Ekologia. Gdy komfort myli się nadmiarem

Często zdziwienie budzi duża świadomość ekologiczna i społeczna zaangażowanych katolików. A przecież nie brak w chrześcijańskim nauczaniu źródeł, gdzie można znaleźć odpowiedzi na wyzwania współczesności.

Publikacja: 02.06.2023 17:00

Ekologia. Gdy komfort myli się nadmiarem

Foto: mat.pras.

Pochodzę ze wsi. Wychowałem się na gospodarstwie rodzinnym, które w dużej mierze zapewniało naszej wielodzietnej rodzinie samowystarczalność. Kiedy tam wracam po 40 latach, czuję się niepewnie. Okazuje się, że powstało nowe słowo po to, by opisać poczucie obcości w miejscu, które znaliśmy, ale które zmieniło się radykalnie. Gdy wymierają znajome rośliny, lato jest zupełnie inne, pogoda ekstremalna. Gdy krajobraz zostaje zrujnowany wycinką lasu, pożarem, kopalnią odkrywkową. Gdy siatkę pól z ich bioróżnorodnością zastępują monokultury ciągnące się po horyzont. Czy jest to tęsknota za swojskością, sentyment?

Australijski filozof Glenn Albrecht, który wróciwszy po latach do rodzinnego Perth, zauważył masowe wymieranie eukaliptusa z powodu suszy, chyba czuł się podobnie. Na określenie owego czucia się nieswojo we własnym domu, utraty komfortu, bólu środowiskowego zaproponował w 2005 roku słowo „solastalgia”. Jest ono połączeniem członu algia, oznaczającego w łacinie „ból” (jak w „nostalgii”), z „solacium”, oznaczającym „komfort”.

Tak też się czuję, gdy obserwuję, jak gospodarowanie z miłością do ziemi wypierane jest przez agrobiznes. Najmocniej widać to w relacji do zwierząt hodowlanych. W imię zysku i „taniego mięsa” (zjadanego kilka razy dziennie) mamy świat, w którym 60 proc. wszystkich ssaków na Ziemi to zwierzęta hodowane na pokarm. Obliczono, że na każdego z ludzi przypada 30 zwierząt hodowlanych. Z kolei 59 proc. wszystkich gruntów uprawnych i jedną trzecią część świeżej wody wykorzystujemy do uprawy roślin na pasze dla nich, a także 70 proc. antybiotyków produkowanych na całym świecie przeznaczamy na użytek zwierząt hodowlanych. Okazuje się, że hodowla zwierząt stoi za ponad połową rocznych globalnych emisji gazów cieplarnianych – to więcej niż emitują wszystkie samochody, samoloty i przemysł łącznie. Nasza planeta jest więc jak ferma hodowlana.

Jak długo taki świat może funkcjonować? Czy mają rację ci, którzy opisując nadchodzącą przyszłość, używają metafory klifu? Odnosi się ona do punktu, w którym rozwój niemal niedostrzegalnie zmienia się w upadek.

Czytaj więcej

Konfederacja. Młodzi kontra żubry politycznego absurdu

Antropocen – epoka człowieka

Tymczasem antropocen, czyli czas, w którym żyjemy, zmienia naszą perspektywę w sposób zasadniczy – wszystko, co dziś czynimy, zmienia środowisko przyszłych pokoleń. To epoka człowieka i cywilizacji. Charakteryzuje ją olbrzymi rozwój nauki, technologii i gospodarki. Dostatnie, wygodne życie dla wielu, a jednocześnie szansa na dostatnie, wygodne życie dla pozostałych.

To też czas konsumpcji i eksploatacji bogactw naturalnych. Czas plastiku i betonu, odpadów i marnotrawstwa. Epoka nierówności społecznych i licznych kryzysów. Uzależnienie od energii i usług. Gdy rolnictwo zmienia się w agrobiznes, leczenie chorób zmienia się w usługi branży medycznej, a sektor finansowy dominuje nad wszystkim.

Antropocen to również epoka wielu dylematów i paradoksów. Zastanawiamy się, czy słuchać ostrzeżeń naukowców mówiących o globalnym ociepleniu i perturbacjach klimatycznych; aktywistów wołających o zaangażowanie się każdego, żebyśmy wszyscy spróbowali się uratować. Trwa poszukiwanie mądrości – zrozumienia, że życie wymaga żywej planety; że zdrowe środowisko to nie dodatek, na jaki nas stać lub nie, ale przestrzeń wokół, za którą jesteśmy odpowiedzialni; że klimat zależy też od nas, a nasze życie od klimatu.

To przyjmowanie oskarżeń o hipokryzję, że jednak konsumujemy, podróżujemy, używamy zdobyczy cywilizacji z komputerem i smartfonem na czele; że jesteśmy częścią systemu, z którym walczymy. Pamiętajmy jednak, iż oskarżenia to ulubiona metoda ataku na tych, którzy wołają o zmianę i opamiętanie się. Lepiej czynić dobro i czasem przegrywać, niż nie robić nic!

Wiemy, że często trudno uciec od nadmiaru plastiku, zbędnych opakowań, fast foodów i innego jedzenia bez wartości, transportu indywidualnego itp. Są one niejako domyślnym ustawieniem systemu gospodarki wokół nas. Żyjemy przecież w świecie realnym, nie idealnym.

Ale czy rzeczywiście nie mamy wyboru? Czy choćby w trosce o swoje zdrowie nie można wybrać porządnego, smacznego i zdrowego jedzenia, najlepiej lokalnego? Na przekór promocji oferującej produkt mięsny z masowej hodowli, w której zwierzęta nigdy nie oddychały świeżym powietrzem i nie były w stanie się rozmnażać, mają zmienione geny, jedzą okropne rzeczy oraz dostają mnóstwo antybiotyków.

Ktoś powiedział, że żyjemy w krótkim odstępie czasu pomiędzy wiatrem, jaki zasialiśmy, a burzą, którą będziemy zbierać… bo nie ma planety B, na którą można by uciec przed wyzwaniami. Wielu mówi, że nie tyle żyjemy w epoce zmian, ile znajdujemy się w sytuacji zmiany epoki.

„Czeka nas, mnie, Ciebie świat bardzo odmienny od tego, do którego się przyzwyczailiśmy. Świat, w którym będziesz żyć inaczej, niż się dziś spodziewasz, mieć inne perspektywy niż to, co planujesz, oraz kierować się innymi wartościami, niż Ci się wydaje. Ale to jedyny świat, jaki jest. Świat niebezpieczeństw i możliwości. Świat antropocenu” – pisze Dawid Juraszek, autor książek i publicysta.

Naszym dość prostym zadaniem jest pozostawić po sobie planetę zdatną do wygodnego i zrównoważonego życia, bez marnotrawstwa i odpadów. Niestety, łatwe to nie jest. Bo obok siebie żyją pokolenia obfitości i szybkiego rozwoju oraz pokolenia odpowiedzialności i zrównoważonego rozwoju. Często oskarżając się nawzajem, zwykle traktując się obojętnie.

Kościół wobec konsumpcjonizmu

A jaka w tym wszystkim jest rola Kościoła i nas – ludzi Kościoła? Odpowiedzi próbujemy udzielić w książce „Kościół w dobie antropocenu”. Szeroko pokazujemy, jak na owo zadanie odpowiada katolicki ruch ekologiczny. Niejednokrotnie zdziwienie budzi duża świadomość ekologiczna i społeczna zaangażowanych katolików. Pokazują to badania. Okazało się, że praktykujący katolicy dbanie o środowisko uznają za „obowiązek moralny” (93 proc. katolików). Wśród osób uznających temat za ważny najczęściej pojawia się – jako powód – troska o przyszłe pokolenia (94 proc.). Istotna jest też „dbałość o najbliższe otoczenie” (85 proc.), motywacja religijna (77 proc. respondentów uważa ochronę przyrody za nakaz Boży). Duża część badanych uważa, że należy dbać o klimat, by zapobiegać wzrostowi cen żywności (76 proc.).

W moim odczuciu są przynajmniej trzy przyczyny tak dobrego wyniku. Po pierwsze, to skutek naszej organicznej i wieloletniej pracy: konferencji, warsztatów, publikacji, spotkań w kościołach, klasztorach, salkach parafialnych. To nie były tylko debaty w Warszawie, Krakowie czy Gdańsku, ale szliśmy w teren. I wydaje się, że to do ludzi dociera, choć chciałoby się, by te zasięgi były lepsze.

Po drugie, te wyniki potwierdzają tezę o intuicji ekologicznej zwykłych ludzi, zwłaszcza rolników, ale też mieszkańców małych miast, którzy mają koło domu kawałek ziemi – działkę czy ogródek. Dla nich ochrona przyrody jest czymś oczywistym, podobnie jak zmiany klimatyczne, bo przecież rokrocznie odczuwają skutki m.in. suszy. Ta wyśmiewana zaściankowość czy prowincjonalność często oznacza dużo lepsze relacje z naturą niż życie w dużym mieście, w którym obserwujemy deficyt kontaktu z naturą.

A to z kolei stanowiłoby potwierdzenie – i to jest trzecia przyczyna – intuicji, które przyszły do nas wraz z papieżem Franciszkiem. Mam na myśli tzw. teologię ludu, u nas mało znaną. Lud, jako podmiot teologiczny, ma pewne intuicje – także moralne czy ekologiczne.

Na świecie nie brak katolików szukających właściwej, chrześcijańskiej odpowiedzi na wyzwania współczesności. Zapewne nieraz słyszeliśmy zachęty do oszczędnego stylu życia, słowa o solidarności z cierpiącymi z powodu katastrof i wojen, o niszczeniu harmonii świata. Pojawiają się też tematy dotyczące rezygnacji z niekoniecznych zakupów, wybierania lokalnych towarów i zdrowej żywności, zmniejszenia zużycia wody czy prądu, korzystania z transportu publicznego, związane z troską o czystość wody czy powietrza, ochroną przyrody, środowiska i klimatu. Tu przyjrzymy się propozycji papieża Franciszka – jest nią ekologia integralna.

To propozycja, która łączy ekologię człowieka, ekologię duchową, ekologię kulturową z troską o jakość ekosystemów, solidarnością wewnątrzpokoleniową i troską o ubogich oraz wykluczonych, a nawet solidarnością międzypokoleniową. Celem jest równowaga wewnętrzna (ze sobą), solidarna (z innymi ludźmi), naturalna (z istotami żywymi) i duchowa (z Bogiem). A kategoria integralności postuluje łączne ujęcie złożonych relacji społecznych, przyrodniczych i religijnych.Ekologia integralna jest naszą odpowiedzią na dysharmonię wewnątrz osoby ludzkiej, pomiędzy ludźmi, pomiędzy człowiekiem i istotami żywymi oraz człowiekiem i Bogiem. Owa nowa synteza powinna opierać się na właściwej antropologii i zasadzie dobra wspólnego, powinna szanować ludzką pracę, czerpać z najlepszych osiągnięć ekologii środowiskowej, gospodarczej i społecznej, uwzględniać ekologię kulturową miasta i osiedli ludzkich oraz style życia, które nie ulegają nadmiernemu konsumpcjonizmowi. Przeciwstawić się musimy „paradygmatowi technokratycznemu”, który wynika m.in. z fałszywego przekonania o nieskończonej dostępności dóbr naszej planety, co prowadzi do ich „wyciskania” aż do ostatecznych granic, a nawet ponad nie, za cel wystarcza mu maksymalizacja zysków, a jego skutkiem jest „obsesyjny konsumpcjonizm”.

Czytaj więcej

Bartosz Pacuła. High-end. Dlaczego potrzebujemy doskonałości

Usłyszeć krzyk Ziemi

Model ekologii integralnej dopełniony jest duchowością franciszkańską. O dążeniu do Kościoła o obliczu franciszkańskim mówił kard. Michael Czerny, szef Dykasterii ds. Integralnego Rozwoju Człowieka, inspirując się konkluzjami zgromadzenia Synodu Biskupów dla Amazonii z 2019 r. oraz dokumentami „Evangelii gaudium”, „Laudato si’” i „Fratelli tutti”. Przypomniał też słowa Chrystusa, które usłyszał św. Franciszek z Asyżu: „Idź naprawić mój Kościół, który popada w ruinę”.

I stawia ważne pytania: Czy europejski Kościół wychodzi do ludzi i jest obecny w społeczeństwie? Czy wnosi wkład w olbrzymie zadanie edukacji młodego pokolenia? Czy Kościół praktykuje integralne nawrócenie? Czy jest gotów wyznać swe grzechy ekologiczne i dążyć do pojednania i uznania roli, jaką odgrywał w niszczeniu naszego wspólnego domu?

Dobry przykład może inspirować do naśladowania i udzielenia sobie osobistej odpowiedzi na pytanie: „Jaki świat chcemy przekazać tym, którzy będą po nas, dorastającym dzieciom? […] W jakim celu pracujemy i walczymy? Dlaczego ta Ziemia nas potrzebuje?” („Laudato si’” #160). I pytajmy: czy jesteśmy w stanie zmienić swój styl życia na rzecz większej skromności, solidarności i odpowiedzialności za cały świat; usłyszeć jednocześnie „krzyk Ziemi” i „krzyk ubogich” – wiedząc, że ubodzy są najmniej odpowiedzialni za obecny kryzys, a są jego pierwszymi ofiarami i w Amazonii, i w Polsce?

800 lat temu św. Franciszek z Asyżu, już prawie niewidomy, układa „Pieśń słoneczną”. Z wiarą przepełnioną wdzięcznością kontempluje cuda stworzenia i udaje mu się uchwycić obecność Stwórcy, który nadaje im znaczenie. Wszystkie stworzenia, zwierciadła Boskiej doskonałości, są dla niego braćmi i siostrami, ponieważ są dziełem i darem samego Twórcy. Wszystkie razem tworzą chór stworzenia, który kontempluje i wychwala Boga oraz dziękuje Mu.

Pieśń zawiera niezwykłą ekspresję i ostateczne przesłanie życiowe Biedaczyny, co podsumowuje całą jego drogę upodobnienia się do Chrystusa. Jego wiara w ojcostwo Boga staje się hymnem pochwalnym, głoszącym braterstwo wszystkich stworzeń i ich piękno.

Zarysowany program od ponad 40 lat konsekwentnie realizuje Ruch Ekologiczny św. Franciszka z Asyżu (REFA) – ostatnio poprzez Szkołę Liderów Ekologii Integralnej oraz projekt edukacji ekologicznej pod hasłem „Czyńcie Ziemię kochaną!”. Mają one na celu wdrażanie integralnego programu edukacji ekologicznej, uwzględniającego tematykę etyczną. Z odpowiednio podanymi treściami wyruszamy w teren, zwłaszcza do wpływowych grup religijnych, które nie angażowały się dotychczas w sprawy ekologiczne. Mówiąc o potrzebie zachowania zdrowego środowiska, wskazujemy nowe inspiracje, by rozbudzić ich zaangażowanie społeczne na rzecz ekorozwoju. Poprzez publikacje nt. chrześcijańskiej ekologii oraz warsztaty promujące zawarte tam idee przyczyniamy się do wzrostu poparcia społecznego dla wartości prośrodowiskowych oraz promujemy dialog w sytuacjach konfliktowych.

Zainicjowaliśmy szerszą współpracę i komunikację pomiędzy podmiotami zaangażowanymi w edukację ekologiczną uwzględniającą chrześcijańską etykę ekologiczną. We wrześniu 2022 roku przed świętem św. Franciszka zorganizowaliśmy w Warszawie w gmachu Sekretariatu Konferencji Episkopatu spotkanie pt. „Od Odry do Tybru i Amazonii – ekologia chrześcijańska lokalnie i globalnie”. Udział w nim wzięli przedstawiciele głównych inicjatyw ekologicznych w Kościele w Polsce.

Przypomniałem tam wtedy, że dla nas, osób wierzących, to Bóg jest pierwszy, zatem uznajemy, iż to nie my jesteśmy panami tego świata. Gdyby ta prawda została przyjęta w świecie, zapewne nie doszłoby do obserwowanego dziś kryzysu energetycznego i klimatycznego. Jako zieloni chrześcijanie zgodnie z duchem encykliki „Laudato si’” realizujemy ekologię integralną, łączącą cztery perspektywy: duchową, społeczną, perspektywę związaną z relacją człowieka ze światem przyrody oraz troski o ludzkie zdrowie.

Czytaj więcej

Franciszek dowartościowuje namiętność w miłości. A to nie koniec rewolucji

Proponujemy nowy rodzaj wrażliwości, nową duchowość – antykonsumpcyjną i wrażliwą społecznie, opartą na tradycji franciszkańskiej, założeniach etyki ekologicznej i nauce społecznej Kościoła. Nasza chrześcijańska ekologia, często wbrew współczesnym trendom, również ekologicznym – jest pro-life. To troska o życie – od poczęcia do naturalnej śmierci. Ekologia ta wsłuchuje się w głos nauki i współpracuje z nią oraz dba o ideową formację ekologiczną.

Czy w efekcie ukształtuje się pełna, integralna ekologia oraz realizacja programu uzdrowienia relacji pomiędzy Bogiem, człowiekiem i przyrodą, a wzorem „człowieka ekologicznego” i patronem naszych wysiłków w budowie świata sprawiedliwego, solidarnego i przyjaznego dla wszystkich stworzeń będzie św. Franciszek z Asyżu?

Tego nie wiemy. Ale wiemy, że coś zależy od każdego z nas.

O. Stanisław Jaromi jest franciszkaninem konwentualnym, doktorem filozofii, absolwentem teologii i ochrony środowiska. Przewodniczącym Ruchu Ekologicznego św. Franciszka z Asyżu (REFA) oraz inicjatorem działającej w jego ramach szkoły liderów ekologii integralnej.

Pochodzę ze wsi. Wychowałem się na gospodarstwie rodzinnym, które w dużej mierze zapewniało naszej wielodzietnej rodzinie samowystarczalność. Kiedy tam wracam po 40 latach, czuję się niepewnie. Okazuje się, że powstało nowe słowo po to, by opisać poczucie obcości w miejscu, które znaliśmy, ale które zmieniło się radykalnie. Gdy wymierają znajome rośliny, lato jest zupełnie inne, pogoda ekstremalna. Gdy krajobraz zostaje zrujnowany wycinką lasu, pożarem, kopalnią odkrywkową. Gdy siatkę pól z ich bioróżnorodnością zastępują monokultury ciągnące się po horyzont. Czy jest to tęsknota za swojskością, sentyment?

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich