Łukaszenko jak Putin czy jak Alijew

Czy rządzący od ponad ćwierćwiecza przywódca Białorusi pójdzie drogą władców Azerbejdżanu czy jednak Kazachstanu? A może drogą Władimira Putina? – Sytuacja się zmieniła, Moskwa popycha Łukaszenkę do jakiegoś wariantu odejścia. Myślę, że w czasie trwającej od tygodni rewolucji w Mińsku rozpatrywane są różne opcje – mówi politolog Waler Karbalewicz.

Publikacja: 18.09.2020 10:00

„Kola, twój ojciec jest mordercą”. Demonstracja Białorusinów mieszkających w Polsce, Kraków, 18 sier

„Kola, twój ojciec jest mordercą”. Demonstracja Białorusinów mieszkających w Polsce, Kraków, 18 sierpnia 2020 r.

Foto: NurPhoto/Getty Images/Beata Zawrzel

31 sierpnia Mikołaj Łukaszenko obchodził 16. urodziny. Białorusini mówią o nim zdrobniale „Kola" albo bardziej łaskawie – „Kolka". Od urodzenia salutują mu generałowie i kłaniają się najwyżsi urzędnicy państwowi. W wieku czterech lat Kolka poznał Benedykta XVI, a nawet miał rzadką okazję posiedzieć u papieża na kolanach. Kilka miesięcy później na białorusko-rosyjskich manewrach wojskowych „Zapad 2009" z rąk prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa dostał złoty pistolet. Miał na sobie mundur i uważnie przysłuchiwał się ojcu wydającemu rozkazy oficerom. Zdążył nawet zaprzyjaźnić się z nieżyjącym już prezydentem Wenezueli Hugo Chávezem oraz pobawić się zabawkami z byłym prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem w jego słynnej podkijowskiej rezydencji Meżyhiria. A w wieku zaledwie dziesięciu lat uczestniczył w posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego ONZ, siedząc obok najważniejszych przywódców świata. Wtedy też poznał Baracka Obamę i jego małżonkę Michelle. Rok później został ciepło przyjęty w Pekinie, gdzie gościł u państwa Xi Jinpingów. Towarzysząc ojcu w licznych podróżach zagranicznych, co roku stoi boku Władimira Putina, jak podczas tegorocznej parady na placu Czerwonym w Moskwie. Jest pewnie jedynym 16-latkiem, który osobiście miał okazję poznać dwóch papieży – u Franciszka gościł, mając 11 lat.

– Jest wyjątkowym dzieckiem, drugiego takiego na świecie nie ma – opowiadał Aleksander Łukaszenko w wywiadzie dla ukraińskiego dziennikarza Dmytro Gordona, udzielonym przed niedawnymi wyborami prezydenckimi. – Mój Kola nigdy raczej nie będzie prezydentem – dodawał, ale niezbyt przekonująco.

Ma mój charakter

Najstarszy syn Łukaszenki, Wiktor, ma 44 lata. Jest pierwszym zastępcą ojca w Narodowym Komitecie Olimpijskim, ale nie tylko. Jest doradcą ds. bezpieczeństwa oraz członkiem Rady Bezpieczeństwa, której przewodniczy rzecz jasna urzędujący od 1994 roku prezydent. Ale to Wiktor de facto kontroluje dzisiaj na Białorusi wszystkie służby specjalne. Jego młodszy brat Dzmitry (40 lat) stoi na czele prezydenckiego klubu sportowego i odpo-wiada za kondycję białoruskiego sportu. Starsi synowie Łukaszenki, w odróżnieniu od Mikołaja, nie są osobami medialnymi. Prawie nie pokazują się publicznie i o ich życiu prywatnym wiadomo niewiele, poza tym, że białoruski przywódca ma już siedmioro wnuków. Wiktoria, córka Wiktora, robi karierę aktorską i gra w białoruskich oraz rosyjskich produkcjach.

– Są łagodniejszymi ludźmi niż ja, mają charakter mamy, ale Kola to taki krzemień jak tata – opowiadał prezydent w rozmowie z Gordonem. Z ich matką Łukaszenko nie mieszka w zasadzie odkąd został prezydentem. Oficjalnie wciąż jednak są małżeństwem, a Halina Łukaszenko (z domu Żelnie-rowicz) wciąż jest pierwszą damą. Prawdopodobnie mieszka ciągle we wsi Ryżkowicze w obwodzie mohylewskim i jest jedną z najbardziej strzeżo-nych osób na Białorusi. W jednym z nielicznych wywiadów, którego udzieliła w 2005 roku białoruskiej redakcji „Komsomolskiej Prawdy", stwierdzi-ła, że to była jej osobista decyzja, by w 1994 roku nie przeprowadzać się do Mińska wraz z mężem. Nie zdradziła jednak przyczyny.

Gdy udzielała owego wywiadu, Kolka miał już roczek. Ale o jego istnieniu świat się dowiedział dopiero dwa lata później. Gdy nagle w towarzy-stwie prezydenta pojawiło się małe dziecko, ten wytłumaczył jedynie, że „nie ma z kim go zostawić". Mniej więcej wtedy korekcie uległa oficjalna biografia Łukaszenki – okazało się, że urodził się tak naprawdę nie 30, lecz 31 sierpnia. Tego samego dnia, co Kolka. Do dzisiaj Białorusinom nie powiedziano, kto jest matką najmłodszego syna prezydenta. Media od lat spekulują, że to Irina Abelska, ówczesna prywatna lekarka Łukaszenki, a dzisiaj szefowa głównego prezydenckiego szpitala i nawet profesor nauk medycznych. Nigdy nie pokazała się publicznie w towarzystwie Mikołaja Łukaszenki i oficjalnie nie potwierdziła tych informacji, wciąż więc ta kwestia jest owiana tajemnicą.

Kola również o tym nie mówi. Nie poruszył tego tematu w jedynym wywiadzie, jakiego dotychczas udzielił. W grudniu 2016 roku częstował plac-kami ziemniaczanymi, opowiadał, jak doić krowy, jeździć konno, oprowadzał po wiejskim gospodarstwie ojca i pokazał swoją szkołę średnią w Gród-ku Ostroszyckim, 20 km na północ od Mińska. A już dwa lata później Białoruś ujrzała najmłodszego syna prezydenta mówiącego po chińsku i grają-cego na fortepianie.

Tuż przed sierpniowymi wyborami Aleksander Łukaszenko kilkakrotnie powtarzał publicznie, że to Kolka „jest głównym opozycjonistą" i że nawet krytykuje działania ojca i jego otoczenia. Opowiadał m.in., że nie oszczędza jego rzeczniczki Natalii Ejsmont, która – jak mówił prezydent – ma bać się rozmawiać przez telefon z Mikołajem bardziej niż z urzędującym od ćwierćwiecza prezydentem.

Mit „zbuntowanego nastolatka" został jednak szybko rozwiany 23 sierpnia, gdy na Białorusi już od dwóch tygodni trwały wielotysięczne antyrzą-dowe protesty. Wtedy wielu się zastanawiało, kim jest mężczyzna w mundurze elitarnych jednostek specjalnych, w kamizelce kuloodpornej i z kałasznikowem w ręku, który towarzyszył Łukaszence wysiadającemu ze śmigłowca na pałacowym dziedzińcu. Szybko się okazało, że to Mikołaj, który wkrótce w tej kamizelce kuloodpornej pojawił się też na naradzie u taty, siedząc obok rzeczniczki. Kałasznikowa, podobnie jak ojciec, położył przed sobą na stole.

Azerbejdżan czy Kazachstan

Andrzej Poczobut, mieszkający w Grodnie dziennikarz i działacz nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi, uważa, że mimo trwających od 9 sierpnia protestów Łukaszenko nie zamierza odchodzić. – Jednak gdyby dzisiaj miał podjąć taką decyzję, to nie wybrałby 16-letniego Koli, lecz wytypowałby na następcę starszego syna Wiktora. Kontroluje resorty siłowe i już de facto jest drugą osobą w państwie – mówi „Plusowi Minusowi". – Wielokrotnie powtarzał, że nie zamierza tworzyć dynastii, ale też wielokrotnie swoimi działaniami zaprzeczał już temu, co wcześniej mówił. Nie wykluczam więc, że ma takie plany.

Dlaczego nie Kola? – Jest młody, a Łukaszenko nie ma pewnie planów na kilkanaście czy 20 lat do przodu. Myśli raczej o krótkiej perspektywie, bardziej namacalnej. I tą perspektywą jest Wiktor. Idziemy w kierunku azerbejdżańskiego albo kazachstańskiego modelu – twierdzi Poczobut.

Azerbejdżański model to dynastia Alijewów, która rządzi krajem de facto od 1969 roku, gdy Hejdar Alijew został pierwszym sekretarzem komuni-stycznej partii Azerbejdżańskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Gdy zmarł w 2003 roku, zastąpił go syn Ilham, który rządzi krajem do dzisiaj. Syn prezydenta Hejdar (imię po dziadku) ma już 23 lata i pewnie kiedyś przejmie rządy po ojcu. W Kazachstanie sytuacja jest nieco inna. 80-letni Nursułtan Nazarbajew, podobnie jak Hejdar Alijew, rządzić krajem zaczynał jeszcze za czasów ZSRR. Ale nie ma synów. W marcu 2019 roku zrezy-gnował ze stanowiska prezydenta, pozostając jednak nie tylko dożywotnim „liderem narodu", ale również liderem rządzącej partii Nur Otan (Świa-tło Ojczyzny). Przed tym przeprowadził reformę konstytucyjną, dzięki której w sposób pokojowy przekazał władzę sobie na nowym stanowisku i zapewnił bezpieczeństwo swoim bliskim.

Prezydentem Kazachstanu został doświadczony dyplomata, były szef kazachstańskiego senatu i zarazem przyjaciel rodziny Nazarbajewa – Kasym-Żomart Tokajew. Ale prawdziwą władzę sprawuje Rada Bezpieczeństwa, na której czele stoi i poprzez którą współrządzi krajem z tylnego fotela lider narodu. Za życia postawiono mu pomniki i na jego cześć nazwano główne aleje i ulice kazachstańskich miast. Łukaszenko na razie własnych pomni-ków nie ma, nie ma też ulic, ale jego portret na Białorusi można zobaczyć w niemal każdym budynku: w szkołach, przedszkolach, urzędach, instytu-cjach państwowych, bibliotekach, a nawet uniwersytetach. Prościej byłoby chyba policzyć budynki na Białorusi, w których nie ma portretu Łuka-szenki. W niemal każdej księgarni znajdziemy „patriotyczny kącik" z wizerunkiem Łukaszenki na sprzedaż.

Jeszcze w 2010 roku znany białoruski politolog Waler Karbalewicz w książce „Aleksandr Łukaszenko. Portret polityczny" doszedł do wniosku, że przywódca musi sprawować władzę dożywotnio, bo jest nie tylko twórcą i architektem tego systemu, ale także jego zakładnikiem: „Władza, która niegdyś była jego marzeniem, teraz stała się jego przekleństwem" – napisał. Wtedy nikt na Białorusi nawet nie mógł pomyśleć, że Łukaszenko kiedy-kolwiek odda władzę, ale wówczas nie było też setek tysięcy protestujących na ulicach miast, nie było przebudzenia narodowego, które już od kilku miesięcy obserwuje świat.

– Sytuacja się zmieniła, Moskwa popycha Łukaszenkę do jakiegoś wariantu odejścia. Myślę, że w czasie trwającej od tygodni rewolucji w Mińsku rozpatrywane są różne opcje – mówi dziś „Plusowi Minusowi" Karbalewicz. – W obecnej sytuacji trudno wyobrazić sobie przekazanie władzy któ-remuś z synów, o wiele bardziej prawdopodobna wydaje się opcja kazachstańska. Prezydent zapowiedział zmianę konstytucji, a sam przecież tę konstytucję będzie redagował, może wpisać do niej wszystko – dodaje politolog.

Jak odejść, by pozostać

Przeprowadzenie reformy konstytucyjnej Aleksander Łukaszenko obiecał Białorusinom już w 2016 roku. Od tamtej pory powstało nawet kilka projek-tów ustawy, które – jak twierdzi – przegląda. W końcu ma wybrać ten najbardziej odpowiedni. Białoruskie władze przedstawiły swoją wstępną wizję tej reformy pod koniec sierpnia podczas konferencji OBWE w Wiedniu. Plan zakłada, że do 2022 roku wraz nową konstytucją władza prezydenta zostanie osłabiona, a część jego uprawnień otrzymają rząd i parlament. Dopiero później mają zostać przeprowadzone wybory prezydenckie i parla-mentarne, ale nie wskazano żadnego, nawet orientacyjnego, terminu.

Przewodniczący Liberalno-Demokratycznej Partii Białorusi Oleg Gajdukiewicz, który w niedawnych wyborach był jedną z kluczowych osób w szta-bie wyborczym Łukaszenki, tłumaczy „Plusowi Minusowi" szczegóły zapowiedzianych zmian. – Rola parlamentu, rządu i samorządów zostanie zwiększona, a po zmianie konstytucji zobaczymy całkowicie nową rzeczywistość polityczną – twierdzi. Od lat promuje na Białorusi system parlamen-tarny i nalega na zmianę ordynacji wyborczej i wprowadzenia tzw. list partyjnych. – Dzięki temu na różnych szczeblach władzy ustawodawczej pojawią się przedstawiciele różnych sił i poglądów. Zmiana konstytucji powinna odbywać się w trakcie ogólnokrajowej dyskusji, dzięki której bę-dziemy mieli możliwość skonsolidować państwo i zapewnić zmienność władzy – tłumaczy. I dodaje, że Białoruś „ma inną drogę" niż Kazachstan, ponieważ na Białorusi są „inne tradycje".

To prawdopodobnie Gajdukiewicza miał na myśli Łukaszenko, gdy mówił o swojej wizji reformy konstytucyjnej podczas niedawnego wywiadu, którego udzielił rosyjskim rządowym mediom. – Niektórzy przedstawiciele partii politycznych twierdzą, że trzeba podzielić uprawnienia pomiędzy organy władzy. Trzeba. Ale trzeba też pamiętać, że zarówno Rosja, jak i Białoruś, to słowiańskie państwa, które potrzebują silnego lidera mającego określone uprawnienia, które będą jego siłą. Możliwe, że nie aż takie, jakie posiada dzisiaj prezydent – oznajmił.

Pod koniec sierpnia pałac prezydencki odwiedził przewodniczący Sądu Najwyższego Walentyn Sukało i przyznał, że reżim „jest nieco autorytarny". Po rozmowie z przywódcą sędzia nieśmiało oświadczył, że reforma konstytucyjna może dotyczyć m.in. uprawnień prezydenta dotyczących sądow-nictwa. Na przykład mianowanie sędziów sądów obwodowych i rejonowych można byłoby przekazać miejscowym radom, czyli samorządom. Co to oznacza w praktyce? Że zmieniłoby się niewiele. Prezydent niby mianowałby jedynie sędziów Sądu Najwyższego i Sądu Konstytucyjnego, ale jako że to on powołuje kierownictwo administracji rejonowych i obwodowych, to poprzez nie de facto nadal mianowałby też sędziów sądów rejonowych i obwodowych. Podobnie jak mianuje premiera i skład rządu. W jego rękach ciągle będzie los ponad 1,2 tys. sędziów na Białorusi i wystarczy jeden jego podpis, by którykolwiek z nich stracił posadę albo awansował.

– Jeżeli Łukaszenko rzeczywiście zdecydowałby się na zmianę konstytucji, musiałby ją zmienić tak, by nadal mieć kontrolę nad systemem poli-tycznym kraju. Nie po to przelano tyle krwi i mordowano czy torturowano przeciwników, by odchodził i rezygnował z władzy. Gdyby obrał kazach-stański model, musiałby pozostać dożywotnim „pierwszym prezydentem". Wtedy jednak musiałby wytypować kogoś, komu powierzy te nawet symboliczne funkcje prezydenta – mówi „Plusowi Minusowi" dr Paweł Usow, znany białoruski politolog i publicysta.

Zaufani ludzie Baćki

Gdy pierwszy po upadku ZSRR gospodarz Kremla Borys Jelcyn wytypował na swojego następcę młodego premiera i oficera KGB Władimira Putina, zawarł tym samym układ, który gwarantował jemu i jego bliskim nietykalność. Przekazał jednak całość władzy, nie tworząc nowych instytucji i nie rządząc z zaplecza. Wielu rosyjskich analityków i świadków tamtych wydarzeń uważa, że Jelcyn nie odszedłby, gdyby nie miał poważnych proble-mów zdrowotnych. A 66-letni dziś Łukaszenko, który wtedy marzył o Kremlu i chciał być przywódcą zjednoczonego państwa Białorusi i Rosji, nie ma problemów zdrowotnych. Przynajmniej oficjalnie, bo propaganda przedstawia go jako silnego prezydenta grającego w hokeja i jeżdżącego na nar-tach.

Od kilku lat białoruskie media spekulują jednak o jego ewentualnych następcach, wśród których najczęściej padało nazwisko Uładzimira Makieja. Od 2012 roku stoi on na czele dyplomacji, a wcześniej przez cztery lata kierował prezydencką administracją. W 2000 roku awansował z szefa jedne-go z wielu wydziałów MSZ na prestiżowe stanowisko doradcy prezydenta. O 62-letnim ministrze z oficjalnej biografii wiadomo niewiele. Najciekaw-sze jednak jest to, że po ukończeniu w 1980 roku Mińskiego Państwowego Instytutu Pedagogicznego Języków Obcych wylądował w siłach zbroj-nych, gdzie służył aż do 1993 roku. Jest emerytowanym pułkownikiem, ale nie ujawnia się, w jakich jednostkach służył. Nie jest za to tajemnicą, że w czasach ZSRR wyższe szkoły języków obcych były kuźnią kadr dla rywalizujących między sobą Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) i Głów-nego Zarządu Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych (wywiad wojskowy, GRU).

Jeszcze w 2011 roku, powołując się na dobrze poinformowane źródła, znany niezależny portal Biełaruski Partyzant (belaruspartisan.by) przeko-nywał, że obecny szef dyplomacji wybrał wtedy wywiad wojskowy. Nie ma więc wątpliwości, że taka kandydatura pasowałaby Moskwie, ale nie tylko. Uważa się, że to Makiej był architektem ocieplenia relacji pomiędzy Mińskiem a Zachodem po brutalnej pacyfikacji powyborczych protestów w 2010 roku. To dzięki niemu Białoruś dzisiaj bez wizy odwiedzać mogą obywatele USA i Unii Europejskiej (co prawda wyłącznie drogą lotniczą). – Nie jesteśmy utrzymankami Moskwy – przekonywał Makiej w rozmowie z „Rzeczpospolitą" w październiku 2016 roku. Wtedy też zapowiadał roz-wiązanie problemu nieuznawanego od 2005 roku przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi. – Chcemy, aby obywatele Białorusi naro-dowości polskiej czuli się normalnie w naszym państwie – mówił dyplomata.

Lokalni analitycy uważają, że takim „białoruskim Tokajewem", czyli nic nieznaczącym nowym prezydentem, jak w Kazachstanie, mógłby zostać również obecny premier Raman Hałouczenka, który na czele rządu stanął na początku czerwca. To także dyplomata, były ambasador w Zjednoczo-nych Emiratach Arabskich, Arabii Saudyjskiej i Kuwejcie, który tuż przed awansem do rządu stał na czele białoruskiego przemysłu zbrojeniowego i był uważany za „głównego handlarza bronią". – Pasuje do takiej funkcji, bo jest wierny klanowi Łukaszenki, ma bliskie relacje z jego starszym synem Wiktorem. Nie ma żadnego wpływu na politykę i gospodarkę kraju, nie ma swojej siły politycznej. Z drugiej zaś strony, nie jest zdyskredytowany represjami czy przemocą wobec ludzi, nie ma też żadnej charyzmy. Zatem taki ktoś jak najbardziej odpowiadałby reżimowi – mówi „Plusowi Minu-sowi" Usow.

– Nie wiadomo jednak, czy ostatecznie Łukaszenko w ogóle na coś takiego się zgodzi. Jeżeli protesty ucichną, cała dyskusja o reformie konstytu-cyjnej tak samo ucichnie. Białorusinów czekałby wtedy najwyżej rosyjski scenariusz Putina, czyli zresetowane kadencji Łukaszenki i wydłużenie jego rządów – przekonuje politolog. Gdy ukraiński dziennikarz Gordon zapytał Łukaszenkę tuż przed wyborami o to, czy nie chciałby odpocząć, ten od-parł: nie znam innego życia. – Nie mogę sobie wyobrazić, że wstaję rano i nie jestem prezydentem – mówił.

Aksamitna rewolucja?

Gdy były prezydent Armenii Serż Sarkisjan (2008–2018) przeforsował reformę konstytucyjną i przekazał władzę premierowi, wielu uważało, że to krok do jeszcze większej demokratyzacji państwa. Ale gdy sam, będąc liderem rządzącej partii, wystawił swoją kandydaturę na stanowisko premiera, pragnąc w ten sposób wydłużyć swoje rządy, w kraju wybuchła aksamitna rewolucja. Został premierem 17 kwietnia, był nim przez pięć dni. Prote-stujący lider malutkiej opozycyjnej partii Jelk (Wyjście) Nikol Paszynian dotarł w tym czasie pieszo z Giumri do Erywania, pokonując 130 km. W stolicy stanął na czele masowych protestów, od ponad dwóch lat jest premierem tego kaukaskiego państwa.

To, co od ponad miesiąca dzieje się na Białorusi, wielu porównuje właśnie do pokojowej rewolucji w Armenii. Gdy po szóstym z rzędu wyborczym „zwycięstwie" Łukaszenki wybuchły protesty, w Rosji pojawiły się nawet głosy, że Moskwa powinna się zachować podobnie jak podczas rewolucji w Erywaniu, ponieważ żaden z rywali Łukaszenki, tak samo jak Paszynian, nie deklarował antyrosyjskich poglądów. Nie mówił też o integracji z Unią Europejską, o którą walczyli protestujący na ukraińskim Majdanie. Tym bardziej w Mińsku nikt nie wspomina o NATO. Zwłaszcza że jednym z głów-nych rywali Łukaszenki w wyborach był wieloletni prezes Biełgazprombanku Wiktar Babaryka, który od niemal trzech miesięcy siedzi w areszcie. To w wynajętych przez niego pomieszczeniach mieścił się sztab Swiatłany Cichanouskiej, której pomagali jego ludzie, m.in. aresztowana niedawno Maria Kalesnikowa.

– Jeżeli chodzi o Armenię, to w Moskwie wiedzieli, że nie umknie Rosji, a już tym bardziej nie będzie Rosji zagrażała. Przede wszystkim dlatego, że prawie cała ormiańska gospodarka i przemysł zostały sprywatyzowane przez Rosję. Z punktu widzenia bezpieczeństwa kraju Armenia też nie ma żadnego pola manewru – mówi „Plusowi Minusowi" rosyjski politolog i publicysta Arkadij Dubnow. Ma na myśli przede wszystkim relacje Armenii z Turcją, z którą kraj znajduje się de facto w stanie wojny, a ich granicę patrolują funkcjonariusze rosyjskiego FSB. W ormiańskim Giumri znajduje się 102. rosyjska baza wojskowa. Ale to nie wszystkie problemy Armenii, która do tego wszystkiego od dziesięcioleci toczy wojnę z Azerbejdżanem o Górski Karabach. Białoruś, w odróżnieniu od Armenii, nie jest skazana na wsparcie militarne ze strony Rosji.

– W Moskwie uważają, że Białoruś jest drugim po Ukrainie diamentem we wspólnocie narodów słowiańskich. Ukrainę Rosja straciła na dziesięcio-lecia. Rosyjskie władze wychodzą z założenia, że pod żadnym pozorem nie można dopuścić do wymknięcia się Białorusi, bo to byłaby kolejna poraż-ka historyczna. Łukaszenko nie ma najlepszej opinii wśród rosyjskich władz, ale jeszcze większym zagrożeniem dla Kremla byłby kurs Białorusi na Zachód. Dlatego dzisiaj Rosja próbuje utrzymać przy władzy Łukaszenkę tak długo, jak to się tylko da. By móc w tym czasie przy gotować grunt do zmian politycznych na Białorusi, które odbyłyby się po myśli Moskwy – twierdzi Dubnow.

Pokolenie Białorusinów, które dorastało przy Łukaszence, patrzy dzisiaj z wielką nadzieją na Zachód. Ale czy Zachód będzie miał dla nich jakąś konkretną ofertę? Czy będzie nieco odważniej wspierał Białorusinów, niż wspierał Gruzinów czy Ukraińców, nawet kosztem eskalacji napięcia z posiadającą broń jądrową Rosją? Minął już ponad miesiąc od zabójstwa pierwszego protestującego w Mińsku, a sankcji UE wciąż brak. Wszystko niestety wskazuje więc na to, że klucz do rozwiązania kryzysu białoruskiego jest na Kremlu.

31 sierpnia Mikołaj Łukaszenko obchodził 16. urodziny. Białorusini mówią o nim zdrobniale „Kola" albo bardziej łaskawie – „Kolka". Od urodzenia salutują mu generałowie i kłaniają się najwyżsi urzędnicy państwowi. W wieku czterech lat Kolka poznał Benedykta XVI, a nawet miał rzadką okazję posiedzieć u papieża na kolanach. Kilka miesięcy później na białorusko-rosyjskich manewrach wojskowych „Zapad 2009" z rąk prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa dostał złoty pistolet. Miał na sobie mundur i uważnie przysłuchiwał się ojcu wydającemu rozkazy oficerom. Zdążył nawet zaprzyjaźnić się z nieżyjącym już prezydentem Wenezueli Hugo Chávezem oraz pobawić się zabawkami z byłym prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem w jego słynnej podkijowskiej rezydencji Meżyhiria. A w wieku zaledwie dziesięciu lat uczestniczył w posiedzeniu Zgromadzenia Ogólnego ONZ, siedząc obok najważniejszych przywódców świata. Wtedy też poznał Baracka Obamę i jego małżonkę Michelle. Rok później został ciepło przyjęty w Pekinie, gdzie gościł u państwa Xi Jinpingów. Towarzysząc ojcu w licznych podróżach zagranicznych, co roku stoi boku Władimira Putina, jak podczas tegorocznej parady na placu Czerwonym w Moskwie. Jest pewnie jedynym 16-latkiem, który osobiście miał okazję poznać dwóch papieży – u Franciszka gościł, mając 11 lat.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich