Kremlowska pralnia mózgów

Jedynym priorytetem Władimira Putina i jego ludzi była restauracja dawnej globalnej potęgi kraju; Rosja nie miała zamiaru stać się elementem zdominowanego przez Zachód porządku świata. Chciała ustanawiać własne zasady.

Publikacja: 04.03.2022 17:00

Kremlowska pralnia mózgów

Foto: shutterstock

Dla Władimira Władimirowicza aneksja Krymu stanowiła chwilę triumfu; obwieścił nowy, postzimnowojenny porządek świata. Wtedy właśnie Rosja wyzywająco odwróciła sytuację na swoją korzyść, przeciwko USA, odmawiając uznania ich dominacji. Po wyborach, w których miażdżąca większość mieszkańców Krymu opowiedziała się za przyłączeniem do Rosji, oficjele zebrani pod wyniosłymi łukami i złotymi kandelabrami Sali Gieorgijewskiej na Kremlu przywitali Putina entuzjastyczną owacją na stojąco. Prezydent przemówił: „Wydarzenia na Ukrainie to odzwierciedlenie procesów, które toczą się na całym świecie. Od końca rywalizacji dwóch supermocarstw Stany Zjednoczonej uznawały, że stać je na politykę silnej ręki. Myślą, że cieszą się zaufaniem samego Boga". Zachód od wieków stara się zapędzić Rosję do narożnika i ją opanować, ciągnął. „Ale wszystko ma swoje granice [...]. Jeśli zbyt mocno naciągnie się sprężynę, to w końcu wystrzeli [...]. Rosja, tak jak każdy inny kraj, ma swoje narodowe interesy, które należy respektować".

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Rosjanie – miłość i nienawiść

Władimir odnowiciel

Pod koniec przemówienia niektórzy ze słuchaczy ocierali łzy dumy, inni skandowali: „Rosja, Rosja!". Putin sięgnął po głęboko zakorzenioną tęsknotę za chwalebnym okresem sowieckiej, imperialnej przeszłości, którą odczuwało wielu Rosjan. Była to ta sama nostalgia, która pomogła mu zostać prezydentem – „kandidat rezidentem", człowiekiem KGB na Kremlu – już trzykrotnie. Tyle że dopiero teraz, w oczach licznych obywateli, zaczynało się coś w tej kwestii dziać. Krym został przekazany Ukrainie na wiele lat przed upadkiem ZSRS, w 1954 roku, przez Nikitę Chruszczowa, ówczesnego przywódcę partii komunistycznej, jednakże większość Rosjan obwiniała o utwierdzenie stanu rzeczy Borysa Jelcyna, gdy jednym pociągnięciem pióra, w grudniu 1991 roku, wraz z liderami innych sowieckich republik, podpisał rozwiązanie Związku Radzieckiego, pozostawiając Krym w granicach Ukrainy.

„Rosja miała poczucie, że nie tylko została obrabowana, ale wręcz splądrowana – mówił Putin do zebranych oficjeli. – Miliony Rosjan położyły się spać we własnym kraju, a obudziły się już za granicą; w jednej chwili w byłych republikach radzieckich stali się mniejszością [...]. Ale wówczas Rosja tylko spuściła głowę i przełknęła wstyd".

A teraz to on podejmował kroki, aby odbudować rosyjskie imperium. Notowania Władimira Władimirowicza podskoczyły do ponad 80 proc. Wcale nie musiał pokazywać dowodów na udział Stanów Zjednoczonych w powstaniu przeciwko Janukowyczowi – propaganda aż za dobrze odpowiadała na zapotrzebowanie tej części ludności, która wciąż miała poczucie upokorzenia Rosji wskutek upadku Związku Sowieckiego. Wystarczyło przedstawić zdjęcia amerykańskiej podsekretarz stanu Victorii Nuland, jak rozdaje ciasteczka proeuropejskim demonstrantom w lodowatym zimnie na kijowskim Majdanie – później jednak wyrafinowanie propagandy istotnie wzrosło. Jednostki informatyczne pracujące dla rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU zalewały Facebook oraz rosyjskie medium społecznościowe fałszywymi historiami, które miały usprawiedliwiać rosyjską inwazję, potępić rewolucję jako kierowaną przez neonazistów, a samą Ukrainę nazwać siedliskiem czeczeńskich terrorystów. Kiedy konflikt rozlał się na wschodnią część kraju, w rosyjskiej telewizji można było usłyszeć oskarżenia o „ludobójstwo" popełnione przez ukraińską armię – donoszono nawet o ukrzyżowaniu przez żołnierzy trzyletniego dziecka. Ten ciągły propagandowy atak w końcu wyprał mózgi większości.

Zachód musiał zareagować na rosyjskie zdecydowanie i pewność siebie inaczej niż podczas krótkiego, zwycięskiego konfliktu z Gruzją w 2008 roku. Istniały obawy, że ta „wojna zastępcza" może rozszerzyć się na Europę. Nikt nie wiedział, jak daleko Putin się posunie. Jego manewry na Ukrainie „zakwestionowały cały, pozwalający żyć w pokoju europejski porządek międzynarodowy", powiedziała kanclerz Niemiec Angela Merkel.

Na całym Starym Kontynencie oraz w Stanach Zjednoczonych rządy państw zachodziły w głowę nad właściwą reakcją. Gdy Kreml parł do przodu, zarządziwszy w marcu referendum na Krymie dotyczące jego połączenia z Rosją, władze amerykańskie wprowadziły sankcje ekonomiczne wycelowane w wewnętrzny krąg Putina. Zamrożenie aktywów finansowych oraz zakaz wydawania wiz groziły 20 Rosjanom, w tym tak ważnym postaciom z administracji jak Siergiej Iwanow, dawny minister obrony, a obecnie szef kancelarii Putina; Wiktor Iwanow, wąsaty były zastępca szefa jego kancelarii, były kagebista z Petersburga, który zasiadał teraz w Radzie Bezpieczeństwa Rosji; czy też przewodniczący wywiadu wojskowego Igor Siergun. Na czarnej liście znaleźli się również zausznicy prezydenta, znani jako jego najbliżsi partnerzy biznesowi, zaufani powiernicy kremlowskiego systemu słupów: handlarz ropą naftową Giennadij Timczenko z Gunvoru, główny udziałowiec Banku Rossija Jurij Kowalczuk oraz Arkadij Rotenberg, dawny kolega Putina od judo, któremu zaledwie cztery lata wcześniej Siergiej Pugaczew (miliarder nazywany niegdyś „bankierem Kremla" – red.) pożyczył 500 milionów dolarów, by ten mógł zostać wykonawcą opiewającej na miliardy umowy z Gazpromem.

Nazwiska kasjerów

Po raz pierwszy rząd amerykański wymienił z nazwiska i zawstydził tych ludzi jako kasjerów Putina. „Putin posiada własne środki (i interesy) w Gunvorze i może mieć dostęp do jego funduszy", natomiast Kowalczuk to „osobisty bankier wysokich rangą oficjeli Federacji Rosyjskiej, w tym Putina". Rotenberg, czytamy dalej, zarobił na państwowych kontraktach miliardy dolarów, a ostatnio siedem kolejnych miliardów za przedsięwzięcia budowlane w związku z Zimowymi Igrzyskami Olimpijskimi 2014 w Soczi. Władze Stanów Zjednoczonych pokazały opinii publicznej system funkcjonowania najbliższego otoczenia Putina i jego słupów. Pewien wyższy urzędnik administracji oświadczył, że osoby te mają zakaz korzystania z usług finansowych w USA, mogą też spotkać się z trudnościami, jeśli chodzi o transakcje w dolarach: „Ludzie ci będą musieli znaleźć sobie sposób na funkcjonowanie w świecie gospodarczym w warunkach poważnych ograniczeń".

Unia Europejska objęła także sankcjami deputowanych do rosyjskiego parlamentu, w tym niedawno zainstalowanych przywódców na Krymie – po czym, aby dolać oliwy do ognia – przyłączyła się do rezolucji Stanów Zjednoczonych wykluczającej Rosję z grupy G8, na którym to członkostwie bardzo jej zależało jako na symbolu zintegrowania z gospodarką światową. Mimo to po okresie obaw o wdrożenie jeszcze ostrzejszych sankcji ekonomicznych – podobnych do tych, które sparaliżowały gospodarkę Iranu – giełda rosyjska szybko odbiła, a wojska rosyjskie bez zakłóceń kontynuowały koncentrację przy granicy z Ukrainą.

Czytaj więcej

Piekło oligarchów

Donieck i Ługańsk

Konflikt eskalował. Zielone ludziki – które Rosja uporczywie nazywała „ochotnikami" – zaczęły zmierzać ku wschodniej Ukrainie, gdzie połączyły się ze sporym kontyngentem miejscowych prorosyjskich bojówek, wyposażonych przez Moskwę w ciężką broń. W kwietniu przejęli oni organy administracyjne w rejonach donieckim, ługańskim, a także – na pewien okres – w Słowiańsku. W oczach rządów zachodnich oraz władz ukraińskich sytuacja przedstawiała się uderzająco podobnie do tej, dzięki której niezidentyfikowane oddziały rosyjskie zajęły, a następnie zaanektowały Krym.

Pełnowymiarowej agresji na wschodnią Ukrainę zapobiegła groźba jeszcze surowszych sankcji ekonomicznych, w zamian jednak wybuchła wojna hybrydowa, w której wynajęci przez Rosję żołnierze „zastępczy" walczyli z będącą w opłakanym stanie armią ukraińską. Kijów starał się robić wszystko, by powstrzymać to wtargnięcie w głąb swojego terytorium. Na granicy nadal koncentrowały się dziesiątki tysięcy rosyjskich sołdatów, co miało wywierać psychologiczną presję osłabiającą wojsko ukraińskie. „Ochotnicy" oraz ich ciężkie uzbrojenie nieustannie wlewali się na wschód kraju, bez żadnej kontroli.

W lipcu Stany Zjednoczone i Unia Europejska nałożyły na Rosję kolejne sankcje, próbując zmusić ją do wycofania się. Tym razem Amerykanie wzięli na celownik największe tamtejsze firmy państwowe, odcinając długoterminowe pożyczki potentatom sektora bankowego – między innymi Gazprombankowi Andrieja Akimowa, VTB Andrieja Kostina, a także Wnieszekonombankowi. Na czarnej liście znalazł się ponadto rosyjski paliwowy czempion, Rosnieft, a także należący do Timczenki wytwórca gazu, spółka Novatek, którym dostęp do gotówki został ograniczony. Dwa tygodnie później podobne środki zastosowała Unia Europejska. Tę trudną sytuację skomplikowało jeszcze strącenie 17 lipca samolotu pasażerskiego Malaysia Airlines, który leciał nad terytorium zajętym przez prorosyjskich separatystów – zginęło 298 osób.

Jednakże Rosja nie przestawała prowadzić swej wojny zastępczej, niszcząc wschodnią Ukrainę; dopiero wtedy rządy zachodnie zaczęły sobie z wolna uświadamiać, że dotychczasowa, pełna nadziei polityka prowadzona od upadku Sowietów – zgodnie z którą Rosja jest nieodwołalnie skazana na zbliżenie ze światem zachodnim – to po prostu mrzonka. Rządy te musiały się zmagać z reżimem agresywnie realizującym własne interesy bez względu na konsekwencje, jeśli chodzi o stosunki z Zachodem. Jedynym priorytetem Putina i jego ludzi była restauracja dawnej globalnej potęgi kraju; Rosja nie miała zamiaru stać się elementem zdominowanego przez Zachód porządku świata. Chciała ustanawiać własne zasady.

Zachód zaczynał w końcu coraz klarowniej pojmować, że reżim zakłada liczne maski i ucieka się do podstępów, które mają mu pomóc w realizacji celów. Taktyka ta stała się oczywista, gdy Putin najpierw wyparł się obecności oddziałów rosyjskich na Krymie, a potem – po zakończeniu aneksji półwyspu – przyznał, że niezidentyfikowane wojska zwane zielonymi ludzikami to jednak Rosjanie. Dla tego reżimu dążenie do odbudowy imperium było głównym zajęciem, bez względu na rzucane mu pod nogi kłody w formie zachodnich sankcji. Gdy we wrześniu 2015 roku zapadł niepewny rozejm, rosyjska wojna zastępcza zdążyła pochłonąć osiem tysięcy istnień ludzkich, a prorosyjscy separatyści nadal obsadzali swoje twierdze w Doniecku i Ługańsku. Rosji udało się podzielić Ukrainę – mimo tak zwanego zawieszenia ognia sporadyczne walki trwają do dzisiaj: obecnie liczbę ofiar śmiertelnych szacuje się na 13 tysięcy, z czego ponad jedna czwarta to cywile.

Wszystkie pieniądze Putina

Być może nigdy się nie dowiemy, jak dokładnie się to wszystko zaczęło, kto oddał pierwszy strzał. Wydaje się jednak, że Rosja od dawna sposobiła się na kilka ewentualności. Jeśli planowano rewanż, to grunt pod niego został już wcześniej przygotowany – jeszcze w czasach, gdy KGB po cichu walczyło o przetrwanie dzięki zachowaniu sieci agentur oraz zaprzyjaźnionych firm wysysających gotówkę z kraju w latach tuż przed upadkiem Związku Sowieckiego. Proces ten się zintensyfikował, gdy Putin został prezydentem państwa, umożliwiając kagebistom kontrolowanie strategicznych przepływów finansowych, począwszy od Jukosu, a potem także na pozostałych obszarach gospodarki.

Gdyby któryś z oligarchów epoki Jelcyna żywił jeszcze jakiekolwiek nadzieje na niezależną działalność, to wkrótce po aneksji Krymu otrzymał ostatni, jednoznaczny sygnał w tej kwestii. Wówczas to jeden z najbardziej lojalnych wobec władzy potentatów, Władimir Jewtuszenkow, został zmuszony do oddania państwu swojej wielkiej firmy paliwowej Basznieft. Aresztowano go, a pakiet kontrolny akcji w spółce najpierw znacjonalizowano, a następnie przekazano Rosnieftowi Sieczina.

Był to znak, że gospodarka wolnorynkowa w Rosji to tylko złudzenie, a gdzieś za kulisami odbywają się nieustanne targi o podział łupów i źródeł pieniędzy. Pozyskane środki należało wyprowadzać do kremlowskiej skarbonki, obszczaku, a każdy deal, choćby najmniejszy, musiał być najpierw uzgodniony z Putinem. „Jewtuszenkow myślał, że Basznieft należy do niego i że za niego zapłacił – wspominał jeden z wyższych oficjeli kremlowskich. – Ale okazało się, że wcale tak nie jest i że w każdej chwili można mu firmę odebrać. W rosyjskim biznesie jest dziś absolutnie jasne, że Kreml może zabrać wszystko każdemu. Własność nie jest w Rosji żadną świętością, zwłaszcza ta zdobyta w latach 90. Zależy wyłącznie od władzy Putina".

Gospodarka rosyjska znalazła się na wojennej ścieżce, całkowicie podlegając woli Kremla, powiada Pugaczew. „Teraz są tylko Putin i jego pomagierzy, którzy wykonują rozkazy. Cała wygenerowana kasa jest oddawana Putinowi. Kraj znajduje się w stanie wojny. Wielki biznes nie może żyć tak, jak żył przedtem. Musi funkcjonować w ramach regulaminu wojskowego".

Tak więc niemal cała gospodarka znalazła się pod komendą Władimira Władimirowicza, który mógł robić z nią to, co uważał za stosowne. „To wszystko pieniądze Putina – mówił jeden z wysokiej rangi bankowców powiązanych ze służbą bezpieczeństwa. – Kiedy doszedł do władzy, zaczął od stwierdzenia, że jest tylko wynajętym menedżerem. Ale potem został udziałowcem całej Rosji, takim, który posiada pakiet kontrolny. Najpierw dano mu akcje, a on objął komendę. To spółka akcyjna typu zamkniętego". „Putin jest carem, imperatorem wszystkich ziem", zgodził się inny potentat finansowy.

Władimir Jakunin, jeden z najbliższych zauszników prezydenta, były oficer KGB i pierwszy udziałowiec Banku Rossija, obecnie szef Kolei Rosyjskich, miejsce na amerykańskiej liście osób objętych sankcjami poczytywał sobie za zaszczyt. Tyle że jego zdaniem władze Stanów Zjednoczonych, twierdzące, że kasjerami Putina byli wyłącznie Timczenko i Kowalczuk, dysponowały nieaktualnymi informacjami: „Rosyjski prezydent posiada dostęp do pieniędzy całego kraju", mówił Jakunin.

Pogląd ten słychać było również w opinii wyrażonej przez innego byłego partnera biznesowego Timczenki. Kiedy spotkaliśmy się pewnego deszczowego dnia w listopadzie 2014 roku, dał mi do zrozumienia, a właściwie ostrzegł, że amerykańskie sankcje wprowadzono odrobinę za późno. Rozległa sieć transferu pieniędzy, złożona z finansistów i rosyjskich potentatów, działała już bez przeszkód na rzecz reżimu Putina. „Trzeba by obłożyć sankcjami każdego z nich", powiedział.

I choć w grudniu 2014 roku wskutek sankcji oraz braku refinansowania dla rosyjskiego zadłużenia kurs rubla spadł gwałtownie, ostatecznie gospodarka kraju okazała się dość odporna i prężna. Rząd zawiesił obowiązywanie zasad normalnej ekonomii rynkowej: banki państwowe nie domagały się natychmiastowej spłaty kredytów od firm z przeterminowanymi zaległościami. Większość długów zamrożono bądź zrestrukturyzowano w ramach nieskończonej piramidy refinansowej. Rząd sięgnął po fundusz stabilizacyjny – gromadzony przez większość poprzedniej dekady z nadzwyczajnych zysków od sprzedaży ropy naftowej – na subsydiowanie powiązanych z państwem firm najbardziej potrzebujących wsparcia. Ale przede wszystkim – jak powiedział mi z uśmiechem pewien rosyjski finansista – Zachód nie docenił wielkości szarej strefy w tym kraju: rozległej sieci tajnych funduszy, nigdzie nieksięgowanych i niezarejestrowanych w statystykach PKB, które opiewały na ogromne sumy.

Zachód groził więc Rosji dalszymi sankcjami, jeśli ta nie wstrzyma działań wojennych, a w tym czasie Putin zażądał przeformułowania globalnej architektury bezpieczeństwa tak, by jego państwo odgrywało w niej rolę wiodącą. Po serii negocjacji Angela Merkel oświadczyła, że Putin przestał mieć kontakt z rzeczywistością. Jednakże zdaniem byłego doradcy ekonomicznego prezydenta Andrieja Iłłarionowa to raczej Zachód oderwał się od rzeczywistości: „Ludzie na Zachodzie myślą, że Putin jest szalony albo postępuje nieracjonalnie. Ale tak naprawdę on jest bardzo racjonalny, tyle że wedle własnej logiki, i bardzo dobrze przygotowany".

Czytaj więcej

Wojna z Putinem potrwa pokolenia

System obszczaku

Oznaki oddziaływania rosyjskich pieniędzy, które przez ostatnią dekadę zalewały Europę, zaczęły się uwidaczniać w rozdźwiękach między poszczególnymi krajami Unii, dotyczącymi zasięgu sankcji ekonomicznych. W Wielkiej Brytanii zrobiono zdjęcie pewnemu urzędnikowi MSZ z oficjalnym dokumentem, zgodnie z którym Zjednoczone Królestwo „nie może zamykać przed Rosjanami londyńskiego centrum finansowego". Pewna kancelaria prawnicza, a zarazem firma lobbująca ostrzegała, że Londyn może się stać ośrodkiem rozstrzygania ciągłych sporów prawnych.

Zdaniem Pugaczewa niebezpieczeństwo jawiło się bardzo wyraźnie. System obszczaku już dawno wykroczył poza kontrolę pierwszych zauszników reżimu Putina – takich jak Timczenko, Kowalczuk czy Rotenberg – i obejmował teraz wszystkich rosyjskich miliarderów, którzy działali pod dyktando Kremla jako jego słupy. „Do wszystkich dzwoniono z poleceniem przesłania pieniędzy na to czy owo. Odpowiadali: »Dobrze, damy. Czego jeszcze potrzebujecie?«. Tak działa ten system. Wszystko jest uzależnione od numeru jeden, ponieważ to on ma nieograniczoną władzę. Inni są gotowi pracować zgodnie z tą regułą. A ci, którzy nie są, lądują w więzieniu albo za granicą".

Tak jak kiedyś Związek Sowiecki prowadził operacje wpływu na Bliskim Wschodzie i w Afryce, tak obecnie kagebowski kapitalizm Putina coraz głębiej penetrował Europę. „Ta czarna kasa jest jak brudna bomba atomowa – mówi Pugaczew. – W pewnym sensie jest, w innym sensie jej nie ma. Dzisiaj znacznie trudniej ją wyśledzić". Dla rządu ukraińskiego to, co Kreml robił jego krajowi, stanowiło ostrzeżenie, że Rosja może zacząć rozszerzać swoje destrukcyjne działania na Zachód, by go podzielić. „Rosja próbuje wywołać turbulencje w Unii Europejskiej poprzez wspieranie skrajnie prawicowych ruchów politycznych – powiedział prozachodni premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk na początku 2015 roku. – To dokładna imitacja działań, jakie podjęli na Ukrainie".

Fragment książki Catherine Belton „Ludzie Putina. Jak KGB odzyskało Rosję i zwróciło się przeciwko Zachodowi" w przekładzie Przemysława Hejmeja, która ukazała się nakładem wydawnictwa SQN.

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Dla Władimira Władimirowicza aneksja Krymu stanowiła chwilę triumfu; obwieścił nowy, postzimnowojenny porządek świata. Wtedy właśnie Rosja wyzywająco odwróciła sytuację na swoją korzyść, przeciwko USA, odmawiając uznania ich dominacji. Po wyborach, w których miażdżąca większość mieszkańców Krymu opowiedziała się za przyłączeniem do Rosji, oficjele zebrani pod wyniosłymi łukami i złotymi kandelabrami Sali Gieorgijewskiej na Kremlu przywitali Putina entuzjastyczną owacją na stojąco. Prezydent przemówił: „Wydarzenia na Ukrainie to odzwierciedlenie procesów, które toczą się na całym świecie. Od końca rywalizacji dwóch supermocarstw Stany Zjednoczonej uznawały, że stać je na politykę silnej ręki. Myślą, że cieszą się zaufaniem samego Boga". Zachód od wieków stara się zapędzić Rosję do narożnika i ją opanować, ciągnął. „Ale wszystko ma swoje granice [...]. Jeśli zbyt mocno naciągnie się sprężynę, to w końcu wystrzeli [...]. Rosja, tak jak każdy inny kraj, ma swoje narodowe interesy, które należy respektować".

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi