Bogusław Chrabota: Czym grozi obecność Grupy Wagnera na granicy z Białorusią?

Wobec zgrupowania przy naszej granicy najliczniejszej prywatnej armii świata obowiązkiem rządzących Polską jest podjąć działania na rzecz bezpieczeństwa państwa. I nie chodzi tu o żadne „płoty Błaszczaka” czy inne działania pozorne.

Publikacja: 04.08.2023 12:00

Wicepremier, minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak (PiS)

Wicepremier, minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak (PiS)

Foto: Fotorzepa, Jakub Czermiński

Nie za bardzo wierzę w graniczny mur, pardon, siatkę ministra Mariusza Błaszczaka. Może być skuteczna przeciw sarnom i borsukom, ale jeśli ktoś, posiadając środki techniczne, zechce ją sforsować, nie będzie miał z tym problemów.

Do tych, co to potrafią, zaliczam nie tylko gangi przemytnicze z obu stron granicy, ale również weteranów wojennych z Grupy Wagnera, która pojawiła się ostatnio na Białorusi. To pojawienie się wagnerowców u Łukaszenki wzbudziło spore niepokoje po naszej stronie granicy. Białoruski dyktator co prawda próbuje chłodzić polskie emocje, zapewniając, że wagnerowcy nie mają agresywnych zamiarów, a ich misją jest szkolenie armii białoruskiej, ale – jak to on – lubi nas trochę podrażnić i przebąkuje o tym, jakim byliby zagrożeniem na Zachodzie.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Milan Kundera sprowadzał nas na ziemię

Emocje podgrzewają też polscy politycy. W kwestii wagnerowców zechciał się wypowiedzieć premier Mateusz Morawiecki i liczni podbijający lub chłodzący nastroje generałowie. Premier, jak to premier, kieruje się przede wszystkim logiką nadchodzącej kampanii. Wagnerowcy z tej perspektywy to fantastyczny katalizator „efektu flagi”; perspektywa niepokojów przy polskiej granicy ma konsolidować społeczeństwo wokół rządu, to jasne. Tyle że efekt ten nie może się obejść bez rozhuśtania opinii publicznej, a granie ryzykiem wojny u polskich ziem może być wyborczo przeciwskuteczne. Jeśli bowiem przesadzi się ze straszeniem, społeczeństwo może z odrazą odrzucić tych, co straszą.

To polityka. Ale są jeszcze realia. A te nie są wcale tak dziecinne, jak chcieliby niektórzy komentatorzy. Trudno laikowi oceniać realną wartość bojową najemników z Grupy Wagnera, ale prócz zwolnionych z więzień bandytów kadrę dowódczą i oficerską tej organizacji tworzą zawodowi, dobrze wyszkoleni i zahartowani w bojach byli wojskowi. To dzięki nim prywatna firma Jewgienija Prigożyna nie wyłożyła się na pierwszym zleceniu, tylko dowiodła skuteczności na wielu frontach. Owszem, walka z plemiennymi oddziałami w Republice Środkowoafrykańskiej czy masakrowanie cywilów w Syrii nie wymagają może najwyższych kwalifikacji, jednak nie można zapomnieć o tym, że wagnerowcy przez długie miesiące walczyli też w Bachmucie, a swojej karności wobec nawet najgłupszych pomysłów dowództwa dowiedli, podejmując marsz na Moskwę. Czyżby więc to byli wyłącznie dekownicy? Tego zakładać nie można.

Emocje podgrzewają też polscy politycy. W kwestii wagnerowców zechciał się wypowiedzieć premier Mateusz Morawiecki i liczni podbijający lub chłodzący nastroje generałowie. Premier, jak to premier, kieruje się przede wszystkim logiką nadchodzącej kampanii.

Na czym polega realne zagrożenie dla Polski, jakie stanowi „wojsko” Prigożyna? Na tym, że są to oddziały czysto najemnicze, w żaden sposób niepodlegające dowództwu regularnych sił zbrojnych Rosji czy Białorusi. Innymi słowy, zarówno Mińsk, jak i Moskwa w sytuacji jakiejkolwiek prowokacji ze strony tych ludzi mają prawo umyć ręce. Wagnerowcy, co już pokazał Prigożyn, mogą i potrafią działać na własną odpowiedzialność. Czy są realnym zagrożeniem dla naszych granic? W sensie strategicznym z pewnością nie, ale jeśli idzie o działania sabotażowe czy dywersyjne, nie można wykluczyć takiej aktywności. W tym sensie są perfekcyjnym aktorem w wojnie hybrydowej prowadzonej przez Rosję z Zachodem. Brak formalnej relacji między grupą i Kremlem umożliwia podejmowanie każdych działań na „osobiste ryzyko” byłego kucharza Putina. Dlatego nie można lekceważyć obecności Grupy Wagnera za polską granicą. Trzeba mieć pełną świadomość, że na Białorusi stacjonują oddziały najniebezpieczniejszej i najliczniejszej prywatnej armii świata.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Śmierć Staszka Pyjasa pozostanie mitem

Według badań IBRiS przeprowadzonych dla „Rzeczpospolitej” większość Polaków ma tego świadomość i rozumie skalę ryzyka. Niemniej to obowiązek rządzących, by podjąć działania na rzecz bezpieczeństwa państwa. I nie chodzi tu o żadne „płoty Błaszczaka” czy inne działania pozorne. Polsce potrzebny jest profesjonalny wywiad, który dostarczy informacje o potencjalnych ruchach tego zasobu zbrojnego oraz techniczne środki monitoringu; głównie satelitarne i powietrzne. Czy je posiadamy? Nie wiem, ale chętnie bym się dowiedział, czy dysponujemy na przykład odpowiednią flotą specjalnie skonfigurowanych śmigłowców. Odwieczne problemy z realizacją zamówień na specjalistyczne helikoptery podpowiadają, że w tej kwestii możemy nie być gotowi.

Ale może się mylę. Może w ukrytych hangarach stoją gotowe do startu śmigłowce wyposażone w kamery termowizyjne i masę innych niezbędnych gadżetów. Dlatego pytam wprost i w interesie opinii publicznej domagam się odpowiedzi. Bywało już tak w polskiej historii, że byliśmy zwarci i gotowi do wojny. A potem co? Potem nadchodził wrzesień.

Nie za bardzo wierzę w graniczny mur, pardon, siatkę ministra Mariusza Błaszczaka. Może być skuteczna przeciw sarnom i borsukom, ale jeśli ktoś, posiadając środki techniczne, zechce ją sforsować, nie będzie miał z tym problemów.

Do tych, co to potrafią, zaliczam nie tylko gangi przemytnicze z obu stron granicy, ale również weteranów wojennych z Grupy Wagnera, która pojawiła się ostatnio na Białorusi. To pojawienie się wagnerowców u Łukaszenki wzbudziło spore niepokoje po naszej stronie granicy. Białoruski dyktator co prawda próbuje chłodzić polskie emocje, zapewniając, że wagnerowcy nie mają agresywnych zamiarów, a ich misją jest szkolenie armii białoruskiej, ale – jak to on – lubi nas trochę podrażnić i przebąkuje o tym, jakim byliby zagrożeniem na Zachodzie.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich