpowiadają za połowę produkcji całej energii elektrycznej w kraju.

Rosyjskie reaktory WWER, wykorzystujące wodę do chłodzenia rdzenia oraz jako moderator, znajdują się również na Białorusi w elektrowni jądrowej Ostrowiec. Projekt wart ponad 10 mld dol. sfinansowała Moskwa, która na ten cel dała władzom w Mińsku kredyt na 25 lat. W 2010 roku Rosatom ukończył budowę swojego pierwszego rektora w irańskiej elektrowni atomowej Buszehr. Cztery rosyjskie jednostki WWER pracują w chińskiej siłowni Tainwan znajdującej się w północno-wschodniej części kraju. W kwestii energii nuklearnej Kreml od lat blisko współpracuje także z Indiami. W elektrowni atomowej Kudankulam działają dwa reaktory rosyjskiej konstrukcji. W 2013 roku Rosatom i armeński resort energetyki podpisały umowę na modernizację elektrowni w Mecamor zbudowanej jeszcze w czasach Związku Radzieckiego. Obecnie pracuje w niej jeden rosyjski reaktor z lat 80. Stacja odpowiada za wytwarzanie ponad 30 proc. energii elektrycznej w kraju.

W latach 2012–2022 koncern przy wydatnym wsparciu rosyjskiego MSZ stał się światowym liderem, jeśli chodzi o eksport technologii atomowych, rozpoczynając budowę kolejnych 15 reaktorów poza granicami kraju. Dla porównania w tym samym czasie Chiny zaczęły konstrukcję tylko dwóch reaktorów znajdujących się za granicą, podobnie Francja.

– Rosatom odniósł sukces, dostarczając jednostki WWER do takich krajów, jak Bangladesz, Egipt czy Turcja, które pierwszy raz mają do czynienia z energią jądrową i nie są tak zaniepokojone zachodnimi sankcjami za inwazję na Ukrainę – zauważa w rozmowie z „Plusem Minusem” William Freebairn, analityk ds. rynku energii atomowej z firmy konsultingowej S&P Global. Wspomniana już elektrownia Akkuyu jest realizowana przez Rosjan w ramach formuły „zbuduj – władaj – zarządzaj” co oznacza, że Rosatom posiada większościowy pakiet kontrolny nad obiektem. Jego koszt to ponad 20 mld dol. Elektrownia ma pokrywać 10 proc. krajowego zapotrzebowania na energię elektryczną.

Powstająca 250 km na zachód od Aleksandrii elektrownia El Dabaa to pierwsza afrykańska inwestycja Rosatomu. Warta ponad 30 mld dol. siłownia ma posiadać w sumie cztery reaktory WWER i odpowiadać za produkcję 50 proc. energii w Egipcie. Uruchomienie pierwszego reaktora zaplanowane jest na 2026 rok. Pełną moc El Dabaa ma uzyskać cztery lata później.

We wrześniu br. Rosatom ma po raz pierwszy dostarczyć paliwo do budowanej przez siebie elektrowni atomowej Rooppur w Bangladeszu. By stacja mogła powstać, Moskwa udzieliła Dhace kredytu w wysokości ponad 10 miliardów dolarów. Docelowo mają się w niej znajdować dwa reaktory rosyjskiej produkcji. Otwarcie zaplanowano na 2024 rok.

Rosatom rozbudowuje również już istniejące elektrownie. W 2014 roku koncern podpisał z rządem w Budapeszcie umowę na konstrukcję elektrowni jądrowej Paks II. Przewiduje ona postawienie obok działającej od lat 80. siłowni Paks, która ma cztery bloki energetyczne, dwóch dodatkowych reaktorów. Cztery lata temu Rosjanie wraz z Irańczykami rozpoczęli budowę drugiej jednostki WWER w siłowni w Buszehrze. Łącznie w tym obiekcie Rosatom chce skonstruować cztery reaktory. Koncern pracuje obecnie nad czterema nowymi reaktorami w Chinach. Dwa powstają w elektrowni Tainwan, a dwa pozostałe w siłowni Xudapu. Koszt inwestycji to ponad 4 mld dol.

Od 2017 roku Rosjanie budują także cztery kolejne jednostki WWER w indyjskiej siłowni Kudankulam. Ponadto koncern podpisał różne memoranda o współpracy w sektorze energii atomowej z ponad 30 krajami na świecie, w tym m.in. z Boliwią, Mjanmą, Argentyną, Chile, Kazachstanem, Uzbekistanem, Indonezją, Algierią, Sudanem czy Etiopią. Pod koniec lipca Rosatom zaproponował państwom afrykańskim dostęp do swoich technologii jądrowych, pomoc w budowie reaktorów oraz szkolenie ze strony swojego personelu. Kreml chce zaoferować krajom Czarnego Lądu opracowywane przez siebie małe reaktory jądrowe. Tym, które mają dostęp do morza, Rosjanie mają proponować pływające elektrownie znajdujące się na gigantycznych statkach.

Przewaga na rynku

Poza eksportem technologii nuklearnych Rosja przez lata zyskała także pozycję globalnego lidera, jeśli chodzi o sprzedaż wzbogaconego uranu wykorzystywanego jako paliwo dla elektrowni jądrowych. Kraj znajduje się w piątce państw posiadających największe złoża uranu. Szacuje się, że wynoszą one ponad 480 tys. ton. Mimo to Rosja nie jest ważnym graczem, jeśli chodzi o samo wydobycie tego surowca. W 2021 roku tylko 5 proc. całego uranu pochodziło z tego kraju. Przy tym trzeba jednak pamiętać, że Rosatom posiada udziały w kopalniach znajdujących się w Kazachstanie i Uzbekistanie. Ten pierwszy jest liderem globalnego wydobycia. Co więcej, w ciągu najbliższych dwóch lat Moskwa planuje eksploatacje złóż znajdujących się w Tanzanii. Niewykluczone, że po przewrocie wojskowym, do którego doszło w Nigrze, Rosjanie położą rękę również na zasobach uranu tego kraju.

Swoją dominującą pozycję Kreml zawdzięcza jednak czemuś innemu. – Rosja ma dobrze funkcjonujący łańcuch dostaw, co daje jej przewagę na rynkach międzynarodowych. Opiera się to na długiej historii rozwoju energetyki jądrowej na dużą skalę, ogromnym krajowym rynku energii atomowej oraz tym, że większość państw Zachodu nie interesowała się zbytnio rozwojem sektora atomowego – tłumaczy „Plusowi Minusowi” prof. Indra Overland, analityk Norweskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych oraz drugi autor wspomnianego opracowania w „Nature”.

Według ustaleń Center on Global Energy Policy Rosatom kontroluje 40 proc. całej światowej infrastruktury przeznaczonej do konwertowania uranu do postaci florku uranu, czyli związku chemicznego wykorzystywanego potem w procesie wzbogacania. Jeśli chodzi o samo wzbogacanie, to koncern posiada 46 proc. wszystkich światowych zdolności. Pierwsze rosyjskie wirówki powstały po II wojnie światowej w ramach tajnego projektu, w który zaangażowano złapanych niemieckich fizyków i inżynierów.

Dzięki tym mocom przerobowym Rosatom jest w stanie z łatwością zaspokajać globalny popyt na paliwo jądrowe. Jak wynika z danych Międzynarodowej Agencji Energetycznej, koncern dostarcza Stanom Zjednoczonym ok. 25 proc. całego wzbogaconego uranu wykorzystywanego przez ich elektrownie. W 2021 roku Kreml miał na tych transakcjach zarobić ponad miliard dolarów. Francja również importuje wzbogacony uran z Rosji. Nową umowę w tej sprawie podpisano na krótko przed początkiem inwazji na Ukrainę. Według francuskich mediów w grudniu 2022 roku Paryż importował 312 ton wzbogaconego uranu z Rosji. To jedna trzecia całego surowca potrzebnego tamtejszym elektrowniom. Mimo trwania wojny cała Unia Europejska 26 proc. wzbogaconego uranu wciąż sprowadza od Rosatomu.

Ważną rolę odgrywa też cena. W 1993 roku Waszyngton, chcąc zmniejszyć ryzyko związane z pozostawioną po Związku Radzieckim bronią jądrową, podpisał z Moskwą umowę, na mocy której kupił od Rosjan 500 ton sześciennych wzbogaconego uranu, który posłużył potem jako paliwo do elektrowni. Transakcję chwalono jako typowy model „win-win”. Amerykanie zmniejszali ryzyko rozprzestrzeniania się broni nuklearnej, a Rosjanie zyskiwali tak potrzebną gotówkę. Jak zauważa „Wall Street Journal”, napływ dużej ilości taniego rosyjskiego paliwa nuklearnego na rynek doprowadził jednak do tego, że inni dostawcy nie mieli szans z nim konkurować. Szybko Stany Zjednoczone, a za nimi Europa, zaczęły kupować coraz więcej uranu od Rosji. Obecnie żadna należąca do Amerykanów firma nie wzbogaca tego surowca.

Czytaj więcej

Kreml na potęgę finansuje gry wideo. „Promocja prawdziwych wartości”

Putin dziękuje

Mimo że oficjalnie Rosatom zajmuje się wyłącznie cywilną energią jądrową, to po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę Kreml coraz częściej wykorzystuje go do celów wojskowych. Międzynarodowa krytyka spadła na koncern w związku z zajęciem przez rosyjskie wojska ukraińskiej elektrowni atomowej w Zaporożu. To jego pracownicy mieli przejąć kontrolę nad dalszymi pracami siłowni i odpowiadać za jej kilkukrotne odłączenie od sieci. Ponadto według władz w Kijowie ludzie Rosatomu mieli pomagać naprowadzać ogień artylerii na kompleks elektrowni oraz być zaangażowani w aresztowania przez FSB ukraińskiego personelu siłowni.

Moskwa używa również koncernu do obchodzenia sankcji. – Rosatom pełnił pewną rolę w łańcuchu dostaw dla rosyjskiego przemysłu wojskowego jeszcze przed lutym 2022 roku. Obecnie dostarcza fabrykom broni materiały kompozytowe oraz elektronikę i niektóre komponenty elektroniczne – mówi „Plusowi Minusowi” Paweł Łuzin, rosyjski ekspert ds. wojskowych. Jak pisze „Washington Post”, Rosatom ma być zaangażowany w zapewnianie wojsku tritlenku diglinu, czyli kluczowego komponentu paliwa rakietowego. Ponadto ma kupować akumulatory litowo-jonowe używane w czołgach oraz technologię niezbędną do druku 3D. Dane, do których dotarli dziennikarze, dowodzą, że firma Renera, będąca spółką zależną Rosatomu zamówiła z Korei Południowej akumulatory o wartości co najmniej miliona dolarów.

Kreml oczywiście zaprzecza tym wszystkim doniesieniom, ale 15 grudnia zeszłego roku w 15. rocznicę powstania Rosatomu Władimir Putin podziękował mu za „ogromny wkład w rozwój zaawansowanych systemów uzbrojenia i wdrażanie ich do służby”. Z powodu tych wszystkich działań część państw, a w szczególności Ukraina apelują do społeczności międzynarodowej, by wreszcie nałożyła sankcje także na rosyjski sektor energii jądrowej. „Współpraca atomowa z Rosją jest nie tylko niemoralna, ponieważ pomaga sponsorować rosyjskie zbrodnie w Ukrainie, ale także niebezpieczna. Wzywamy wszystkie kraje, by ją wstrzymały i unikały wchodzenia w jakiekolwiek nowe projekty z Moskwą na tym polu” – apelował pod koniec czerwca na łamach „New York Timesa” ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba.

Współpraca na dekady

Apel szefa ukraińskiej dyplomacji, by nie wchodzić w kolejne atomowe projekty z Rosatomem, wydaje się być bardzo zasadny. Zdaniem ekspertów Kreml w taki sposób, jak przez lata wykorzystywał politycznie gaz i ropę, może też wykorzystywać energię atomową. Szczególnie że, jak zauważa „Wall Street Journal”, współpraca z Rosją w kwestii budowy elektrowni atomowej albo nowych reaktorów oznacza nawiązanie relacji i zależności, które mogą trwać całe dekady. – Międzynarodowe zaangażowanie Rosatomu stwarza szeroki zakres możliwości wpływania na inne kraje. Może chodzić o wiedzę, dostęp, a czasem i kontrolę nad wrażliwą infrastrukturą. Ponadto wpływ na kluczowych polityków, urzędników, naukowców i biznesmenów poprzez dostęp do funduszy. Moskwa może korumpować ważnych graczy na politycznej scenie danego kraju, a potem ich tym szantażować. Wreszcie, należy też pamiętać o ryzyku przeprowadzenia sabotażu oraz zakłócenia dostaw uranu – wylicza prof. Overland. Biorąc pod uwagę to, jak dużo energii elektrycznej w wielu krajach w Europie i na świecie wytwarzają elektrownie atomowe, to ostatnie zagrożenie może mieć poważne konsekwencje.

– Gdyby Rosjanie chcieli faktycznie wykorzystać sektor jądrowy do kontrsankcji przeciwko np. Węgrom, Słowacji, a nawet Francji, to byłoby to bardziej bolesne niż osławione „zakręcenie kurka z gazem” – podkreśla dr Szulecki. Nuklearna współpraca z Rosją wiąże się również najczęściej z finansowym uzależnieniem od niej. Takie kraje, jak Bangladesz, Turcja, Węgry czy Egipt, już teraz mają do spłaty miliardy dolarów pożyczek zaciągniętych w rosyjskich bankach na rozwój infrastruktury nuklearnej.

Rosatom to także idealne narzędzie soft power w państwach Globalnego Południa, którym Kreml, izolowany przez Zachód, poświęca coraz więcej uwagi. – Rosjanie świetnie wykorzystują sektor energetyczny do budowania pozytywnego wizerunku i osobistych relacji na całym świecie. Tym samym zyskują całą armię potencjalnych lobbystów swoich interesów – zauważa dr Szulecki. Polityczny potencjał, jaki daje Kremlowi Rosatom, w najbliższym czasie może tylko wzrosnąć. Wszystko przez to, że wraz z globalnymi próbami ograniczenia emisji CO2 i odchodzenia od paliw kopalnych coraz więcej państw zwraca swój wzrok w stronę energii atomowej. W wielu krajach, jak Francja, Włochy czy Szwecja, rządzący zamiast wcześniej deklarowanego odchodzenia od atomu, zaczynają mówić o budowie nowych reaktorów. Czymś trzeba je będzie jednak napędzać. Od czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę powoli rośnie liczba państw, które nie chcą, by był to uran od Rosatomu.

Już w maju 2022 roku Finlandia zerwała z rosyjskim koncernem umowę na budowę elektrowni jądrowej Hanhikivi 1. Czeska spółka CEZ zapowiedziała z kolei, że od 2024 roku zaprzestanie importu rosyjskiego paliwa jądrowego do elektrowni w Temelinie. Na podobny krok zdecydowała się też Bułgaria. Potrzebę odcięcia się od Rosji zauważono także w Stanach Zjednoczonych. W miejsce Rosjan w Europie próbuje zresztą wchodzić amerykańska firma Westinghouse. Kłopot polega jednak na tym, że całkowite zerwanie zależności od Rosatomu nie będzie ani łatwe, ani szybkie.

– Z pewnością ten proces będzie wymagał czasu, a rozwój zdolności w zakresie konwersji i wzbogacania uranu na Zachodzie prawdopodobnie zajmie lata – mówi Freebairn. Niezbędne są też nowe licencje, pozwolenia i opracowanie systemu transportowania paliwa. Świetnie widać to na przykładzie Ukrainy, której uniezależnienie się od Rosjan w kwestii atomu zajęło niemal dziesięć lat. Dyrekcja zakładu jądrowego w amerykańskim stanie Ohio w rozmowie z „New York Timesem” zapewnia, że dzięki swoim wirówkom będzie w stanie zastąpić uran kupowany przez USA od Rosatomu, ale potrzebuje na to dekady.

W tym czasie Kreml może próbować energetycznego szantażu, by odwieść kolejne państwa od zrywania współpracy. Wciąż pozostaje też kwestia Globalnego Południa, które poprzez Rosatom pozwala Kremlowi zarabiać miliardy dolarów na dalsze prowadzenie wojny. – Wiele mało i średnio zamożnych krajów na świecie pozostaje zainteresowanych rosyjską energią atomową. Jednakże, jeśli Rosja z powodu porażek na froncie straci wiarygodność jako kompetentny podmiot w dziedzinie zaawansowanych technologii, może to jeszcze wpłynąć na postawę reszty świata wobec jej technologii nuklearnych – prognozuje prof. Overland. Pozostaje tylko trzymać za to kciuki.

Brawa, kłęby dymu, a następnie wciągnięcie na maszt flagi Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) – w taki sposób pod koniec kwietnia uczczono premierową dostawę rosyjskiego paliwa do pierwszej tureckiej elektrowni atomowej powstającej w mieście Akkuyu. Ma to być ostatni krok przed zbliżającym się uruchomieniem siłowni jądrowej. W uroczystości zorganizowanej z tej okazji na ogromnym placu budowy udział wzięli szef MAEA Argentyńczyk Rafael Grossi, dyrektor budującego i zarządzającego elektrownią Rosatomu Aleksiej Lichaczow oraz ówczesny turecki minister energetyki Fatih Dönmez. W świetle kamer i fleszy z uśmiechem na ustach wszyscy trzej złapali się za ręce, co miało symbolizować owocną współpracę.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi