To fragment wywiadu z 1998 roku. Nic, co Kaczyński wtedy mówił o Tadeuszu Rydzyku, się nie zdezaktualizowało, poza jednym – dzisiaj już by tak nie powiedział, co wcale nie znaczy, że nadal tak nie uważa. Po latach – niespecjalnie ofensywnej, przyznajmy – walki z realizowanym przez Rydzyka „scenariuszem Michnika" prezes pokornie przyjął swoją w nim rolę i całą partię wraz z przystawkami zaprzągł do robienia klaki człowiekowi, którego udział w niszczeniu wizerunku Kościoła można porównać tylko do jego udziału w niszczeniu wizerunku prawicy.
Ostatnia impreza, na której pisowski rzecznik praw dziecka radośnie oklaskiwał Rydzyka nazywającego pedofilię „uleganiem pokusom", a obrońcę pedofilów – „męczennikiem", to już tylko wisienka na torcie. Jeśli to Rydzyk testował, na co może sobie pozwolić, to już wie, że na wszystko. Nikomu w sali nie starczyło odwagi, żeby wykonać najmniejszy gest – choćby powstrzymać się od oklasków.
Tadeusz Rydzyk, jaki jest – każdy widzi, on się akurat przez te wszystkie lata nie zmienił. „Mamy swoich europosłów, ale ta Unia, powiedziałbym, że jest to drugi Związek Radziecki" – mówił już dwa lata temu, czyli „zanim to było modne". Dzisiaj jego antyunijną narrację spinują politycy partii rządzącej i sprzyjający jej komentatorzy, a to, co 20 lat temu prezes nazywał realizacją rosyjskiego scenariusza, staje się oficjalną narracją władzy.
Trudno nie zadać sobie pytania, co się przez te lata zmieniło, skoro nie zmienił się ani Rydzyk, ani polska racja stanu, ani rosyjskie interesy. Czy to prezes się mylił i tamta ocena roli Radia Maryja była nieprawdziwa i krzywdząca? Ale przecież jeśli przyjmiemy, że „genialny strateg" może się tak bardzo mylić, to co, jeśli myli się i teraz, prowadząc Polskę tam, gdzie ją prowadzi? Bo chyba nie jest cynikiem podporządkowującym długofalowy interes Polski doraźnemu interesowi partii i sprzymierzy się z każdym, z kim mu się politycznie opłaci?