Bogusław Chrabota: Korea – od traumy do skoku cywilizacyjnego

Imponuje, jaki awans cywilizacyjny dokonał się na południu Półwyspu Koreańskiego za życia ledwie trzech pokoleń.

Publikacja: 04.11.2022 17:00

Bogusław Chrabota: Korea – od traumy do skoku cywilizacyjnego

Foto: AdobeStock

Korea jest obecna na agendzie polskiej i światowej w ostatnich dniach bardzo często. W ubiegłą środę newsem było wystrzelenie przez reżim Kima kilkunastu rakiet, które niebezpiecznie zbliżyły się do celów (na szczęście morskich) Korei Południowej. Mimo że większego zagrożenia nie było, syreny zawyły w wielu miastach Południa. A kiedy wyją, bez względu na to, czy jest to reakcja na realny atak, czy tylko na prężenie muskułów lidera Północy, 50 milionów mieszkańców musi mieć się na baczności. Pilnować procedur ewakuacyjnych, schodzić do metra czy do schronów.

To powoduje, że mieszkańcy Seulu i okolic wciąż żyją pod wulkanem. W cieniu grozy zagłady. O ile bowiem zagrożenie rakietami Kima amerykańskich Alaski czy Kalifornii jest niewielkie, o tyle – przynajmniej w sensie technicznym – uruchomienie potencjału nuklearnego Pjongjangu wobec seulskiej megalopolis jest całkiem realne.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Wojna przyspieszyła zieloną transformację

Dlatego jednym z pierwszych haseł koreańskiej demokracji jest społeczna dyscyplina i rozwaga, pilnowanie reguł i ostrożność. Ale i te często zawodzą, jak choćby ostatnio, podczas świętowania Halloween w stołecznym Itaewon, gdzie w wyniku paniki zginęło ponad 150 osób. Wyobraźnia świętowania nie udźwignęła skali zgromadzenia, ale część winy ponosi również policja, która skupiła się tego dnia na ochronie protestów politycznych w nieodległej części miasta. Po wiecach świetnie zorganizowane jednostki czuły się zwolnione z obowiązku i wróciły do koszar. Dopiero po kilku godzinach, kiedy pojęto skalę tragedii, przyszła refleksja, że w 20-milionowym mieście każde zgromadzenie może przybrać gigantyczne wymiary i należy je zabezpieczać zawczasu. Nie pomyślano o tym z wyprzedzeniem, polityka – co normalne nie tylko pod tą szerokością geograficzną – przysłoniła wszystkie inne sprawy. Efekt? Tragedia, jakiej nie było od lat, żałoba narodowa i kondolencje z całego świata. I co najtragiczniejsze, bezsensowna śmierć ponad setki w większości młodych ludzi, którzy osierocili swoich przyjaciół, rodziny, cały kraj.

Ale Korea to nie tylko strach przed Północą, przeludnione miasta i megatechnologia. To konfucjańska dyscyplina i niebywała, nawet jak na Azję, pracowitość. W koreańskich firmach wyjście z biura przed dwunastą godziną pracy uznaje się za despekt wobec szefa. Tradycyjne jest też wychodzenie po pracy z biur całą grupą, by zjeść razem kolację i wypić kilka butelek lokalnej lekkiej wódki, czyli soju. Ten obyczaj wspólnotowości pracy jest wręcz obsesyjny. Potrafi dewastować psychikę, wpychać w depresję, odzierać z prywatności. Koreańczyk głównie pracuje. W domu z rodziną bywa okazjonalnie.

Ale Korea to nie tylko strach przed Północą, przeludnione miasta i megatechnologia. To konfucjańska dyscyplina i niebywała, nawet jak na Azję, pracowitość.

Z jednej strony to obsesja, rodzaj społecznej manii, ale z drugiej przyczyna tego, że dość ubogi, zniszczony przez 40 lat japońskiej okupacji i trzy lata wojny domowej kraj dokonał takiego gospodarczego skoku w przyszłość. Kiedy patrzy się na archiwalne zdjęcia Seulu z powojennych lat 50., ma się przed oczami zrujnowane prowincjonalne miasto. Zapadłą azjatycką dziurę z odrapanymi domkami i resztkami imperialnych (za tym zawsze idzie architektoniczny kicz) budynków, które zostały po Japończykach. Imperialiści z Tokio próbowali nie tylko zabić koreańską kulturę, ale również zdeprawować naród, zwłaszcza kobiety, które na siłę słano do japońskich, także wojskowych, domów publicznych. Pamięć o tej hańbie jest silna do dziś i wciąż w jakimś stopniu determinuje relacje Koreańczyków z dawnymi okupantami.

Powojenna Korea cierpiała wielki głód. Mimo zagranicznej pomocy część jej populacji zmarła z niedożywienia. Bieda była tak ogromna – jak mówią moi rozmówcy w Seulu – że zdobycie pożywienia było największą codzienną troską. Swego rodzaju pomnikiem językowym tamtych czasów jest zwyczajowe zapytanie: „czy jesteś głodny?”, które zastąpiło dawne „dzień dobry”. Mimo że dziś naprawdę niewielu mieszkańców południa półwyspu zna uczucie głodu, powitanie sprzed kilku pokoleń wciąż jest w masowym użyciu.

Imponuje, jaki awans cywilizacyjny dokonał się na południu Korei za życia ledwie trzech pokoleń. Dzisiejszy Seul to ocean wieżowców. Kiedy patrzy się na metropolię ze zwieńczonego wieżą telewizyjną wzgórza Namsan (na jego szczyt wjeżdża się kolejka linową), do granic horyzontu widzi się wysokościowce. Krajobraz jest tu urozmaicony, górzysty. Stoki wzgórz pokryte gęstym lasem, tu i ówdzie wyglądają z niego dachy budynków, ale poniżej dominują szkło i beton. Migające światła samochodów. Neony sklepów i hoteli. I choć miasto można by odczytywać jako w nieludzkim stopniu zagęszczone, w większości dzielnic centralnych jest przestronne i czyste. Na ulicach sporo samochodów elektrycznych. Dużo mniej spalin czy smogu niż w innych naznaczonych gigantyzmem metropoliach Azji: Bangkoku czy Pekinie. Może pomaga temu geografia Seulu; miasto jest położone blisko morza. A zalegające u granic miasta szerokie ujście rzeki Han-gang działa jak wielka ssawka odkurzacza, zasysając morski wiatr w głąb lądu.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Ukraina jak Korea 1950/51

Koreę i Polskę łączą nie tylko przeszłość, okupacje, komunizm czy martyrologia. Dziś coraz częściej jesteśmy partnerami handlowymi. Polska kupuje w Korei broń, technologie. Koreańczycy prawdopodobnie wybudują nad Wisłą elektrownię atomową, tak jak już wybudowali najnowocześniejszą na świecie fabrykę baterii litowo-jonowych. Przed nami jeszcze wiele wspólnych interesów. A w roku 2030 pewnie weźmiemy udział w światowym EXPO, które będzie miało miejsce w porcie Busan, na południu. I choć jak dotąd organizator, Bureau International des Exposition, decyzji lokalizacyjnej jeszcze nie podjął, w Busan nikt nie wierzy, że może być inna. Przygotowania idą więc w szybkim tempie, co wiąże się z ambitnym planem przebudowy za miliardy dolarów portu północnego. Ale o tym już innym razem.

Korea jest obecna na agendzie polskiej i światowej w ostatnich dniach bardzo często. W ubiegłą środę newsem było wystrzelenie przez reżim Kima kilkunastu rakiet, które niebezpiecznie zbliżyły się do celów (na szczęście morskich) Korei Południowej. Mimo że większego zagrożenia nie było, syreny zawyły w wielu miastach Południa. A kiedy wyją, bez względu na to, czy jest to reakcja na realny atak, czy tylko na prężenie muskułów lidera Północy, 50 milionów mieszkańców musi mieć się na baczności. Pilnować procedur ewakuacyjnych, schodzić do metra czy do schronów.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi