Tomasz Terlikowski: Watykan - czy leci z nami pilot?

Abdykacji papieskiej – przynajmniej na razie – nie będzie. Gołym okiem widać jednak pogłębiający się kryzys sprawowania przywództwa przez Franciszka.

Publikacja: 02.09.2022 17:00

Tomasz Terlikowski: Watykan - czy leci z nami pilot?

Foto: AFP

Media znowu zajęły się rzekomo zbliżającą się abdykacją papieża. Franciszek już kilkakrotnie jasno wskazał, że nic takiego się nie wydarzy, że on sam – na tym etapie – rezygnować nie zamierza. Ale ten jasny przekaz niczego nie zmienia. Watykaniści (a zdecydowanie częściej dziennikarze na miejscu) snują wciąż na nowo rozważania, które z rzeczywistością mają niewiele wspólnego. W tle tych „doniesień” toczy się zaś autentyczny proces powolnej, ale systematycznej utraty sterowności Stolicy Apostolskiej, a w mniejszym stopniu utraty wiarygodności samego Franciszka.

Czytaj więcej

Kościół. Po latach tłustych, nadchodzą chude

Mam świadomość, że to mocna ocena, ale trudno o inną. Kilka dni temu przez media (głównie zachodnie i głównie związane z Kościołem) przemknęła informacja o tym, że papież przywrócił kard. Angela Becciu do godności kardynalskiej i zaprosił go do uczestnictwa w konsystorzu. Nie stało się to jednak oficjalnie, Stolica Apostolska nie wydała oświadczenia o winie lub niewinności, ani nawet o przyczynach takich działań. Franciszek zadzwonił do niego, miał mu coś powiedzieć, a on sam udał się na konsystorz. I ani słowa wyjaśnienia, ani słowa oceny tego, czy wcześniejsze decyzje Franciszka były słuszne czy nie, nawet słowa o tym, jakie są wyniki procesu w sprawie malwersacji finansowych, który przeciwko kardynałowi się toczy (i wcale się nie zakończył). Telefon, brak wyjaśnień i cyk – jest nowa rzeczywistość. Jak ma to budować zaufanie do decyzji papieskich?

Mam świadomość, że to mocna ocena, ale trudno o inną. Kilka dni temu przez media (głównie zachodnie i głównie związane z Kościołem) przemknęła informacja o tym, że papież przywrócił kard. Angela Becciu do godności kardynalskiej i zaprosił go do uczestnictwa w konsystorzu. Nie stało się to jednak oficjalnie, Stolica Apostolska nie wydała oświadczenia o winie lub niewinności, ani nawet o przyczynach takich działań. 

Rozpaczliwą próbę ratowania wiarygodności Franciszka widać w kuriozalnym oświadczeniu Stolicy Apostolskiej, która z podziwu godnym samozaparciem przekonuje, że wypowiedź papieska poświęcona śmierci rosyjskiej propagandzistki, która od początku wojny otwarcie wzywała do mordowania Ukraińców i niszczenia ich kraju, nie miała charakteru politycznego. „Słowa Ojca Świętego należy odczytywać jako głos podniesiony w obronie życia ludzkiego i wartości z nim związanych, a nie jako zajęcie stanowiska politycznego” – oświadczono w oficjalnym komunikacie Watykanu, jak się zdaje, związanym ze śmiercią Darii Duginy. Tyle że jeśli chcieć potraktować te słowa poważnie, to trzeba przyjąć, że papież albo nie wiedział, kim była Dugina (a jednak się wypowiedział), albo nie jest w stanie wyrazić myśli w taki sposób, by stała się ona zrozumiała dla innych. Obie możliwości są dla kogoś, kto sprawuje taki urząd, dyskwalifikujące.

Nie bardzo też wiadomo, z jakich to wypowiedzi papieskich autorzy oświadczenia wyprowadzili wniosek, że „jeśli chodzi o wojnę o szerokich rozmiarach w Ukrainie, rozpoczętą przez Federację Rosyjską, wypowiedzi Ojca Świętego Franciszka są jasne i jednoznaczne w jej potępieniu jako moralnie niesprawiedliwej, niedopuszczalnej, barbarzyńskiej, bezsensownej, potwornej i świętokradczej”. Oczywiście, każde z tych określeń z usta Franciszka padło, ale niezupełnie w takim kontekście, bez jasnego wskazania, że za wojnę odpowiedzialna jest wyłącznie Federacja Rosyjska. Zamiast tego mieliśmy rozważania na temat „szczekającego NATO” czy sugestie, że wszyscy są winni. To jednak nieco inny język niż ten zastosowany w oświadczeniu.

Nie sposób też obronić tezy oświadczenia, zgodnie z którą wypowiedzi papieskie nie mają charakteru politycznego, a jedynie służą obronie życia ludzkiego. Tak mogło by być, gdyby papież sam nie stosował kategorii politycznych w swoich rozważaniach (tak było np. w przypadku słów o NATO), gdyby jego najbliżsi współpracownicy nie sugerowali, że trzeba ostrożnie dostarczać broń do Ukrainy, gdyby nie sugestie o współwinie Zachodu. To były wypowiedzi właśnie polityczne.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Rosja, imperium kolonialne

Widać, że Watykan nie jest obecnie sterowany pewną ręką, że kurialiści na własną rękę próbują ratować, co się da, niekiedy (nawet wówczas, gdy mają rację) świadomie bądź nie ośmieszając papieża. To wszystko (pozostawiając na boku wymiar teologiczny, bo wierzę w obecność Ducha Świętego nad Kościołem) każe zapytać: czy leci z nami pilot? Czy ktoś to jeszcze kontroluje? Czy jednak nie potrzebujemy głębokiej reformy zarządzania Kościołem, zmierzającej w stronę większej synodalności, a być może także papieskiej emerytury? To są w tej chwili pytania niezwykle istotne.

Media znowu zajęły się rzekomo zbliżającą się abdykacją papieża. Franciszek już kilkakrotnie jasno wskazał, że nic takiego się nie wydarzy, że on sam – na tym etapie – rezygnować nie zamierza. Ale ten jasny przekaz niczego nie zmienia. Watykaniści (a zdecydowanie częściej dziennikarze na miejscu) snują wciąż na nowo rozważania, które z rzeczywistością mają niewiele wspólnego. W tle tych „doniesień” toczy się zaś autentyczny proces powolnej, ale systematycznej utraty sterowności Stolicy Apostolskiej, a w mniejszym stopniu utraty wiarygodności samego Franciszka.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi