Architekt Mirosław Nizio: Muzeum Hołodomoru, czyli zuniwersalizować historię ludobójstwa

Nie można hierarchizować, co jest bardziej potrzebne – Muzeum Współczesne we Wrocławiu czy muzeum ks. Popiełuszki w podlaskich Okopach. To różne inwestycje, inaczej finansowane, o nieporównywalnych budżetach. O tym, że pierwsze nie powstało, a drugie jest w budowie, decyduje m.in. to, że za projektem stali ludzie zdeterminowani, dla których to ważna misja - mówi Mirosław Nizio, twórca architektury pamięci i licznych projektów muzealnych.

Publikacja: 14.07.2023 17:00

Muzeum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie (woj. świętokrzyskie) w swoim obecnym kształcie został

Muzeum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie (woj. świętokrzyskie) w swoim obecnym kształcie zostało ukończone w 2021 r. Składają się na nie abstrakcyjne formy architektoniczne, które swą ascetyczną formą mają nawiązywać do tradycyjnej architektury polskiej wsi

Foto: Grzegorz Ksel/REPORTER

Plus Minus: Niedawno kontrowersje wywołał projekt budynku Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Wielu mówiło, że ta budowla o kształcie białego, betonowego sześcianu jest toporna i brzydka. Panu się podoba?

Tak. Wydaje się, że obiekt jest uniwersalny, spójny z otoczeniem i nie próbuje ścigać się z Pałacem Kultury. I nawet tak inwazyjny materiał jak biały beton użyty jest subtelnie, warsztatowo perfekcyjnie i wydobędzie jakość obiektu.

A szerzej, jak pan ocenia polski design architektoniczny?

Nasi architekci i designerzy stają się poważnymi graczami, o czym świadczą rozstrzygnięcia znaczących konkursów, także Biennale Architektury w Wenecji. Markami są już Robert Konieczny czy Oskar Zięta. Konieczny jest uznanym projektantem przede wszystkim indywidualnej architektury mieszkaniowej, ale również autorem nagradzanych projektów publicznych. Zięta poszukuje na pograniczu rzeźby i form użytkowych. Jest też Mirosław Bałka, który krąży między pamięcią i architekturą.

Pana domeną jest tzw. architektura narracyjna i pomniki pamięci. Co to właściwie znaczy?

Staram się, żeby moje projekty były tak uniwersalne, żeby mogły oddziaływać również na przyszłe pokolenia. Niezwykle ważne jest dla mnie, żeby architektura miała przekładnię filozoficzną i edukacyjną. Głęboko osadzoną w tożsamości.

Osobistej? Polskiej?

Jestem Polakiem, wychowałem się w rodzinie katolickiej. Nadrzędne było w niej kształtowanie odpowiedzialności i tożsamości. Dziadek i pradziadek uczestniczyli w wojnach. Zarówno dziadkowie, jak i ojciec wiedzieli, co to ciężka, fizyczna praca. To wszystko dało mi nie tylko siłę, ale i wrażliwość, którą dziś wykorzystuję.

Jakie zatem przekonania i narracja stoją za pańskim projektem Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej w Markowej?

To uniwersalna opowieść mówiąca do widza językiem abstrakcji, choć dotyczy konkretnej, zamordowanej przez Niemców dziewięcioosobowej rodziny ukrywającej Żydów w czasie okupacji. Muzeum jest przykładem architektury zderzającej się z kontekstem miejsca, w którym rozegrały się tragiczne wydarzenia. Podobnie jak w przypadku Muzeum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie, na które składają się abstrakcyjne formy architektoniczne, przemawiając ascetycznym językiem nawiązującym do architektury wsi. Chodzi o wzmocnienie narracji ukazującej pacyfikację, symboliczne przedstawienie płonących chat, opisanie językiem architektury tragedii, która unicestwiła tysiące osób. W tej narracji można odnaleźć wątki dotyczące nie tylko zamordowanych czy świadków, ale i oprawców. Nie narzucam interpretacji, ale daję przestrzeń do własnych emocji, spostrzeżeń i refleksji.

Czy podobnymi ideami inspirowana jest koncepcja Muzeum Pamięci bł. ks. Jerzego Popiełuszki? Powstaje ona w Okopach na Podlasiu, czyli w środku niczego. Jaki jest sens tworzenia kolejnych takich miejsc?

Nie określam tego miejsca mianem muzeum, bo to dom pamięci ks. Popiełuszki, co wiele znaczy. Chodzi o kształtowanie tożsamości, przypominanie i utrwalanie ważnej przeszłości. Budowę zainicjowała rodzina ks. Jerzego. Obiekt zaprojektowano tak, by nie zdominował otoczenia, tylko wtopił się w nie. Ma kształt graniastosłupa nawiązującego w formie do kapliczki. Elewacja będzie wykonana z miejscowych kruszyw. Instytucja ma służyć ludziom, którzy chcą poznać życie i działalność ks. Jerzego Popiełuszki, przemyśleć, jak oddziaływał na innych, walcząc o dobro. Podziemna część projektu ma sprzyjać refleksji, być miejscem spotkań pielgrzymów.

Tworząc to miejsce, starałem się wydobyć każdy element życia księdza i przełożyć go na język architektury. Jest nawet zlokalizowana przy lesie symboliczna tama, przypominająca miejsce, w którym go zamordowano.

Do jakiego stopnia ma pan swobodę, tworząc koncepcje wystaw stałych w muzeach?

Po pierwsze, są konkursy wyłaniające najlepsze, zbieżne z oczekiwaniami zleceniodawców projekty. Po drugie, to kwestia zaufania, jakim obdarza się tworzącego projekt. Oczywiście, podstawą jest rzetelna informacja historyczna i silny merytorycznie zespół kuratorski tworzący scenariusz. W Muzeum Polin na jego podstawie mieliśmy wymyślić koncepcję architektoniczno-scenograficzną, czyli przedstawić spójną wizję całości za pomocą formy i symboli. I dopiero na tym etapie ważna była wyobraźnia. Potrzebnych było wiele spotkań, żeby znaleźć najwłaściwsze środki przekazu. A wszystko to, by wywołać silne emocje u oglądających.

Jak pan myśli, co przesądziło o tym, że to pan został wybrany do współpracy nad powstającym właśnie w Kijowie Muzeum Hołodomoru, czyli ukraińskiego Wielkiego Głodu?

Bo zrobiliśmy wiele dla tożsamości i historii Polski? Wydaje mi się, że potrafię oddać w swoich projektach wartości ważne także dla innych kultur. W naszym kraju dobrze wiemy, jak ważna jest pamięć o historii i czym jest trauma po ludobójstwach. Poprowadzenie narracji na tak trudny temat to nie tylko kwestia kreatywności, ale też odpowiedniej edukacji. Doświadczenie przy podobnych projektach dało mi nie tylko odporność psychiczną, lecz również nauczyło niezbędnej wrażliwości. Koncepcja budowy Muzeum Hołodomoru dojrzewała we mnie i w zespole bardzo długo, bo rzecz nie polega na tym, żeby opowiedzieć tylko tę konkretną historię ludobójstwa z lat 30. XX wieku, ale by ją zuniwersalizować.

Czytaj więcej

Wojciech Włodarczyk: Mamy kłopot ze sztuką współczesną

Czyli nie chodzi tylko o stawianie pomnika?

Trzeba szukać wszechstronnych formuł, sposobów podtrzymywania pamięci, tworzyć przestrzenie przekazujące wartości, w których będziemy mogli się przejrzeć niezależnie od kraju pochodzenia. W przypadku muzeów, o których mówimy, do lat 80. nie powstawały w Polsce żadne takie instytucje. Widzieliśmy tylko tradycyjne pomniki pamięci. Na przykład w Michniowie, w którym jest dziś Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich, były tylko krzyże. Miały, oczywiście, wartość dla pamięci, ale nie poszerzały wiedzy o tym masowym mordzie na ludności cywilnej. Dlatego właśnie potrzebne są instytucje, które służą nie tylko pamięci, ale i edukacji. Narracja michniowskiego muzeum opowiada o wartościach.

Nie czuje się pan zaszufladkowany jako architekt od pamięci i tożsamości?

To może przypomnę, że jestem też m.in. autorem projektu rewitalizacji Starej Kopalni w Wałbrzychu czy Galerii Sztuki Starożytnej w warszawskim Muzeum Narodowym. Teraz startuję w międzynarodowym konkursie na stworzenie ważnego muzeum, które nie jest o pamięci i tożsamości – obowiązuje mnie klauzula poufności, więc nie mogę ujawnić szczegółów.

Nie zniechęcił się pan swoim doświadczeniem wygranego konkursowego projektu na Muzeum Współczesne we Wrocławiu, który jednak się nie urzeczywistnił?

Wrocławski konkurs miał rozstrzygnięcie 14 lat temu. W projekcie ważny był kontekst miejsca, muzeum miało być usytuowane opodal Panoramy Racławickiej oraz Muzeum Architektury. Wizja pozostała na papierze, mimo że zyskała aprobatę, wiele wyróżnień i pozwolenie na budowę. Została wstrzymana z prozaicznego powodu – zabrakło finansowania na realizację. Muzeum Współczesne jest miejską, samorządową instytucją kultury, a w tym samym czasie we Wrocławiu miały miejsce ważne wydarzenia sportowe, które pochłonęły więcej budżetu niż planowano. Wydawało się, że po kilku latach projekt zostanie wznowiony, bo – zgodnie z prawem – można było go realizować w ciągu trzech lat od rozstrzygnięcia konkursu. Tak się jednak nie stało. Jak nie ma dyrektora, który ma inicjatywę i konsekwencję – nie ma nowej siedziby. Mam jednak nadzieję, że w przyszłości doczekamy się realizacji tego projektu, gdyż potrzeba jego powstania jest ogromna.

Jak pan ocenia, że na budowę muzeum Popiełuszki pieniądze są, a nie ma na budowę Muzeum Współczesnego?

Nie można hierarchizować, co jest bardziej potrzebne. To różne inwestycje. Muzeum Współczesne miało być finansowane przez instytucje publiczne, a muzeum ks. Popiełuszki powstaje ze środków publiczno-prywatnych. MW miało też kosztować nieporównywalnie więcej. Szukanie pieniędzy, sponsorów na realizację muzeum ks. Popiełuszki trwało wiele lat, ale stali za nim ludzie zdeterminowani, by stało się faktem. Podobnie było w przypadku Muzeum Polin, też powstającego kilkanaście lat, bo budowa była wstrzymywana, gdy brakowało funduszy. Takie projekty mają szansę powodzenia, kiedy zabiegają o nie ludzie, dla których jest to ważna misja, nie robią tego z krótkotrwałych pobudek politycznych.

Studia kończył pan w Nowym Jorku, a potem pracował pan tam przez kilkanaście lat. Skąd decyzja o powrocie?

Najpierw powiem, dlaczego wyjechałem. Po ukończeniu pięcioletniego liceum plastycznego w Nałęczowie dającego wszystkie narzędzia, żeby być malarzem, dostałem się na architekturę wnętrz w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Kiedy po trzech latach uznałem, że te studia są dla mnie niewystarczające, przeniosłem się do Nowego Jorku, by kontynuować naukę w Fashion Institute of Technology. Pracę magisterską zrobiłem z rewitalizacji i odbudowy Teatru La MaMa na dolnym Manhattanie. To teatr legenda, więc tym większa była moja satysfakcja. Ale po 13 latach wróciłem do Polski.

Miał pan w Nowym Jorku kiepską pracę?

Nie powiedziałbym. Jestem osobą, która dąży do celu, ciężko na to pracując. W Nowym Jorku robiłem ciekawe rzeczy i wspiąłem się wysoko – mając niespełna 40 lat, byłem topowym design directorem w dużej 60-osobowej firmie. Pracowałem w centrum miasta, na Manhattanie, na 34. ulicy. Poznawałem różnych ludzi, to mi służyło, było energetyczne. Kreowałem biura dla deweloperów, dużych firm inwestycyjnych, a także wykonywałem rewitalizacje starych mebli. Dowiedziałem się tam, jak tworzyć dobrą architekturę wnętrz i meble, jak aranżować przestrzeń, dobierać materiały. Wszystko to spowodowało, że posiadłem dużą wiedzę nie tylko na poziomie artystycznym, ale i biznesowym.

A mimo to pan wrócił.

Zacząłem odczuwać tęsknotę za Polską. Mieszkała tam cała moja rodzina, w tym matka i ojciec. Pomyślałem też, że moje kreatywne umiejętności mogą się okazać przydatne na miejscu. Jednak, kiedy przyjechałem do ojczyzny na trzytygodniowe wakacje, nie sądziłem, że już zostanę. Zdecydowało życie – w czasie mojego pobytu w Polsce w 2001 r. miał miejsce zamach na World Trade Center. Postanowiłem zostać na jakiś czas, chociaż oferty pracy w zagranicznych firmach w Polsce, jakie otrzymywałem, nie były dla mnie satysfakcjonujące.

Nie doceniano pańskich kwalifikacji?

Jeśli patrzeć na proponowane mi wynagrodzenie – nie doceniano.

I co pan zrobił?

Założyłem małe biuro projektowe w Warszawie. Spotkałem też moich kolegów z czasów ASP: Jarka Kłaputa i Darka Kunowskiego. Była między nami symbioza, utworzył się zespół. W tamtym czasie ogłoszono konkurs na projekt ekspozycji stałej w Muzeum Powstania Warszawskiego. Przystąpiliśmy do niego. Projekt powstawał w pomieszczeniu, w którym teraz rozmawiamy, a obecnie znajduje się moja galeria. Wtedy tu spałem i tutaj też pracowaliśmy. Dobrze pamiętam tamtą energię, żywioł, niekończące się nocne narady. Wygraliśmy i kiedy zapytano mnie, czy jestem w stanie zrealizować ten projekt, odpowiedziałem twierdząco. Nie na wyrost, bo oprócz tego, że jestem architektem, to także rzemieślnikiem z rodziny stolarzy. Zaczęło się wędrowanie po składach starych rzeczy, stali i innych materiałów. Potem poszło już samo. Wystawę zbudowaliśmy siłą własnych rąk. To nas wprowadziło w inny świat, a finalnie doprowadziło do miejsca, w którym jestem dzisiaj.

Czyli kolejne propozycje były konsekwencją tamtej udanej ekspozycji?

Jeszcze w czasie pracy nad nią dostałem ofertę przygotowania wystawy stałej w Muzeum – Miejscu Pamięci w Bełżcu prezentującym historię tamtejszego obozu zagłady. Działałem we współpracy z firmą z Waszyngtonu. Oni również dostrzegli moją dojrzałość i doświadczenie, powierzając mi rolę swojego partnera przy budowaniu ekspozycji.

Co jest dla pana najważniejsze w projektowaniu?

By tworzyć przestrzenie, które mają znaczenie nie tylko edukacyjne, ale służą ścieraniu się i odkrywaniu prawdy czy tożsamości, również z punktu widzenia radości, którą niosą. Tak jak w przypadku Interaktywnego Centrum Bajki i Animacji w Bielsku-Białej, którego budynek powstaje na podstawie mojego projektu. Aspekty emocjonalne są istotniejsze niż pobudki finansowe. Stworzyłem w Polsce swój własny Nowy Jork – przestrzenie, które wykreowałem z potrzeby serca.

To zgodne ze światowymi trendami?

Autorytetem jest dla mnie szwajcarski architekt Peter Zumthor, laureat wielu prestiżowych nagród architektonicznych. Jest znany ze swojego projektowego minimalizmu łączącego tradycję z nowoczesnością. Bliski jest mi jego szacunek do miejsca i lokalnych materiałów. Ja również staram się w każdym projekcie tworzyć przestrzenie, dla których fundamentem jest filozofia powstającego miejsca. Podobnie jak Zumthor mam autorską pracownię, wyznaczam kierunki dla projektantów. Zatrudniam 26 osób podzielonych na zespoły tworzące różne projekty. W tej chwili jest ich sporo: rewitalizacja Radiostacji Gliwice, projekt Centrum Folkloru Województwa Łódzkiego w Sieradzu czy projekt Centrum Ogrody Animacji im. Marii Konopnickiej w Bronowie. Mam też zespół graficzny i merytoryczny.

Liczy pan w przyszłości na Nagrodę Pritzkera?

Ona pokazuje, w jakim kierunku zmierza świat – cywilizacyjnym, architektonicznym, technologicznym. Jej laureatami są ci, którzy poprzez swoją sztukę, talent i wizjonerstwo wzbogacają otoczenie człowieka.

Czyli to wyróżnienie pokazujące, co staje się modne.

Raczej jakie są trendy i co z nich można wziąć dla siebie. Chcę iść z duchem czasu. Ale co ważne, zabieram się do projektów tylko wtedy, gdy jestem przekonany, że mają sens i wartość.

To dlaczego podjął się pan projektowania apartamentowca w Bydgoszczy?

Nie został wykończony według mojego projektu, więc się z nim nie utożsamiam. Zderzyłem się z niewłaściwymi inwestorami.

Oprócz pracowni ma pan też fundację, galerię…

Kiedy wróciłem do Polski, istotne było znalezienie odpowiedniego miejsca. Agencja, którą wynająłem, zaproponowała tę przestrzeń – początkowo miałem opory, bo lokal znajduje się na warszawskiej Pradze. Ale przez tych 13 lat mojej nieobecności dzielnica się zmieniła. Osobiście zrewitalizowałem te przestrzenie, przywracając im wygląd z początku wieku i postanowiłem otworzyć galerię dla interdyscyplinarnych działań, otwartą na ludzi. Kiedy zaczęły przychodzić zlecenia, wyprowadziłem się na piętro, więc można powiedzieć, że coraz bardziej się tu zadomawiam. Po wybuchu wojny w Ukrainie, znalazło tu nocleg 30 uchodźców, odbywały się tu warsztaty dla ukraińskich dzieci. Galeria Nizio jest miejscem do debat i spotkań. Przyjmujemy znakomitych gości z kraju i zagranicy, ostatnio odbywały się tu spotkania z czołowymi polskimi architektami. Ta przestrzeń ma wzmacniającą energię, która łączy ludzi.

Jest pan nie tylko architektem, ale sprawnym biznesmenem – współwłaścicielem trzech restauracji.

Po pandemii została tylko jedna – KLONN w parku Ujazdowskim. Rozbudowałem ją o szklany pawilon, zaaranżowałem ogród. Bywam w niej przynajmniej dwa razy w tygodniu, lubię spotykać się tam z gośćmi i klientami. A biznesowe zdolności są u nas rodzinne. Widocznie w naszych genach mamy radość tworzenia tak dla siebie, jak i dla innych.

Czytaj więcej

„Galeria szaleńca”: Alternatywna historia sztuki

W rodzinnym Biłgoraju coś pan stworzył?

Po przyjeździe z Nowego Jorku dostałem propozycję wykreowania tam rekonstruowanego Miasteczka Kresowego. Zrobiłem to z odtworzeniem synagogi z Wołpy włącznie. W jakiejś części centrum powstało, ale, niestety, główny inwestor zrezygnował i wszystko zamarło.

Z której swojej realizacji jest pan najbardziej zadowolony?

ZMuzeum Powstania Warszawskiego, bo była pierwszą ważną, otwierającą kolejne drzwi. Mauzoleum w Michniowie jest z kolei projektem kompleksowo odzwierciedlającym wszystkie aspekty, które muzeum pamięci powinno ująć, to jest architekturę, wnętrze, historię i narrację. Jest jeszcze jeden ważny dla mnie, choć dotąd niezrealizowany projekt: instalacja architektoniczno-przestrzenna „Kamienne Piekło”, poświęcona dziesiątkom tysięcy więźniów obozu koncentracyjnego KL Gross-Rosen. Zaprojektowany monument miał stać się manifestem i moją wizją tego, jak powinniśmy interpretować pamięć – subtelnie, ale z przekazem. Ta przestrzeń kamieniołomów z II wojny światowej stała się miejscem na pograniczu rzeźby i architektury. Realizacja została, niestety, wstrzymana z przyczyn niezależnych. Mam nadzieję, że przyjdzie moment, kiedy powstanie.

Mirosław Nizio

Architekt, rzeźbiarz i mecenas kultury. Pochodzi z Biłgoraja, studiował w Nałęczowie, Warszawie i Nowym Jorku, gdzie pracował przez kilka lat. Od 2002 r. na stałe w Polsce, otworzył w stolicy biuro projektowe. Jest autorem licznych projektów muzealnych i architektury pamięci, m.in. wystawy stałej w Muzeum Powstania Warszawskiego, ekspozycji w Muzeum Historii Żydow Polskich POLIN, a także budynków Muzeum Polaków ratujących Żydów na Podkarpaciu im. Rodziny Ulmów oraz Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie. Obecnie jego pracownia współtworzy koncepcję powstającego Narodowego Muzeum Ofiar Hołodomoru-Ludobójstwa w Kijowie.

Plus Minus: Niedawno kontrowersje wywołał projekt budynku Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Wielu mówiło, że ta budowla o kształcie białego, betonowego sześcianu jest toporna i brzydka. Panu się podoba?

Tak. Wydaje się, że obiekt jest uniwersalny, spójny z otoczeniem i nie próbuje ścigać się z Pałacem Kultury. I nawet tak inwazyjny materiał jak biały beton użyty jest subtelnie, warsztatowo perfekcyjnie i wydobędzie jakość obiektu.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Tomasz Terlikowski: Śniła mi się dymisja arcybiskupa oskarżonego o tuszowanie pedofilii
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje