Ostatnio wysłuchałem kilku rozmów z „technologicznymi sygnalistami”, naukowcami zajmującymi się sztuczną inteligencją, przekonującymi, na jak bardzo straconej pozycji jesteśmy wobec tworu, który hodujemy. To słowo jest bardziej na miejscu niż „tworzymy”, gdyż na dobrą sprawę nikt nie wie, co dzieje się wewnątrz sieci neuronowych odpowiedzialnych za wszystkie generatory słów i obrazów zachwycających precyzją w naśladowaniu tworów człowieka. Dziś może jeszcze one się mylą i konfabulują, ale są jak ośmioletni geniusz, który uczy się coraz szybciej. I przyrostu jego inteligencji nie powstrzyma żadne biologiczne ograniczenie – jego mózg nigdy nie zacznie się starzeć, zawsze będzie młody, choć coraz bardziej wydajny. A co najważniejsze – nie będzie tracił nigdy czasu na nic poza nauką. Jest nerdem do nieskończonej potęgi. Nigdy się nie zakocha, nie będzie trwonił dni na drobne przyjemności, ludzkie dylematy czy obowiązki.
Czytaj więcej
W kobiecym ciele, bardziej niż w jakimkolwiek innym miejscu we Wszechświecie, odbija się rzeczywistość roli.
Ów determinizm, pewność, że AI wcześniej czy później zdetronizuje homo sapiens z pozycji dominującego na ziemskim globie gatunku, oparty jest na jednym założeniu: że od pozostałych zwierząt różni nas tylko inteligencja. Nie jesteśmy ani szybsi, ani silniejsi, ani bardziej długowieczni – przeskoczy nas jakiś lampart, słoń czy żółw z Galapagos. I w ten właśnie pokrętny sposób inwazja sztucznej inteligencji przyczyni się wcześniej czy później do wielkiego powrotu duszy na arenę publiczną.
I w ten właśnie pokrętny sposób inwazja sztucznej inteligencji przyczyni się wcześniej czy później do wielkiego powrotu duszy na arenę publiczną.
Nie ma drugiej, porównywalnej z nią, typowo ludzkiej nadwyżki. Czegoś wyłącznie naszego, jedynego i ostatniego przyczółku chroniącego naszą pozycję w świecie. Dusza to Linia Maginota człowieczeństwa; była nią zawsze, ale teraz dopiero ta jej funkcja ujawni się z całą mocą i siłą przekonywania. Jeśli tylko – i to jedno z kluczowych zadań, jakie nasz gatunek ma do wykonania – uda się nam samym przeprowadzić dowód na rzecz jej istnienia. Pod tym względem niewiele tak naprawdę zmieniło się od XIX w., okresu pierwszego zmasowanego ataku na duszę, o którym Mikołaj Bierdiajew pisał, że „były to czasy takiego upadku kultury filozoficznej, że za poważny argument przeciwko istnieniu duszy uważano fakt, iż podczas sekcji zwłok duszy nie znajdowano. Z większą słusznością można by twierdzić, że gdyby znaleziono duszę, to byłby argument na rzecz materializmu”. Jeśli istnieje jakieś laboratorium, w którym można by ją wyekstrahować, to jest nim biblioteka. Tylko powieść jest mikroskopem, pod którym można ją zobaczyć. Śledzić jej poruszenia, kurczenie się i wzrost. I jednocześnie jest to najmocniejsze kryterium, za pomocą którego można przeprowadzić podział na powieści dobre i złe. Takie, których bohaterowie posiadają duszę, ujawnia się w ich zachowaniu, decyzjach, a nawet rysach twarzy ta niezwykła tajemnica, zagadka człowieczeństwa. Oraz książki zapełnione postaciami-pochodnymi ducha swoich czasów, okoliczności, warunków społecznych czy bytowych. Te drugie może się kiedyś udać wygenerować któremuś z kolejnych wersji ChatGPT. Ale te pierwsze będzie w stanie napisać tylko ten, kto sam jest w posiadaniu duszy. Komu wszczepiono ją z zewnątrz, treść, jaką zapisano w nim nieludzką ani niesztuczną ręką.