Nie doceniano pańskich kwalifikacji?
Jeśli patrzeć na proponowane mi wynagrodzenie – nie doceniano.
I co pan zrobił?
Założyłem małe biuro projektowe w Warszawie. Spotkałem też moich kolegów z czasów ASP: Jarka Kłaputa i Darka Kunowskiego. Była między nami symbioza, utworzył się zespół. W tamtym czasie ogłoszono konkurs na projekt ekspozycji stałej w Muzeum Powstania Warszawskiego. Przystąpiliśmy do niego. Projekt powstawał w pomieszczeniu, w którym teraz rozmawiamy, a obecnie znajduje się moja galeria. Wtedy tu spałem i tutaj też pracowaliśmy. Dobrze pamiętam tamtą energię, żywioł, niekończące się nocne narady. Wygraliśmy i kiedy zapytano mnie, czy jestem w stanie zrealizować ten projekt, odpowiedziałem twierdząco. Nie na wyrost, bo oprócz tego, że jestem architektem, to także rzemieślnikiem z rodziny stolarzy. Zaczęło się wędrowanie po składach starych rzeczy, stali i innych materiałów. Potem poszło już samo. Wystawę zbudowaliśmy siłą własnych rąk. To nas wprowadziło w inny świat, a finalnie doprowadziło do miejsca, w którym jestem dzisiaj.
Czyli kolejne propozycje były konsekwencją tamtej udanej ekspozycji?
Jeszcze w czasie pracy nad nią dostałem ofertę przygotowania wystawy stałej w Muzeum – Miejscu Pamięci w Bełżcu prezentującym historię tamtejszego obozu zagłady. Działałem we współpracy z firmą z Waszyngtonu. Oni również dostrzegli moją dojrzałość i doświadczenie, powierzając mi rolę swojego partnera przy budowaniu ekspozycji.
Co jest dla pana najważniejsze w projektowaniu?
By tworzyć przestrzenie, które mają znaczenie nie tylko edukacyjne, ale służą ścieraniu się i odkrywaniu prawdy czy tożsamości, również z punktu widzenia radości, którą niosą. Tak jak w przypadku Interaktywnego Centrum Bajki i Animacji w Bielsku-Białej, którego budynek powstaje na podstawie mojego projektu. Aspekty emocjonalne są istotniejsze niż pobudki finansowe. Stworzyłem w Polsce swój własny Nowy Jork – przestrzenie, które wykreowałem z potrzeby serca.
To zgodne ze światowymi trendami?
Autorytetem jest dla mnie szwajcarski architekt Peter Zumthor, laureat wielu prestiżowych nagród architektonicznych. Jest znany ze swojego projektowego minimalizmu łączącego tradycję z nowoczesnością. Bliski jest mi jego szacunek do miejsca i lokalnych materiałów. Ja również staram się w każdym projekcie tworzyć przestrzenie, dla których fundamentem jest filozofia powstającego miejsca. Podobnie jak Zumthor mam autorską pracownię, wyznaczam kierunki dla projektantów. Zatrudniam 26 osób podzielonych na zespoły tworzące różne projekty. W tej chwili jest ich sporo: rewitalizacja Radiostacji Gliwice, projekt Centrum Folkloru Województwa Łódzkiego w Sieradzu czy projekt Centrum Ogrody Animacji im. Marii Konopnickiej w Bronowie. Mam też zespół graficzny i merytoryczny.
Liczy pan w przyszłości na Nagrodę Pritzkera?
Ona pokazuje, w jakim kierunku zmierza świat – cywilizacyjnym, architektonicznym, technologicznym. Jej laureatami są ci, którzy poprzez swoją sztukę, talent i wizjonerstwo wzbogacają otoczenie człowieka.
Czyli to wyróżnienie pokazujące, co staje się modne.
Raczej jakie są trendy i co z nich można wziąć dla siebie. Chcę iść z duchem czasu. Ale co ważne, zabieram się do projektów tylko wtedy, gdy jestem przekonany, że mają sens i wartość.
To dlaczego podjął się pan projektowania apartamentowca w Bydgoszczy?
Nie został wykończony według mojego projektu, więc się z nim nie utożsamiam. Zderzyłem się z niewłaściwymi inwestorami.
Oprócz pracowni ma pan też fundację, galerię…
Kiedy wróciłem do Polski, istotne było znalezienie odpowiedniego miejsca. Agencja, którą wynająłem, zaproponowała tę przestrzeń – początkowo miałem opory, bo lokal znajduje się na warszawskiej Pradze. Ale przez tych 13 lat mojej nieobecności dzielnica się zmieniła. Osobiście zrewitalizowałem te przestrzenie, przywracając im wygląd z początku wieku i postanowiłem otworzyć galerię dla interdyscyplinarnych działań, otwartą na ludzi. Kiedy zaczęły przychodzić zlecenia, wyprowadziłem się na piętro, więc można powiedzieć, że coraz bardziej się tu zadomawiam. Po wybuchu wojny w Ukrainie, znalazło tu nocleg 30 uchodźców, odbywały się tu warsztaty dla ukraińskich dzieci. Galeria Nizio jest miejscem do debat i spotkań. Przyjmujemy znakomitych gości z kraju i zagranicy, ostatnio odbywały się tu spotkania z czołowymi polskimi architektami. Ta przestrzeń ma wzmacniającą energię, która łączy ludzi.
Jest pan nie tylko architektem, ale sprawnym biznesmenem – współwłaścicielem trzech restauracji.
Po pandemii została tylko jedna – KLONN w parku Ujazdowskim. Rozbudowałem ją o szklany pawilon, zaaranżowałem ogród. Bywam w niej przynajmniej dwa razy w tygodniu, lubię spotykać się tam z gośćmi i klientami. A biznesowe zdolności są u nas rodzinne. Widocznie w naszych genach mamy radość tworzenia tak dla siebie, jak i dla innych.
W rodzinnym Biłgoraju coś pan stworzył?
Po przyjeździe z Nowego Jorku dostałem propozycję wykreowania tam rekonstruowanego Miasteczka Kresowego. Zrobiłem to z odtworzeniem synagogi z Wołpy włącznie. W jakiejś części centrum powstało, ale, niestety, główny inwestor zrezygnował i wszystko zamarło.
Z której swojej realizacji jest pan najbardziej zadowolony?
ZMuzeum Powstania Warszawskiego, bo była pierwszą ważną, otwierającą kolejne drzwi. Mauzoleum w Michniowie jest z kolei projektem kompleksowo odzwierciedlającym wszystkie aspekty, które muzeum pamięci powinno ująć, to jest architekturę, wnętrze, historię i narrację. Jest jeszcze jeden ważny dla mnie, choć dotąd niezrealizowany projekt: instalacja architektoniczno-przestrzenna „Kamienne Piekło”, poświęcona dziesiątkom tysięcy więźniów obozu koncentracyjnego KL Gross-Rosen. Zaprojektowany monument miał stać się manifestem i moją wizją tego, jak powinniśmy interpretować pamięć – subtelnie, ale z przekazem. Ta przestrzeń kamieniołomów z II wojny światowej stała się miejscem na pograniczu rzeźby i architektury. Realizacja została, niestety, wstrzymana z przyczyn niezależnych. Mam nadzieję, że przyjdzie moment, kiedy powstanie.
Mirosław Nizio
Architekt, rzeźbiarz i mecenas kultury. Pochodzi z Biłgoraja, studiował w Nałęczowie, Warszawie i Nowym Jorku, gdzie pracował przez kilka lat. Od 2002 r. na stałe w Polsce, otworzył w stolicy biuro projektowe. Jest autorem licznych projektów muzealnych i architektury pamięci, m.in. wystawy stałej w Muzeum Powstania Warszawskiego, ekspozycji w Muzeum Historii Żydow Polskich POLIN, a także budynków Muzeum Polaków ratujących Żydów na Podkarpaciu im. Rodziny Ulmów oraz Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich w Michniowie. Obecnie jego pracownia współtworzy koncepcję powstającego Narodowego Muzeum Ofiar Hołodomoru-Ludobójstwa w Kijowie.