Zacznijmy od tego, kim był Rupnik. To w pewnym sensie istota o dwóch twarzach. Doktor Jekyll i mister Hyde w wersji zakonnej. Z jednej strony jezuita, kapłan głoszący kazania, rekolekcje i tworzący freski w najważniejszych miejscach chrześcijaństwa. Duchowy mistrz i doradca kolejnych papieży. Z drugiej strony to drapieżnik, który za sprawą spowiedzi i kierownictwa duchowego wykorzystuje seksualnie kobiety. Namawia je do wstępowania w szeregi kontrolowanego przez siebie zgromadzenia, by mieć je na każde swoje życzenie. Wreszcie dorabia teologię i duchowość do seksu grupowego, który ma być obrazem życia Trójcy Świętej.
Czytaj więcej
„Nie może tak być, że nie staje się wiadomością dnia fakt, iż z wyziębnięcia umiera starzec zmuszony żyć na ulicy, natomiast staje się nią spadek na giełdzie o dwa procent” – mówi papież Franciszek.
Nie, to nie jest przesada, tak właśnie to wyglądało. A żeby było jeszcze trudniej, to o jego stylu życia i przestępstwach wiedziano przynajmniej od lat 90., i nic z tym nie robiono. Ekskomunikowanie Rupnika, choć doszło do tego w 2020 r., nie przeszkodziło zaś w zaproszeniu go jako papieskiego kaznodziei zaledwie miesiąc później. Aby go kryć i ratować, kłamał generał zakonu jezuitów, a pracownicy Kongregacji Nauki Wiary naginali prawo kanoniczne. Ile może być jego ofiar? Setki, jeśli nie więcej.
I właśnie z tej perspektywy trzeba spoglądać na jego dzieło. Freski Rupnika są w Lourdes, Watykanie, Aparecidzie, a także w sanktuarium Jana Pawła II w Krakowie. Trudno nie postawić pytania, czy powinny tam zostać? Odpowiedź tradycyjna, mówiąca, że tak, bo trzeba oddzielać twórcę od dzieła, nie wchodzi – jak sądzę – w grę. Dlaczego? Bo w tym przypadku nie chodzi tylko o to, że zakonnik łamał celibat, ale o to, że wykorzystywał swój urząd do seksualnego nagabywania, że rozgrzeszał kobiety, które wcześniej wykorzystał, że za usprawiedliwienie seksu grupowego, oralnego i każdego innego służyła mu teologia, którą później przepracowywał w postaci fresków. Jego skrzywiona osobowość, psychopatyczne skłonności, wreszcie przemoc wobec kobiet znajdują odbicie w jego sztuce. I właśnie dlatego trudno nie zadać pytania, czy tej „sztuki” nie powinno się po prostu wyrzucić, skuć ze ścian i sufitów.