W odległych górach, gdzie asfaltowa droga przechodzi w wertepy zryte koleinami, trzynaścioro mieszkańców betonowego domku, którzy nie dysponują bieżącą wodą, ale mają telefony komórkowe, nie mogło oderwać się od Facebooka. Byli w szoku. Kilka tygodni wcześniej czternasty domownik zmarł w wyniku pobicia. Policja twierdziła, że wdał się w awanturę z innym kierowcą i doszło do rękoczynów. Tymczasem plotki krążące na Facebooku głosiły, jakoby napastnicy należeli do muzułmańskiego spisku wymierzonego przeciwko Syngalezom, najliczniejszej grupie etnicznej na Sri Lance, dominującej kulturowo i politycznie. Nazwa tego narodu pochodzi od sanskryckiego słowa oznaczającego lwa. Dlatego właśnie wizerunek owego zwierzęcia zdobi ich flagę. Społeczność tę ogarnęła niewytłumaczalna panika rasowa.
Czytaj więcej
Europie potrzebna jest silna, zjednoczona Wielka Brytania. W dobie burzy nad wschodnią częścią kontynentu to wyjątkowa wartość.
Platforma niczym żar skryty w płomieniach
Nie chcemy tego oglądać, bo to zbyt bolesne”, oświadczył łamiącym się głosem H.M. Lal, kuzyn ofiary. „Jednak w głębi serca odczuwamy narastającą chęć zemsty”. Gdy zapytałem członków rodziny, czy wierzą doniesieniom z Facebooka, pokiwali głowami – wszyscy oprócz najstarszych osób, które najwyraźniej nie korzystały z platformy. Zadałem następne pytanie: czy inni użytkownicy wyrażali chęć wzięcia odwetu? Znowu odpowiedzieli twierdząco. Potrafili wyrecytować z pamięci treść memów, które udostępniali i które tworzyły alternatywny świat, zagrożony przez muzułmańskie intrygi. Choć bliscy zabitego nie przyłączyli się do grup na Facebooku – szczycących się tym, że zrzeszają tysiące członków i planują ataki odwetowe na muzułmanów – nie potępiali ich działalności.
„Facebook jest dla nas ważny, bo dzięki niemu wiemy, że dzieje się coś istotnego”, powiedział jeden z naszych rozmówców. Lal zgodził się z nim i dodał: „Facebook zawsze nam o tym mówi”. Platforma jest, jak to ujął, „żarem skrytym w popiołach” gniewu rasowego, przez który kilka dni wcześniej kraj pogrążył się w chaosie, kiedy „ludzie dali się sprowokować do działania”. W tej górskiej wiosce zaczęliśmy nasze poszukiwania przyczyn niepokojów społecznych na Sri Lance. Ustaliliśmy, że Facebook odegrał istotną rolę na każdym etapie tej tragedii. Tak jak podczas ludobójstwa w Mjanmie, platforma nie reagowała na liczne naglące apele o interwencję.
Zapytaliśmy rodzinę ofiary, jak doszło do tragedii. „Wszystko zaczęło się w Amparze”, powiedział jeden z krewnych. Nazwę tę znaliśmy z internetu. Ampara to miasto, jakich wiele w całym kraju, z betonowymi domami otoczonymi przez zielone pola. Jednak w świecie stworzonym przez pogłoski krążące w mediach społecznościowych stanowi ona epicentrum spisku, mającego na celu eliminację całej populacji syngaleskiej.