Anna Arno to wprawna biografka, żeby nie powiedzieć seryjna. Właśnie zmierzyła się z arcytrudną, także z perspektywy moralnej, materią życia Paula Antschela, bo tak brzmi jego rodzinne, żydowskie nazwisko. To jeden z najważniejszych poetów języka niemieckiego XX wieku, twórca poezji wybitnej, pisanej jakby w głąb – mrocznej i pięknej. Podyktowana zamordowaniem jego żydowskich rodziców, ale nieredukowalna tylko do tej osobistej tragedii, która wisiała nad jego udręczonym życiem do końca.
Czytaj więcej
Mój stosunek do poezji Jacka Podsiadły jest już na wstępie podejrzany, z tego względu, że pochodzimy z tego samego miasta. Ostrowiec Świętokrzyski w jego wierszach to dość markotne miejsce, które świeci raczej tym negatywnym światłem, w szczególności tragicznych historii jego żydowskich mieszkańców. Natomiast w wersji mniej ponurej pojawia się ten nasz Ostrowiec o tyle, o ile jest tłem dla wspomnień autora z dzieciństwa, choć też nie brakuje w nich dojmującego poczucia obcości i wyizolowania.
Anna Arno jest tej liryki wytrawną znawczynią, ale nie zapomina o kwerendzie. Czy to paryska stołówka, czy przedwojenne Czerniowce, albo też słynne spotkanie Celana z Martinem Heideggerem oraz zmagania z chorobą psychiczną – autorka umieszcza poetę w siatce relacji, uwzględnia kontekst kulturowy i towarzyski. Dokopuje się do momentów, które nie tyle rzucają nowe światło, co czynią portret umęczonego poety jeszcze bardziej skomplikowanym. Przypomina jego zerwane przyjaźnie, popadanie w obłęd spowodowane oskarżeniami o plagiat czy przedwojenne lewicowanie.
Czytaj więcej
O Flannery O'Connor usłyszałem pierwszy raz od prof. Józefa Japoli na wykładach z literatury amerykańskiej lata temu na KUL. Jako nieopierzony student byłem zachwycony wtajemniczeniem w elitarny krąg wielbicieli pisarki, w której opowiadaniach – jak mówił prof. Japola, nawiązując do dogmatów katolickich – „pracowała łaska". Wówczas jej książki były trudne do zdobycia, brakowało przekładów, a jeśli były, to rozrzucone po antologiach i czasopismach. Wspaniale, że dzisiaj obserwujemy odkrywanie tej pisarki w najlepsze. Nie tak dawno ukazał się zbiór opowiadań „Ocalisz życie, może swoje własne" w przekładach Marii Skibniewskiej i Michała Kłobukowskiego (wydawnictwo W.A.B.), teraz do rąk dostajemy eseje Amerykanki, które stanowią coś w rodzaju jej oficjalnej pisarskiej wykładni.
Ta biografia jest szczególnie ciekawa tam, gdzie na przekór twierdzeniom strukturalistów autorka pokazuje, jak pisanie przenika się z życiem. To model biografistyki, który stapia wiersze z konkretnymi okresami życia poety. Opowieść bardzo dobrze napisana, okupiona mozolnymi godzinami w archiwach, a przy tym wielostronna i spójna. Paradoksalnie jest w jej czytaniu jakaś podejrzana lekkość, ale to pewnie sympatyczna konsekwencja żywej fascynacji autorki poetą.