I nawet jeśli to przesadzone, to niewiele, bo choć w podkarpackich winnicach jeszcze nie widziano niedźwiedzi, to tylko dlatego, że ich uwagę przykuły owce sąsiada. Ale tym razem chciałbym przenieść uwagę państwa na wschód, i to daleki. Co roku, w okolicach wakacji, namawiam, by pić wina lokalne i dziś, chociaż do wakacji daleko, ja właśnie o tym, bo z ferii wróciłem.
Czytaj więcej
Naprawdę warto czasem napić się marnego wina i co jakiś czas owo doświadczenie powtarzać. Tylko wtedy bowiem człowiek w pełni doceni to, co ma w kieliszku.
Trzymam w dłoni wino – wygląda jak syrah, ma bukiet syrah i smakuje jak syrah. Ono tak bardzo pasuje do swego szczepu, jest tak dobrze zrobione, że aż uwiera, bo za grosz brak mu osobowości. To ja bym już wolał, żeby gdzieś coś wystawało, żeby było choć trochę inne, po prostu by było jakieś. Tymczasem ten syrah mógł powstać wszędzie – na południu Francji, w Argentynie i Afryce Południowej. „Product of Bhutan” – głosi jednak dumnie etykieta, przypominając, że w tym maleńkim, himalajskim królestwie jest kilka winnic.
Trzymam w dłoni wino – wygląda jak syrah, ma bukiet syrah i smakuje jak syrah. Ono tak bardzo pasuje do swego szczepu, jest tak dobrze zrobione, że aż uwiera, bo za grosz brak mu osobowości.
Kilkusettysięczny Bhutan wciśnięty jest między miliardowe Indie i Chiny, skądinąd też znaczących producentów wina. Napisałem znaczących, choć trudno powiedzieć, ile ze zbieranych w obu państwach winogron staje się winem, a ile tylko sokiem lub rodzynkami. Jednak to potężne rynki i stoją za nimi wielkie pieniądze. Na pytanie „Czy Chińczycy robią wino?” odpowiadano niegdyś, że oczywiście, w Bordeaux. Od tego czasu wiele wody upłynęło w Jangcy i Gangesie, a Hindusi i Chińczycy wina nie tylko piją, ale i coraz lepsze robią. Nie tylko oni. Jeszcze ćwierć wieku temu degustowane przeze mnie wino wietnamskie było jednym z najgorszych na świecie. A dziś, proszę, nie tylko Wietnam, ale Korea, Japonia, Birma zwana Mjanmą, Indonezja, a nawet Laos czy Kambodża robią naprawdę porządne wina.