Wszystkie odcienie sympatii do Rosji

Półtora roku po rozpętaniu przez Rosjan wojny z Ukrainą Moskwę wspierają mniej lub bardziej otwarcie największe kraje Azji, wiele państw afrykańskich i tych z Ameryki Łacińskiej. Czy kurs Kremla na globalne Południe okaże się trwały?

Publikacja: 04.08.2023 14:00

Wyniki głosowania w ONZ nad rezolucją wzywającą Rosję do wycofania się z Ukrainy, 24 lutego 2023 r.

Wyniki głosowania w ONZ nad rezolucją wzywającą Rosję do wycofania się z Ukrainy, 24 lutego 2023 r. Sojusznicy Kremla zdają się być w zdecydowanej mniejszości, ale to okazuje się mylące

Foto: Lev Radin/Pacific Press/LightRocket/Getty Images

Gdy w lutym 2023 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ głosowało nad rezolucją wzywającą Rosję do natychmiastowego wycofania się z Ukrainy, poparło ją 141 państw. Przeciwko było siedem, a 32, w tym Indie i Chiny, wstrzymały się od głosu. Gdyby sugerować się tylko tym wynikiem, można by uznać, że Moskwa jest na cenzurowanym. I o ile jednak zachodnie demokracje rzeczywiście zerwały z Rosją niemal wszelkie kontakty, o tyle wiele państw, szczególnie z globalnego Południa, które na forum ONZ potępiły Kreml, wciąż utrzymuje z Moskwą relacje, kierując się zasadą „business as usual”. Dzięki temu Rosjanie wciąż są w stanie pozyskiwać pieniądze, by prowadzić wojnę w Ukrainie oraz udowadniać, że wcale nie są pariasem, jak twierdzi się na Zachodzie.

Wymagało to jednak reorientacji działań dyplomatycznych, co zapisano w nowej koncepcji polityki zagranicznej z marca 2023 roku. Można tam przeczytać, że Moskwa zamierza poszukiwać „konstruktywnych” relacji poza Zachodem w oparciu o bardziej wielobiegunowy porządek światowy.

– Rosja do wybuchu wojny miała bardzo rozbudowane struktury dyplomatyczne odpowiadające za prowadzenie spraw handlowych i gospodarczych. Gdy zaczęła się inwazja, wykorzystano je i zaktywizowano biura handlowe przy ambasadach. Świetnie widać to na przykładzie Kaukazu Południowego. W pewnym momencie prawie codziennie przylatywały tam delegacje lokalnego biznesu z różnych podmiotów federacji. Rosyjska dyplomacja, cokolwiek o niej mówić, wykonuje mozolną pracę i odgrywa ważną rolę w utrzymywaniu relacji z zagranicznymi partnerami i kontrahentami – mówi „Plusowi Minusowi” dr Michał Patryk Sadłowski, ekspert ds. obszaru poradzieckiego z Uniwersytetu Warszawskiego, autor książki „Dzieje najnowsze dyplomacji rosyjskiej”.

Koń Putina

W Europie najbliższym sojusznikiem Rosji jest bez wątpienia Białoruś. Od lat Kreml utrzymuje reżim Aleksandra Łukaszenki, wspierając go finansowo i sprzedając mu tanie surowce. Zależność Mińska od Kremla zwiększyła się jeszcze po antyrządowych protestach z 2020 r. Moskwa w zamian za poparcie w kryzysowej sytuacji zażądała od Łukaszenki przyspieszenia integracji obu państw. Dzięki temu zyskała jeszcze większą kontrolę nad Mińskiem.

Świetnie było to widać, gdy zaczęła się inwazja na Ukrainę. Białoruś co prawda nie wysłała do walki swoich żołnierzy, ale aktywnie uczestniczy w rosyjskich działaniach. To z jej terytorium ruszyła część kolumn w stronę Kijowa. Od początku wojny Rosja do bombardowania ukraińskich pozycji wykorzystuje białoruskie lotniska. Na terytorium tego kraju znajdują się również rosyjskie wyrzutnie rakiet, które ostrzeliwują Ukrainę.

Pod koniec maja 2023 r. Kreml miał rozmieścić na Białorusi swoją taktyczną broń jądrową, co ma być ewidentnym straszakiem dla państw NATO. Miesiąc później po buncie wagnerowców Łukaszenko zgodził się przyjąć część najemników, którzy mogą być teraz wykorzystywani do prowokacji na granicach z Polską i Litwą. Mińsk oczywiście zawsze wspiera też Rosję dyplomatycznie na wszystkich międzynarodowych forach.

Jeśli nie sojusznikiem, to na pewno partnerem Kremla w Europie są także Węgry. Premier Viktor Orbán, działając wbrew Unii Europejskiej, wciąż utrzymuje z Rosją relacje gospodarcze oraz wspiera ją politycznie, chociażby utrudniając przyjmowanie kolejnych pakietów sankcji. Nie bez przyczyny bywa nazywany „koniem trojańskim Putina”. Gdy Wspólnota stara się zrywać z zależnością od rosyjskich surowców, Budapeszt kupuje je w najlepsze. Cztery miesiące temu minister spraw zagranicznych Péter Szijjártó podpisał porozumienie dopuszczające możliwość zakupu większej ilości gazu, niż przewiduje 15-letni kontrakt zawarty w 2021 r. Mowa w nim o dostawach 4,5 mld m sześc. błękitnego paliwa rocznie.

– Dzięki Węgrom Rosja utrzymuje wpływy w Europie Środkowej oraz gwarancje, że nie straci na politycznym znaczeniu. Co do surowców, to oczywiście Moskwa ma z nich miliardy euro. Z kolei z węgierskiej perspektywy utrzymywanie kontaktów z Rosjanami to dostęp do taniego gazu oraz do „vipowskich” produktów, takich jak np. szczepionka Sputnik V. Orbán pokazuje też w ten sposób, że nie jest zmuszony do poruszania się tylko na unijnym rynku – tłumaczy „Plusowi Minusowi” dr Dominik Hejj, ekspert ds. Węgier z Instytutu Europy Środkowej. Rosja wciąż jest także najważniejszym partnerem Budapesztu przy budowie elektrowni jądrowej Paks II, czyli największej gospodarczej inwestycji rządu Orbána.

Prorosyjska neutralność

Chińska Republika Ludowa (ChRL) od początku inwazji na Ukrainę zajęła stanowisko, które eksperci nieco ironicznie nazywają „prorosyjską neutralnością”. Pekin, zgodnie z rosyjską narracją, o eskalację konfliktu oskarża NATO i Stany Zjednoczone. Xi Jinping miał być zresztą poinformowany o rosyjskich planach ataku wcześniej i poprosić o przesunięcie inwazji tak, by zaczęła się po zimowych igrzyskach olimpijskich w Pekinie. I choć Chiny mają być rozczarowane brakiem rosyjskich sukcesów na froncie, to rzuciły Kremlowi koło ratunkowe.

– ChRL ewidentnie udzieliła wsparcia polityczno-dyplomatycznego i tutaj jest jej wielka rola. Gdyby nie Chiny, izolacja Rosji byłaby o wiele poważniejsza. Pekin wspiera rosyjski przekaz o tej wojnie i to trafia na podatny grunt w państwach globalnego Południa, gdzie przez wieki krzywdy wyrządzał Zachód, a nie Rosja. Dzięki temu Moskwa może liczyć na „globalną większość”, czyli państwa neutralne wobec tego konfliktu – podkreśla w rozmowie z „Plusem Minusem” dr hab. Michał Lubina, znawca stosunków rosyjsko-chińskich z Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz autor książki „Niedźwiedź w objęciach smoka”. 

Pekin wspiera Rosję również gospodarczo i do pewnego stopnia militarnie. W światowych mediach pojawiły się informacje, że ChRL dostarcza Rosjanom części do dronów, podzespoły do rakiet, kamizelki kuloodporne oraz półprzewodniki niezbędne w każdej nowoczesnej technice, w tym tej militarnej. Jak ustalił niedawno magazyn Politico, sprzętu wysłano już tyle, że wystarczy na wyposażenie całej armii.

Pekin pomaga również w tzw. imporcie równoległym, wysyłając do Rosji produkty objęte sankcjami. Wreszcie wspiera Kreml, kupując od niego surowce, co pozwala choć trochę zrekompensować straty wynikające z utraty europejskich rynków. Jak pisał pod koniec czerwca „Moscow Time”, eksport rosyjskiej ropy do Chin osiągnął w maju najwyższy stan od początku inwazji – niemal 10 mln ton ropy. W porównaniu z Europejczykami Chińczycy płacą jednak za surowiec znacznie mniej. Zdarzają się też wahania w wielkości dostaw.

– Mimo wszystkich trudności to nie jest tak, że Rosja dokłada do interesu. Zarabia mniej, ale zarabia. Azjatyckie kontrakty to była dla Moskwy polisa ubezpieczeniowa w razie zerwania relacji z Zachodem. Długofalowo mniejsze zyski wpłyną na kraj, ale Kreml zakłada, że wytrzyma izolację i Zachód w końcu pęknie. Putin nie kieruje się optyką ekonomiczną, ale polityczną. Trzeba będzie zacisnąć pasa, lecz dostawy ropy do Chin są wystarczające, żeby przetrwać – mówi Michał Lubina.

Z gazem sytuacja jest inna. – Utrata rynku europejskiego jest nie do zastąpienia, a eksport w tym roku spadnie nawet o 70 proc. – zauważa w rozmowie z „Plusem Minusem” dr Władisław Inoziemcew, znany niezależny rosyjski politolog i ekonomista.

Mimo tych problemów według opublikowanego pod koniec maja raportu niezależnego fińskiego think tanku Center of Research on Energy and Clean Air rosyjskie dochody ze sprzedaży ropy po grudniowym spadku związanym z wprowadzeniem przez państwa G7 i UE limitu cenowego, wynoszącego 60 dol. za baryłkę, znów zaczęły wzrastać. Jak zauważa Agencja Reutera, dzieje się tak m.in. dlatego, że Chiny i Indie płacą za surowiec więcej, niż zakładają zachodnie ograniczenia.

Chińska przyjaźń ma jednak swoje granice. Państwo Środka z obawy przed zachodnimi sankcjami wciąż ma powstrzymywać się przed wysyłaniem Rosjanom broni. Pekin mimo nagabywań ze strony Putina nie zwiększa też importu rosyjskich zbóż, co pozwoliłoby Kremlowi zyskać dodatkowe fundusze.

Tanio? Kupujemy

Drugim państwem na świecie po Chinach, które kupuje najwięcej surowców z Rosji, są Indie. Relacje łączące New Delhi i Moskwę sięgają jeszcze czasów zimnej wojny, gdy Indie stały na czele tzw. ruchu państw niezaangażowanych. Oba kraje krytykowały wówczas system kolonialny. – Od tego czasu nawiązały też relacje związane z przemysłem obronnym. Obecnie 65 proc. indyjskiego sprzętu wojskowego pochodzi z Rosji. Stąd też New Delhi stara się utrzymywać kontakty z Kremlem, mimo że ma też coraz bliższe relacje ze Stanami Zjednoczonymi – mówi „Plusowi Minusowi” prof. Harsh Pant, indyjski ekspert ds. międzynarodowych z King’s College London. Z powodu wojny Rosja nie dostarczyła jednak zamówionych przez Indie wyrzutni systemu S-400, co podważa jej wiarygodność.

Po inwazji wzrósł indyjski import rosyjskiego gazu, węgla i ropy. Ponieważ Moskwa została zmuszona do udzielania dużych rabatów na sprzedaż surowców, Indie, które przed konfliktem kupowały zaledwie 68 tys. baryłek ropy dziennie, teraz kupują ich ponad 2 mln. Do tej pory Hindusi płacili za surowce w rupiach, co stwarzało dla Kremla problemy, bo nie mógł nimi obracać na moskiewskiej giełdzie i przeliczać ich na ruble. Ostatnio jednak New Delhi miała zacząć przeprowadzać część transakcji w chińskich juanach, co jest dla Rosji ułatwieniem. Rząd premiera Narendry Modiego nigdy wprost nie potępił ataku na Ukrainę i nie dołączył się do zachodnich sankcji. Podczas głosowań w ONZ dotyczących Kremla Hindusi wstrzymują się od głosu. – Indie w obliczu trudnych relacji z Chinami i napiętej sytuacji na granicy nie mogą sobie pozwolić na antagonizowanie Rosji – podsumowuje prof. Pant.

W Azji Władimir Putin może liczyć również na Mjanmę/Birmę oraz Koreę Północną. – Kreml popierał juntę (birmańską – red.) jako jedno z niewielu państw na świecie, ale bez zbytniego zaangażowania. Teraz to się zmieniło i kraj stał się jednym z najbliższych sojuszników Rosji. Jeśli junta ostatecznie wygra wojnę domową w Birmie, Kreml zyska w regionie taką drugą Syrię – ocenia Lubina.

Pjongjang z kolei uznał nielegalne referenda przeprowadzone w czterech regionach Ukrainy i dostarcza Moskwie amunicję oraz zimowe mundury. Dobre relacje z Kremlem utrzymuje również Wietnam.

Co do byłych radzieckich republik w Azji Centralnej, nigdy nie poparły one rosyjskiej inwazji. Na forum ONZ, gdy mowa o potępieniu Moskwy, wstrzymują się jednak od głosu. Część z nich, jak np. Kirgistan, transportuje do Rosji towary z krajów zachodnich i azjatyckich, których Moskwa w wyniku sankcji nie może legalnie kupić.

Wytyczanie strefy wpływów

Inwazja na Ukrainę nie doprowadziła do izolacji Kremla na Bliskim Wschodzie. Najbliższym sojusznikiem Moskwy w regionie jest Syria pod rządami Baszara Asada. Jego reżim nie utrzymałby się, gdyby nie rosyjska interwencja w wojnie domowej w 2015 r. W ONZ Syria zawsze głosuje po linii Kremla. Pozwala także Rosji utrzymywać stały przyczółek polityczny i militarny w regionie.

Antyamerykanizm i zachodnie sankcje zbliżyły do siebie Moskwę i Teheran. Iran sprzedaje Rosjanom drony Shahed, które ci masowo wykorzystują do ataków na infrastrukturę cywilną w Ukrainie. Dostarcza także amunicję i pociski artyleryjskie. Rosja sprzedaje z kolei ropę i wspiera ajatollahów w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Iran ma także szukać pomocy Moskwy w kwestii produkcji paliw rakietowych, którą ograniczają sankcje. Dużo bardziej skomplikowane relacje Kreml utrzymuje z Ankarą. Z jednej strony Turcja w ostatnim czasie zbliżyła się do Zachodu, deklarując m.in. poparcie dla członkostwa Ukrainy w NATO, z drugiej zaś wciąż kupuje od Rosji ropę oraz nie nałożyła na nią sankcji. Jest też otwarta na rosyjskich turystów, którzy mają utrudniony dostęp do Europy.

– Erdogan, żeby manifestować swoją siłę, musi być aktywny na Kaukazie Południowym, a to wymaga rozmów z Rosją. Podobnie wygląda sytuacja z Syrią. USA czy UE nie godzą się na wytyczenie stref wpływów w tym regionie, a Moskwa jak najbardziej. Kreml daje też Turcji zarobić, bo znaczną część projektów budowlanych w Rosji wykonywały i nadal wykonują tureckie firmy – podkreśla dr Sadłowski.

Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie, mimo że na forum ONZ głosowały przeciwko Rosji, to w ramach balansowania między Wschodem a Zachodem starają się z nią utrzymywać dobre relacje. Rijad i Abu Zabi, by wesprzeć Moskwę, ograniczyły wydobycie ropy, co spowodowało wzrost jej cen, a pośrednio zwiększyło wpływy do rosyjskiego budżetu. Pomagają też obchodzić część sankcji.

Osiem afrykańskich podróży

W przypadku Afryki Rosja stara się zrealizować trzy główne cele. – Przede wszystkim chodzi o zyskanie przyczółku na kontynencie poprzez ustanowienie obecności militarnej w regionie. Akcentując swoją obecność na Czarnym Lądzie, Kreml pokazuje też, że nie jest pariasem, a z jego interesami trzeba się liczyć. Niechęć wielu afrykańskich liderów, by potępić inwazję na Ukrainę, jest tego namacalnym dowodem. Wreszcie Rosja chce zmienić globalny porządek oparty na systemie ONZ, gdzie szanuje się integralność terytorialną i praworządność, na taki oparty na transakcyjności relacji – wyjaśnia „Plusowi Minusowi” dr Joseph Siegle, dyrektor Afrykańskiego Centrum Studiów Strategicznych w Waszyngtonie.

Współpracując z częścią afrykańskich przywódców, Rosjanie zyskują też dostęp do cennych surowców, takich jak złoto i diamenty, dzięki czemu mają fundusze na prowadzenie wojny. Głównym narzędziem realizacji tych celów jest Grupa Wagnera. – Najemnicy znajdują się w Libii, Republice Środkowoafrykańskiej, Sudanie oraz Burkina Faso. Pomagają przywódcom tych krajów utrzymywać władzę, dzięki czemu Moskwa zwiększa swoje wpływy – zauważa dr Siegle.

Rosja wykorzystuje również propagandę i dezinformację, by rozpalać na kontynencie antyzachodnie resentymenty oraz prowadzić dyplomatyczną ofensywę. Od początku ataku na Ukrainę szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow aż osiem razy latał do Afryki. Te działania przynoszą wymierne korzyści. W ONZ w ostatnim głosowaniu potępiającym Moskwę 15 państw z Afryki wstrzymało się od głosu.

Kreml zarabia także na sprzedaży pszenicy, swojej i tej ukradzionej Ukrainie. Rosja jest jej głównym dostawcą m.in. dla Egiptu, Algierii i Sudanu. Amerykański Departament Rolnictwa szacuje, że w sezonie 2022/2023 Kreml łącznie wyeksportował rekordowe 45 mln ton pszenicy. Rosjanie sprzedają również ropę, która trafia do Nigerii, Tunezji i Libii.

Moskwa utrzymuje też bliskie relacje z Etiopią oraz RPA. Ostatnio w Petersburgu zorganizowano szczyt Rosja–Afryka, w którym uczestniczyli przywódcy 17 państw kontynentu. Trzeba jednak zauważyć, że cztery lata wcześniej było ich 43. W trakcie spotkania Putin obiecał najbardziej potrzebującym krajom afrykańskim dostawy zboża, które ma zastąpić to ukraińskie blokowane przez Rosjan. Jednocześnie, jak zauważa Politico, deficyt zboża na rynkach może bardziej uzależnić część państw afrykańskich, jak Mali czy Burkina Faso, od Rosji i jej dostaw.

Nie ma drugiego takiego forum

W przypadku Ameryki Łacińskiej większość państw zagłosowała na forum ONZ za rezolucją wzywającą Rosję do natychmiastowego wycofania się z Ukrainy. Wiele z nich na tym jednak poprzestało. – Moskwa w Ameryce Południowej nie jest izolowana. Utrzymuje centra kultury, ambasady i izby handlowe. Działa bez żadnych restrykcji. Znaczna część krajów regionu pozostała neutralna – mówi „Plusowi Minusowi” prof. Vladimir Rouvinski, ekspert ds. polityki międzynarodowej z kolumbijskiego Uniwersytetu Icesi.

Najbliższe relacje Kreml utrzymuje z Nikaraguą, Wenezuelą i Kubą. Wszystkie te kraje łączą antyamerykanizm, kiepskie relacje z Zachodem i autorytarne rządy. Kreml niewielkim kosztem wspiera ich gospodarki, w zamian ma ich pełne poparcie na forum ONZ. Nikaragua udostępnia także swoje terytorium i porty rosyjskiej armii.

Meksyk wciąż pozostaje otwarty na rosyjskich turystów oraz oligarchów, którzy wypoczywają w Cancun. Ich jachty mogą też bezpiecznie cumować u wybrzeży kraju. Największym państwem, które nie potępiło Rosji i utrzymuje z nią relacje handlowe, jest Brazylia pod rządami Luli da Silvy, który próbuje odgrywać rolę mediatora między Moskwą a Kijowem. – Brazylia bardzo ceni sobie członkostwo w BRICS, gdzie jest razem z Rosją. Nie chce się z nią skonfliktować, bo nie ma drugiego takiego forum, gdzie tyle znaczy – dodaje prof. Rouvinski. Rosja pozostaje również ważnym dostawcą nawozów wykorzystywanych przez Brazylijczyków do upraw soi.

Przeciw anglosaskiej dominacji

Zwrot Rosji w stronę Południa każe postawić pytanie, na ile jest on trwały i jak długo Moskwa może liczyć na przychylną neutralność „globalnej większości”. Szczególnie że przy braku decydujących rozstrzygnięć na froncie Kreml stara się prowadzić tę wojnę na wyniszczenie i przeczekanie Zachodu. Nie będzie jednak w stanie tego robić bez pomocy z zewnątrz.

W przypadku Chin Rosja pogłębia swoją zależność od nich, stając się młodszym partnerem Pekinu. Wydaje się jednak, że Władimir Putin już się z tym pogodził. – W momencie buntu Prigożyna chińskie władze wydawały komunikaty popierające Putina.

Chińczycy przynajmniej publicznie są w stosunku do Moskwy bez zarzutu i nie dają jej odczuć, że jest na gorszej pozycji. Dopóki będą trzymać na wodzy swój szowinizm, będą mieli wpływ na Rosję. Obie strony znają granice tego, co jest akceptowalne dla Moskwy, i nie chcą ich przekraczać – mówi Michał Lubina.

Trwałe wydają się także rosyjskie wpływy w Afryce. Mimo buntu Grupy Wagnera wygląda na to, że Kreml nie będzie naruszał jej struktur na kontynencie i najemnicy dalej będą wykonywali swoje zadanie.

Bardziej zniuansowane mogą być przyszłe relacje z Indiami. – W dłuższym terminie wszystko zależy od tego, jak zachowa się Moskwa. Jeśli będzie coraz bardziej zbliżała się do Chin, to New Delhi będzie musiało to sobie przekalkulować. Indie już zresztą starają się zmniejszać swoje uzależnienie od Rosji, jeśli chodzi o sektor zbrojeniowy, podpisując kontrakty z USA czy Francją – zauważa prof. Pant.

Zwrot Kremla w stronę „globalnej większości” będzie trwał, dopóki Rosjanie mogą z niego coś wycisnąć. Nie stoi za nim żadna ideologiczna podbudowa. – Teoretycznie Rosjanie nigdy nie powiedzieli, że zrywają z Zachodem, ale raczej – że będą budowali globalną większość przeciwko anglosaskiej dominacji. Jeśli Zachód „zmądrzeje”, to relacje mogą zostać przywrócone. Dlatego wciąż zasadne jest pytanie, czy jest to pomysł polityczny na lata, czy tylko narzędzie na chwilę. Czy załamie się, gdy zabraknie Putina? – mówi dr Sadłowski. I dodaje: – Uważam, że ten kurs utrzyma się, dopóki trwają sankcje.

– Głównym problemem nie jest dotkliwość restrykcji, tylko gotowość rosyjskiej ludności do akceptowania rosnących kosztów wojny, a ta jest duża. Problem zacznie się, gdy standard życia spadnie np. o 20 proc. albo zacznie brakować towarów konsumpcyjnych na półkach, a na to się nie zanosi. Dlatego nie wydaje mi się, żeby środki ekonomiczne zmusiły Kreml do zakończenia wojny. Do tego potrzebne jest pokonanie Rosji na polu bitwy – prognozuje z kolei Władisław Inoziemcew.

W pierwszy weekend sierpnia w Arabii Saudyjskiej ma odbyć się szczyt dotyczący zakończenia wojny w Ukrainie. Obecność zgłosiło 30 państw w tym Polska, USA, Indie i Indonezja. W ocenie ekspertów spotkanie ma być także próbą przekonania państw globalnego Południa, by poparły zachodni punkt widzenia na wojnę w Ukrainie. Kłopot w tym, że udziału nie potwierdziły Chiny, główny sojusznik Kremla na globalnym Południu. Z kolei Meksyk odmówił udziału, jeśli na szczycie nie będzie Rosji.

Gdy w lutym 2023 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ głosowało nad rezolucją wzywającą Rosję do natychmiastowego wycofania się z Ukrainy, poparło ją 141 państw. Przeciwko było siedem, a 32, w tym Indie i Chiny, wstrzymały się od głosu. Gdyby sugerować się tylko tym wynikiem, można by uznać, że Moskwa jest na cenzurowanym. I o ile jednak zachodnie demokracje rzeczywiście zerwały z Rosją niemal wszelkie kontakty, o tyle wiele państw, szczególnie z globalnego Południa, które na forum ONZ potępiły Kreml, wciąż utrzymuje z Moskwą relacje, kierując się zasadą „business as usual”. Dzięki temu Rosjanie wciąż są w stanie pozyskiwać pieniądze, by prowadzić wojnę w Ukrainie oraz udowadniać, że wcale nie są pariasem, jak twierdzi się na Zachodzie.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi