Świat dobrze opowiedziany

Opowieści, które słyszymy od dziecka, są istotnymi lekcjami empatii. To dzięki nim uczymy się, że inni są takimi podmiotami jak my, także dzięki opowieściom dowiadujemy się, że przy wszystkich podobieństwach inni mogą się od nas różnić.

Publikacja: 30.09.2022 17:00

Świat dobrze opowiedziany

Foto: materiały prasowe

Jak przekazać swoje intencje drugiemu ludzkiemu podmiotowi i w jaki sposób odczytać jego zamiary? Podstawowym narzędziem pracy humanistów okazują się opowieści.

Kiedy zaproponowałem, by sensemaking Madsbjerga przełożyć jako „interpretację”, kierowałem się pragnieniem powrotu do korzeni humanistyki. W cyfrowym świecie niewątpliwie przydadzą się nam nowe umiejętności. Warto poznać podstawy algorytmiki i kodowania. A jednocześnie nie powinniśmy zapominać o tym, co od dwóch i pół tysiąca lat stanowi trzon humanistycznej edukacji. Przez większość czasu humaniści zawodowo zajmują się rozumieniem.

Opowieści jako narzędzie empatii

Gdy dołączam do nowego projektu przedstawiony jako „facet od narracji”, współpracowniczki zwykle umieszczają mnie intuicyjnie w dziale „popularyzacja i public relations”. I rzeczywiście, wsparcie ekspertów w zrozumiałym, atrakcyjnym przekazywaniu informacji to ważna część mojej pracy. Opowieści nie są jednak wyłącznie narzędziem mówienia. Są przede wszystkim potężnym narzędziem słuchania i rozumienia. Poznając własne opowieści, możemy dostrzec ograniczenia naszych projektów i ich uwikłanie w cele czy wartości, których nawet sobie nie uświadamialiśmy. Z kolei czas poświęcony na wysłuchanie i zrozumienie opowieści tych, z którymi się nie zgadzamy, pozwala nam spojrzeć na rzeczywistość z zupełnie nowej strony. Nawet tam, gdzie amatorzy mylą się w ocenie rzeczywistości, ich głos może mieć olbrzymie znaczenie dla profesjonalistów, ponieważ opowiadane przez nich historie niosą w sobie jak najbardziej prawdziwe wartości, lęki czy nadzieje. To właśnie ta fundamentalna prawda czyni humanistów cennym nabytkiem w każdym projekcie dotyczącym przyszłości.

Badania naukowe pokazują, że narracje są, a przynajmniej mogą być, także podstawowym narzędziem empatii. Służą nam nie tylko do przekazywania wiedzy o świecie, lecz także do rozumienia go. Jak zauważa Shaun Gallagher, jeden z uznanych badaczy tego zagadnienia, kulturowe opowieści, które dziecko słyszy, a potem współtworzy, nie tylko opisują różne działania, ale też często ukazują powody ich podjęcia. „Dzięki takim narracjom uzyskujemy interpretacyjny wgląd w działania innych ludzi. Narracje dają nam jednak coś więcej niż tylko ich treść. Dają nam formę czy strukturę, którą możemy wykorzystać do zrozumienia innych. […] Zaczynamy widzieć innych zaangażowanych w swoje działania nie tylko w kontekście samych działań i ich następstw, lecz poprzez zaangażowanie tych ludzi w długoterminowe projekty (fabuły), które nadają znaczenie temu, co robią”.

Oznacza to ni mniej, ni więcej, że opowieści, które słyszymy od dziecka, są istotnymi lekcjami empatii. To dzięki opowieściom uczymy się, że inni są takimi podmiotami jak my, a więc czują i planują. Także dzięki opowieściom dowiadujemy się, że przy wszystkich podobieństwach inni mogą się od nas różnić – ich interpretacja świata, sens, jaki mu nadają, mogą być zupełnie inne od naszych.

Czytaj więcej

„Życie to za mało. Reportaże o stracie i poszukiwaniu nadziei”: Problemy, które dostały imiona

Dlaczego warto studiować magię

Galina Lindquist studiowała magię. Serio. Była autorką jednej z najważniejszych monografii na temat współczesnych praktyk magicznych w Europie Wschodniej. Jej książkę „Conjuring Hope. Magic and Healing in Contemporary Russia” („Zaklinając nadzieję. Magia i uzdrawianie we współczesnej Rosji”) polecam każdemu, kto chciałby lepiej zrozumieć czasy chaosu po upadku Związku Radzieckiego. Galina wyemigrowała z Rosji i wyszła za mąż za Szweda. Stąd ważne dla tej historii połączenie rosyjskiego imienia i zachodniego nazwiska. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych XX wieku antropolożka wróciła do ojczyzny, żeby prowadzić badania terenowe. Ciekawiło ją, dlaczego Rosjanie tak chętnie chodzą do wróżek i uzdrowicieli i czemu wśród mieszkańców Moskwy coraz większą popularnością cieszą się dziwaczne kulty i wierzenia. Gdy badaczkę odwiedzili mąż i syn, postanowiła zabrać ich do mauzoleum Lenina. Po tym, jak odstali już swoje w monstrualnej kolejce, uzbrojeni strażnicy rzucili okiem na ich paszporty i stwierdzili, że „obcokrajowcy mogą wejść”. Ale dokumenty samej antropolożki im się nie spodobały. Zidentyfikowali ją jako zdrajczynię: Rosjankę, która wyrzekła się swojej ojczyzny. Sytuacja zrobiła się nieprzyjemna. Mężczyźni zaczęli przetrząsać jej torebkę i wygrzebali z niej telefon komórkowy. „Ma pani pozwolenie, żeby to wnieść do środka?” – spytali. Nie miała. Oczywiście nie miała nawet pojęcia, że jakieś pozwolenie jest niezbędne. Być może zresztą nie było, a mężczyźni szukali po prostu pretekstu, by ją zastraszyć. „W takim razie pójdzie pani z nami na komendę”. Wtedy właśnie wydarzył się cud.

„Czego pani szuka w Rosji?” – dopytywał się jeden ze strażników. „Studiuję magię” – odpowiedziała szczerze Lindquist, wiedząc, że kłamstwo mogłoby ją drogo kosztować. Mężczyzna popatrzył na nią z niepokojem. „Magię” – potwierdziła antropolożka. Milicjanci wymienili przerażone spojrzenia, po czym oddali badaczce telefon, przypominając uprzejmie, żeby następnym razem pamiętała, by go zgłosić. Z kimś, kto studiuje magię, lepiej nie zadzierać. Nigdy nie wiadomo, czy Annuszka nie kupiła już przypadkiem oleju.

Lindquist umieszcza tę historię we wstępie do swojej książki, ponieważ zmieniła jej podejście do magii i ustawiła całe badania w nowym świetle. „Każdy mieszkaniec Rosji – tłumaczy Lindquist – może być w najmniej oczekiwanej chwili zdany na łaskę potężniejszych od siebie. Mechanizmy działania władzy są mętne i niezgłębione. Monstrualna biurokracja splata się z jednostkowymi intencjami i działaniami kierowanymi raz przez emocjonalne impulsy, innym zaś razem przez chłodną kalkulację. […] Struktury władzy działają poprzez znaki. Owe znaki różni ludzie odczytują rozmaicie, ale uznają ich efekty, jako że są one podporządkowane pewnej podzielanej powszechnie logice. Ta logika także wydaje się niezgłębiona, niemniej efekty są jak najbardziej rzeczywiste. Dokładnie tak jest z magią. Czyni cuda, ale w sposób, którego nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć”. […]

Wedle mej najlepszej wiedzy czary nie działają. Ale jako rzeczywistość społeczna, wiara podzielana przez wiele jednostek, magia okazuje się czymś bardzo realnym. Znajomość jej reguł może pozwolić nam lepiej zrozumieć i przewidzieć to, jak działają ludzie, jakich dokonują wyborów, czego się lękają i na co mają nadzieję. W specyficznych okolicznościach może nam nawet uratować życie. Dlatego właśnie warto studiować magię.

Wracamy w ten sposób do fundamentalnej różnicy między tradycjami nauk ścisłych i humanistyki, a więc do sporu o jednorożce. Dlaczego warto wiedzieć, jak wyglądają fantastyczne zwierzęta i gdzie je znaleźć? W jaki sposób badanie czegoś, co „nie istnieje”, może mieć sens?

Moja praca zazwyczaj polega właśnie na tym. Gdy koleżanki i koledzy reprezentujący nauki ścisłe badają, jak naprawdę rozprzestrzeniają się wirusy albo rdza źdźbłowa, ja towarzyszę im, śledząc, co na ten temat myślą ludzie. Oznacza to, że często badam jednorożce. Zwykły dzień pracy wiąże się dla mnie z nurkowaniem w fantastycznym oceanie pełnym mikroczipów w szczepionkach, zmiennokształtnych reptilian z kosmosu i pradawnych słowiańskich imperiów. Czy któraś z tych rzeczy jest prawdziwa? Mam nadzieję, że nie. Niemniej społeczne skutki wiary w trujące szczepionki albo odebrane naszemu narodowi dziedzictwo są jak najbardziej rzeczywiste. […]

Czytaj więcej

Francja na kolanach

Fact-telling

Jeżeli chcemy stawić czoło najpoważniejszym wyzwaniom XXI wieku, humaniści i ścisłowcy muszą działać ramię w ramię. Nauka i technologia mogą rozwiązać wiele problemów. Muszą jednak wzbudzać zaufanie, by zapewnić sobie akceptację i finansowanie, oraz cechować się głęboką wrażliwością społeczną, aby gasząc jedne pożary, nie wywoływać kolejnych. W przyspieszającym świecie fake newsów, polaryzacji politycznej i pogardy dla autorytetów budowanie bardziej ludzkiej przyszłości stanowi nie lada wyzwanie. Ci, którym przyszłe losy świata leżą na sercu, często wiele uwagi poświęcają obalaniu fałszywych argumentów. Doceniam i ogromnie szanuję pracę instytucji fact-checkingowych. Ale sam fact-checking nie wystarczy. Jeżeli chcemy wygrać z dezinformacją i propagandą, z pseudonauką i szowinizmem, jeśli chcemy przezwyciężyć ograniczenia, jakie nakładają na nas własne opowieści, to musimy nie tylko obalać mity, ale też budować nowe – lepsze. Nie możemy nabrać się na fałszywy wybór: historia dobra czy prawdziwa. Potrzebujemy opowieści, które są i prawdziwe, i piękne. Potrzebujemy fact-tellingu.

Fact-telling to połączenie fact-checkingu i storytellingu. Propozycja pomostu między światami dwóch plemion. […] Dobrze pomyślane narracje mogą posłużyć społecznej komunikacji nauki, uczynić świat bardziej zrozumiałym, nie tworząc iluzji, że wszystko jest proste.

Punktem wyjścia dla narracji o przyszłości musi być ich zakotwiczenie w danych. To wyzwanie doskonale ujął Aswath Damodaran, ekspert od wyceny przedsiębiorstw, autor książki „Wycena firmy. Storytelling i liczby”:

„Osoba snująca opowieść często odrywa się od rzeczywistości. Tworzy fantazyjny świat, w którym nie można nie odnieść sukcesu. Słuchacz, który da się porwać takiej opowieści, podąża za jej fabułą bezrefleksyjnie, często wyrzekając się wszelkich wątpliwości czy zahamowań. […] Chodzi o opracowanie pewnego schematu, który zapewniałby kreatywność w zakresie opowiadania historii, ale jednocześnie wtłaczał ten proces w tak uporządkowane ramy, abyś się w porę zorientował, że właśnie przekroczyłeś granicę między opowieścią a pobożnymi życzeniami”.

Moja miłość do danych jest równie wielka jak miłość do opowieści. Spędziłem dobrych kilka dni, wertując tabelki Smila z gęstością energetyczną, sprawnością młynów wodnych i typów ożaglowania, a Our World in Data to moja ukochana strona internetowa. Ilekroć jednak patrzę na naukowców, którzy idą na spotkanie z szeroką publicznością uzbrojeni wyłącznie w tabelki i cyferki, w wyobraźni widzę ich wchodzących z patykami na arenę, na którą za chwilę zostaną wypuszczone lwy. Randy Olson, naukowiec, popularyzator, a przez wiele lat także filmowiec, autor książki „Houston, We Have a Narrative”, pisze w tym kontekście o „niedoborze narracji” (ang. narrative deficiency). Jeśli nie chcemy, by badania pozostawały wyłącznie ćwiczeniem intelektualnym, jeżeli mamy ambicje uwolnić naukę z wieży z kości słoniowej, potrzebujemy dobrych opowieści.

Czytaj więcej

„Sokół”, Wojciech Sosnowski: Nazwą mnie boomerem

Fragment książki Marcina Napiórkowskiego „Naprawić przyszłość. Dlaczego potrzebujemy lepszych opowieści, żeby uratować świat”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego

Tytuł pochodzi od redakcji

Jak przekazać swoje intencje drugiemu ludzkiemu podmiotowi i w jaki sposób odczytać jego zamiary? Podstawowym narzędziem pracy humanistów okazują się opowieści.

Kiedy zaproponowałem, by sensemaking Madsbjerga przełożyć jako „interpretację”, kierowałem się pragnieniem powrotu do korzeni humanistyki. W cyfrowym świecie niewątpliwie przydadzą się nam nowe umiejętności. Warto poznać podstawy algorytmiki i kodowania. A jednocześnie nie powinniśmy zapominać o tym, co od dwóch i pół tysiąca lat stanowi trzon humanistycznej edukacji. Przez większość czasu humaniści zawodowo zajmują się rozumieniem.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi