Wina Mazurka. Nawet tu nie wchodź

Jak nie garaż z rewolucyjną gwiazdą, to impertynent niewpuszczający w drzwiach. Sklepy winiarskie budzą strach, ale nie u nas. U nas są puste.

Publikacja: 11.08.2023 17:00

Sklep The Wine Kollective w Riebeek-Kasteel

Sklep The Wine Kollective w Riebeek-Kasteel

Foto: twk

Niech was ta czerwona gwiazda nie zwiedzie, komunistów by stąd pognali. To symbol znacznie ważniejszej rewolucji, swartlandzkiej, komendant Anton – też gwiazdą przyozdobiony – jest jej ważną figurą, a jego garaż jednym z centrów rebelii. Zaczęło się kilka dobrych lat temu, kiedy grupa gniewnych winiarzy rzuciła wyzwanie Stellenboschowi, czyli stolicy afrykańskiego winiarstwa. Bo pogrążony w komercji, produkuje na masową skalę, nic do niego nie dociera, ciągle to samo, nuda i groza. Wybrali Swartland, region na północ od Kapsztadu, gdzie wielkich win nie robiono. Do czasu, jak się miało okazać.

Anton najpierw sam robił wino, ale szybko doszedł do wniosku, że lubi też wina cudze. Tak powstał The Wine Kollective – jedyny w świecie sklep, który sprzedaje wina tak bardzo lokalne, że muszą powstawać w promieniu „dwóch godzin jazdy osłem” od Riebeek-Kasteel. Anton osłem nie jeździ, ale sprzedaje wina najlepszych winiarzy z okolicy, na czele z geniuszem, Ebenem Sadie, który co roku obwoływany jest najlepszym producentem w kraju. Sprzedaje też przez internet, można spróbować.

Czytaj więcej

Wina Mazurka: Wina szwagra

Jednak Antona, choć ekscentryk jakich mało, trudno się przestraszyć. Co innego Roberto. Do toskańskiego Montisi zajeżdża się, by odpocząć na krętej drodze do Montalcino. W swej enotece Roberto wita już w drzwiach. I nie wpuszcza, tylko z surową miną egzaminuje: po co tu, czego chcą, gów…ch win nie sprzedaję, idźcie gdzie indziej, a jak ktoś poprosi o aperol, to wyrzucę za drzwi. Jeśli przejdziesz egzamin, otwierają się bramy raju, gdzie przy świetnej muzyce i w fantastycznym, pozornie niedbałym wnętrzu znajdziesz najciekawsze i najrzadsze wina naturalne z okolicy. Na miejscu i na wynos.

Wspaniali ludzie, którzy po chwili stają się twoimi najlepszymi przyjaciółmi i najżyczliwszymi doradcami, to nie u nas. U nas takie miejsca by się nie przyjęły. Polak boi się sklepu z winem, bo nie zna tych wszystkich trudnych słów, nie umie poprawnie przeczytać po francusku, nie wie do końca, czego chce, więc na pewno zostanie wyśmiany i zawstydzony. Nie będę przekonywał, że jest inaczej, zamiast tego mam prośbę – znajdźcie sklep winiarski, wejdźcie, mówiąc, że się na winach nie znacie, ale chcecie coś dobrego. I tu wyłóżcie, jak to dobro ma smakować. Albo dajcie się zaskoczyć, jak ja w Montisi.

Inaczej do końca życia będziecie kupować wino w supermarkecie lub na stacji benzynowej, kierując się ładną etykietą, i kurczowo trzymać jednego słowa, które na niej znacie. Odwagi, rewolucja nadciąga!

Niech was ta czerwona gwiazda nie zwiedzie, komunistów by stąd pognali. To symbol znacznie ważniejszej rewolucji, swartlandzkiej, komendant Anton – też gwiazdą przyozdobiony – jest jej ważną figurą, a jego garaż jednym z centrów rebelii. Zaczęło się kilka dobrych lat temu, kiedy grupa gniewnych winiarzy rzuciła wyzwanie Stellenboschowi, czyli stolicy afrykańskiego winiarstwa. Bo pogrążony w komercji, produkuje na masową skalę, nic do niego nie dociera, ciągle to samo, nuda i groza. Wybrali Swartland, region na północ od Kapsztadu, gdzie wielkich win nie robiono. Do czasu, jak się miało okazać.

Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi