Wnoc poprzedzającą wysiedlenia w oddziałach Grupy Operacyjnej „Wisła” podniesiono alarm. Zgodnie z rozkazami żołnierze otoczyli wybrane w pierwszej kolejności osady i o godzinie 4.00 nad ranem przystąpili do operacji. Jeśli spojrzeć na położenie geograficzne dwunastu stacji kolejowych, z których miano wywozić ludzi, to obszar objęty akcją rozciągał się od Bełżca na północnym wschodzie po Komańczę i Rymanów na południowym zachodzie. Droga Hrebenne–Bełżec–Tomaszów Lubelski, wyznaczająca na tym etapie operacji faktyczną północną granicę wysiedleń, została zabezpieczona przez posterunki wojskowe, by udaremnić próby przebicia się upowców na północ. Wzmocnione patrole pojawiły się również na granicy z ZSRS i Czechosłowacją. Zaraz po wschodzie słońca nad terenami objętymi operacją zaczęły krążyć samoloty rozrzucające tysiące ulotek „Do miejscowej ludności” i „Do obałamuconych członków band UPA”. Obiecywano w nich wysiedleńcom spokojne życie w nowych miejscach zamieszkania, upowców zaś wzywano do oddania się w ręce władz.
Żołnierze zgodnie z rozkazami najpierw zbierali wyrwaną ze snu ludność w jednym miejscu, gdzie oznajmiali jej decyzję o wyjeździe i konieczności opuszczenia domów. Zebranym komunikowano, że postanowieniem rządu zostaną wysiedleni i muszą się przygotować do natychmiastowego wyjazdu. Podkreślano, iż jest to obowiązkowe, i przestrzegano, że osoby, które spróbują się od tego uchylić, będą traktowane jako członkowie band i przestępcy. Na spakowanie, zgodnie z instrukcjami, ludzie otrzymali z reguły około pięciu godzin. Mieli ze sobą zabrać przede wszystkim żywność oraz najbardziej potrzebne i cenne rzeczy, w tym inwentarz żywy i podstawowe narzędzia rolnicze. To, co pozostawało, miało być spisane i później dowiezione przez wojsko samochodami.
W sprawozdaniu 6. Dywizji Piechoty, wysiedlającej południowe gminy powiatu Sanok (jej sztab rozlokował się w Komańczy), czytamy, że akcję „rozpoczynano o świcie, powiadamiając ludność ukraińską i sołtysa, dając ludności czas do godz. 10–11.00 na spakowanie się”. Przy tym „specjalne oddziały ochronne zamykały wszystkie przejścia i drogi ze wsi tak, że […] udaremnione były ewentualne próby ucieczki ludności ukraińskiej z obszaru wysiedlanego na zewnątrz, czego zresztą w żadnym wypadku nie stwierdzono. Od godz. 10–11.00 rozpoczynano ewakuację ludności na punkty zborne, po czym na punkty załadowcze. Transport odbywał się taborem wysiedlanych, wozami konnymi i mechanicznymi jednostek dywizji. Duża część majątku wysiedlonych została przewieziona […] transportem wojskowym. […] Ludność wysiedlana zabrała ze sobą cały inwentarz żywy i około 95% płodów rolnych”.
Dywizja KBW (sztab w Baligrodzie) wysiedlała najbardziej „dziki” i pozbawiony dobrych dróg teren „worka ciśnieńskiego”, a więc m.in. Bereżki, Ustrzyki Górne, Cisną i Wetlinę. Przeprowadzała przy tym wysiedlenia całkowite, nie patrząc na narodowość mieszkańców. (...). Żołnierze spieszyli się, dlatego w niektórych wypadkach skracali czas pakowania nawet do trzydziestu minut. Kabewiacy mieli też rozkaz część wsi zamienić w pustynię, by upowcy nie mogli skorzystać z budynków i pozostawionych zapasów. W takich osadach po odejściu ludzi pozostawione ziemniaki polewano naftą, a chaty palono. Tylko w pierwszych dwóch dniach akcji spalono kilkanaście bieszczadzkich wsi, w tym Wetlinę i Ustrzyki Górne. Nie oszczędzano przy tym nawet zabytkowych cerkwi.
Czytaj więcej
Czy rządzący od ponad ćwierćwiecza przywódca Białorusi pójdzie drogą władców Azerbejdżanu czy jednak Kazachstanu? A może drogą Władimira Putina? – Sytuacja się zmieniła, Moskwa popycha Łukaszenkę do jakiegoś wariantu odejścia. Myślę, że w czasie trwającej od tygodni rewolucji w Mińsku rozpatrywane są różne opcje – mówi politolog Waler Karbalewicz.