Ben-Gewir, Lewin i inni. Szokujący koalicjanci Netanjahu

W Izraelu rządy objął najbardziej prawicowy i nacjonalistyczny rząd w historii kraju. Na początek chce wywrócić istniejący system prawny, by uwolnić premiera od zarzutów korupcji. Rozejm z Palestyńczykami też wisi na włosku.

Publikacja: 13.01.2023 17:00

Nowy minister bezpieczeństwa Itamar Ben-Gewir (na zdjęciu) jest zwolennikiem deportacji arabskich ob

Nowy minister bezpieczeństwa Itamar Ben-Gewir (na zdjęciu) jest zwolennikiem deportacji arabskich obywateli Izraela, którzy „nie są lojalni” wobec państwa żydowskiego. Popiera też poszerzenie skali osadnictwa żydowskiego na okupowanych terenach Zachodniego Brzegu, a także aneksję tych obszarów

Foto: EMMANUEL DUNAND/AFP

Wielka demonstracja w Tel Awiwie w tydzień po zaprzysiężeniu nowego rządu Beniamina Netanjahu – nazywanego powszechnie Bibim – była przejawem społecznego niezadowolenia ze składu nowego gabinetu. Największy sprzeciw budzi nowy minister sprawiedliwości Jair Lewin, bliski przyjaciel premiera. Netanjahu powierzył mu stanowisko, by ten przeorał systemu praworządności i podporządkował go elicie partyjnej. „To właśnie ta nominacja powinna wstrząsnąć wszystkimi obawiającymi się dramatycznych zmian w systemie sprawowania władzy” – pisali komentatorzy dziennika „Jediot Achronot”.

Lewicowy „Haaretz” nie ma wątpliwości, że za nominacją Lewina kryje się strategia „obejścia” władzy sądowniczej za pomocą Knesetu. Chodzi o okrojenie kompetencji Sądu Najwyższego, pełniącego także rolę sądu konstytucyjnego. System ten opiera się na 14 tzw. ustawach podstawowych, gdyż Izrael nie ma konstytucji.

Ale protesty spowodowały nie tylko obawy o zmiany ustrojowe. W rządzie Netanjahu roi się od innych kontrowersyjnych postaci – od ministra bezpieczeństwa narodowego Itamara Ben-Gewira, przez szefa resortu finansów Becalela Smotricza, po Awiego Maoza, ministra w kancelarii premiera. Reprezentują trzy ortodoksyjnie religijne ugrupowania dążące do rozwoju osadnictwa żydowskiego na terenach okupowanych, a nawet do ich aneksji i utworzenia Wielkiego Izraela. Sama nazwa ich wspólnej listy wyborczej mówi wszystko – Religijny Syjonizm.

Bez ich głosów w Knesecie 74-letni Beniamin Netanjahu nie mógłby marzyć o powrocie do władzy. Jak piszą izraelskie media, tylko z pozycji premiera może pokusić się o wstrzymanie toczących się przeciwko niemu procesów o korupcję i wcale nie abstrakcyjnej perspektywy więzienia. Dlatego Netanjahu nie miał skrupułów, wprowadzając do rządu ludzi najbardziej skrajnego nurtu politycznego. Nie ma wielkiej przesady w twierdzeniu, że to oni rządzą obecnie państwem żydowskim.

Czytaj więcej

Niemcy nadrabiają stracony czas

Demokracja à la carte

Batalia prawna właśnie się rozpoczęła. Zmiany są m.in. w interesie Aryeha Der, szefa ortodoksyjnej partii szefa Szas, nowego ministra spraw wewnętrznych oraz zdrowia. Szas dba głównie o interesy sefardyjskich Żydów i nie miesza się zbytnio do wielkiej polityki. Jej szef z kolei niezbyt legalnie dbał o własne finanse, co sprawiło, że spędził w przeszłości 22 miesiące za kratkami za przyjmowanie łapówek. W ubiegłym roku skazany za oszustwa podatkowe. Otrzymał karę roku więzienia w zawieszeniu i ma zapłacić 180 tys. szekli (ok. 57 tys. dol.). 

Zgodnie z jedną z ustaw podstawowych dotyczącą statusu parlamentu obywatel skazany prawomocnym wyrokiem przez siedem lat nie może być członkiem Knesetu lub być ministrem. Jednak już po wyborach i przed zaprzysiężeniem rządu Kneset przyjął większością głosów przyszłych koalicjantów poprawkę do ustawy podstawowej, likwidując siedmioletni zakaz sprawowania urzędu ministra przez Deriego. Pomocny okazał się fakt, że Deri został wprawdzie skazany, ale ponieważ przyznał się do winy, nie został oficjalnie uznany za osobę niemoralną. Jest to drugi warunek zakazu sprawowania funkcji rządowych. Netanjahu mógł więc zrobić go ministrem finansów. W końcu partia Szas ma 11 mandatów w 120-osobowym parlamencie i jest niezbędnym partnerem koalicji rządowej.

Uchwaloną przez Kneset poprawkę w sprawie Aryeha Deri zaskarżyła do Sądu Najwyższego jedna z organizacji zajmujących się obroną praw obywateli. Wszyscy czekają teraz z napięciem na jego orzeczenie. Stawką jest to, czy politycy z wyrokami będą mogli rządzić krajem. Z premierem Netanjahu na czele, którego sądowy proces korupcyjny jest w toku.

Tu wkracza do akcji minister sprawiedliwości Lewin. W niedawnym wywiadzie potwierdził zamiar przedstawienia w Knesecie ustawy, na podstawie której każde orzeczenie Sądu Najwyższego może zostać unieważnione większością głosów w parlamencie. Tym samym, jeżeli nawet uzna on, że minister Deri został powołany do rządu z naruszeniem prawa, to Kneset może to unieważnić. Takie postawienie sprawy to rewolucyjna zmiana reguł funkcjonowania izraelskiej demokracji. – Wprowadzenie do systemu sprawiedliwości klauzuli dającej parlamentowi prawo unieważnienie orzeczeń Sądu Najwyższego oznacza, że Izrael przestanie być jedyną demokracją na Bliskim Wschodzie – mówi „Plusowi Minusowi” Avi Scharf, szef wydania online dziennika „Haaretz”.

Ale na tym nie kończy się bynajmniej program reform ministra Lewina. Zamierza zmienić tryb powoływania sędziów tak, by zapewnić rządowi wpływ na ten proces. I co niezwykle ważne, planuje reformę prokuratury. W obecnym systemie prokurator generalny jest także doradcą prawnym rządu.

Minister Lewin zamierza rozdzielić personalnie te dwie funkcje, pozostawiając obecnej prokurator generalnej stanowisko doradcy prawnego rządu i powołać nowego szefa prokuratury. – Chodzi o to, aby na to stanowisko mianować zaufanego człowieka premiera. Mógłby on doprowadzić do wycofania prokuratorskich zarzutów wobec Beniamina Netanjahu. Tylko w ten sposób premier może uniknąć grożącej mu kary więzienia – przekonuje Avi Scharf.

Przypomina, że zwolennicy takiego rozwiązania w Likudzie, partii premiera, od dawna wzywają do wszczęcia śledztwa przeciwko osobom odpowiedzialnym za postawienie Netanjahu przed sądem. Zwolennicy premiera udowadniają, że prokuratura przygotowała prawdziwy zamach, a zarzuty są nieprawdziwe i Netanjahu jest niewinny. Nie przyjmował więc ani wartych setki tysięcy dolarów prezentów od zamożnych przyjaciół, ani nie obiecywał znanemu wydawcy prasowemu wprowadzenia przepisów niekorzystnych dla jego konkurencji. Premier oskarżony jest także o zawarcie tajnych umów o charakterze korupcyjnym z głównym udziałowcem największej izraelskiej firmy telekomunikacyjnej. W sumie grozi mu nawet dziesięć lat więzienia.

Nie byłby pierwszym czołowym izraelskim politykiem, który trafi za kratki. Prezydent Mosze Katsaw znalazł się w więzieniu za gwałt, a premier Ehud Olmert za korupcję i oszustwa. Podobny los spotkał w sumie kilkunastu ministrów.

Prowokacja Ben-Gewira

Debata o zagrożeniach dla demokracji zepchnęła chwilowo na dalszy plan projekty nowego rządu Netanjahu dotyczące ziem okupowanych. Przypomniał o nich już w kilka dni po zaprzysiężeniu rządu nowy minister bezpieczeństwa narodowego Itamar Ben-Gewir swoją wizytą na Wzgórzu Świątynnym w Jerozolimie. Pojawił się niespodziewanie, spędzając tam zaledwie kwadrans. Zanim informacja dotarła do władz palestyńskich, minister był już z powrotem pod Ścianą Płaczu.

Wraz z Kopułą na Skale i meczetem Al-Aksa, Wzgórze Świątynne jest trzecim najświętszym miejscem islamu. Znajdująca się poniżej Ściana Płaczu jest z kolei najświętszym miejscem judaizmu. Wzgórze znajduje się pod administracją muzułmańską, podczas gdy Izrael jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo. Wizyta w tym miejscu nowego ministra bezpieczeństwa miała przypomnieć całemu światu arabskiemu, że cały ten obszar jest nieodłączną częścią państwa żydowskiego. Podobna prowokacyjna wizyta gen. Ariela Szarona w 2000 roku wywołała drugą palestyńską intifadę, krwawe powstanie przeciwko państwu żydowskiemu.

Sam Netanjahu odradzał swemu ministrowi wizytę, zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Jednak dla Ben-Gewira zaznaczenie obecności na Wzgórzu Świątynnym w roli ministra było wyczekiwaną od dawna manifestacją politycznych idei ortodoksyjnego judaizmu, pozostającego w symbiozie z narodowym szowinizmem.

Ben-Gewir jest zwolennikiem deportacji arabskich obywateli Izraela, którzy „nie są lojalni ” wobec państwa żydowskiego. Popiera poszerzenie skali osadnictwa żydowskiego na okupowanych terenach Zachodniego Brzegu, gdzie sam mieszka, a także aneksją tych obszarów. Jego zdaniem należą one do państwa żydowskiego, gdyż zapisano je w tzw. pięcioksięgu.

O radykalizmie Ben-Gewira najlepiej świadczy jego przeszłość. Kiedyś uszkodził cadillaca premiera Icchaka Rabina. – Dopadniemy jego samego – mówił wtedy. Rabin został zastrzelony niedługo później przez żydowskiego fanatyka, który nie mógł mu wybaczyć podpisania porozumienia z Palestyńczykami w Oslo.

Obecny minister zasłynął też tym, że w gabinecie trzymał przez lata portret Barucha Goldsteina, innego fanatyka, który zabił w Hebronie 29 Palestyńczyków. Inspirował się działalnością rabina Meira Kachane, który zdołał nawet zostać członkiem Knesetu, zanim jego partia Kach została uznana za organizację terrorystyczną. To w jej młodzieżówce działał nastoletni Ben-Gewir. „Zmieniłem się od czasów, gdy miałem ten plakat” – przekonuje dzisiaj. Równocześnie „Jerusalem Post” cytuje słowa jednego z amerykańskich politologów porównującego Ben-Gewira do Davida Duke’a, słynnego przywódcy Ku Klux Klanu. 

Czytaj więcej

Naftali Bennett. Ten, który obalił króla Bibiego

Błąd Ben Guriona  

Politycznym towarzyszem Ben-Gewira jest minister finansów Becalel Smotricz, któremu podlega także izraelska administracja na okupowanym Zachodnim Brzegu. Obaj są prawnikami po czterdziestce, obaj mają liczne rodziny i mieszkają na Zachodnim Brzegu, z tym że Smotricz w nielegalnym osiedlu żydowskim. Wspierają żydowskie osadnictwo na Zachodnim Brzegu, będącym głównym przedmiotem konfliktu palestyńsko-izraelskiego. Smotricz spędził nawet kilka tygodni w areszcie z powodu blokady drogi w czasie likwidacji osiedla żydowskiego w Strefie Gazy. Przed sądem jednak nie stanął.

Ma spory staż parlamentarny i rządowy. Trzy lata temu był ministrem transportu w rządzie Netanjahu. Oświadczył wtedy arabskim posłom w Knesecie, że błędem Ben Guriona , twórcy państwa żydowskiego, było to, że „nie dokończył roboty i nie wyrzucił was w 1948 r. „ Od dawna opowiada się za aneksją Zachodniego Brzegu, czyli włączenia do państwa żydowskiego, tak jak uczyniono to ze wschodnią Jerozolimą.

Jest także współautorem propozycji zmiany legislacyjnej, zgodnie z którą źródła żydowskiej tradycji religijnej, takie jak Tora, muszą być brane pod uwagę w sprawach, których nie można rozstrzygnąć w drodze ustawodawstwa lub orzeczeń sądowych.

Smotricz lubił nazywać siebie „dumnym homofobem”, a parady gejowskie określał jako „gorsze niż bestialstwo”. Lata temu zorganizował nawet paradę zwierząt pomyślaną jako odpowiedź na parady równości. Teraz twierdzi, że tego żałuje. Zgodnie z duchem czasu, bo dziś 79 proc. mieszkańców Izraela nie ma nic przeciwko małżeństwom homoseksualnym wciąż oficjalnie zabronionym. Nie ma też ślubów cywilnych i związki małżeńskie są zawierane jedynie za pośrednictwem Naczelnego Rabinatu, który nie akceptuje małżeństw osób tej samej płci.

Na wspólnej liście z Religijnym Syjonizmem startowała partia Noam, której jedyny przedstawiciel w Knesecie Awi Maoz został ministrem w kancelarii premiera. On też jest zadeklarowanym wrogiem środowisk LGBTQ. Mimo to nowym przewodniczym Knesetu został Amir Ohana, gej, który na parlamentarną inaugurację przyprowadził swego partnera z dwójką ich dzieci.

Aneksja wisi w powietrzu

Trzech nowych ministrów z ortodoksyjnego, skrajnie nacjonalistycznego i biblijnego nurtu izraelskiej polityki jest wizytówką nowego rządu Netanjahu. Po półtorarocznej przerwie zasiadł on po raz szósty w fotelu premiera w wyniku listopadowych wyborów do Knesetu. Jego koalicja ma w parlamencie komfortową większość – 64 miejsca na 120. Prawicowy Likud ma 32 mandaty, a dwie partie religijnych ortodoksów: Szas i Zjednoczony Judaizm Tory, dysponują 18 posłami. Władzę zapewniło Netanjahu włączenie do koalicji trzech partii ekstremalnej prawicy. Największa z nich to dysponujące siedmioma mandatami ugrupowanie Religijny Syjonizm Becalela Smotricza. Żydowska Siła, partia Itamara Ben-Gewira, ma sześciu posłów, a partia Noam – jednego, Awi Maoza.

Tak skrajnie prawicowej konstelacji rządowej jeszcze w Izraelu nie było. Prawicowiec Netanjahu wraz z swoim Likudem jawić się może w tej sytuacji jako siła umiarkowana, której zadaniem jest obecnie hamowanie zapędów nacjonalistycznych. To kolejny z licznych paradoksów państwa żydowskiego.

Nie wiadomo, czy obecny rząd Netanjahu, najdłużej urzędującego premiera w historii państwa żydowskiego, zdoła zrealizować swój program i czy w ogóle dotrwa do końca kadencji. Może się łatwo wywrócić, realizując konsekwentnie porozumienie koalicyjne, w którym zapisano, „że ludność żydowska ma wyłączne i niezbywalne prawo do Ziem Izraela ”. A ziemie Izraela to Judea i Samaria, przedmiot sporu z Palestyńczykami.

Taki zapis jest jasną zapowiedzią wspierania osadnictwa żydowskiego na ziemiach okupowanych. Ale też otwiera drogę do ich aneksji, do czego dążą nowi koalicjanci Netanjahu. W 141 osiedlach żydowskich mieszka ponad 400 tys. osadników, nie licząc wschodniej Jerozolimy, zdobytej jak cały Zachodni Brzeg przez Izrael w wyniku wojny sześciodniowej w 1967 roku. Jest to teren Autonomii Palestyńskiej, której władze i ludność walczą wszelkimi metodami z żydowskim osadnictwem od dziesięcioleci. Cały ten obszar jest uznawany przez ONZ za teren okupowany, a osiedla żydowskie za nielegalne. Także przez Polskę. Takie jest także stanowisko UE.

– Mało prawdopodobne, aby Netanjahu zdecydował się na aneksję ziem okupowanych ze względu na reperkusje międzynarodowe takiego kroku – zapewniał niedawno w „Rzeczpospolitej” Hugh Lovatt z European Council on Foreign Relations.

Netanjahu poważnie rozważał taki krok w ostatnich miesiącach administracji Donalda Trumpa. Nie chodziło o cały obszar okupowany, ale o tzw. obszar C, obejmujący tereny osiedli żydowskich plus strategicznie ważny pas ziemi po zachodniej stronie Jordanu, oddzielającą Autonomię Palestyńską od Królestwa Jordanii.

Oznaczałoby to ostateczne wyrzucenie do kosza formuły tzw. two state solution, czyli powołania do życia niepodległego państwa palestyńskiego obok żydowskiego. Formalnie formuła ta wciąż znajduje się na izraelsko-palestyńskim stole negocjacyjnym, od słynnej konferencji w Oslo sprzed trzech dekad. Z punktu widzenia premiera Netanjahu jest jednak od dawna martwa.

Ale nie dla społeczności międzynarodowej, z USA na czele, o czym przypomniał Joe Biden. „Stany Zjednoczone będą nadal wspierać two state solution” – napisał prezydent USA w oświadczeniu po zaprzysiężeniu nowego rządu Netanjahu. Zapewnił jednocześnie, że nie może się doczekać współpracy z premierem, „który jest moim przyjacielem od dziesięcioleci”.

Wspólnie zamierzają stawić czoła wielu wyzwaniom, w tym zagrożeniom ze strony Iranu. „Najlepsze, co Biden może osiągnąć, to zapobiec eksplozji napięć między Izraelczykami a Palestyńczykami. Wiąże się to z podkreślaniem sprzeciwu wobec aneksji de iure przez Izrael, dążeniu do zapobieżenia kolejnej eskalacji konfliktu między Izraelem a Hamasem oraz powstrzymywaniu krajów arabskich, które zawarły porozumienia z Izraelem, przed wycofaniem się z nich, gdyby doszło do trwałej konfrontacji między Izraelem a Palestyńczykami” – oceniają analitycy CNN.

– Palestyńczycy są podzieleni, słabi i wściekli na skorumpowane oraz pełne indolencji władze Autonomii Palestyńskiej. Izrael nie może się jednak posunąć za daleko w planach wobec Zachodniego Brzegu – mówi „Plusowi Minusowi” Nadim Shehadi, politolog obserwujący wydarzenia na Bliskim Wschodzie z Bejrutu. Jego zdaniem nie należy się spodziewać żadnych zmian izraelskiej polityki wobec Ukrainy i Rosji. Dla obecnego rządu są to dzisiaj sprawy wyjątkowo odległe.

Wielka demonstracja w Tel Awiwie w tydzień po zaprzysiężeniu nowego rządu Beniamina Netanjahu – nazywanego powszechnie Bibim – była przejawem społecznego niezadowolenia ze składu nowego gabinetu. Największy sprzeciw budzi nowy minister sprawiedliwości Jair Lewin, bliski przyjaciel premiera. Netanjahu powierzył mu stanowisko, by ten przeorał systemu praworządności i podporządkował go elicie partyjnej. „To właśnie ta nominacja powinna wstrząsnąć wszystkimi obawiającymi się dramatycznych zmian w systemie sprawowania władzy” – pisali komentatorzy dziennika „Jediot Achronot”.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS