Ale przyjął pan wtedy zaproszenie na spotkanie.
Tak. Mam wielką atencję do nas wszystkich, którzy tworzyliśmy rzeczywistość Gruppy. Tamto spotkanie było ewidentnie związane z aukcją, która miała się krótko potem odbyć. Fanem Gruppy jest Werner Jerke, nakręcił o niej autorski film i wyda monografię. Był pomysł, żeby przy okazji wystawy w CSW puszczać ów film, ale się na to nie zgodziłem, bo niezbyt zgadzam się z zawartymi w nim tezami.
Preferuje pan chodzenie własnymi drogami...
Tak, dlatego też w 2020 roku zakończyłem pracę w ASP, przechodząc na emeryturę. Nie dałem się namówić na kontynuację, choć jest to normą w Akademii. Decyzja dojrzewała we mnie już wcześniej. Byłem zmęczony. Stanąłem przed dylematem: poświęcenie albo egoizm. Wybrałem to drugie. Miałem poczucie, że jestem wypalony jako pedagog, że nie mam już takiego zaangażowania, pasji. To jest wymagająca praca: z każdym trzeba mieć osobisty kontakt, żeby nauka coś dawała. Ubywało mi wolności, która powinna być oczywistością na tego typu uczelni. Z każdym rokiem cyfryzacja powodowała rozrost biurokratyzacji, mnożenie procedur i wypełnianych kwitów. Miałem też wrażenie, że przychodzą pokolenia, z którymi już niezbyt się rozumiem, zgadzam. Swoje dołożyła praca zdalna, która w przypadku naszej uczelni jest absurdem. To mnie jeszcze oddaliło, utwierdziło w moich zamiarach. Rektor do ostatniego dnia swojej kadencji wstrzymywał się z podpisaniem zgody (śmiech). Ale podpisał. Wszystko poszło po mojej myśli. Po odejściu na emeryturę rozpędziłem się w pracy jak nigdy dotąd.
Był pan rozczarowany, gdy odrzucono Marka Sobczyka, którego pan zaproponował na profesora Pracowni Gościnnej?
Było to dość dawno temu i uświadomiło mi, jak silne bywają animozje nawet w stosunku do kogoś, kto z tej uczelni wyszedł. Jest to jednak struktura zamknięta, dosyć niechętnie otwierająca się, zwłaszcza na silne osobowości. Pewnie nie podobała się jego bezkompromisowość i radykalność wizji sztuki, którą realizuje. Podobna sytuacja była przed laty z Leonem Tarasewiczem, który wszedł do grona wykładowców ASP poprzez Pracownię Gościnną właśnie. Potem udało się wciągnąć go w system prowadzenia pracowni, ale ma ją na Wydziale Sztuki Mediów, a nie – malarstwa. Od kilku lat jest jednak trochę inaczej. Pracownia Gościnna jest priorytetem i propozycje do niej zgłaszają studenci. Są uwzględniane. Był i Piotr Janas, i Aneta Grzeszykowska.
Siostry bez kropek i wielkich liter
Dziewczyna, kobieta, inna" Bernardine Evaristo to prowokacyjna opowieść o wykluczeniach. Jej autorka otrzymała za nią w 2019 r. prestiżową Nagrodę Bookera. Gwoli ścisłości należy dodać, że razem z nią wyróżnienie otrzymała wtedy ex aequo Margaret Atwood za „Testamenty". Zauważono jednak, że ta prestiżowa nagroda po raz pierwszy trafiła w ręce czarnoskórej pisarki (matka Angielka, ojciec Nigeryjczyk).
I pomyśleć, że kiedyś nie wystarczała panu praca tylko w ASP i założył pan z kolegami – m.in. Markiem Sobczykiem – prywatną Szkołę Sztuki w Warszawie.
Chcieliśmy przekazywać naszą wiedzę o sztuce inaczej, niż to się robi w Akademii, i stąd był ten pomysł. Chcieliśmy po prostu uczyć dobrej plastyki: nie dopuszczać do generowania złych nawyków, podejmowania błędnych tematów. Zapraszaliśmy znajomych artystów, by opowiedzieli o swojej twórczości. Pamiętam dobrze, jak zorganizowaliśmy ciekawą rozmowę z młodymi kuratorami: Joanną Mytkowską i Łukaszem Gorczycą, którzy wtedy byli początkujący i pełni energii. Przedstawili swoje wizje, plany. Było to naprawdę dawno, bo Galeria Raster była jeszcze noszona pod pachą w pudełku (śmiech). To było bardzo interesujące. Dopiero kiedy pojawiły się przeszkody natury biurokratycznej, związanej z kodyfikowaniem prywatnego szkolnictwa, stanęliśmy pod ścianą i po pięciu latach zamknęliśmy Szkołę.
Jakie były pańskie pryncypia nauczania?
Nie wierzyć nikomu, żadnym autorytetom (śmiech). Nie dać się. Odnajdywać w pracy artystycznej siebie, osobistą perspektywę, ale na bardzo mocnej bazie umiejętności rzemieślniczych. W ASP mieliśmy razem z moim asystentem Igorem Przybylskim wiele sukcesów. Na ostatnich Coming Outach (wystawy najlepszych dyplomów uczelni) jeden z moich podopiecznych dostał nagrodę, także na prestiżowej Bielskiej Jesieni. Dopiero co nasz absolwent, Mikołaj Sobczak, dostał Paszport „Polityki".
Pan też został laureatem tej nagrody w 1998 roku.
Zabawne, że kiedy odbierałem Paszport „Polityki", czułem się troszkę nieswojo. Zresztą miało to wydarzenie dziwną reperkusję. W 2017 roku w Muzeum Narodowym zawisnął na jakiś czas wielki obraz „Co Velazquez Czym Lubieżnym gestem Siły Spokoju", który namalowaliśmy wspólnie z Markiem Sobczykiem. Przedstawiał naszych prominentnych polityków, m.in. Jaruzelskiego, Mazowieckiego. Pamiętam, jak zadzwonił do mnie Piotr Sarzyński z „Polityki" i powiedział, że w redakcji są zbulwersowani, bo dopatrzyli się na naszym obrazie mycki na głowie Mazowieckiego. I że ich, lecz nie jego, zdaniem dopuściłem się profanacji. Tymczasem na obrazie Marek napisał ołówkiem w miejscu rzekomej mycki „łysina", choć nie można było tego zobaczyć z dużej odległości. To był aspekt komiczny tej sytuacji, ale pokazał, że ci decydenci chcą mieć jakieś lejce na nagradzanych artystów. I że te nagrody nie są takie neutralne.