W którym momencie państwo umiera? Dopiero gdy znika z mapy czy może wcześniej – w momencie, w którym staje się niezdolne do pełnienia swych najbardziej podstawowych funkcji? Pytaniem jeszcze ważniejszym jest, kto ma o tym fakcie zdecydować – konsylium złożone z przedstawicieli najważniejszych światowych mocarstw tudzież najsilniejszych okolicznych sąsiadów stojącego na skraju życia i śmierci organizmu państwowego? Czy może raczej „organy wewnętrzne", pracujące wciąż mimo braku przejawów zewnętrznej aktywności, takie jak serce czy mózg narodu? Wyznaczenie momentu śmierci państwa, podobnie jak człowieka, siłą rzeczy angażuje nie tylko aparat medyczny, ale też teologiczny. Może więc powinniśmy zapytać: w którym momencie z państwa uchodzi dusza?
Mniej więcej takie właśnie pytanie postawił w 1922 roku Sąd Najwyższy II Rzeczypospolitej. Rozstrzygając tym samym problem prawny, dla którego właściwie nie było precedensu. Czy nieobecność polskiego państwa przez 123 lata na mapach świata można uznać za okres śpiączki, z której właśnie nastąpiło przebudzenie? Czy odrodzona Polska jest więc państwem nowym, nawiązującym tylko do dziedzictwa I Rzeczypospolitej, czy też organizmem przebudzonym, co do zasady tożsamym z tym, który został uśpiony przez zaborców pod koniec XVIII wieku?
Sąd Najwyższy opowiedział się zdecydowanie za tą drugą opcją, ale ciekawsza jest jego argumentacja. Rzeczpospolita nawet po rozbiorach istniała jako państwo, choć w stanie „potencjalnym". Nośnikiem państwowości, gwarantem jej przetrwania była niezgoda, niedopasowanie Polaków do nowego, porozbiorowego stanu rzeczy. Państwa upadają tylko wtedy – twierdził najwyższy organ sądowniczy II Rzeczypospolitej – gdy zmienia się psychika społeczna mieszkańców, gdy zanika tradycja i stała wola utrzymania przy życiu dawnych aspiracji, wierzeń i form życia zbiorowego.
A jaki jest – pytał sam siebie Sąd Najwyższy – dowód na to, że Polacy nie stracili swego „poczucia odrębności wobec obcego najazdu", że nie zmieniła się ich psychika społeczna? „Objawami stałej woli narodu co do utrzymania swojej państwowości były ofiary męczeństwa setek tysięcy Polaków ginących za ojczyznę i stałe porywy rewolucyjne, dążące do zerwania narzuconych przez trzy mocarstwa zaborcze obcych praw i urządzeń" – brzmiała odpowiedź.
Rozstrzygającym dowodem na rzecz ciągłości polskiego państwa, stałego przywiązania do tradycyjnych form i sposobów bycia, okazały się więc tendencje rewolucyjne i wichrzycielskie. Legitymizacją instytucjonalną staje się tutaj „danina krwi". Cudowna kwadratura koła. Kwadratura, bez której nie da się zrozumieć nie tylko historii Polski, ale też prowadzić – rozsądnej i realnej – polskiej polityki.