Ale to dlaczego w trakcie pandemii nie powstała żadna nowa Tea Party, czyli wewnętrzna opozycja wobec republikańskiego mainstreamu, który według wielu wyborców chciał tak strasznie ograniczać idylliczną amerykańską wolność?
Gdyby nawet powstał taki ruch w Partii Republikańskiej, nie wyobrażam sobie, by miał on dziś siłę walczyć z Trumpem, skoro nawet ci starzy wyjadacze, którzy próbowali się mu przeciwstawiać, jak Liz Cheney, przepadli z kretesem w ostatnich prawyborach. To pokazuje, że z Trumpem, pomimo niespójności jego przekazu, po prostu bardzo trudno walczyć.
Termin „starzy wyjadacze” świetnie pasuje do polityki amerykańskiej. I to z naciskiem na „starzy”. To przecież straszna gerontokracja.
I dlatego, już niezależnie od moich preferencji politycznych czy ideowych, jak widzę takiego 44-letniego DeSantisa, to zaczynam sobie myśleć, że jest to jakaś nadzieja dla Stanów Zjednoczonych (śmiech). To niesamowite, że on, też już dojrzały przecież polityk, jest o połowę młodszy i od Trumpa, i od Bidena.
Ale skąd to się bierze, że prawie wszyscy mają tam po 70 lat?
U demokratów czasem jeszcze widzimy młodych ludzi, jak choćby Alexandrię Ocasio-Cortez z Nowego Jorku, która w 2018 r. została najmłodszą kobietą, jaka kiedykolwiek zasiadła w Kongresie, a miała wtedy 29 lat. I osiągnęła to, nie prowadząc wcześniej żadnej kampanii – nie tylko na szczeblu stanowym, ale nawet lokalnym, miejskim. To jednak ewenement, bo w amerykańskiej polityce zazwyczaj trzeba się powdrapywać po kolejnych szczeblach kariery. Najpierw posiedzieć gdzieś lokalnie, w jakiejś radzie miejskiej. Potem porobić coś na poziomie stanowym, poobijać się w kolejnych wyborach. Aż w końcu można dodrapać się do tego Waszyngtonu. I to sprawia, że pierwszy start na poziomie federalnym odbywa się najczęściej w młodym wieku lat 54 (śmiech).
A potem trzeba jeszcze zdobyć nieodzowne doświadczenie w Kongresie…
…przez kolejne 20 lat – i można w końcu powalczyć o prezydenturę. Trochę oczywiście przesadzam, ale osoby, które dostają się na szczebel federalny w wieku lat 30, są w USA pewną nowością. Przecież Barack Obama był „młodym” senatorem, dostając się do izby wyższej w wieku 43 lat.
Dla porównania spójrzmy teraz na zeszłoroczne wybory do niemieckiego Bundestagu, gdzie 30 proc. wybranych posłów miało poniżej 40 lat, z czego dwoje polityków Zielonych – po 23 lata.
Ale mam wrażenie, że w USA też coś zaczyna się zmieniać, bo młodzi coraz mocniej zabierają głos. Przede wszystkim chcą w ogóle iść na wybory, co w Stanach wcześniej nie było wcale takie oczywiste. Ale widzą, że dziadersi nie zajmują się ważnymi dla nich tematami.
Ale zostawimy tych „dziadersów” w autoryzacji?
Oczywiście (śmiech). Młodzi wyborcy, szczególnie demokratyczni, myślą sobie: jak ci starzy politycy mają przejmować się zmianami klimatu, skoro konsekwencje tych zmian nie zdążą ich zbytnio dotknąć? Jak mogą rozumieć nasze problemy społeczne, walkę z długami, wysokim czesnym na studiach, skoro oni takich problemów nie mają? Oni żyją wciąż wyobrażeniami o Ameryce z dalekiej przeszłości, a rolę, którą grają w polityce, rozpisali sobie w głowach jakoś w latach 80., kiedy Stany Zjednoczone były zupełnie innym krajem.
A ty w świecie polskich amerykanistów też jesteś takim rodzynkiem jak Ocasio-Cortez w Izbie Reprezentantów?
Może rzeczywiście jest to pewna „rodzynkowatość”, choć nie mnie to oceniać. Kiedy na drugim roku studiów licencjackich zrozumiałem, że chcę się zajmować Stanami Zjednoczonymi, pomyślałem sobie od razu, że to pewnie mało oryginalny pomysł na karierę akademicką. Przecież to tak oczywisty kierunek, że trudno będzie mi się przebić w tym gąszczu amerykanistów... A później, ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że wcale nie ma ich tak wielu, a już tych młodych to w ogóle. Dziś w rozmowach z różnymi mediami często słyszę, że brakuje im takiego młodego amerykanistycznego głosu.
Alkohol. Problem polityczny
Choć na tle Europy nie wypadamy najgorzej – więcej od nas piją Czesi, Rosjanie, Niemcy – to spożywamy dziś 11 litrów czystego spirytusu na głowę rocznie. To więcej niż pod koniec epoki Gierka. Zaczynamy też pić wcześniej niż w PRL-u. Wiek inicjacji alkoholowej młodych Polaków obniżył się do 12 roku życia. Jak na problemy z alkoholem odpowiadają politycy? Jak wybuchła tzw. afera alkoholowa, jeden z pierwszych skandali politycznych po transformacji ustrojowej? Czym było korkowe? Czy wieloletnia walka z małpkami przyniosła efekty? Jak Kościół walczył z alkoholem i czy sam ma z nim problem? O tym z Elizą Olczyk, dziennikarką „Wprost”, autorką cyklu „Za kulisami III RP” na łamach „Plusa Minusa”, rozmawia Michał Płociński.
Doskonale to rozumiem. Nie chcę wymieniać nazwisk, ale do telewizji przychodzą ciągle ci sami dwaj amerykaniści.
Nie wiem, czy powinienem się wypowiadać na ten temat…
…bo chciałbyś jeszcze obronić doktorat?
Jak najbardziej (śmiech). Oczywiście, widzę ogromne różnice w naszym spojrzeniu na USA, kiedy rozmawiam z kimś, kto pamięta Amerykę z lat 70. i 80. XX w. Ale mam wrażenie, że często taka konfrontacja poglądów jest korzystna dla nas obu, bo nie uważam wcale, że młodzi analitycy to są super i cacy, a profesorowie z dyplomami i latami doświadczenia to już nie bardzo rozumieją dzisiejsze Stany Zjednoczone. Tak nie jest. Po prostu ja swoimi młodymi oczami – może tak to nazwę – patrzę uważniej na nieco inne kwestie: na to, co młodym nie podoba się dziś w USA, co im dziś najmocniej doskwiera i co chcieliby w tym kraju zmienić.
Mateusz Piotrowski (ur. 1993)
Analityk programu Bezpieczeństwo Międzynarodowe w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. Bada politykę wewnętrzną, zagraniczną oraz bezpieczeństwa USA. Był stażystą Ambasady RP w Waszyngtonie, Biura Bezpieczeństwa Narodowego i Parlamentu Europejskiego