I ta Unia Europejska nie będzie im się podobała?
Jeżeli urodziliśmy się w jakichś realiach, to traktujemy je jako normalne i możemy je kontestować. Jeśli kiedyś w Polsce narodzi się autentyczny eurosceptycyzm, to stanie się to dopiero w przyszłych pokoleniach. Tak samo jak Polska Ludowa zaczęła się chwiać w posadach, gdy dorosły pokolenia w pełni ukształtowane po wojnie, kończące technika, a nie prowizoryczne zawodówki, dobrze wyedukowane, mające wyższe aspiracje i dostrzegające w miejscach pracy różne dysfunkcje. Te pokolenia nie żyły kwestią powojennego awansu cywilizacyjnego i traumy sanacyjnej biedy, tylko porównywały się do mieszkańców najbogatszych państw świata, które zaczęto odwiedzać w czasach gierkowskich.
A czy PiS, licząc na zmianę układu sił w europarlamencie na bardziej sprzyjający prawicowym rządom, ma dobrą intuicję?
Zapewne dojdzie do przetasowań, bo Europejska Partia Ludowa w wielu krajach ma problemy, a socjaldemokracja jak była sparaliżowana ideowo, tak jest nadal. Można wskazać pojedyncze kraje, np. Danię, gdzie lewica jest w stanie utrzymywać swój potencjał. Z kolei liberałowie nigdy nie byli przesadnie silni. Natomiast od tego, czy będzie mniej czy więcej prawicy w Parlamencie Europejskim, ważniejsze jest to, jak jego skład będzie odzwierciedlał mecz: Europa kontra Stany Zjednoczone. Czy górę wezmą partie jedności europejskiej czy partie transatlantyckie? Partia Giorgi Meloni ma w swoim logo płomień, który był symbolem partii postfaszystowskiej i wedle jednej z wersji nawiązuje do ognia na grobie Mussoliniego. Na listach tej partii były osoby z nazwiskiem Mussolini. Zarazem Meloni ma dobre stosunki z amerykańską liberalną administracją. To pokazuje, co jest prawdziwą stawką w tej grze. Z kolei w Niemczech to Zieloni są formacją grającą bardziej w drużynie waszyngtońskiej. To pokazuje nieadekwatność ideologicznych odniesień do realnych podziałów w Europie.
Wojna w Ukrainie sprzyja chyba bardziej drużynie transatlantyckiej?
To oczywiste. W ostatnich latach mieliśmy do czynienia niemalże z demontażem drużyny berlińsko- -brukselskiej. Mam na myśli odejście z polityki Angeli Merkel w Niemczech czy klęskę Sebastiana Kurza w Austrii. Kluczowe będą przyszłoroczne wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. W interesie Konfederacji jest powrót do władzy republikanów, bo to mogłoby legitymizować ewentualne rządy konfederatów z PiS. W obecnym układzie powstanie takiego rządu spowodowałoby jego natychmiastową międzynarodową izolację w stopniu, którego PiS do tej pory nigdy nie doświadczyło.
Zatem z tego powodu nie powstanie rząd PiS i Konfederacji?
Nie można wykluczyć, że powstanie, choć niekoniecznie od razu po wyborach. Pewnie w Konfederacji byliby chętni na stanowiska w rządzie koalicyjnym, ale jeżeli ktokolwiek w tej formacji chce odgrywać większą rolę niż działacza PiS średniego szczebla, to wie, że nie opłaca się wchodzić w taką koalicję, a już na pewno nie zaraz po wyborach. Bo z takiej koalicji nigdy by nie wyszli, gdyż większość wyborców natychmiast by od nich odpłynęła.
Dlaczego?
Ponieważ Konfederacja socjalizowała swoich wyborców w kontrze do PiS, a nie do PO. Poza tym wkrótce po wyborach parlamentarnych będą samorządowe. Jeżeli Konfederacja przez nie przejdzie i nie zbuduje struktur terenowych, utrzymanie się przez nią w polityce będzie niemal niemożliwe. Podzieli los Ruchu Palikota, formacji Pawła Kukiza itd. A wracając do podwórka międzynarodowego – znacznie ważniejsze od wyborów do europarlamentu będą wspomniane wybory w Stanach Zjednoczonych. I dopiero wtedy Konfederacja zorientuje się, po której stronie będą większe polityczne frukta i perspektywa stabilizacji oraz ewolucji ideowej, którą przejść musi. Z dziedzictwem Ruchu Narodowego i Młodzieży Wszechpolskiej nie da się na dłużej funkcjonować w polskiej polityce.
Łukasz Szumowski: Respiratory? Nawet Izrael ze swoim Mossadem nie dostał wszystkich
Najbardziej naraziłem się politykom, gdy powiedziałem, że w pandemii wybory kopertowe są formą, która gwarantuje największe bezpieczeństwo obywatelom. Moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby przedłużenie kadencji prezydenta - mówi prof. Łukasz Szumowski, szef Instytutu Kardiologii w Aninie, minister zdrowia w latach 2018–2020.
Zatem nadzieje PiS na to, że jeżeli utrzyma władzę, to po wyborach europejskich będzie mu łatwiej na arenie europejskiej, bo będzie więcej prawicy w PE, są całkowicie płonne?
Sądzę, że tak się nie stanie. Zresztą Komisja Europejska i inne instytucje europejskie są znacznie osłabione, a i tak nadal pozostają asertywne wobec Polski. W sprawie paktu migracyjnego odrzucony przez polską prawicę Viktor Orbán znowu okazał się jedynym gotowym do blokowania tych pomysłów razem z naszym rządem. To realny miernik możliwości naszego rządu w stosunkach międzynarodowych, a nie poklepywanie po plecach i zachwycanie się, ileż to czołgów Polska kupi. Wbrew temu, co się twierdzi, w wyniku wojny pozycja naszego kraju wcale nie wzrosła, tylko osłabła, bo zmalał cały potencjał Europy. A duże problemy niemieckiej gospodarki, zręcznie demontowanej przez Waszyngton, uderzają także w Polskę.
A co się wydarzy po jesiennych wyborach w Polsce? Nie będzie rządu większościowego?
Kampania trwa i nawet niewielkie przesunięcia w sondażach sporo zmieniają. Demobilizacja części wyborców PiS albo porozumienie Koalicji Obywatelskiej z jednym z ugrupowań opozycyjnych mogłyby zmienić sytuację. Wspólny start KO np. z Lewicą albo z PSL czy Szymonem Hołownią mógłby sprawić, że Platforma wskoczy na pierwsze miejsce, a to kompletnie wywróciłoby sytuację. Jeszcze przez kilka tygodni jest to możliwe. Mogę też sobie wyobrazić rząd mniejszościowy, tym bardziej że prowizorki u nas są dosyć trwałe. Doświadczenie pokazuje, że wcześniejsze wybory są ryzykiem dla tych, którzy do nich dążyli – tak było w 1993 roku, gdy Lech Wałęsa rozwiązał parlament, i tak było w 2007 roku, gdy PiS chciało wcześniejszych wyborów. Wielu posłów będzie się więc bało utraty miejsca w Sejmie i zechce popierać choćby najbardziej odległy ideologicznie rząd, byle tylko trwać i doczekać lepszych sondażowo czasów.