Nie tylko Warszawa, Kraków i Łódź. To był kraj tysiąca gett

Niemcy utworzyli „żydowskie dzielnice mieszkaniowe” w ponad tysiącu polskich miast i miasteczek. W niektórych istniały kilka dni, a w innych kilka lat. W wielu z nich nie ma dziś śladu po gettach. Ale są ludzie, którzy chcą zachować pamięć po dawnych mieszkańcach.

Publikacja: 14.04.2023 10:00

Brama główna getta w Krakowie u wylotu ulicy Limanowskiego

Brama główna getta w Krakowie u wylotu ulicy Limanowskiego

Foto: domena publiczna

Warszawa, Łódź, Kraków, Lublin, Białystok – w tych miastach były największe getta na terenach okupowanej Polski w czasie II wojny światowej. Ale getta rozsiane były po całej okupowanej Polsce. Ich liczba jest niemożliwa do ustalenia, zarówno dlatego, że nie istnieją źródła historyczne, ale także nie ma jednoznacznej definicji getta – uważa Żydowski Instytut Historyczny. Przywołuje dane Amerykańskiego Muzeum Pamięci Holokaustu, z których wynika, że hitlerowcy stworzyli 1150 gett, większość na przedwojennych terenach polskich. Do tego można doliczyć ponad 42 tys. różnego typu obozów. Większość gett to były zamknięte dzielnice, ale istniały też – przynajmniej w pierwszych latach wojny – otwarte. W wielu miejscach, szczególnie na terenach zajętych latem 1941 r., czyli na wschodzie dawnej Polski, istniały tylko przez krótki czas. Tam też, przy granicy z ZSRR, Żydzi czasami po kilku dniach byli gnani do Rosjan.

Czasem stworzenie getta sprowadzało się do zebrania Żydów z danej miejscowości na kilka dni w jednym budynku i nie zostało to wtedy odnotowane. Z takich miejsc Żydzi byli wysyłani do innych miejscowości. Niektóre getta istniały zaledwie kilka dni. Inne – miesiącami lub latami. Pierwsze stworzono w Piotrkowie Trybunalskim w październiku 1939 r. Ostatnie zlikwidowano w Łodzi w sierpniu 1944 r.

– Moje dzieci kilka lat temu przeniosły się na ulicę Andersa w Warszawie. Ich dom stoi na miejscu drugiego podwórka kamienicy przy Nalewkach. Kiedy tam zamieszkały, pomyślałem sobie, że to dobrze, że ta przeklęta historia może się zmieniać i mogą się w tamtym miejscu dziać rzeczy dobre – powiedział Wiesław Mackiewicz, menedżer i filozof z wykształcenia.

Mieszka od kilkudziesięciu lat w Warszawie, pochodzi z Bydgoszczy, w której nie było getta. Hitlerowcy we wrześniu i w październiku 1939 r. wymordowali tam w zbiorowych egzekucjach ponad 1500 Polaków i Żydów. Kilkuset Żydów zamknięto na kilka miesięcy w koszarach wojskowych, zanim ich pomordowano w pobliskich lasach lub wywieziono do obozów. W kolejnych latach okupacji w więzieniach w mieście przetrzymywano Żydów z Polski, Węgier, Austrii, Rumunii i Francji.

Choć w Bydgoszczy nie było getta, to na Starym Rynku, w centralnym punkcie miasta, stoi pomnik pierwotnie przeznaczony dla upamiętnienia powstania w getcie warszawskim. To pomnik Walki i Męczeństwa Ziemi Bydgoskiej prof. Franciszka Masiaka. Z uczczenia bohaterów getta warszawskiego zrezygnowano po wydarzeniach marcowych z 1968 r. i po wymuszeniu emigracji 13 tys. polskich Żydów. Władze państwowe straciły zainteresowanie upamiętnianiem martyrologii getta, za to władzom Bydgoszczy zależało, by stanął pomnik przypominający okropności początku wojny w tym mieście. To właśnie ono było chyba pierwszym w okupowanej Polsce, w którym hitlerowcy powiesili – już w grudniu 1939 r. – (na drzwiach synagogi) transparent „miasto jest wolne od Żydów” i taki meldunek przesłali do Berlina.

Czytaj więcej

Wojciech Kacperski: Żyjemy w symulacji miasta bez Żydów

Muzeum w dawnej bożnicy

Katarzyna Bogdańska z Płocka, doktorantka Instytutu Historii i Archiwistyki Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, wspomina, jak zaczęła się interesować historią Żydów. – Najpierw zaciekawiła mnie odmienność religii i zwyczajów ortodoksyjnych Żydów, byłam wtedy nastolatką. Ze względu na to zainteresowanie wybrałam studia historyczne. Już na studiach miałam przedstawić na jedno z zaliczeń wywiad z osobą, która była świadkiem wydarzenia historycznego – opowiada. – Pomyślałam, że chciałabym porozmawiać z kimś, kto zajmuje się życiem Żydów w Płocku. Poprosiłam o wywiad pana Grzegorza Chabowskiego. Opowiadał mi o losach powojennych Żydów w Płocku, o tym, jaka była wówczas atmosfera w dawnej żydowskiej ulicy, która w czasie wojny była częścią getta.

Chabowski kilka lat temu przygotował wystawę „Bo nie wszystko ma kres. Fotografie płockich Żydów”. Jako dziecko mieszkał z mamą przy ul. Kwiatka – przed wojną była to żydowska ulica. Ich sąsiadami byli Żydzi, którzy wrócili do Płocka po wojnie. I oni, i mama pana Chabowskiego pracowali w Spółdzielni Pracy Dziewiarskiej im. Gerszona Dua w budynku dawnej bożnicy. Ponad 50 lat później dzięki społecznej inicjatywie budynek wyremontowano, mieści się w nim od 2013 r. Muzeum Żydów Płockich, oddział Muzeum Mazowieckiego w Płocku. Właśnie w jego wnętrzu Grzegorz Chabowski przedstawił swoje zdjęcia.

Jego opowieści tak zainteresowały Katarzynę Bogdańską, że postanowiła napisać pracę magisterską na temat powojennych losów Żydów płockich. – Część dokumentów znalazłam w archiwum w Płocku, ale większość w Żydowskim Instytucie Historycznym

Getto w Płocku hitlerowcy utworzyli 1 września 1940 r. Obejmowało ulice: Kwiatka, Tylną, Synagogalną, Jerozolimską, Niecałą i fragment ul. Bielskiej (czyli część obecnego starego miasta) i miało charakter otwarty. Przebywało w nim ok. 10 tys. Żydów z Płocka i okolicznych miejscowości. Wysiedlania zaczęły się w lutym 1941 r. Chorych, starych ludzi zabijano na miejscu. Większość wywieziono do obozu w Działdowie. Ostatnia grupa opuściła getto 1 marca. – Przed wojną ludność żydowska stanowiła jedną trzecią mieszkańców. Ludzie nie mieli jak i dokąd uciekać, wszyscy wszystkich w mieście znali – opowiada Bogdańska. Choć warunki sanitarne i mieszkaniowe w starych, głównie drewnianych domach były prymitywne, to puste mieszkania po żydowskich właścicielach zaczęto zajmować już w czasie wojny.

Do miasta po wojnie wróciło 200 Żydów, połowa z nich w nim zamieszkała. Oni także zasiedlali przede wszystkim starą dzielnicę żydowską, czyli były teren getta. Starali się mieszkać jeśli nie w tych samych kamienicach, to tuż obok siebie. – Jednym z ostatnich zachowanych dokumentów jest list z 1957 r. do głównego oddziału Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce w, którym informowano, że od 1 grudnia 1956 r. płocki oddział nie prowadzi już działalności – mówi Katarzyna Bogdańska.

Uważa, że pokazanie powojennego życia codziennego lokalnych żydowskich społeczności jest ważne choćby po to, by przypomnieć, że żyły radościami i problemami podobnymi do obecnych. – To nie były tylko ofiary, ale przede wszystkim ludzie, którzy mieli siłę sprawczą i prawo decydowania o sobie – dodaje.

Księgi pamięci

Rajsze to nazwa Rzeszowa w języku jidysz, który w czasie II wojny światowej, a także po niej, często nazywano również Mojżeszowem. „Rajsze” to też tytuł 300-stronicowego poematu w języku jidysz, poświęconego Rzeszowowi i wydanego w 1947 r. przez amerykańskiego poetę Berisha Weinsteina. Taką samą nazwę ma lokalne stowarzyszenie działające od ponad roku oraz internetowa strona (także na FB) Rajsze רײַשע – „Historia rzeszowskich Żydów”, którą prowadzi Karolina Ożóg, historyczka i pracowniczka Starej Synagogi w Krakowie.

Pod koniec nauki w rzeszowskim liceum przeczytała „Dwór” Issaca B. Singera. – Nie pamiętam, czy przed tą lekturą zastanawiałam się nad historią Żydów, czy słyszałam o tym, ilu ich żyło w Rzeszowie – mówi.

Zainteresowanie pani Karoliny było na tyle poważne, że skończyła judaistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jeszcze jako studentka była wolontariuszką w Archiwum Państwowym w Rzeszowie w Ośrodku Badań Historii Żydów. Tam Grzegorz Zamoyski, profesor miejscowej politechniki, powiedział jej o istnieniu ksiąg metrykalnych społeczności żydowskiej od połowy XIX wieku. Tak zaczęła badać losy Żydów ze swojego miasta.

Przed wojną Żydzi stanowili z górą 30 proc. z ponad 40 tys. mieszkańców. W 1939 r. gmina żydowska liczyła 14 tys. członków. Było to jedno z nielicznych miast II Rzeczypospolitej, w których istniał Klub Radnych Żydowskich, mniejszość miała swoją reprezentację we władzach miejskich, włącznie z wiceburmistrzem. Wielu z rzeszowskich Żydów było syjonistami, część przeprowadziła się do Palestyny jeszcze przed wojną.

Getto w Rzeszowie zaczęto wyznaczać już w październiku 1940 r., ostatecznie zamknięto je w styczniu 1942 r. Istniało do września następnego roku. Przesiedlono do niego Żydów z wielu podkarpackich miejscowości, wysiedlonych z Krakowa i terenów przyłączonych do Rzeszy, między innymi z Łodzi i Kalisza. W pewnym momencie przebywało w nim ok. 25 tys. osób. Prowadziły doń trzy bramy, a w jego skład wchodziły 24 ulice i dwa place. Hitlerowcy stworzyli je w dzielnicy zamieszkiwanej przed wojną przez Żydów, niedaleko obecnego Starego Rynku, w centrum miasta. Zanim getto powstało, hitlerowcy zniszczyli dwie synagogi, zrównali z ziemią stary cmentarz. Ten ostatni stał się potem głównym placem w getcie, miejscem zbiórki podczas akcji deportacyjnych, z którego ludzie pieszo musieli dojść do stacji kolejowej Staroniwa i stamtąd jechali do obozu zagłady w Bełżcu, albo byli wywożeni do pobliskich lasów i mordowani.

Szczególnie okrutna była pierwsza akcja wysiedleńcza z 7 lipca 1943 r. Żydów (głównie osoby starsze i dzieci) zabijano już na placu, mordowano ich także w drodze na stację kolejową. Tłumy bitych i poniżanych ludzi przeszły ulicami, towarzyszyli im wrzeszczący żołnierze. Za pochodem jechało auto strażackie i zmywało krew z ulic. Przeciwko drastycznym scenom publicznych mordów protestowały żony niemieckich oficerów stacjonujących w mieście. W relacji okręgowego komitetu żydowskiego jest mowa o interwencji sanitariuszek niemieckich, którym widok rzezi „psuł apetyt”. Kolejne wywózki odbywały się spokojniej.

W getcie panował terror, głód i ciasnota, spotęgowane jeszcze przesiedleniami osób, które wcześniej mieszkały poza Rzeszowem. Podczas jednej z ulicznych egzekucji zastrzelono kilkadziesiąt kobiet w ciąży.

Główny plac getta od 1990 r. nosi nazwę Ofiar Getta i jest parkiem miejskim. Przedtem był to plac Zwycięstwa. O tym, że rzeczywiście było to miejsce kaźni, teren cmentarza żydowskiego, w przestrzeni publicznej wiadomo od 18 lat, bo wtedy ustawiono kamień pomnik.

Dwa razy, w 2010 r. i pięć lat później, Instytut Socjologii Uniwersytetu Rzeszowskiego we współpracy z urzędem miasta przeprowadził badania opinii publicznej. W pierwszej ankiecie ok. 70 proc. respondentów nie umiało wskazać miejsca związanego z życiem wspólnoty żydowskiej przed wojną (pięć lat później było to 73 proc. ankietowanych). Jeszcze więcej osób w obu badaniach nie umiało wskazać miejsc cierpienia i zagłady.

Synagogi odbudowano, ale nie dbając o zachowanie ich pierwotnego kształtu czy kubatury. Nie ma śladów pamięci w miejscach, w których stały bramy. Na nielicznych domach opisane są funkcje, jakie kamienice kiedyś pełniły. Po wojnie do miasta wróciło ok. 700–800 Żydów, ok. 600 z nich spędziło wojnę w łagrach w ZSRR.

Karolina Ożóg przypomina te wyniki z niedowierzaniem: – Przez moje miasto płynęła krew, mam o tych ludziach zapomnieć?

Także dla niej ciekawe jest życie codzienne społeczności żydowskiej. Cennym źródłem informacji są księgi pamięci poszczególnych miast spisane przez ich mieszkańców ocalałych z Zagłady. – Większość napisana jest w jidysz i po hebrajsku, tłumaczenia niektórych na język angielski zawierają błędy – opowiada Ożóg. Opowieść o życiu w Rzeszowie ma prawie 700 stron. Pani Karolina próbuje powoli ją tłumaczyć. Dzięki księdze dowiedziała się o Ewie „Wuśce” Jolles, działaczce żydowskiego podziemia, kurierce pomiędzy aryjską stroną i gettami w Rzeszowie oraz w Krakowie. Z rzeszowskiego uciekła i pomagała ludziom przejść na aryjską stronę. Potem przewoziła broń i ulotki pomiędzy obu gettami.

– Wzięła udział w ataku na krakowską niemiecką kawiarnię Cyganeria w grudniu 1942 r. oraz w wywieszeniu polskich flag na mostach Krakowa: przy ul. Krakowskiej, Mostowej i Starowiślnej – relacjonuje Karolina Ożóg. – Specjalnie wywieszono flagi polskie, by zasugerować, że jest to akcja polskiego podziemia, i odwrócić uwagę od getta, by nie doszło do zemsty Niemców. W marcu 1943 r. została złapana i wtrącona do więzienia na Montelupich w Krakowie z innymi działaczami żydowskiego podziemia.

Dziewczyny-bojowniczki uzgodniły, iż spróbują uciec, gdy hitlerowcy zaczną je konwojować do obozu w Płaszowie, by je rozstrzelać. Ewa głośnym okrzykiem dała znać o początku ucieczki. Skupiła na sobie uwagę żandarmów, którzy ją zastrzelili. Czterem dziewczynom udało się uciec, kilka zastrzelono – opowiada historyczka. W chwili śmierci Ewa „Wuśka” Jolles miała 19 lat. Wspomniano o niej w Księdze Pamięci Rzeszowa.

Czytaj więcej

Jak powstawało warszawskie getto

Okopisko

Wwielu miastach trwa mozolne przywracanie pamięci o społecznościach żydowskich, o miejscach zagłady czy gettach. Silna pamięć o nich istnieje najczęściej dzięki nielicznym grupom społeczników. Tak jest także w Przemyślu. Jacek Szwic, dziennikarz i fotograf, przez cztery lata szukał miejsca, w którym hitlerowcy rozstrzelali w podmiejskim lesie grochowskim około 2 tys. Żydów niezdolnych do pracy. Znaleziono je dzięki informacjom dwóch świadków zmuszonych przez Niemców do kopania dołów śmierci oraz mozolnemu przeszukiwaniu terenu. Szwic jest inicjatorem upamiętnienia tego miejsca i postawienia w miejscu egzekucji w lesie symbolicznej macewy.

Anna Grad-Mizgała kilka lat temu zorganizowała pikietę edukacyjną na Kamiennym Moście w Przemyślu – tam w czasie II wojny światowej hitlerowcy umieścili jedną z dwóch bram do zamkniętego getta. W mieście istniały po sobie dwa getta. Pierwsze w latach 1940– –1942 w niemieckiej części miasta, na Zasaniu. Zostało zlikwidowane w czerwcu 1942 r., a jego mieszkańców rozstrzelano w Forcie VIII Łętownia.

Drugie getto okupanci założyli w lipcu 1942 r., gdy na Sanie już zniknęła niemiecko-rosyjska granica po ataku Niemiec na ZSRR. Zlikwidowano je we wrześniu 1943 r. Po wywiezieniu kilkunastu tysięcy mieszkańców przemyskiego getta do obozów śmierci ponad 1500 Żydów zdołało się ukryć w piwnicach i ruinach budynków. Wszystkich odnaleziono, zaprowadzono na podwórko obecnego Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 1 przy ul. Kopernika. Dowódca Gestapo Rudolph Heinrich Bennewitz zarządził apel, na którym przeczytał wyrok śmierci. Tłumaczył, że śmierć od strzału w tył głowy nie jest bolesna. Nie warto krzyczeć ani płakać. Żydzi w grupach po 50 rozbierali się i podchodzili do hitlerowców. Oficerowie Gestapo strzelali. Trwało to sześć godzin, zabito 1580 osób. Ciała pomordowanych palono na miejscu przez pięć dni, a prochy wyrzucono potem do Sanu.

Z ponad 17 tys. przemyskich Żydów wojnę przeżyło niespełna 500. Pięcioro przemyślan otrzymało tytuł Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, ponad 500 straciło życie za to, że pomagali swoim sąsiadom.

Pani Anna przyznaje, że jako dziecko mieszkała niedaleko „okopiska”. Nie rozumiała znaczenia tego słowa ani oburzenia sąsiadki, którą nazywała babcią, na wiadomość, że ludzie chcą na jego terenie mieć grządki, sadzić warzywa. Dopiero po latach dowiedziała się, że „okopisko” to nazwa żydowskiego cmentarza. – Nazwa pochodzi stąd, że nie zawsze gminę było stać na postawienie płotu wokół cmentarza, otaczano więc kirkut wałem ziemnym – tłumaczy Karolina Ożóg.

Listy do Henia

WLublinie od ponad 30 lat działa Ośrodek Brama Grodzka – Teatr NN. Brama Grodzka oddzielała kiedyś chrześcijańską część miasta od żydowskiej na Podzamczu. To tam w czasie okupacji powstało zamknięte getto.

Jednym z projektów mających przypominać tamte wydarzenia są „Listy do Henia”, wymyślone przez Tomasza Pietrasiewicza, założyciela i dyrektora ośrodka. Począwszy od 2005 r. co roku 19 kwietnia na schodach budynku Banku Pekao przy Krakowskim Przedmieściu 64 instalowana jest reprodukcja ostatniego zdjęcia Henia Żytomirskiego – to jest miejsce, w którym sześciolatek został sfotografowany latem 1939 r. Każdy, kto chce, szczególnie dzieci i młodzież szkolna, może do specjalnej skrzynki wrzucić list do chłopca, który zamieszkał z rodzicami w getcie lubelskim i najprawdopodobniej zginął 9 listopada 1942 r. w obozie zagłady na Majdanku.

Szczegóły życia Henia i jego rodziny odtworzyła Neta Żytomirska-Avidar, graficzka z Izraela. W 2001 r. przyjechała do Lublina i przywiozła ze sobą kilka listów i zdjęć z albumu rodzinnego. Ofiarowała je Ośrodkowi Brama Grodzka – Teatr NN.

Getto na Podzamczu istniało od wiosny 1941 r. do kwietnia następnego roku. Zamknięto w nim także Romów. Ok. 26 tys. osób wywieziono z getta lubelskiego do obozu w Bełżcu, a około 1500 osób rozstrzelano podczas likwidacji getta. Kilka tysięcy Żydów w kwietniu 1942 r. przeniesiono do nowego getta na Majdanie Tatarskim. Zlikwidowano je na początku listopada – mieszkańców wywieziono na Majdanek. Hitlerowcy wyburzyli większość domów na Podzamczu. Po wojnie ich nie odbudowano.

W przejmującym filmie – wspomnieniu Ewy Eisenkei „Gruzy leżały” – animatorzy kultury z Ośrodka Brama przyznali: „Zaczynając na początku lat 90. naszą działalność w Bramie Grodzkiej również nic nie wiedzieliśmy o historii lubelskich Żydów. Nie byliśmy świadomi tego, że olbrzymia, pusta przestrzeń po jednej stronie Bramy ukrywa Pamięć po mieście żydowskim, nie zdawaliśmy sobie sprawy, że Brama prowadzi do nieistniejącego miasta, żydowskiej Atlantydy. W miejscu, w którym przez lata były domy, synagogi i ulice, jest teraz wielki parking, nowe drogi i trawniki”.

Od 2004 r. na nieistniejącym skrzyżowaniu ulic Krawieckiej i Podwale pali się Lampa Pamięci. Nie gaśnie ani w dzień, ani w nocy. Jest symbolem pamięci o nieistniejącym już mieście.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Hołd bojownikom warszawskiego getta

Puste wielkie krzesła

Krakowski plac Bohaterów Getta mieści się na Podgórzu. To właśnie w tej dzielnicy – oddzielonej Wisłą od Wawelu – hitlerowcy zorganizowali getto krakowskie. Plac nazywany kiedyś Małym Rynkiem, a potem Zgody, był miejscem zbiórek i początkiem wywózki do obozów. Getto istniało dwa lata, od marca 1941 do marca 1943 r. Zamknięto w nim ok. 20 tys. osób. Większość Żydów z Krakowa wywieziono do obozów w Bełżcu i w Płaszowie, ale kilka tysięcy zamordowano na terenie getta w czasie akcji wysiedleńczej.

Z życiem Żydów w Krakowie bardziej kojarzony jest Kazimierz niż Podgórze. Nawet w filmie Stevena Spielberga „Lista Schindlera” w scenach przymusowego przesiedlania do getta popełniono świadomie błąd. W filmie aktorzy i statyści przenoszą się z Podgórza na Kazimierz, gdy w rzeczywistości była to droga w przeciwnym kierunku. Ta zmiana wynikała z niemożności zachowania scenografii wojennej – widoczny byłby maszt. Również samo filmowe getto umieszczono w scenerii Kazimierza, a nie Podgórza.

Niezwykłym świadkiem życia w getcie krakowskim była Apteka pod Orłem Tadeusza Pankiewicza przy placu Zgody. Właściciel prowadził ją przez cały czas okupacji. Był jedynym Polakiem mającym prawo do stałego przebywania w getcie. Ale musiał oddać swoje mieszkanie nad apteką – przeprowadził się do jednego z pomieszczeń apteki i tam zamieszkał.

Pankiewicz i jego asystentki: Irena Droździkowska, Aurelia Danek i Helena Krywaniuk, byli łącznikami pomiędzy Żydami w getcie i poza nim, przekazując informacje, szmuglowaną żywność, ofiarowując medykamenty. Stali się też depozytariuszami wartościowych rzeczy powierzanych im przez deportowanych w ostatnich chwilach przed opuszczeniem getta. Załoga apteki widziała też krwawe i okrutne metody selekcji mieszkańców przed wysiedleniem na placu Zgody.

Po wojnie aptekę znacjonalizowano (choć Pankiewicz prowadził ją jeszcze kilka lat), a potem zamieniono w Bar Nadwiślański. – Dzięki staraniom grupy społeczników bar zlikwidowano w 1981 r. i stworzono muzeum – opowiada Bartosz Heksel, kustosz z Muzeum Krakowa, który pracuje w oddziale Fabryka Schindlera na Pogórzu. Ale po to, by muzeum mogło powstać, wyraźnie akcentowano postać Polaka, Pankiewicza, a nie miejsce, w którym apteka działała.

Już w styczniu 1944 r. hitlerowcy zaczęli dawać przydziały na mieszkania na Podgórzu. Po likwidacji getta jesienią i zimą 1943 r. grupa Żydów sprzątała teren. Sprzęty dzielono na takie, które można sprzedać, oraz takie, które trzeba spalić. Przeprowadzono deratyzację.

– Pod koniec wojny w Krakowie mieszkało więcej osób niż na początku i to pomimo likwidacji getta – relacjonuje Bartosz Heksel. – A po wojnie miasto stało się centrum migracyjnym. Przyjeżdżali zarówno ludzie z Warszawy po powstaniu, jak i emigranci z Kresów.

Tak jak warszawski Umschlagplatz schowany jest między wysokimi nowoczesnymi budynkami, tak krakowskie Podgórze ma kilkanaście starych zachowanych uliczek z kamienicami pamiętającymi getto, ale jest też dzielnicą z nowoczesnymi osiedlami. Podobnie jak sąsiadujące Zabłocie. Część starych domów wyburzono, gdy poszerzano ulice, zmieniano ich przebieg.

W dzielnicy ma swoją siedzibę także Muzeum Podgórza, z czasową wystawą „Zanim wyrosły mury. Żydzi w Podgórzu” pokazującą życie społeczności żydowskiej przed wojną (Kraków chyba jako jedyne miasto miał w swoim obrębie dwie gminy żydowskie: na Pogórzu i na Kazimierzu).

Wciąż jednak to bardziej Kazimierz niż Podgórze kojarzony jest z żydowskim Krakowem. Być może dzieje się tak dlatego, że na Kazimierzu zadbano o rekonstrukcję starych domów, synagog czy cmentarzy, a na Podgórzu nie.

Na pewno plac Bohaterów Getta z rzędami wielkich, pustych, metalowych krzeseł zmusza do zadumy. Stoją na nim 33 duże krzesła i 37 mniejszych, na których każdy mógł usiąść. Zwykle siedzą tu wycieczki młodzieży – zazwyczaj na ziemi, a nie na krzesłach. Od czasu, gdy zwiedzający słuchają przewodników przez słuchawki, na placu panuje cisza bez względu na to, ile zatrzymuje się na nim grup. Puste wielkie krzesła, młodzież siedząca w półkolu na ziemi i cisza. Mimo to nie odnosi się wrażenia, że czas się zatrzymał kilkadziesiąt lat temu. Tuż obok przejeżdżają tramwaje i samochody. Podgórze nie jest już obrzeżem miasta, lecz prawie jego centrum.

Na Bałutach

Najdłużej getto istniało w Łodzi. Utworzono je w lutym 1940 r., a zlikwidowano w sierpniu 1944 r. Było drugim pod względem wielkości na terenach okupowanych. Zamknięto w nim ok. 160 tys. Żydów łódzkich, ok. 20 tys. Żydów przywiezionych z różnych europejskich krajów (między innymi z Czech) oraz kilkanaście tysięcy osób przywiezionych z innych gett. Stworzono także oddzielny obóz cygański oraz obóz koncentracyjny dla dzieci polskich.

Getto zlokalizowano na Bałutach, jednej z biedniejszych przedwojennych dzielnic miasta. W znacznej części zamieszkiwanej przed wojną przez Żydów. Składało się z trzech części, najpierw można się było z jednej do drugiej przedostać przez bramy, potem łączyły je trzy kładki: dwie nad ul. Zgierską, jedna nad Limanowskiego.

– Przed wojną mawiano: bez kija i noża nie podchodź do bałuciorza – mówi Patryk Robach, miłośnik Łodzi, ale szczególnie Bałut (gdzie mieszka), prowadzący firmę turystyczną. Jak mówi, jest łodzianinem w szóstym pokoleniu, bałuciarzem z urodzenia i wyboru. Czwarty rok organizuje spacery po mieście, w tym po cmentarzu żydowskim i terenie dawnego getta. Na niektórych ulicach zachowało się wiele przedwojennych kamienic. Widnieją na nich tabliczki opisujące funkcje, jakie pełniły, gdy było tu getto. Najwięcej wokół Bałuckiego Rynku.

Na terenie getta znalazł się kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny przy ul. Zgierskiej, wysoki, z czerwonej cegły, z dwiema wieżami widocznymi z wielu miejsc w dzielnicy. – Tuż przy nim była jedna z trzech kładek. Przez rok stał zamknięty w środku getta. Potem wykorzystano go jako magazyn zrabowanych rzeczy. W kościele powstała sortownia pierza i puchu. Żydzi nazywali to miejsce „białą fabryką”, nawiązując do znanej w Łodzi przed wojną fabryki włókienniczej Ludwika Geyera. Zwykle z kościoła puch wywiewało na ulice – opowiada Patryk Robacha.

Kiedyś wszedł do jednej z kamienic na ul. Zgierskiej, fotografował sień. Spotkał starszą panią, mieszkankę, i zapytał, czy wie, co w budynku działo się w czasie wojny – nie wiedziała. – Inna pani opowiedziała, że jej matka jest dzieckiem getta przerzuconym przez płot jako niemowlę w czasie akcji Wielka Szpera we wrześniu 1942 r. Z getta wywieziono wówczas i zamordowano dzieci do lat dziesięciu i osoby powyżej 65. roku życia, chorych i tych, którzy nie pracowali. Do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem trafiło ponad 15 tys. osób.

Akcja wysiedleńcza rozpoczęła się od ewakuacji pacjentów szpitalnych (i personelu) oraz więźniów (na terenie getta działało więzienie centralne). 4 września Chaim Mordechaj Rumkowski, przełożony Starszeństwa Żydów na Bałuckim Rynku powiedział do zebranego tłumu: „Ponury podmuch uderzył getto. Żądają od nas, abyśmy zrezygnowali z tego, co mamy najlepszego – naszych dzieci i Starszych. […] W moim wieku, muszę rozłożyć ręce i błagać: Bracia i siostry! Oddajcie mi je! Ojcowie i matki – dajcie mi swoje dzieci! […] Muszę przygotować tę trudną i krwawą operację, muszę odciąć gałęzie, aby ocalić pień. Muszę zabrać dzieci, ponieważ jeżeli tego nie zrobię, inni mogą być także zabrani – broń Boże. […] Wyciągam do was moje złamane, trzęsące się ręce i błagam: dajcie tym rękom ofiary! Tylko tak możemy zapobiec przyszłym cierpieniom i zbiorowość stu tysięcy Żydów może być zachowana”.

Chaim Mordechaj Rumkowski budzi wiele kontrowersji. Był potępiany jako kolaborant nazistów, ale też część badaczy czy publicystów zwraca uwagę na to, że było to najdłużej istniejące getto, nie było w nim takiego głodu, jak w warszawskim. – Gdy oprowadzam po terenie getta, nie przekazuję swojej opinii na temat Rumkowskiego, wskazuję tylko, że istnieją różne źródła historyczne, które warto przeczytać. Każdy powinien swoją opinię oprzeć na wiedzy, a nie na płytkiej publicystyce – uważa Patryk Robacha. Stara się być nie tylko przewodnikiem, ale także badaczem. Opublikował książeczkę o bożnicy na Bałuckim Rynku, o której do niedawna nie wiedziano wiele. Być może, gdy znajdzie czas, napisze kolejną, o cmentarzu żydowskim.

13 lat istnieje w Łodzi Centrum Dialogu im. Marka Edelmana, które dba o to, by pamiętać, że Łódź była miastem wielu kultur i społeczności – w tym żydowskiej. Centrum ma swoją siedzibę w parku Ocalonych, którego częścią są drzewka posadzone przez Żydów z Łodzi, którzy przeżyli holokaust. Pomysłodawczynią tej idei była jedna z ocalałych – pani Halina Elczewska. Park oficjalnie otwarto pod koniec sierpnia 2004 r., w 60. rocznicę likwidacji getta. I choć drzew nie będzie w parku coraz więcej, będą coraz wyższe, silniejsze, mocniejsze.

Getto w Łodzi było najdłużej istniejącym w Polsce. Założono je w lutym 1940 r., a zlikwidowano 29 si

Getto w Łodzi było najdłużej istniejącym w Polsce. Założono je w lutym 1940 r., a zlikwidowano 29 sierpnia 1944 r. Przebywało tu nawet ok. 200 tys. Żydów. Na zdjęciu handlarz złomem, 1940 r.

PRISMA BY DUKAS/UNIVERSAL IMAGES GROUP/GETTY IMAGES

Getto w Rzeszowie zaczęto wyznaczać w październiku 1940 r., a zlikwidowano we wrześniu 1942 r. W szc

Getto w Rzeszowie zaczęto wyznaczać w październiku 1940 r., a zlikwidowano we wrześniu 1942 r. W szczytowym momencie przebywało tu 20 tys. osób. Zdjęcie z 1941 r.

FORUM/RSW/FORUM

Co roku 19 kwietnia ośrodek Brama Grodzka – Teatr NN wystawia na schodach jednego z lubelskich bankó

Co roku 19 kwietnia ośrodek Brama Grodzka – Teatr NN wystawia na schodach jednego z lubelskich banków zdjęcie Henia Żytomirskiego, zrobione w tym miejscu latem 1939 r. Henio zginął najprawdopodobniej w obozie w Majdanku w listopadzie 1942 r.

ARCHIWUM FOTOGRAFII OŚRODKA „BRAMA GRODZKA - TEATR NN" W LUBLINIE, KOLEKCJA NETY ŻYTOMIRSKIEJ-AVIDAR

Warszawa, Łódź, Kraków, Lublin, Białystok – w tych miastach były największe getta na terenach okupowanej Polski w czasie II wojny światowej. Ale getta rozsiane były po całej okupowanej Polsce. Ich liczba jest niemożliwa do ustalenia, zarówno dlatego, że nie istnieją źródła historyczne, ale także nie ma jednoznacznej definicji getta – uważa Żydowski Instytut Historyczny. Przywołuje dane Amerykańskiego Muzeum Pamięci Holokaustu, z których wynika, że hitlerowcy stworzyli 1150 gett, większość na przedwojennych terenach polskich. Do tego można doliczyć ponad 42 tys. różnego typu obozów. Większość gett to były zamknięte dzielnice, ale istniały też – przynajmniej w pierwszych latach wojny – otwarte. W wielu miejscach, szczególnie na terenach zajętych latem 1941 r., czyli na wschodzie dawnej Polski, istniały tylko przez krótki czas. Tam też, przy granicy z ZSRR, Żydzi czasami po kilku dniach byli gnani do Rosjan.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi