Niech was ta czerwona gwiazda nie zwiedzie, komunistów by stąd pognali. To symbol znacznie ważniejszej rewolucji, swartlandzkiej, komendant Anton – też gwiazdą przyozdobiony – jest jej ważną figurą, a jego garaż jednym z centrów rebelii. Zaczęło się kilka dobrych lat temu, kiedy grupa gniewnych winiarzy rzuciła wyzwanie Stellenboschowi, czyli stolicy afrykańskiego winiarstwa. Bo pogrążony w komercji, produkuje na masową skalę, nic do niego nie dociera, ciągle to samo, nuda i groza. Wybrali Swartland, region na północ od Kapsztadu, gdzie wielkich win nie robiono. Do czasu, jak się miało okazać.
Anton najpierw sam robił wino, ale szybko doszedł do wniosku, że lubi też wina cudze. Tak powstał The Wine Kollective – jedyny w świecie sklep, który sprzedaje wina tak bardzo lokalne, że muszą powstawać w promieniu „dwóch godzin jazdy osłem” od Riebeek-Kasteel. Anton osłem nie jeździ, ale sprzedaje wina najlepszych winiarzy z okolicy, na czele z geniuszem, Ebenem Sadie, który co roku obwoływany jest najlepszym producentem w kraju. Sprzedaje też przez internet, można spróbować.
Czytaj więcej
Niejeden przez szwagra zaczął pić. Jan przez swojego został winiarzem, i to oceanicznym. Brzmi krotochwilnie, ale to szczera prawda, a wina świetne.
Jednak Antona, choć ekscentryk jakich mało, trudno się przestraszyć. Co innego Roberto. Do toskańskiego Montisi zajeżdża się, by odpocząć na krętej drodze do Montalcino. W swej enotece Roberto wita już w drzwiach. I nie wpuszcza, tylko z surową miną egzaminuje: po co tu, czego chcą, gów…ch win nie sprzedaję, idźcie gdzie indziej, a jak ktoś poprosi o aperol, to wyrzucę za drzwi. Jeśli przejdziesz egzamin, otwierają się bramy raju, gdzie przy świetnej muzyce i w fantastycznym, pozornie niedbałym wnętrzu znajdziesz najciekawsze i najrzadsze wina naturalne z okolicy. Na miejscu i na wynos.
Wspaniali ludzie, którzy po chwili stają się twoimi najlepszymi przyjaciółmi i najżyczliwszymi doradcami, to nie u nas. U nas takie miejsca by się nie przyjęły. Polak boi się sklepu z winem, bo nie zna tych wszystkich trudnych słów, nie umie poprawnie przeczytać po francusku, nie wie do końca, czego chce, więc na pewno zostanie wyśmiany i zawstydzony. Nie będę przekonywał, że jest inaczej, zamiast tego mam prośbę – znajdźcie sklep winiarski, wejdźcie, mówiąc, że się na winach nie znacie, ale chcecie coś dobrego. I tu wyłóżcie, jak to dobro ma smakować. Albo dajcie się zaskoczyć, jak ja w Montisi.