Gdy następnego dnia statek wpłynął do Nowego Jorku, w przystani w Hoboken czekał dziesięciotysięczny tłum Polonii, powiewały polskie flagi i sztandary ponad 100 organizacji polonijnych z całego kraju, orkiestra grała hymny, polski i amerykański, oraz pieśń Legionów Polskich „My, Pierwsza Brygada”, statek obrzucano kwiatami, a gości witano chlebem i solą.
MS „Piłsudski” stał w porcie w Nowym Jorku cztery dni. Tak długi postój miał cel promocyjny. Na statku organizowane były dwa bankiety, na które zaproszono przedstawicieli lokalnych władz amerykańskich, dziennikarzy i tłum gości. W ciągu kilku dni ponad 12 tys. osób kupiło bilety, aby zwiedzić tę pływającą ambasadę Polski. W amerykańskiej prasie pojawiło się wiele entuzjastycznych artykułów o polskim statku i nowym połączeniu z Europą. Był też wątek polityczny. Prezydent Franklin Delano Roosevelt przyjął w Białym Domu w Waszyngtonie wiceministra skarbu Adama Koca i generała Gustawa Orlicz-Dreszera, którzy przypłynęli do Ameryki właśnie na „Piłsudskim”.
Zofia Rabcewicz robiła notatki z pobytu w Nowym Jorku. „Wrażenia piorunujące” – notowała na gorąco na firmowym papierze hotelu Ambassador, w którym mieszkała. Zwiedzanie miasta, zakupy, rejs po rzece Hudson, przyjęcia na statku, wizyty u miejscowych Polaków, ale przede wszystkim próby i audycje w radio NBC. „Tyle emocji, aż strach! Czułam się jak na egzaminie, ale wyszło dobrze. (…) Akompaniament z Radja doskonały” – notowała po jednej z pierwszych prób. Wspomniała o doskonałych recenzjach po koncercie. Zachwycała się miastem: „Obejrzałam cudowną gotycką katedrę, poszłam po najpiękniejszej 5 Avenue, najbogatsze sklepy jak w Paryżu na Rue de la Paise. Ceny zawrotne, suknia aksamitna tylko i futro bajkowe”.
Pianistka wspominała wizytę w towarzystwie zięcia Aleksandra Leszczyńskiego i córki Zofii oraz państwa Grünbaumów w domu redaktora polskiego pisma, pana Węgrzynka: „Bardzo mili ludzie, gościnni, serdeczni. Zachwycali się w pierwszym rzędzie Zosia i mną. Graliśmy w brydża, ograłam wszystkich, nawet Olka, na całe 6 zł. Potem zwiedzanie variete, jak Folies Bergère i to do 3ciej w nocy. Dzisiaj mam o 5tej Radjo, jazda na statek i o 1szej odpływamy”.
Notatki Zofii Rabcewicz z podróży MS „Piłsudskim” do Nowego Jorku znajdują się w archiwum Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina w Warszawie.
Goniąc stracony czas
Na początku 1937 roku Zofia Rabcewicz uczestniczyła w pracach jury III Konkursu Chopinowskiego. Zbliżała się wojna. Pod koniec sierpnia 1939 roku Aleksander Leszczyński został zmobilizowany. Miesiąc później zginął z rąk rosyjskich żołnierzy zastrzelony na drodze w Tomaszówce pod Włodawą. Zofia Rabcewicz wzięła na siebie ciężar przekazania tej tragicznej wiadomości córce Zofii, jego żonie. Pół roku później straciła i ją, gdy zrozpaczona kobieta umarła po udarze. Zofia Rabcewicz wojnę przeżyje, ale odejdzie krótko po jej zakończeniu, 3 września 1947.
W pierwszym roku okupacji przeprowadziła się do mieszkania córki Marii Reklewskiej przy Fałata 2. Organizowała tam koncerty fortepianowe. Od listopada 1940 do czerwca 1944 roku zagrała ich ponad 60. Informacje o nich rozchodziły się pocztą pantoflową, goście kupowali bilety, płacą za nie dowolne kwoty.
Mieszkanie składało się z czterech pokoi, trzy były w amfiladzie. W pierwszym stały dwa fortepiany. Na jednym grała Zofia Rabcewicz, na drugim akompaniowała córka Maria, również wykształcona w konserwatorium w Petersburgu.
Na koncerty przychodziło po 100–120 osób. Siedziały na krzesłach pożyczonych od sąsiadów, kanapach, na podłodze, a nawet na wannie w łazience. „Co dwa tygodnie zmieniany był bardzo bogaty program. Dzięki tym koncertom poznawałam literaturę fortepianową. Często siedziałam obok cioci Maryli i przewracałam nuty akompaniamentu. Słuchacze nie bili braw, gdyż obawiano się, że usłyszą je Niemcy, przyjdą i wszystkich zaaresztują. Wszelkie skupiska ludzi były niedozwolone” – wspominała wnuczka pianistki Zofia Minkiewicz.
Przeprowadzka na Fałata miała wymiar nie tylko praktyczny. W pierwszych dniach sierpnia 1944 roku, po wybuchu powstania, Niemcy dokonali masowych egzekucji ludności cywilnej Warszawy. Rozstrzelali wszystkich mieszkańców domu przy Marszałkowskiej, w którym mieszkała pianistka. Cała ulica płonęła. Ogień strawił także mieszkanie Zofii Rabcewicz. „Wszystko spalone, zniszczone” – pisała artystka w liście do dawnej uczennicy. Po obu stojących w salonie fortepianach zostały zgliszcza i popiół.
Portret Zofii Rabcewicz (wtedy jeszcze Poznańskiej) wykonany w Pradze w 1892 r. – dwa lata po zakończeniu nauki w konserwatorium muzycznym w Petersburgu i na rok przed ślubem z Jerzym Rabcewiczem
Foto: Jan Mulač