Przy okazji przesłuchań przed komisją śledczą Kongresu USA, która ma wyjaśnić okoliczności szturmu na Kapitol 6 stycznia 2021 r., wyszedł na jaw ciekawy fakt. Śledczy ustalili, że Donald Trump już po wyborach zebrał 250 mln dol. na utrzymanie się na stanowisku mimo przegranej. Warto przypomnieć, że w komisji – choć część radykalnej prawicy uważa ją za polowanie na Trumpa – zasiadają nie tylko polityczni przeciwnicy byłego prezydenta z Partii Demokratycznej, ale też republikanie.
Czytaj więcej
W interesie Polski nie jest tworzenie nowej Unii Europejskiej, ale przyjęcie Ukrainy do tej już istniejącej.
Jak zauważa „New York Times”, na ogół po wyborach sponsorzy odsuwają się od przegranego, ale tym razem było odwrotnie. Hasło ukradzionych czy oszukanych wyborów okazało się zabiegiem służącym zbieraniu funduszy. I choć współpracownicy prezydenta przekonują, że nikt o zdrowych zmysłach nie mógł wierzyć w teorię o spisku, który doprowadził do sfałszowania wyborów z 2020 r., to głoszenie tej teorii stało się skutecznym narzędziem mobilizowania ludzi. Jak bardzo – przekonaliśmy się właśnie podczas szturmu na Kapitol, w wyniku którego śmierć poniosło pięć osób, w tym jeden broniący budynku policjant. Dwóch kolejnych obrońców niedługo później popełniło samobójstwo. Komisja ustaliła, że nie został powołany żaden specjalny fundusz dotyczący „obrony” wyborów, a pieniądze zostały wydane według uznania sztabu i samego prezydenta m.in. na rachunki dla Trump Organization czy dla firm przygotowujących… wiec w centrum Waszyngtonu 6 stycznia, czyli w dniu szturmu.
Hasło ukradzionych czy oszukanych wyborów okazało się zabiegiem służącym zbieraniu funduszy. I choć współpracownicy prezydenta przekonują, że nikt o zdrowych zmysłach nie mógł wierzyć w teorię o spisku, który doprowadził do sfałszowania wyborów z 2020 r., to głoszenie tej teorii stało się skutecznym narzędziem mobilizowania ludzi.
Ta historia jest czymś więcej niż tylko ciekawostką. Pokazuje bowiem, że rozbujanie skrajnych emocji, rozsiewanie spiskowych teorii i prowadzenie polityki silnie tożsamościowej może być świetnym narzędziem do zarabiania. Ale przecież nie dotyczy to tylko Ameryki. Postawię tezę, że wielu uczestników tzw. wojny kulturowej świetnie z niej żyje. Dotyczy to aktywistów, tożsamościowych dziennikarzy, a nawet niektórych duchownych. Kłopot w tym, że w efekcie prowadzenie wojny staje się celem samym w sobie. Ten mechanizm sprawia, że im bardziej jedna strona przegrywa, tym silniejsze chce wywołać emocje. A zatem to nie osiągnięcie jakichś zmian albo zatrzymanie pewnych procesów staje się celem, tylko samo wojowanie. Bo to właśnie rozbudza emocje, porusza ludzi i sprawia, że są oni gotowi wspierać tożsamościowe media i radykalnych polityków. Dzięki temu pieniądze płyną na konta organizacji, think tanków, youtuberów, influencerów czy charyzmatycznych kaznodziejów wieszczących koniec zachodniej cywilizacji.