Wira Ahejewa: Kulisy ukraińsko-rosyjskiej wojny kulturowej

Przedstawiciele pokolenia lat sześćdziesiątych na Ukrainie musieli ukrywać, a czasem zakopywać to, co napisali, w obawie przed rewizjami i aresztowaniami.

Publikacja: 21.04.2023 17:00

Wira Ahejewa: Kulisy ukraińsko-rosyjskiej wojny kulturowej

Foto: mat.pras.

Przerwanie pokoleniowej ciągłości kulturowej w okresie ortodoksyjnego socrealizmu Stalina nie spowodowało całkowitej utraty związku z tradycją. Gdy czytamy na nowo teksty programowe szestydesiatnyków, wydaje się, że autorzy, nie mogąc w pełni przyswoić sobie doświadczeń modernizmu ukraińskiego i zachodniego, odwoływali się do wartości i retoryki narodnictwa, które odrzucano już na początku XX wieku. Słowo „naród” staje się jednym z kluczowych w ówczesnych dyskusjach i ponownie jest synonimem koncepcji chłopstwa jako nośnika tożsamości narodowej i pamięci kulturowej. (...) Uciekali jednak od socrealizmu nie tylko do nieskalanej rustykalności: głosy urbanistów właściwie nie milkły wówczas w literaturze, choć wydawały się nieco marginalne, zwłaszcza że w tekstach tego rodzaju było mniej patosu, refleksja odrzucała proste hasła programowe i styl aforystyczny, nadużywane w oczywisty sposób przez ówczesną poezję.

Chęć odnalezienia dziedzictwa godnego szacunku i podziwu, podjęcia – przypomnijmy sformułowanie Mychajła Drahomanowa – wątku przerwanego w okresie pomazepiańskim już w pierwszej i drugiej dekadzie XX wieku, przesądziła o żywym zainteresowaniu barokiem jako erą niezniszczonej, pełnoprawnej kultury wysokiej. Trendy neobarokowe łatwo rozpoznać w pracach Mykoły Zerowa, Wiktora Domontowycza, Maksyma Rylskiego; Hryhorij Skoworoda stał się, ujmując ów fakt bez przesady, bohaterem kulturalnym lat dwudziestych XX wieku.

A w latach sześćdziesiątych Wałerij Szewczuk wybrał ucieczkę do baroku jako rodzaj emigracji wewnętrznej. Jego koncepcja pamięci kulturowej wydaje się bliższa tej wypracowanej przez kijowskich neoklasyków niż wersjom wielu współczesnych mu pisarzy. W jednym z wywiadów pisarz niejednokrotnie podkreślał, że w bibliotece był w stanie ukryć się przed nieznośną sowiecką rzeczywistością. Metafora świata jako książki, rzeczywistości postrzeganej przede wszystkim przez książkę, jest u niego niezwykle ciekawa i wymagająca – i to od samego początku jego twórczości. Szewczuk nie prezentuje jednak naiwnego zaufania w wiarygodność tradycji ustnej. Żywa pamięć, jak podkreślają współcześni badacze, trwa tylko przez trzy pokolenia i stopniowo zanika. Ostoją pamięci powinno być przede wszystkim pisanie.

Czytaj więcej

Jakub Zgierski: W świecie gier wideo twórca nie czuje się artystą

Do potomków, a nie współczesnych

Już w opowiadaniu „Gruz” [Ułamok] z 1960 roku bohater izoluje się od rzeczywistości, jej wyzwań i lęków, odnajdując swój odrębny świat w muzyce i książkach, które stanowią muzeum, zawierają głosy innych epok, nawet nadgryzione zębem czasu okładki przypominają o nierozłącznych związkach z przeszłością. (...) W „Domu na wzgórzu” sama idea domu jako schronienia, w którym człowiek czuje się bezpiecznie w obliczu zewnętrznych zagrożeń, nieodzownie obejmuje bibliotekę gromadzoną przez kilka pokoleń. Przekazywana jest ona jako spuścizna, czasem wydaje się, że przynajmniej ślady myśli tych, którzy je wcześniej czytali, pozostają na kartach książek – a z tych śladów można dowiedzieć się czegoś o dawnych właścicielach, poznać historie rodzinne. (...)

Syn powracający do domu na górze po dziesięciu latach podróży zaczyna czytać książki z rodzinnej biblioteki, szukając jakichś prawd, których nie odnalazł poza domem. Matka zapewnia chłopca, że z kolekcji zapoczątkowanej przez jego prapradziadka nie zaginęła ani jedna książka. Konsekwentnie tworzony kult domu obejmuje kult bibliofilski.

Symbolika książki i lektury, wzorce żywej pamięci kulturowej (zwłaszcza zagrożonej pamięci o pokonanych, którzy są systematycznie pozbawiani prawa do mówienia o swojej przeszłości) są istotne w wątkach historycznych u Szewczuka. Pojawia się wśród nich motyw spóźnionego odbioru, niespójności oczekiwań czytelników i intencji pisarza, istotnych dla samego autora.

Problem ten uwidacznia się dotkliwie już na początku XX wieku (przypomnijmy choćby tę gorzko-ironiczną autocharakterystykę Łesi Ukrainki jako poetki szanowanej, ale nieczytanej). W połowie lat dwudziestych Mykoła Zerow stwierdził w jednym ze swoich artykułów: czytelnik Łesi Ukrainki dopiero teraz się uformował. Sami neoklasycy też nie byli wtedy zbyt zadowoleni z recepcji. Zarówno Rylski, jak i Zerow niejednokrotnie (zwłaszcza w wierszach dedykacyjnych nieprzeznaczonych do publikacji, pisanych „na użytek wewnętrzny”) narzekali na nieprzygotowanie publiczności do odbioru poezji bardzo elitarnej. Rylski określił nawet tych niewykształconych odbiorców jako „chłopców, którzy potrafią tylko dwa razy dwa / powstrzymać w swojej słabej głowie”.

Mimo to sytuacja w latach dwudziestych wyglądała nieporównywalnie lepiej niż w latach sześćdziesiątych, gdy kulturowa warstwa ukraińskości została po prostu fizycznie zniszczona. Szewczuk bardzo uporczywie broni prawa pisarza do ignorowania próśb publiczności, zwłaszcza osławionego wówczas „porządku społecznego”. Procesu pisania nie da się skorygować za pomocą społecznej pragmatyki i ideologicznych nakazów, należy przynajmniej konsekwentnie odrzucać potęgę Wielkiego Innego.

W duchu wczesnego modernizmu autor powieści „Na skromnym polu” [Na poli smyrennomu] odwołuje się do koncepcji samowystarczalnej twórczości i sztuki jako elementu wiążącego z sacrum. Pustelnik Semen, który zdecydował się napisać własną wersję „Pateryka Kijowsko- Pieczerskiego”, najbardziej obawia się zależności od zewnętrznych ocen i bodźców [„Pateryk ...” to XIII-wieczny zbiór opowieści o założeniu Klasztoru Kijowsko-Pieczerskiego i żywoty pierwszych mnichów – red.].

(...) Kronikarz chce niezawodnie ukryć swoją pracę przed wzrokiem wścibskich, mając nadzieję, że zostanie doceniony przez potomków, a nie współczesnych.

„Ponieważ nie myślę o chwale ludzkiej, oddam moje pismo nie w ręce ludzkie, ale w ręce Boga: pergamin włożę do beczki, przykryję czystym prześcieradłem i zasmołuję. Owinę wszystko w skórę, aby Matka Ziemia miała co jeść, a moje pismo zostanie zachowane”.

Nie jest jasne, czy mamy tu świadome nawiązanie, czy przypadkowe echo fragmentu podyktowanego przez Łesię Ukrainkę w 1913 roku: dzieci zakopują rękopisy w piasku, mając nadzieję, że wszechmocny Helios ocali skarby z rąk szalejących barbarzyńców. Jednocześnie i przedstawiciele pokolenia lat sześćdziesiątych musieli ukrywać, a czasem zakopywać to, co napisali, w obawie przed rewizjami i aresztowaniami.

„Pateryk ...” Polikarpa został napisany w celu gloryfikacji lub potępienia wymienionych w nim postaci historycznych, autor wziął pod uwagę opinię swojego środowiska. Młodszy autor natomiast nie zabiega o niczyje uznanie i nie chce z nikim uzgadniać idei, domagając się prawa do subiektywnej wizji i interpretacji. Woli być nie głosem ogółu, nie rzecznikiem epoki, ale jedynie uczciwym świadkiem, który bezstronnym okiem opowiada o tym, co spostrzegł i zaobserwował. Być może dlatego przeżywa błogosławione chwile mistycznych uniesień i twórczego spełnienia, gdy podczas „najwyższego objawienia […] celę zalało blade, zaskakująco czyste światło”. Światło to, można przypuszczać, miało boskie pochodzenie.

Powieść „Trzy liście za oknem” [Try łystky za wiknom] można czytać jako historię o utracie (dokładnie o procesie utraty) pamięci, ciągłości kulturowej i tożsamości. (...) Trzy autobiograficzne opowieści, częściowo oparte na materiale dokumentalnym, biografiach i wspomnieniach, odzwierciedlają traumatyczne momenty profanacji kultury wysokiej, spustoszenia i rozkładu.

Czytaj więcej

Kobiety kontra mężczyźni. Czy aby na pewno?

Ukraina staje się prowincją

Pod koniec XVII wieku poeta i duchowny Ilja Turczynowski wciąż potrafił odnaleźć harmonię ze światem. Najpewniejszą drogą takiego pojednania było dla niego pisanie, umiejętność szukania porozumienia w słowach i unikanie konfrontacji. Tekst artystyczny nabierał w ten sposób charakteru wyznaniowego:

„Wszędzie i zawsze głosiłem miłość. Nie chciałem namiętności, które przypadkowo na mnie spadły. Dlatego mój dramat jest próbą pojednania, pojednania namacalnego, za którym tęsknię od dawna. Zdecydowałem, że muszę opowiedzieć ludziom o sobie. Muszą mnie zrozumieć, poznając mnie. Przyjąłem za motto: »Mądrość jest wieczna«. Kiedy mój plan się powiedzie i przedstawienie się spodoba, będę zbawiony, co znaczy, że nadejdzie pojednanie, a moje życie zostanie opromienione wiecznym światłem”.

Uczucia pojednania i oświecenia pojawiają się w samym procesie tworzenia. Ilja Turczynowski zniósł wiele cierpienia, ale nie stracił wolności, uniknął pułapek, w które świat chwyta człowieka. Z kolei jego wnukowi Petrowi, który żył w połowie XVIII wieku, trudniej było dokonać wyboru. Służył on obcemu imperialnemu mocarstwu, podróżował nie jako wolny wędrowiec, poszukiwacz wrażeń, ale jako podległy państwu „urzędnik”. (...)

Trzy pokolenia Turczynowskich, Ilja, jego syn Ostap i wnuk Petro, mimo kryzysu i strat nadal należą integralnie do epoki baroku, przywiązanej do tradycji. Wciąż potrafią znaleźć wspólny język, w różnych znaczeniach tego wyrażenia. Ale połowa XIX wieku to już sytuacja całkowitego braku ciągłości i degradacji tradycji. Ukraina staje się prowincją – ze wszystkimi katastrofalnymi skutkami zmiany statusu. Kijów, przekształcony w zwykły prowincjonalny ośrodek, żyje teraz według praw pisanych w Petersburgu. Przyjazd cara Mikołaja Pawłowicza uważany jest za najważniejsze wydarzenie w życiu miasta, przynajmniej oficjalnie. I nie tylko arystokrata, na którego nagle spadł gniew monarchy, ale i każdy mieszkaniec miasta nad Dnieprem miał powody, by czuć się „bezradny i nieszczęśliwy” – „bo kimże on jest, skoro obok paraduje smukły, rumiany, wszechpotężny i autokratyczny centaur?”.

Fragment książki Wiry Ahejewej „W cieniu imperium. Kulisy ukraińsko-rosyjskiej wojny kulturowej”, przeł. Iwona Boruszkowska , która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Znak, Kraków 2023

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Wira Ahejewa jest ukraińską krytyczką literacką, filolożką i działaczką społeczną. Była współzałożycielką Kijowskiego Instytutu Gender Studies. Jest laureatką m.in. Nagrody im. Szewczenki i Petro Mohyla Prize

Przerwanie pokoleniowej ciągłości kulturowej w okresie ortodoksyjnego socrealizmu Stalina nie spowodowało całkowitej utraty związku z tradycją. Gdy czytamy na nowo teksty programowe szestydesiatnyków, wydaje się, że autorzy, nie mogąc w pełni przyswoić sobie doświadczeń modernizmu ukraińskiego i zachodniego, odwoływali się do wartości i retoryki narodnictwa, które odrzucano już na początku XX wieku. Słowo „naród” staje się jednym z kluczowych w ówczesnych dyskusjach i ponownie jest synonimem koncepcji chłopstwa jako nośnika tożsamości narodowej i pamięci kulturowej. (...) Uciekali jednak od socrealizmu nie tylko do nieskalanej rustykalności: głosy urbanistów właściwie nie milkły wówczas w literaturze, choć wydawały się nieco marginalne, zwłaszcza że w tekstach tego rodzaju było mniej patosu, refleksja odrzucała proste hasła programowe i styl aforystyczny, nadużywane w oczywisty sposób przez ówczesną poezję.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi