Polska się starzeje. Nasza przyszłość jest już za nami

Uchodźcy z Ukrainy nie rozwiążą naszych problemów z demografią. Tylko po to, by utrzymać obecny wskaźnik osób w wieku produkcyjnym, musiałoby ich przybywać ćwierć miliona rocznie do końca dekady.

Aktualizacja: 23.05.2022 21:35 Publikacja: 20.05.2022 10:00

Polska się starzeje. Nasza przyszłość jest już za nami

Foto: Forum, Michał Dyjuk

Opublikowane niedawno wstępne wyniki Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań 2021 skłaniają do wniosku, że nasza przyszłość już jest z nami. W ciągu dekady od ostatniego spisu ludność Polski zmniejszyła się o 476 tys. osób, czyli o 1,2 proc. (wstępne dane spisowe, opublikowane przez GUS w styczniu tego roku, musiały zostać zweryfikowane – okazało się, że ubytek ludności był większy o ponad 140 tys., niż początkowo ogłoszono). Może się wydawać, że to niewiele, ale prognozy demograficzne, m.in. przygotowana przez Eurostat prognoza EUROPOP2019, pokazują, że w ciągu najbliższych trzech dekad ludność Polski skurczy się o blisko 3,9 mln osób, czyli o ponad 10 proc. Wstępne wyniki pokazują, że ten proces już trwa. Według spisu co piąty mieszkaniec lub mieszkanka Polski ma dziś więcej niż 60 lat. Zgodnie z EUROPOP2019 w 2050 roku polskie społeczeństwo będzie składać się w blisko jednej trzeciej z seniorów.

Odpowiedzią rządu na te wyzwania są jak na razie działania, które mają zahamować lub odwrócić trendy starzenia się społeczeństwa. To dlatego politycy obozu władzy mówią tyle o „stymulowaniu dzietności". Należy się też spodziewać, że aż dwie tworzone przez nich instytucje, które mają zajmować się demografią – Polski Instytut Rodziny i Demografii forsowany przez posła Bartłomieja Wróblewskiego oraz Instytut Pokolenia powołany rozporządzeniem premiera Morawieckiego – będą przede wszystkim prowadziły działania mające zwiększyć współczynnik urodzeń. Problem w tym, że działania rządu na tym polu są jak do tej pory nieskuteczne w dłuższej perspektywie, bo opierają się raczej na tradycyjnych wyobrażeniach o rodzinie, a nie na naukowej wiedzy o czynnikach sprzyjających dzietności oraz rzetelnym rozpoznaniu sytuacji demograficznej.

Niezależnie od tego, czy rząd postanowi pobudzać dzietność kolejnymi zasiłkami opiekuńczymi, czy będzie starał się zmusić Polki do rodzenia, zapowiadając obcięcie emerytur bezdzietnym, te rozwiązania nie przyniosą wzrostu liczby urodzeń. Jak pisze prof. Irena E. Kotowska w wydanym przez Fundację Batorego opracowaniu „Zmiany demograficzne w Polsce – jakie wyzwania rozwojowe przyniosą?", kluczowa dla dzietności jest liczba kobiet w wieku rozrodczym 15–49 lat, których do roku 2050 będzie w Polsce o 30 proc. mniej niż obecnie. Liczba urodzeń będzie zatem spadać niezależnie od tego, jakie rozwiązania przyjmie rząd.

Kiedy do Polski zaczęły przybywać masowo osoby uciekające z Ukrainy przed wojną, szybko pojawiły się głosy, że tak szybki wzrost populacji kraju wiąże się nie tylko z groźbą katastrofy humanitarnej (na szczęście udało się jej uniknąć dzięki ofiarności obywateli, ogromnej mobilizacji organizacji społecznych i współpracy samorządów), ale może być też szansą dla rozwiązania przynajmniej niektórych problemów z polską demografią. W szczytowym momencie, 6–7 marca, granicę polsko-ukraińską przekroczyło ponad 140 tys. osób. I dziś, niemal trzy miesiące od rozpoczęcia inwazji, polską granicę przekracza dziennie prawie 20 tys. osób. Dla porównania podczas kryzysu migracyjnego z 2015 roku do granic Europy docierało mniej więcej 10 tys. osób dziennie. W ciągu dwóch miesięcy populacja Polski przekroczyła 40 mln, była zatem nie tylko wyższa od liczby ludności zanotowanej w ostatnim spisie powszechnym, ale też i znacząco wyższa niż w poprzednim spisie sprzed dziesięciu lat.

Optymistyczne spojrzenie na szansę, jaką stanowić miałby dla demografii Polski kryzys wymuszonej migracji z Ukrainy, opierało się m.in. na fakcie, że zdecydowana większość osób, które schroniły się w Polsce przed wojną, jest w wieku produkcyjnym. W doniesieniach medialnych mówiono często jednym tchem o „kobietach, dzieciach i osobach starszych", ale osoby z tej ostatniej kategorii, będące w wieku emerytalnym, stanowią zaledwie 5 proc. ogółu nowoprzybyłych. Jak wynika z badania Fundacji EWL i Studium Europy Wschodniej UW, średnia wieku wśród uciekających do Polski przed wojną w Ukrainie to 38 lat, a najliczniej reprezentowana jest wśród nich grupa wiekowa 36–45 lat (34 proc.). Można było zatem optymistycznie stwierdzić, że nowo przybyli zostaną szybko „wchłonięci" przez polski rynek pracy.

Jednocześnie zdecydowana większość – 93 proc. – osób uciekających z Ukrainy osób to kobiety. Na wątpliwości, że wakaty w polskiej gospodarce są przede wszystkim w sektorze budowlanym, gdzie pracę może znaleźć ograniczona liczba kobiet, optymiści odpowiadali, że wraz ze wzrostem liczby osób starszych w społeczeństwie rośnie zapotrzebowanie na usługi opiekuńcze, a ten sektor jest z kolei na ogół bardzo sfeminizowany. Problem w tym, że nie wiemy, jak wiele Ukrainek posiada odpowiednie kompetencje, aby podjąć pracę w sektorze opieki i ile rzeczywiście chciałoby w nim pracować. Z przywołanego wyżej badania Fundacji EWL i Studium Europy Wschodniej UW wynika, że 53 proc. uchodźców i uchodźczyń z Ukrainy ma wykształcenie wyższe. Trudno oczekiwać, że gremialnie podejmą pracę jako opiekunki wymagających wsparcia seniorów – dla wielu z nich byłaby to praca poniżej kompetencji, większość z nich nie ma też odpowiedniego przeszkolenia w tym kierunku. A nawet jeśli udałoby się dużą liczbę Ukrainek przeszkolić, trudno się spodziewać, że wszyscy potrzebujący ich pomocy będą w stanie zapłacić za ich pracę ze swojej kieszenie. Konieczne byłoby wsparcie z publicznych pieniędzy nie tylko po to, by sfinansować ogromny program szkoleń, ale i na zapewnienie zatrudnienia.

Problemy z nazbyt optymistycznym traktowaniem wyzwań, jakie przyniósł kryzys wymuszonej migracji z Ukrainy, powinny być przestrogą, by nie liczyć, że jakaś gwałtowna zmiana, niezależna od działań rządu i społecznych wysiłków, przyniesie cudowną odmianę trendów demograficznych. Nawet jeśli wiele osób, które uciekały do Polski z Ukrainy przed wojną, zdecyduje się zostać w naszym kraju na dłużej i zbudować tu nowe życie, nie rozwiąże to automatycznie naszych problemów z niską dzietnością i coraz większym udziałem osób starszych w populacji.

Czytaj więcej

Polityka wolna od obywateli

Dzietność niezideologizowana

Dobra polityka prorodzinna może spadek dzietności uczynić mniej gwałtownym; dobra – czyli taka, która odpowiada na rzeczywiste potrzeby rodziców i tych, którzy chcieliby zostać rodzicami, a nie dostosowuje pomoc do założonego z góry, podyktowanego ideologią wzorca. Wraz z upowszechnieniem się średniego i wyższego wykształcenia coraz istotniejsze staje się godzenie opieki rodzicielskiej z realizowaniem się zawodowo. Wbrew stereotypowym, krzywdzącym wyobrażeniom, wedle których dzieci chcą mieć przede wszystkim kobiety z niskim wykształceniem i niewielkim doświadczeniem zawodowym, bo dzięki temu mogą rzekomo „żyć z socjalu", chęć posiadania dzieci wyrażają najczęściej kobiety aktywne zawodowo (tak zadeklarowało 67 proc. pracujących respondentek badania CBOS z 2017 roku; wśród kobiet niepracujących pragnienie posiadania dzieci wyraziło 35 proc. ankietowanych). Co więcej, dzietność rośnie w Polsce przede wszystkim w dużych miastach powyżej 100 tys. mieszkańców. W roku 2019 współczynnik dzietności dla kraju wynosił 1,42, w dużych miastach 1,45, a w ośmiu spośród nich (m.in. w Gdańsku, Krakowie, Poznaniu i Warszawie) było to 1,5, czyli dzietności w tych ośrodkach miejskich nie można już było określić jako niskiej. Decydujące znaczenie miał fakt, że w tych miastach aktywnym zawodowo kobietom łatwiej było godzić pracę z opieką nad dziećmi dzięki lepiej dostępnym instytucjom opiekuńczym – żłobkom, przedszkolom, klubom malucha etc.

Inwestycje w instytucje i rozwiązania pomagające godzić pracę z opieką są zatem kluczowe dla powstrzymania spadku dzietności. Bez nich niemożliwe będzie utrzymanie liczby urodzeń na poziomie choćby zbliżonym do dotychczasowego, a tym samym proporcja między liczbą seniorów a grupą osób młodych i w wieku produkcyjnym będzie jeszcze bardziej niekorzystna, niż to wynika z przywołanych prognoz demograficznych. Inwestycje w łatwiej dostępną opiekę żłobkową i przedszkolną czy promowanie równiejszego podziału obowiązków opiekuńczych między kobietami i mężczyznami mają kluczowe znaczenie, ale to nie sprawi, że nagle przybędzie kobiet w wieku rozrodczym. Niezależnie od tego, jak dostosowana do faktycznych potrzeb rodziców będzie polityka prorodzinna państwa, w kolejnych trzech dekadach Polska stanie się krajem, w którym będzie żyło coraz więcej seniorów w porównaniu z liczbą osób należących do pozostałych grup wiekowych. I musimy się do tego przygotować, jeśli nie chcemy, by nasz kraj stał się areną poważnych konfliktów pokoleniowych.

Zerwać z polaryzacją pokoleń

W styczniu 2022 roku Polski Instytut Ekonomiczny opublikował wyniki eksperymentalnego badania, które miało uchwycić zjawisko dyskryminacji ze względu na wiek na rynku pracy. Fikcyjni kandydaci i kandydatki w wieku 28 i 52 lata aplikowali na stanowiska niewymagające doświadczenia oraz ubiegali się o posady wymagające specjalistycznych kompetencji nabytych w pracy na podobnym stanowisku. W pierwszym przypadku z osobami młodszymi kontaktowano się w ponad 17 proc. przypadków, z osobami po 50. roku życia dwukrotnie rzadziej. W przypadku stanowisk wymagających doświadczenia z osobami młodszymi kontaktowano się w 27 proc. przypadków, ze starszymi w 15 proc., jednak w Warszawie dysproporcje były znacząco większe – ze starszymi osobami kontaktowano się czterokrotnie rzadziej niż z młodszymi. Eksperyment PIE pokazuje dobitnie niepokojące zjawisko ageizmu na rynku pracy, ale jest też dzwonkiem alarmowym na przyszłość. W społeczeństwie, którego dużą część będą stanowiły osoby starsze, dyskryminacja ze względu na wiek stanie się szczególnie dotkliwym marnotrawstwem ludzkiej wiedzy i doświadczenia.

Rynek pracy to niejedyny obszar, który ulegnie głębokim zmianom pod wpływem zmian struktury wiekowej społeczeństwa. Pod szczególną presją znajdzie się system ochrony zdrowia, który już dziś nie jest w stanie sprostać potrzebom populacji. Nie chodzi przy tym jedynie o liczbę lekarzy na 1000 obywateli czy liczbę łóżek w szpitalach, ale też o zapewnienie takiego rodzaju troski i opieki, który umożliwiłby coraz liczniejszemu gronu osób starszych jak najdłuższe życie w zdrowiu i aktywności zawodowej oraz pozazawodowej.

Z ostatniej rundy międzynarodowego badania SHARE, zrealizowanej w 2017 roku, wynika, że ponad połowa osób w wieku 65+ deklaruje, iż pomoc, jaką otrzymują, zaspokaja ich potrzeby tylko „czasami, bardzo rzadko lub wcale". Z tego samego badania dowiadujemy się, że jedna trzecia osób w wieku 50–54 lata boryka się z problemami zdrowotnymi utrudniającymi codzienne funkcjonowanie, a wśród seniorów w przedziale wiekowym 60–64 lata takim trudnościom stawia czoło połowa. W grupach wiekowych powyżej 65. roku życia osób borykających się z takimi problemami jest w Polsce więcej niż we wszystkich pozostałych krajach objętych badaniem.

Do tej pory, wobec niedostatków wsparcia instytucjonalnego, ciężar pomagania ludziom starszym w codziennym życiu spadał przede wszystkim na rodziny, które często – co sygnalizuje duży odsetek seniorów deklarujących, że otrzymywana przez nich pomoc jest niewystarczająca – nie były w stanie podołać zadaniu wobec obowiązków zawodowych i wychowawczych oraz niewystarczającej profesjonalnej pomocy. Przemiany struktury wiekowej Polski sprawią, że te wyzwania będą jeszcze większe. Dziś na 100 osób w wieku 15–64 lata przypada 30 w wieku 65+, za trzy dekady ta proporcja wyniesie 100/60. Jeśli jako państwo i społeczeństwo nie wypracujemy lepszych sposobów wspierania seniorów, to czeka nas poważny kryzys troski, który przełoży się na bardzo różne sfery życia. Przeciążone opieką rodziny będą miały mniej czasu na pracę zawodową i wypoczynek, a jakość życia seniorów gwałtownie się pogorszy.

Pod presją znajdzie się również system demokratyczny. Pytani o najważniejsze osie podziału, respondenci wskazują dziś w Polsce najczęściej na lewicę i prawicę, stosunek do pandemii czy podziały ekonomiczne. Problem w tym, że wiele z tych podziałów ma źródło w całkowicie odmiennych warunkach życia i – co za tym idzie – w odmiennej percepcji rzeczywistości politycznej przez różne pokolenia. Młodzi obywatele i obywatelki skłaniają się zdecydowanie w kierunku lewicy (młode kobiety) lub libertarianizmowi (młodzi mężczyźni) nie dlatego, że są po prostu młodzi, ale dlatego, że jako młodzi inaczej widzą problemy kraju i społeczeństwa. To samo dotyczy starszych wyborców.

Z międzynarodowych badań porównawczych przeprowadzonych przez Centrum Badań nad Przyszłością Demokracji na Uniwersytecie Cambridge wynika, że młodzi ludzie są dziś bardziej krytyczni wobec tego, jak funkcjonuje demokracja, niż ich rodzice czy dziadkowie, kiedy byli w ich wieku. Jeśli zestawimy to z faktem, że ta grupa wiekowa będzie coraz mniej liczna, a zatem jej preferencje polityczne będą znaczyć coraz mniej przy urnie wyborczej, to okaże się, że legitymizacja systemu demokratycznego jest poważnie zagrożona. Rośnie pokolenie ludzi, którzy uważają demokrację dość gremialnie za najlepszy z możliwych ustrojów, a zarazem są bardziej niż ich rodzice czy dziadkowie rozczarowani tym, że ten system polityczny coraz częściej nie spełnia swoich obietnic.

Czytaj więcej

Wyspa, która tonie w długach

Solidarności naszej powszedniej

Od lokali wyborczych, przez miejsca pracy, po mieszkania, w których z trudem funkcjonuje duża część borykających się z problemami zdrowotnymi i brakiem adekwatnej opieki seniorów – niemal wszystkie sfery życia społecznego w Polsce potrzebują rozwiązań, które umożliwiłyby zbudowanie solidarności międzypokoleniowej. Propozycje takich rozwiązań pokazaliśmy w raporcie „Pokolenia – solidarni w rozwoju" pod redakcją profesora Jerzego Hausnera i profesor Agnieszki Chłoń-Domińczak, wydanym wspólnie przez Fundację Batorego i Fundację GAP.

Postulowane przez nas zmiany dotyczą kwestii bardzo konkretnych, np. programów aktywizacji zawodowej, które powinny być adresowane nie tylko do odrębnych grup wiekowych, ale do całych firm, branż lub regionów, z uwzględnieniem doświadczeń i kompetencji pracowników w różnym wieku. Upominamy się o stworzenie mechanizmów wsparcia, które pozwalałyby godzić pracę zawodową z opieką nad starszymi członkami rodziny wymagającymi pomocy – mamy tu na myśli m.in. urlopy opiekuńcze, wyższe zasiłki, a także lokalne sieci pomocowe, w których rodziny mogłyby być wspierane w opiece przez organizacje samorządowe i miejscowe instytucje publiczne. Proponujemy także, by w procesach demokratycznego podejmowania decyzji istotniejszą rolę odgrywały mechanizmy deliberacyjne i partycypacyjne, tak by formy zaangażowania obywatelskiego podejmowane przez młodych miały większą wagę niż dotychczas i nie sprowadzały się wyłącznie do konsultacji.

Zbudowanie prawdziwej solidarności międzypokoleniowej to wielkie wyzwanie cywilizacyjne, które wymaga zdecydowanych działań bodaj we wszystkich obszarach funkcjonowania państwa. Wyniki Spisu Powszechnego z 2021 roku dowodzą, że należy je podjąć już dzisiaj. W przeciwnym przypadku w kolejnych dekadach będziemy żyli w społeczeństwie nie tylko starszym, lecz także coraz silniej zatomizowanym, coraz bardziej nierównym ekonomicznie i coraz biedniejszym.

W tym kontekście warto się również zastanowić, co w dłuższej perspektywie mogłoby oznaczać hasło „Solidarni z Ukrainą". Kiedy wojna już się skończy, konieczny będzie wielki wysiłek odbudowy. Z pewnością wiele osób, które schroniły się w Polsce, będzie chciało wziąć w nim udział i podnosić swój kraj z gruzów. Czy faktycznie przebranżowienie wykształconych Ukrainek na opiekunki dla polskich seniorów jest w tym kontekście wyrazem solidarności? Można oczywiście argumentować, że przecież to samo stało się z polskimi pielęgniarkami czy opiekunkami, przyciąganymi przez rynki pracy w krajach Europy Zachodniej; że takie jest prawo rynku. Jednak wykwalifikowane polskie pracownice sektora opieki wyjeżdżały z kraju na dorobku, a nie kraju wyniszczonego przez wojnę.

Niezależnie od tego, jak potoczą się losy wojny, jak długo będzie trwała i jak wielka będzie skala zniszczeń w Ukrainie, niemało osób, które schroniły się w Polsce, zdecyduje się pozostać tu na stałe. Nie oznacza to jednak wcale, że nowi mieszkańcy i mieszkanki będą przyczyniać się do długofalowej zmiany proporcji między liczbą osób w wieku produkcyjnym a liczbą osób w wieku emerytalnym. Dziś wśród uchodźców 5 proc. to seniorzy, ale ten odsetek może wzrosnąć, kiedy całe rodziny zdecydują się osiedlić na stałe w Polsce.

Co więcej, po kilku latach od wybuchu wojny liczba przybywających do Polski co roku osób w wieku produkcyjnych raczej nie będzie utrzymywać się na tym samym, wysokim poziomie. Według obliczeń ZUS z 2021 roku, aby proporcja osób w wieku produkcyjnym do osób w wieku poprodukcyjnym pozostała na poziomie 37,7 proc. do 2030 roku, do Polski co roku powinno przybywać około 250 tys. cudzoziemców w wieku produkcyjnym (w pierwszych latach mniej więcej po pół miliona, potem mniej). Szanse na to, że taki przyrost ludności w wieku produkcyjnym uda się utrzymać przez dekadę lub dłużej dzięki uchodźcom z Ukrainy, są bardzo niewielkie. Ponadto jeśli niemała część osób, które po 24 lutego 2022 roku schroniły się w Polsce przed wojną, faktycznie tu pozostanie, one też będą się starzeć, a ich dzieci będą potrzebowały profesjonalnego wsparcia w opiece nad swoimi dziadkami i rodzicami. Problemy solidarności międzypokoleniowej będą dotyczyły także nowych obywateli Polski. Musimy zacząć budować ją już teraz, z udziałem nowych mieszkańców kraju i przy uwzględnieniu ich potrzeb i umiejętności.

Czytaj więcej

Słabsze karty, lepszy gracz

Wcześniejsza wersja tekstu, napisana jeszcze przed 24 lutego 2022 i inwazją wojsk rosyjskich na Ukrainę, ukazała się na stronach Fundacji Batorego

Paweł Marczewski –

Szef działu Obywatele w forumIdei, think tanku Fundacji Batorego. Współautor raportu „Pokolenia – solidarni w rozwoju", wydanego przez Fundację Batorego i Fundację GAP

Opublikowane niedawno wstępne wyniki Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań 2021 skłaniają do wniosku, że nasza przyszłość już jest z nami. W ciągu dekady od ostatniego spisu ludność Polski zmniejszyła się o 476 tys. osób, czyli o 1,2 proc. (wstępne dane spisowe, opublikowane przez GUS w styczniu tego roku, musiały zostać zweryfikowane – okazało się, że ubytek ludności był większy o ponad 140 tys., niż początkowo ogłoszono). Może się wydawać, że to niewiele, ale prognozy demograficzne, m.in. przygotowana przez Eurostat prognoza EUROPOP2019, pokazują, że w ciągu najbliższych trzech dekad ludność Polski skurczy się o blisko 3,9 mln osób, czyli o ponad 10 proc. Wstępne wyniki pokazują, że ten proces już trwa. Według spisu co piąty mieszkaniec lub mieszkanka Polski ma dziś więcej niż 60 lat. Zgodnie z EUROPOP2019 w 2050 roku polskie społeczeństwo będzie składać się w blisko jednej trzeciej z seniorów.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich