Joanna Szczepkowska: Znikające granice

Podczas oscarowej gali Chris Rock, który zażartował z Jady Pinkett Smith, został niespodziewanie spoliczkowany przez jej męża Willa Smitha. Epizod opisują media na całym świecie. Niektóre poświęcają mu prawie tyle czasu, co wojnie w Ukrainie. Jakby zapominając, że żyjemy w stanie ogólnego zagrożenia, odbiegającym od normy. Przez normę rozumiem też wojny, głód, klimat i wszystko to, co niby zawsze istnieje, ale na ogół daleko od nas– albo w miejscu, albo w czasie. Wojna w Ukrainie jest inna, bo nasze myśli o możliwej zagładzie są bliżej naszej świadomości.

Publikacja: 01.04.2022 17:00

Joanna Szczepkowska: Znikające granice

Foto: AFP

Oczywiście, wszyscy żyjący w naszej epoce widzą choćby nieprzewidywalność i możliwe skutki chwiejnych nastrojów dyktatora Korei Północnej. To jednak jest daleko. Tak daleko, że po prostu odrzucamy wpływ Korei na nasze istnienie, nie mamy zamiaru codziennie życ w strachu z powodu humorów dyktatora, mieszkającego tak daleko od nas, od naszej kultury. Kwestia „guzika atomowego", który zależy od grymasu psychopaty, jest – można powiedzieć – stanem podświadomości kilku pokoleń epoce. Jednak nie boimy się tego na co dzień, bo byśmy po prostu zeszli z tego świata ze strachu przed Koreą, choć przecież tam nie mieszkamy.

Czytaj więcej

Joanna Szczepkowska: Bunt w środku gniazda

Putin jest blisko. Blisko nas, Polaków, więc teraz w czasie wojny z Ukrainą codziennie zmagamy się z Putinem i ze świadomością, że ma on dostęp do „broni ostatecznej". A jaka jest świadomość państw położonych dalej? Czy to przypadkiem nie taka mgła mózgowa, która dopuszcza współczucie, oburzenie, ale nie chce dopuścić świadomości zagrożenia? Na ekranach widać obrazy wojny. Jednak to tylko obraz. Taki sam jak fotografie głodujących dzieci pokazywane przez UNICEF.

Słyszymy też słowa. Ale słowa nie bombardują, nie zabijają, nie rujnują domów. Im dalej więc od Rosji, tym bardziej zagrożenie traktowane jest jak film o zagrożeniu. Dowodem tego były właśnie tegoroczne Oscary. Byłam przekonana, że oscarowa społeczność, tak jak zorganizowała się w sprawie #MeToo, tak teraz uroczystość zdominują symbole i gesty solidarności z Ukrainą. Niewiele jednak było takich akcentów, w ogóle nic z powagi sytuacji, jaka ma miejsce tu i teraz.

Słyszymy też słowa. Ale słowa nie bombardują, nie zabijają, nie rujnują domów. Im dalej więc od Rosji, tym bardziej zagrożenie traktowane jest jak film o zagrożeniu. Dowodem tego były właśnie tegoroczne Oscary. Byłam przekonana, że oscarowa społeczność, tak jak zorganizowała się w sprawie #MeToo, tak teraz uroczystość zdominują symbole i gesty solidarności z Ukrainą.

No właśnie... czy na pewno tu? Ameryka jest przecież tak daleko od Ukrainy. Beztroska prowadzącego galę, który tanimi żartami witał publiczność, pozwala przypuszczać, że scenariusz uroczystości wręcz świadomie pomijał wątek wojny i bestialstwa. Odbiorcy transmisji zamknięci zostali w galowej bańce, bo przecież zawsze, każdego roku gdzieś daleko toczy się wojna, a ludzie mają prawo do swoich zabaw i świąt. Jak to się mówi: „Gdzie Rzym, a gdzie Krym". No daleko, bardzo daleko.

I właśnie na tej oscarowej gali dzieje się coś, co elektryzuje świat tu i teraz. Coś, co jest gorącym tematem i dla dziennikarzy i dla internautów. W dennym i przygłupim powitaniu prowadzący wieczór komik Chris Rock robi tak zwany gruby żart, czyli aluzję do wyglądu aktorki, który jak się później dowiadujemy spowodowany jest chorobą. Złośliwe żarty w stosunku do gwiazd są zresztą normą i obyczajem tej uroczystości już od lat. Na pytanie dlaczego, nie ma prostej odpowiedzi. Może tylko taka, że powaga i kultura nie są w modzie, a kto chce iść z duchem czasu, brnie w głupotę i przekracza kolejne granice. Ostatnią z nich jest chyba żart z choroby. No więc mąż aktorki słynny Will Smith przekracza kolejną granicę i policzkuje komika. Krzyczy potem szereg epitetów, na pewno nieprzewidzianych w scenariuszu. Granice runęły, a konwencja żartów na gali pewnie zniknie na zawsze.

Rzecz jednak nie w tym galowym epizodzie. Po prostu w tym samym czasie Putin dalej przekracza granice zbrodni, giną dzieci, a rakiety niszczą domy. Po kilku tygodniach tej wojny media poświęcają tyle samo czasu antenowego bójce dwóch aktorów w garniturach, co wydarzeniom w Ukrainie. Dyskusja o wymierzonym policzku przeplata się z reklamami |i rozmową o zamiarach Putina.

Czytaj więcej

Joanna Szczepkowska: Filozof i caryca

Czy jest jakikolwiek związek między tymi zdarzeniami? Może tylko taki, że w każdej skali zanikają granice tego, co zrobić wolno, a od czego trzeba się powstrzymać. Wielkim zagrożeniem dla Ukrainy jest to, że świat po prostu oswoi się z tą wojną i będzie ją traktował jak jeszcze jeden z tematów, który musi się zmieścić w czasie antenowym obok innych ciekawostek. Bo przecież Ukraina jest daleko. Dla niektórych bardzo daleko.

Oczywiście, wszyscy żyjący w naszej epoce widzą choćby nieprzewidywalność i możliwe skutki chwiejnych nastrojów dyktatora Korei Północnej. To jednak jest daleko. Tak daleko, że po prostu odrzucamy wpływ Korei na nasze istnienie, nie mamy zamiaru codziennie życ w strachu z powodu humorów dyktatora, mieszkającego tak daleko od nas, od naszej kultury. Kwestia „guzika atomowego", który zależy od grymasu psychopaty, jest – można powiedzieć – stanem podświadomości kilku pokoleń epoce. Jednak nie boimy się tego na co dzień, bo byśmy po prostu zeszli z tego świata ze strachu przed Koreą, choć przecież tam nie mieszkamy.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Plus Minus
"Żarty się skończyły”: Trauma komediantki
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni