Media znowu zajęły się rzekomo zbliżającą się abdykacją papieża. Franciszek już kilkakrotnie jasno wskazał, że nic takiego się nie wydarzy, że on sam – na tym etapie – rezygnować nie zamierza. Ale ten jasny przekaz niczego nie zmienia. Watykaniści (a zdecydowanie częściej dziennikarze na miejscu) snują wciąż na nowo rozważania, które z rzeczywistością mają niewiele wspólnego. W tle tych „doniesień” toczy się zaś autentyczny proces powolnej, ale systematycznej utraty sterowności Stolicy Apostolskiej, a w mniejszym stopniu utraty wiarygodności samego Franciszka.
Czytaj więcej
To nie państwo potrzebuje nowego ułożenia sobie stosunków z Kościołem, ale Kościół potrzebuje nowego rozumienia swojego miejsca w państwie i społeczeństwie.
Mam świadomość, że to mocna ocena, ale trudno o inną. Kilka dni temu przez media (głównie zachodnie i głównie związane z Kościołem) przemknęła informacja o tym, że papież przywrócił kard. Angela Becciu do godności kardynalskiej i zaprosił go do uczestnictwa w konsystorzu. Nie stało się to jednak oficjalnie, Stolica Apostolska nie wydała oświadczenia o winie lub niewinności, ani nawet o przyczynach takich działań. Franciszek zadzwonił do niego, miał mu coś powiedzieć, a on sam udał się na konsystorz. I ani słowa wyjaśnienia, ani słowa oceny tego, czy wcześniejsze decyzje Franciszka były słuszne czy nie, nawet słowa o tym, jakie są wyniki procesu w sprawie malwersacji finansowych, który przeciwko kardynałowi się toczy (i wcale się nie zakończył). Telefon, brak wyjaśnień i cyk – jest nowa rzeczywistość. Jak ma to budować zaufanie do decyzji papieskich?
Mam świadomość, że to mocna ocena, ale trudno o inną. Kilka dni temu przez media (głównie zachodnie i głównie związane z Kościołem) przemknęła informacja o tym, że papież przywrócił kard. Angela Becciu do godności kardynalskiej i zaprosił go do uczestnictwa w konsystorzu. Nie stało się to jednak oficjalnie, Stolica Apostolska nie wydała oświadczenia o winie lub niewinności, ani nawet o przyczynach takich działań.
Rozpaczliwą próbę ratowania wiarygodności Franciszka widać w kuriozalnym oświadczeniu Stolicy Apostolskiej, która z podziwu godnym samozaparciem przekonuje, że wypowiedź papieska poświęcona śmierci rosyjskiej propagandzistki, która od początku wojny otwarcie wzywała do mordowania Ukraińców i niszczenia ich kraju, nie miała charakteru politycznego. „Słowa Ojca Świętego należy odczytywać jako głos podniesiony w obronie życia ludzkiego i wartości z nim związanych, a nie jako zajęcie stanowiska politycznego” – oświadczono w oficjalnym komunikacie Watykanu, jak się zdaje, związanym ze śmiercią Darii Duginy. Tyle że jeśli chcieć potraktować te słowa poważnie, to trzeba przyjąć, że papież albo nie wiedział, kim była Dugina (a jednak się wypowiedział), albo nie jest w stanie wyrazić myśli w taki sposób, by stała się ona zrozumiała dla innych. Obie możliwości są dla kogoś, kto sprawuje taki urząd, dyskwalifikujące.