Trwająca w latach 90. krwawa wojna w Bośni i Hercegowinie nie zakończyła się dla nich sukcesem. Nie zdołali obronić wszystkiego, co serbskie, w rozpadającej się Jugosławii. To do nich przylgnęła łatka zbrodniarzy wojennych, zwłaszcza po masakrze ponad 8 tys. bośniackich muzułmanów w Srebrenicy, chociaż zbrodni dokonywały przecież wszystkie strony konfliktu. W 1995 r. chorwacka armia w błyskawicznej akcji „Oluja” wypędziła z terenów Krajiny niemal 100 tys. Serbów, dokonując jednej z największych czystek etnicznych w Europie. Tymi zdobyczami Chorwaci przypieczętowali zwycięstwo.
Po wymuszonym pokoju w Dayton w 1995 r., gdzie nakreślono nowy ład dla wyczerpanych wojną Bałkanów, utworzono na nowo Bośnię i Hercegowinę, dziwny twór państwowy składający się z zamieszkanej przez bośniackich Serbów Republiki Serbskiej i federacji bośniacko-muzułmańskiej, sankcjonujące miejscami etniczne czystki.
Chorwaci najszybciej podnieśli się z wojennej pożogi. Kraj znowu zaczął pachnąć Adriatykiem, a nadmorskie kurorty, jak te pod Dubrownikiem, opustoszałe i podziurawione od kul, zaczęły tętnić życiem dla zachodnich turystów. Bośnia została okaleczona, opuszczona, brzydka. Jeszcze wiele lat po wojnie w muzułmańskim Bugojnie w blokach zamiast szyb mieszkańcy używali rolniczej folii, aby chronić swoje mieszkania przed zimnem. Zostały blizny, pamięć okrucieństw, syndrom stresu pourazowego i bieda. Ale wojny nikt tam już nie chciał i ducha wojny, i nacjonalizmów nikt tam raczej już nie wskrzesi.
Serbowie walczyli dalej. Kosowo z historycznym Kosowym Polem, gdzie pokonano Turków, jest dla nich kolebką państwowości. Odebranie im tego regionu na rzecz albańskiej większości pod presją bombardowań dokonywanych przez NATO w 1999 r. utrzymało ten kraj w nacjonalistycznych, antyzachodnich nastrojach. Serbowie nie mogą wybaczyć zachodnim elitom bomb spadających na Belgrad i łatwego uznania za równoprawnego partnera ludzi z Wyzwoleńczej Armii Kosowa (UCK), wcześniej uważanej przez CIA za organizację terrorystyczną.
Kiedy kilka lat później aksamitnie odłączyła się od Serbii Czarnogóra, Belgrad stracił dostęp do morza, a idea „Wielkiej Serbii” stała się jeszcze bardziej iluzoryczna. Zwrot w kierunku rosyjskim był więc czymś naturalnym. Władimir Putin też chciał mieć sojusznika w bałkańskim kotle. Zresztą Rosja wspierała już Serbię w czasie wojen w Bośni i Hercegowinie i później, kiedy spadochroniarze Specnazu wylądowali na lotnisku w Prisztinie, gdy w Kosowie zrobiło się gorąco.
Pokłady pamięci są jednak znacznie głębsze niż współczesna polityka. Godłem Serbii jest biały dwugłowy orzeł (czarny jest w Albanii). To symbol Cesarstwa Bizantyjskiego, które wywarło silny wpływ na świadomość żyjących tu ludzi. Złoty dwugłowy orzeł to znak heraldyczny Federacji Rosyjskiej – który symbolizuje rosyjski imperializm. Chęć dominacji nad innymi, okrucieństwo, narodowy mesjanizm to spuścizna Bizancjum, ciągle żywa na Bałkanach. Tworzy mentalny pomost dla relacji z putinowską Rosją.
Serbia jest wciąż na rozdrożu. Niepotępienie rosyjskiej agresji w Ukrainie, nieakceptowanie zachodnich sankcji i przyjmowanie z otwartymi rękami czołowych rosyjskich polityków, wpływy chińskie i tlący się, podsycany przez Kreml konflikt wokół Kosowa splatają się z prozachodnimi deklaracjami części serbskich elit. Kilka tygodni temu prezydent Aleksandar Vučić oświadczył stanowczo, że nie ma zgody na tworzenie rosyjskich baz na terytorium kraju, a armia ma być szkolona według natowskich wzorców. To było deklaracją zbliżania się do struktur sojuszu.
Rozwścieczyło to polityków rosyjskich. A dyktator Białorusi Aleksander Łukaszenko oświadczył, że „Serbia chciałaby siedzieć na trzech krzesłach: UE, USA, Rosji, ale już nie będzie mogła”, co uznano za wyrażone jego ustami ultimatum Moskwy.
* * *
Tradycyjna trąbka Dragačeva z czasem zyskała światową sławę. „To dzięki trąbce Serbia rozbrzmiewała na całym świecie, na wszystkich kontynentach” – czytamy na festiwalowej stronie.
Muzyka zawsze dla polityków jest łatwym kąskiem. Można z jej pomocą sterować emocjami, zdobywać popularność. Dziś polityka niebezpiecznie zbliżyła się do Guczy, jest tuż za festiwalowym płotem. Gucza, jak cała Serbia, stoi na rozdrożu. Czy oprze się czyhającym na nią demonom spod znaku „Z”?
Stragany, które gęsto oplotły Guczę, pełne były koszulek z literą Z czy portretów Putina ustawianych w rzędzie z takimi serbskimi „bohaterami”, jak rzeźnik Srebrenicy gen. Ratko Mladić
Foto: WOJTEK WIETESKA