Gdy dyktatorzy chcą się ogrzewać w blasku sztuki

Rosja, podobnie jak inne autorytarne reżimy, od lat inwestuje miliony dolarów w świat sztuki, by zwiększać swoje wpływy i ocieplać wizerunek. Po inwazji na Ukrainę świat uświadomił sobie skalę tego zjawiska i próbuje z nim walczyć. Pytanie, na ile skutecznie.

Aktualizacja: 06.05.2022 10:08 Publikacja: 06.05.2022 10:00

Gdy dyktatorzy chcą się ogrzewać w blasku sztuki

Foto: Getty Images

Amerykańscy deweloperzy i fundusze mieszkaniowe wiedzą, jak z zyskiem sprzedać inwestycje lub zwiększyć czynsze. W dzielnicy Boyle Heights w Los Angeles postanowili w tym celu podnieść prestiż dzielnicy. Przyciągnęli więc galerie sztuki, po czym stopniowo zwiększali czynsze. Doprowadziło to do masowych protestów i ukucia terminu artwashing. Ale mistrzowie tej dyscypliny nie zajmują się zwykłymi nieruchomościami. Zwykle obracają miliardami, a ich celem jest ocieplenie wizerunku autorytarnych krajów, skąd pochodzą. Prym wiedzie tu Rosja, ale tą metodą posługują się chętnie także m.in. Azerbejdżan czy Arabia Saudyjska.

Czytaj więcej

Gwałt – rosyjskie narzędzie wojny

Kawior i Woody Allen

Roman Abramowicz, Władimir Potanin, Michaił Fridman czy Giennadij Timczenko – to tylko kilku rosyjskich oligarchów bliskich Władimirowi Putinowi, których śmiało można nazwać mecenasami sztuki, do niedawna mile widzianymi gośćmi galerii i aukcji na całym świecie. – W miarę jak stawali się coraz bogatsi, inwestowali w dzieła sztuki tradycyjnej i nowoczesnej, a także dobra luksusowe, takie jak biżuteria – mówi „Plusowi Minusowi" Ivan Macquisten, pisarz, analityk międzynarodowego rynku sztuki oraz kolekcjoner.

Szlaki już w 2008 roku jako pierwszy przetarł Roman Abramowicz, który za rekordową wówczas sumę 17 mln funtów kupił w nowojorskim domu aukcyjnym Christie's obraz autorstwa Luciana Freuda pt. „Benefits Supervisor Sleeping" przedstawiający nagą, otyłą kobietę. Następnego dnia w Sotheby's oligarcha zapłacił 43 mln funtów za jeden z tryptyków Francisa Bacona. Od tego czasu rosyjska obecność w świecie sztuki tylko stale rosła. – Z biegiem lat była tak duża, że wszystkie największe londyńskie domy aukcyjne prowadziły specjalne sprzedaże dzieł sztuki z Rosji. Wielu najbogatszych Rosjan przekazywało darowizny na rzecz publicznych galerii i muzeów, a także zasiadało w ich radach nadzorczych – tłumaczy Macquisten. Jak pisze internetowy magazyn Hyperallergic, oligarchowie, z których wielu zostało objętych sankcjami w związku z wojną w Ukrainie, w ciągu ostatnich dwóch dekad przeznaczyli ponad 435 mln dolarów na wsparcie dla 200 galerii i muzeów w samych tylko Stanach Zjednoczonych.

Po zakupie dzieł Freuda i Bacona Abramowicz wraz ze swoją byłą żoną Daszą Żukową założył w samym centrum Moskwy galerię sztuki współczesnej Garaż. Przez lata współpracowało z nią m.in. największe brytyjskie muzeum sztuki w Londynie, czyli Muzeum Wiktorii i Alberta. W 2015 roku, kilkanaście miesięcy po aneksji Krymu, na wernisażu w Garażu gościli m.in. znany marszand Larry Gagosian, amerykański artysta Jeff Koons, reżyser Woody Allen oraz George Lucas. Wszystkich w ramach „rosyjskiej gościnności" poczęstowano najlepszą wódką, kawiorem, szampanem oraz łososiem. Jak ujawniła afera „Panama Papers", Żukowa poza prowadzeniem galerii zasiadała również w radzie nadzorczej słynnego Metropolitan Museum of Art.

W ślady Abramowicza poszedł także Leonid Mikhelson, jeden z najbogatszych Rosjan kontrolujący spółkę gazową Novatek. Miliarder założył fundację o nazwie VAC, której oficjalnym celem jest wspieranie sztuki współczesnej na obszarze postradzieckim. Za jej pośrednictwem w latach 2014–2018 zorganizował cztery wystawy w londyńskiej galerii Whitechapel. Mikhelson sponsorował również galerię Tate oraz zasiadał w radzie nadzorczej Nowego Muzeum Sztuki Współczesnej w Nowym Jorku. Między 2015 a 2017 rokiem oligarcha wsparł także Instytut Sztuki w Chicago kwotą niemal 350 tys. dolarów. W grudniu 2021 roku Rosjanin ufundował nowe centrum sztuki GES-2 znajdujące się w starym fabrycznym kompleksie niedaleko murów Kremla. Jednym z pierwszych gości, poza osobistościami ze świata kultury, był sam prezydent Putin, który przez chwilę pograł na stojącym w hallu pianinie.

Znany z bliskich relacji z rosyjskim przywódcą Władimir Potanin, właściciel niklowego giganta Norylski Nikiel, podarował Centrum Johna F. Kennedy'ego 5 mln dolarów, które miały zostać przeznaczone na salę poświęconą „pokazaniu Amerykanom, że współczesna Rosja odchodzi od tradycyjnych i kulturowych stereotypów". Nieznaną kwotę miał także wpłacić na konto Muzeum Guggenheima. Ponadto za milion dolarów kupił najsłynniejsze dzieło Kazimierza Malewicza pt. „Czarny kwadrat na białym tle", które obecnie znajduje się w Galerii Tretiakowskiej. W 2008 roku inny oligarcha z kręgu Putina, Aliszer Usmanow, pomógł Muzeum Puszkina w Moskwie wypożyczyć z galerii Tate 112 prac Williama Turnera uważanego za prekursora impresjonizmu. Cztery lata później Rosjanin współfinansował odnowienie zabytkowego klipera herbacianego „Cutty Sark". W jego uroczystym otwarciu dla zwiedzających uczestniczyła królowa Elżbieta II.

Dziennikarze portalu Hyperallergic ustalili, że na liście donatorów Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku, którzy wpłacili „500 dolarów lub więcej", był rosyjski konglomerat naftowy Renova Group, należący do objętego zachodnimi sankcjami Wiktora Wekselberga. Rzecznik muzeum w rozmowie z Hyperallergic powiedział tylko, że w 2017 roku otrzymało ono „jednorazowy szczodry grant" od Renovy. Posiadaczem cennej kolekcji dzieł sztuki ma być także sam Władimir Putin. Kilka lat temu miał on wejść w posiadanie tajemniczego zbioru należącego do pisarki Niny Molewy. Według jej słów mają się na niego składać dzieła Leonarda da Vinci, Rembrandta czy Michała Anioła o łącznej wartości ponad 2 mld dolarów.

Boska muza

Zapalonymi „koneserami" sztuki są także członkowie rodziny prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa, określani w dokumentach amerykańskiego Departamentu Stanu jako organizacja kryminalna podobna do familii Corleone. Alijewowie przez prawie 40 lat władania krajem zyskali wpływy niemal w każdej dziedzinie życia, począwszy od gospodarki, przez firmy budowlane i wydobycie gazu, na sztuce kończąc. Sam prezydent inwestuje pieniądze raczej w sport, sponsorując drużynę Atletico Madryt albo organizując wyścigi Formuły 1 w Baku. Kultura to domena kobiecej części rodu.

Jak pisze portal Hyperallergic, kilka lat temu Fundacja Hajdara Alijewa, nazwana tak na cześć ojca Ilhama, przekazała nieznaną sumą na renowację dzieł sztuki znajdujących się w Wersalu, milion euro Luwrowi oraz 40 tys. euro na odnowienie trzech witraży w katedrze Notre Dame w Strasburgu. Dodatkowo opłaciła renowację dwóch kościołów oraz zasponsorowała festiwal jazzu i tańca we Francji. Na czele tej „charytatywnej" organizacji stoi pierwsza dama Mehriban Alijew. Na początku XXI wieku za rozwój literatury i muzyki ludowej otrzymała nagrodę od UNESCO. Chwilę później została jej ambasadorką „dobrej woli", a w siedzibie organizacji w Paryżu odbyła się wystawa fotograficzna pt. „Azerbejdżan – kraj tolerancji". Stało się tak, mimo że z Azerbejdżanu napływały informacje o niszczeniu przez Baku zabytkowych średniowiecznych armeńskich kościołów. Część komentatorów twierdzi, że UNESCO pozostała głucha na te głosy, ponieważ rodzina Alijewów przekazała jej darowiznę w wysokości ponad 5 mln dolarów. Fundacja pod kierownictwem Mehriban miała także pomóc w sfinansowaniu restauracji zabytków w Watykanie. Według dziennikarzy Hyperallergic były to m.in. naprawy w Kaplicy Sykstyńskiej oraz dwóch katakumbach, a także digitalizacja starych manuskryptów. Pierwsza dama Azerbejdżanu jest tak zaangażowana w rozwój kultury, że promuje ją nawet w niewielkim kanadyjskim mieście Niagara-on-the-Lake. W tej liczącej niewiele ponad 15 tys. mieszkańców miejscowości w 2010 roku zorganizowano czterodniowy festiwal tradycyjnej azerskiej muzyki. Na pamiątkę tego wydarzenia w Niagara-on-the-Lake stanął pomnik przedstawiający Mehriban Alijew jako „boską muzę".

Światem sztuki żywo interesuje się również siostrzenica azerskiego dyktatora Aida Mahmudowa, która jest pomysłodawczynią i szefową centrum sztuki YARAT w Baku. Przez lata wyspecjalizowało się ono w przyciąganiu do Azerbejdżanu zagranicznych artystów i wykonawców. W centrum prezentowano prace m.in. kolumbijskiego malarza Oscara Murillo czy kurdyjskiego artysty koncepcyjnego Ahmeta Ögüta. W 2012 roku Azerbejdżan zasłynął organizacją konkursu piosenki Eurowizja. Jak pisały wówczas gazety, Alijewowie mieli przekupić sędziów, by ci wskazali Baku jako miasto gospodarza. Wręczanie łapówek w wysokości ponad 30 mln dolarów miała nadzorować osobiście Mehriban. Córka Ilhama Lejla zaangażowała się z kolei w prowadzenie magazynu „Baku". Jego wydawcą jest firma Conde Nast, która wydaje także takie tytuły, jak „New Yorker", „Vogue" czy „Vanity Fair". Gazeta pełna jest reklam luksusowej biżuterii oraz profili znanych artystów. Na jej łamach prezentowane są także prace Lejli, która maluje obrazy.

Kupowanie drogich dzieł i organizowanie wystaw sztuki nowoczesnej nie jest niczym niezwykłym również dla Arabii Saudyjskiej. W 2017 roku arabska despotia na polecenie następcy trony księcia Muhammada bin Salmana (MBS) za rekordową kwotę 450 mln dolarów nabyła dzieło Leonarda da Vinci „Salvator Mundi". Jak pisze „Bloomberg", kilka lat później muzealnicy i historycy sztuki stwierdzili, że obraz kupiony przez Rijad w rzeczywistości najpewniej stworzył jeden z uczniów Leonarda, a nie sam mistrz. Obecnie ma on wisieć na prywatnym jachcie księcia. Rok później z inicjatywy i za pieniądze MBS w Rijadzie powstało ogromne centrum sztuki z salami wystawowymi, nazwane Misk Art Institute. Na początku tego roku na terenie starożytnych ruin AlMu'tadil zorganizowano plenerową wystawę sztuki współczesnej Desert X AlUla. Zwiedzający mogli podziwiać 15 prac wkomponowanych w surowy pustynny krajobraz. Była to druga edycja wystawy Desert X w Arabii Saudyjskiej.

Czytaj więcej

Kreml śle na śmierć żołnierzy z mniejszości

Użyteczny kosz

Zainteresowanie sztuką oraz chęć wydawania na nią milionów dolarów wśród despotów i dyktatorów z różnych zakątków globu nie jest w żadnym razie przypadkiem czy kosztowną fanaberią. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się niegroźne, a nawet pożyteczne, to ma ono konkretny mało chwalebny powód. – Sztuka służy wielu celom. To taki bardzo użyteczny kosz, w który można włożyć wszystko. Pomaga się wybielać i ukrywać to, że dany rząd zabija czy jest kleptokracją. Po prostu dzięki temu można wyglądać lepiej – tłumaczy „Plusowi Minusowi" Ben Lewis, historyk sztuki, autor książek, filmów oraz podcastu Art Bust.

Rosyjskim oligarchom związki np. z powszechnie znaną i szanowaną galerią pomagają zyskać reputację w społeczeństwie. – To także prestiż oraz wiarygodność. Osoby kupujące najwyższej klasy dzieła mogą dzięki temu brać udział w prestiżowych imprezach i wydarzeniach publicznych towarzyszących aukcjom. W ten sposób zyskują akceptację i pozycję wśród elit – zauważa Macquisten. Z oligarchów z szemranymi majątkami stają się „zwykłymi" biznesmenami. Gdy Potanin pomógł Muzeum Puszkina wypożyczyć dzieła Turnera, British Council stwierdziła, że to „kluczowa droga do wspierania więzi między oboma krajami". Z kolei, kiedy ten sam oligarcha nabył obraz Malewicza, ówczesny minister kultury Rosji mówił na łamach „New York Timesa", że to „dowód na to, że rosyjscy przedsiębiorcy nie radzą sobie tak źle, jak się wydaje".

Pompowanie pieniędzy w świat sztuki przez lata służyło Kremlowi jako narzędzie soft power, mające poprawić wizerunek Rosji, tak by nie kojarzyła się tylko z represjami, korupcją i autorytaryzmem. – Kreml chce, by rosyjskie pieniądze infiltrowały instytucje kultury. To dobry kamuflaż pozwalający ukrywać swoje prawdziwe cele i ambicje – twierdzi Lewis. W końcu im bardziej Moskwa jest zaangażowana w międzynarodowy świat sztuki, tym trudniej ją krytykować i izolować. Wreszcie rynek sztuki to świetne miejsce do inwestowania i prania brudnych pieniędzy oraz ukrywania fortun. – W Stanach Zjednoczonych zaostrzono regulacje dotyczące prania brudnych pieniędzy po tym, gdy okazało się, że bracia Rotenbergowie (Arkadij i Boris, współwłaściciele Strojgazmontażu, budującego gazociągi i linie energetyczne – red.), którzy poprzez transakcje związane z dziełami sztuki obchodzili amerykańskie sankcje – mówi Macquisten.

Dla Azerbejdżanu, który w indeksie demokracji Freedom House znajduje się nawet niżej niż Rosja i który ma jeden z najniższych poziomów wolności prasy, obecność w świecie sztuki pomaga przede wszystkim legitymizować władzę Alijewa. Dodatkowo, jak zauważają działacze platformy Civic Solidarity zrzeszającej obrońców praw człowieka, w ten sposób Baku „wysyła wiadomość do obywateli, że nic nie da się zrobić, by usunąć prezydenta, ponieważ popiera go Zachód".

Opłacając renowację zabytków albo działając w ramach UNESCO, rodzina Alijewów stara się też pokazywać, że zachodnie demokracje tak naprawdę nie mają problemu z politycznymi represjami i dyktatorskimi rządami w Baku. Ponadto artwashing służy Azerbejdżanowi do zyskiwania wpływów w Stanach Zjednoczonych. Rząd Alijewa w ramach lobbingu przeznacza ogromne kwoty, by wpływać na amerykańską opinię publiczną. W 2011 roku w trakcie antykorupcyjnego śledztwa włoska policja znalazła maile dotyczące kampanii zatytułowanej „Azerbejdżan 2020: uśmiechnięta przyszłość". Jej celem była poprawa wizerunku kraju m.in. poprzez zaangażowanie się w sztukę. W przypadku Arabii Saudyjskiej artwashing jest częścią szerszej strategii MBS zmiany wizerunku kraju, który poza ropą i religijnym radykalizmem ma kojarzyć się z rozwojem i modernizacją. Ma także zatrzeć złą prasę księcia związaną z morderstwem Dżamala Chaszukdżiego. – Saudowie mówią: patrzcie, jesteśmy w awangardzie, bo sztuka to rozwój. Wielu artystów zgadza się współpracować z dyktaturami, bo myślą, że poprzez swoje prace przyniosą im choć odrobinę wolności – tłumaczy Lewis. Niestety, tak się nie dzieje. Moskwa, Baku, Rijad czy inne niedemokratyczne rządy z jednej strony pozują na mecenasów sztuki, a z drugiej gnębią i prześladują artystów w swoim kraju, bojąc się, że ich krytyczne spojrzenie oraz alternatywne myślenie może być zarzewiem buntu.

Potrzeba rewolucji

Rosyjska agresja na Ukrainę spowodowała, że Zachód nałożył na Moskwę oraz poszczególnych rosyjskich oligarchów dotkliwe sankcje. W konsekwencji wielu z nich zaczęło wycofywać swoje pieniądze i rezygnować z zasiadania w radach nadzorczych zachodnich muzeów i galerii. Ten „exodus" uświadomił Zachodowi, jak bardzo świat sztuki był wykorzystywany przez ludzi Kremla. To z kolei doprowadziło do przyjęcia nowych rozwiązań prawnych i dokładniejszego egzekwowania już istniejących, które mają lepiej regulować rynek dzieł sztuki, tak by łatwiej było walczyć z artwashingiem i praniem brudnych pieniędzy. – Wielka Brytania, mimo że nie jest już członkiem Unii Europejskiej, wprowadza w życie zapisy piątej unijnej dyrektywy przeciwko praniu pieniędzy, która dotyczy szczególnie rynku dzieł sztuki – podkreśla Macquisten. Prawo zostało przyjęte przez UE w 2018 roku. – Zakłada ono, że wszyscy dilerzy dzieł sztuki, tak jak banki, muszą zgłaszać podejrzane transakcje oraz dokładnie sprawdzać transfery finansowe o wartości powyżej 10 tys. euro – dodaje Lewis.

Dodatkowo Londyn w marcu zakazał eksportu dzieł sztuki do Rosji. Od tego czasu domy aukcyjne Sotheby's, Christie's oraz Bonhams odwołały swoje czerwcowe rosyjskie aukcje sztuki. Wiele państw przyjmuje także przepisy o nazwie „Poznaj Swojego Klienta". Na ich mocy dilerzy i domy aukcyjne są zobowiązane do jeszcze uważniejszego sprawdzania swoich klientów i weryfikowania tego, czy nie są oni np. na którejś z list sankcyjnych.

Niestety, jak zauważają eksperci, mimo tych wszystkich działań rynek dzieł sztuki wciąż nie jest w pełni kontrolowany, a autorytarne reżimy od lat znajdują sposoby, by omijać regulacje. Już afera „Panama Papers" z 2016 roku pokazała, jak politycy i biznesmeni z całego świata wykorzystują raje podatkowe i zawiłe sieci spółek, by ukrywać swoje majątki i prać brudne pieniądze. Dwa lata temu śledztwo przeprowadzone przez jedną z komisji amerykańskiego Senatu ujawniło, jak wspomniani już bracia Rotenbergowie mimo nałożonych na nich sankcji byli w stanie kupić dzieła sztuki warte 18 mln dolarów. – Mimo to USA zaostrzyły tylko prawo dotyczące handlu antykami, nie rozszerzając go na inne dziedziny, więc wciąż istnieje luka – zauważa Lewis.

Ponadto wielu oligarchów trzyma zakupione przez siebie dzieła sztuki w wynajmowanych magazynach w Szwajcarii czy Luksemburgu. Jak zauważają dziennikarze telewizji Deutsche Welle, tak naprawdę dokładnie nie wiadomo, co znajduje się w ich rękach. Szczególnie że wiele transakcji nie jest przejrzystych. Co więcej, nie wszystkie wprowadzane przepisy są odpowiednio skonstruowane. – Często nie udaje się w nich znaleźć równowagi między prawami uczciwych pośredników a skutecznym zapobieganiem przestępczości. W większości przypadków dzieje się tak, ponieważ ustawodawcy nie konsultują się odpowiednio z rynkiem, opierając się na słabych danych. Źle opracowane, nieodpowiednie przepisy nie spełniają swoich celów i często stwarzają dodatkowe kłopoty – tłumaczy Macquisten.

Problemem jest również sam charakter międzynarodowego rynku dzieł sztuki. – Świat sztuki i muzeów uważa, że cel uświęca środki. Przez lata nie patrzył na to, skąd pochodzą pieniądze, byle przeznaczano je na sztukę. Obowiązywała zasada, że nawet jak jesteś dyktatorem albo np. sprzedajesz opioidy, to i tak weźmiemy twoje pieniądze. Potrzebna jest rewolucja etyczna i ona powoli się zaczyna. Musimy oczyścić świat sztuki – mówi Lewis.

W przeciwnym razie istnieje ryzyko, że muzea, galerie i domy aukcyjne pozbawione pieniędzy i wsparcia rosyjskich oligarchów po prostu bardziej otworzą się na pieniądze z Azerbejdżanu, Chin, Arabii Saudyjskiej albo innej dyktatury, a problem artwashingu nie zniknie.

Czytaj więcej

Miły pan Putin i przydatne łagry. Kreml uczy dzieci historii

Amerykańscy deweloperzy i fundusze mieszkaniowe wiedzą, jak z zyskiem sprzedać inwestycje lub zwiększyć czynsze. W dzielnicy Boyle Heights w Los Angeles postanowili w tym celu podnieść prestiż dzielnicy. Przyciągnęli więc galerie sztuki, po czym stopniowo zwiększali czynsze. Doprowadziło to do masowych protestów i ukucia terminu artwashing. Ale mistrzowie tej dyscypliny nie zajmują się zwykłymi nieruchomościami. Zwykle obracają miliardami, a ich celem jest ocieplenie wizerunku autorytarnych krajów, skąd pochodzą. Prym wiedzie tu Rosja, ale tą metodą posługują się chętnie także m.in. Azerbejdżan czy Arabia Saudyjska.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi