Wizje wielkich zmian, założenie partii o nazwie En Marche! (Naprzód!), zapowiedź utworzenia Narodowej Rady Odbudowy... W politycznym teatrze Emmanuela Macrona zawsze panuje rewolucyjna wiosna, nastrój pierwszych godzin po szturmie na Bastylię, pierwszych tygodni po wyzwoleniu, kiedy wszystko wydaje się możliwe. Tyle forma. Jeśli jednak przyjrzymy się treści, szybko okaże się, że prezydent Francji to liberalny, ale jednak autorytarysta; to reformator, ale głęboko osadzony w tradycjonalizmie, a nawet przesądach klasy politycznej swojego kraju; to żarliwy Europejczyk, ale ponad wszystko francuski nacjonalista. Zbiór paradoksów? Tylko w oczach kogoś, to nie zna dziejów Francji i osobistej historii Macrona.
Czytaj więcej
Układ zamknięty na francuskiej scenie politycznej bardziej przypomina Węgry Orbána aniżeli jakąkolwiek zasiedziałą, zachodnią demokrację.
Republikański monarcha
Ludwik XIV nigdy nie powiedział: „państwo to ja”. Stwierdził rzecz dokładnie odwrotną: „ja umrę, ale państwo pozostanie”. Statolatria to prawdziwie francuska religia. Laickość, ze swoimi dogmatami i ceremoniałem, nie jest amerykańskim rozdziałem Kościoła i państwa; jest konkurencyjnym względem katolicyzmu (albo islamu) wyznaniem wiary. Jest też kontynuacją innymi metodami tradycji gallikańskiej, gdzie król rządził Kościołem we własnym kraju.
Francuzi od zawsze wyznają swoisty anglikanizm, kult państwa i narodu. Historyk Jules Michelet pisał: „Niemcy to rasa, Anglia to imperium, ale Francja, ona jest osobą”. Marianna, symbol Republiki, jest jednak zbyt odległa i abstrakcyjna. Anglicy nie kłaniają się Johnowi Bullowi, ale królowej. Potrzeba człowieka z krwi i kości, który uosabiałby kraj. Można go nazwać królem, cesarzem, pierwszym konsulem albo prezydentem. Bez znaczenia. Ważne, aby lud wiedział, że ponad podziałami partyjnymi, ponad nudą i hałasem bieżących rozgrywek jest monarcha, który myśli o całości i który czuje się następcą Ludwika Świętego, Henryka IV i Napoleona. Kiedy inni robią politykę, on robi historię.
Aby wejść w tę rolę, mąż stanu musi stać się kimś więcej niż demokratycznie obranym, najwyższym urzędnikiem. Pałac Elizejski jest sceną, tak jak przed nim Wersal. Jak pokazał historyk Peter Burke w swojej znakomitej pracy „Fabrykacja Ludwika XIV”, monarcha był raczej instytucją niż człowiekiem. I podobnie, oficjalna biografia Macrona to sklejka z toposów literackich i odniesień historycznych znanych każdemu Francuzowi, który skończył liceum. Jego starannie stylizowany, uładzony życiorys to Balzac, Zola, Flaubert, Peguy.