Wirus endemiczny. Czy COVID-19 zostanie z nami na zawsze

Jak długo świat będzie sparaliżowany przez Covid-19? Ile fal pandemii nas jeszcze czeka? Naukowcy nie mają złudzeń – koronawirus zostanie z nami na długie lata.

Aktualizacja: 13.03.2021 13:39 Publikacja: 12.03.2021 00:01

Wirus endemiczny. Czy COVID-19 zostanie z nami na zawsze

Foto: AFP, TIMOTHY A. CLARY

Lockdown, rozmrażanie gospodarki, szpitale jednoimienne, izolacja społeczna, maseczki, dozowniki płynu do dezynfekcji, wideokonferencje, praca zdalna, zamknięte restauracje, strefy czerwone: w ciągu zaledwie roku pandemia całkowicie zmieniła nasz świat. Czy ta zmiana jest nieodwracalna? I wreszcie, skoro już mamy żyć w zmienionym otoczeniu, to ile w „nowej normalności" będzie normalności, a ile ciągłej walki z koronawirusem?

Historia podpowiada, że od wirusa prawdopodobnie się nie uwolnimy. Problem w tym, że praktycznie wszystkie choroby, które pojawiały się w przeszłości naszego gatunku, nadal nam towarzyszą. Jedynym wyjątkiem jest ospa prawdziwa, która została uznana za eradykowaną (pokonaną) w 1980 roku. Cała reszta – od polio, na które skuteczną szczepionkę opracowano w połowie ubiegłego wieku, przez dżumę i trąd, po świnkę i odrę – nadal z nami jest.

Jest i dobra wiadomość. To, że wirus z nami zostanie, nie oznacza, że nie będą choć trochę poluzowane ograniczenia – społeczna izolacja czy wyłączenie niektórych gałęzi gospodarki. Odporność uzyskana dzięki programom szczepień i przechorowaniu Covid-19 sprawi, że nie będzie on już tak niebezpieczny. Sezonowe fale zachorowań będą się powtarzać, jednak nie na taką skalę jak obecnie. Nie będą zagrażać funkcjonowaniu systemów ochrony zdrowia ani nie będą wymagać tak dotkliwych dla gospodarki lockdownów.

Dziwna grypa z Rosji

Dowodzi tego przykład „rosyjskiej grypy" – pandemii choroby układu oddechowego, która dotknęła ludzkość w 1889 roku. Zabiła milion osób na całym świecie (przy populacji planety sięgającej 1,5 mld).

Pod wieloma względami ta pandemia jest bardzo podobna do „naszej". Pierwsze przypadki zachorowań odnotowano w uzbeckiej Bucharze w maju 1889 roku. Kilka tygodni później pojawiła się w Samarkandzie. Ponieważ Rosja miała już funkcjonujące linie kolejowe, zakażenia w ciągu kilku miesięcy objęły Tomsk, Petersburg (zachorował co piąty mieszkaniec miasta) i Moskwę, a stamtąd choroba przeniknęła do Europy Środkowej i Zachodniej. W grudniu 1889 roku „rosyjska grypa" była już obecna w Rzymie, Paryżu, Londynie Madrycie, w którym zabijała ok. 300 osób dziennie.

W tym samym czasie pierwsze zakażenia pojawiły się również w Stanach Zjednoczonych, a także w Afryce i Azji Wschodniej. W rok po wykryciu pierwszego zachorowania wirus dotarł do Australii i Nowej Zelandii.

Podobnie jak Covid-19, „rosyjska grypa" zabijała głównie ludzi starszych, słabszych, a przyczyną śmierci najczęściej było zapalenie płuc i zawał serca. Nie ominęła również arystokratów i koronowanych głów – zmarł z jej powodu Amadeusz I Sabaudzki, cesarzowa niemiecka i królowa Prus Augusta z Saksonii-Weimaru-Eisenach, ani ówczesnych celebrytów – m.in. słynnej okultystki Heleny Bławatskiej. „Rosyjską grypę" przechorował car Aleksander III, który zmarł kilka lat później na zapalenie nerek.

Przez lata naukowcy uważali, że była to grypa (tak jak słynna hiszpanka) wywoływana przez podtyp H2N2 lub H3N8. Jednak nowe badania genetyczne, a także kwerenda źródeł historycznych pokazują coś zadziwiającego – niewykluczone, że był to koronawirus, taki jak teraz. Po pandemii SARS na początku tego wieku naukowcy zaczęli badać koronawirusy występujące u bydła i ludzi – betakoronawirus 1 i ludzki OC43. Moment, w którym zaczęły się różnić, pokazywałby czas, kiedy doszło do „przeskoczenia" koronawirusa ze zwierząt na człowieka. Obliczenia dwóch zespołów wskazywały, że nastąpiło to ok. 130 lat temu – właśnie wtedy, gdy rozpoczęła się pandemia „rosyjska".

– Nawet wtedy ludzie zastanawiali się nad przyczynami tej dziwnej grypy, chociaż nie wiedzieli nic o wirusach – mówi prof. Marc Van Rast z Katolickiego Uniwersytetu Lowanium, jeden z najwybitniejszych europejskich ekspertów w dziedzinie koronawirusów. – Zaczęliśmy przeszukiwać archiwa rosyjskich gazet z tego okresu i znaleźliśmy stare artykuły mówiące o tej pandemii. Co ciekawe, jako jeden z objawów wskazywano utratę węchu i smaku, co nie jest charakterystyczne dla grypy, ale jest dla Covid-19.

Co dla nas dziś najważniejsze, patogen, który wywołał pandemię pod koniec XIX wieku, wcale nie zniknął. – Koronawirus OC-43 ciągle krąży w środowisku. Odpowiada za przeziębienia, może te trochę poważniejsze. U osób starszych może prowadzić do poważniejszych chorób. Być może warto się przyjrzeć niektórym przypadkom zapalenia płuc – jeszcze przed rokiem tylko w dużych uniwersyteckich szpitalach ktoś mógł wpaść na pomysł testowania w kierunku OC-43. Jeżeli ktoś chorował w małym lokalnym szpitalu, nikt takich testów nie robił – tłumaczy prof. Van Rast w rozmowie z magazynem Komisji Europejskiej „Horizon".

Czego nie wiemy o koronawirusach

W styczniu renomowany magazyn „Nature" zapytał 100 immunologów, zakaźników i wirusologów o ich ocenę przyszłości po pandemii. Dziewięciu na dziesięciu z nich odpowiedziało, że koronawirus stanie się endemiczny, czyli stale występujący na określonym obszarze lub w określonej populacji – czyli że z nami zostanie. „Eradykacja tego wirusa to jak próba wejścia na Księżyc po drabinie. Całkowicie nierealistyczny pomysł" – ocenił Michael Osterholm, epidemiolog z Uniwersytetu Minnesoty.

Niewykluczone jednak, że dzięki środkom zabezpieczającym i ograniczeniom w podróżowaniu uda się w niektórych regionach świata całkowicie wyeliminować koronawirusa odpowiedzialnego za pandemię. Uważa tak m.in. Christopher Dye, epidemiolog z Uniwersytetu Oksfordzkiego. „Sądzę, że niektóre kraje poradzą sobie z Covid-19, jednak będą musiały pogodzić się z ryzykiem okresowego zawleczenia wirusa z miejsc, w których program szczepień i system ochrony zdrowia nie są wystarczające dobre" – uważa Dye.

„Istnieje spore prawdopodobieństwo, że koronawirus stanie się endemiczny, jednak trudno przewidzieć, jak i kiedy się to stanie" – mówi wirusolożka Angela Rasmussen z Uniwersytetu Georgetown.

Od czego to dokładnie zależy? I czego jeszcze nie wiemy o wirusie i obecnie wykorzystywanych szczepionkach? Po pierwsze, nie wiemy, jak długo utrzymywać się będzie odporność po podaniu szczepionek. Nie jesteśmy też pewni, czy szczepionki będą skutecznie blokować zakażanie innych (jest to wysoce prawdopodobne ze względu na to, jak działają wirusy i jak dochodzi do zakażenia, jednak pewności nie ma). Kwestią otwartą zostaje to, na ile szczepionki chronią przed ciężkim przebiegiem choroby we wszystkich grupach wiekowych. Nie wiemy wreszcie, ile osób podda się szczepieniu i czy wszędzie będzie to liczba wystarczająca do uzyskania odporności populacyjnej (stadnej).

Pozostają też pytania dotyczące samego wirusa. Wiemy już, że mutuje, dając odmiany bardziej zakaźne lub grożące cięższym przebiegiem choroby. Na ile obecnie używane szczepionki będą skuteczne wobec tych odmian, a także nowych, które dopiero się pojawią? Pierwsze dane wskazują, że przynajmniej niektóre szczepionki będą miały z nimi „kłopot". I wreszcie, czy wirus będzie w stanie przetrwać w jakimś ekosystemie (wiemy, że zakaża m.in. norki) i pojawić się ponownie po kilku latach?

Od odpowiedzi na te pytania zależą scenariusze opisujące „nową normalność".

Jak grypa czy jak odra?

Pierwszy scenariusz zakłada wykształcenie odporności populacyjnej przeciw koronawirusowi – albo na drodze infekcji, albo dzięki skutecznej szczepionce. Nawet jeżeli dojdzie do zakażenia, choroba nie będzie miała ciężkiego przebiegu. Z wirusem SARS-CoV-2 będziemy się stykać w dzieciństwie, podobnie jak z wieloma innymi podobnymi wirusami. Uważa tak m.in. Jennie Lavine z Uniwersytetu Emory'ego, która przeprowadziła analizę występowania czterech koronawirusów atakujących ludzi i odpowiedzialnych za mniej więcej 15 proc. infekcji układu oddechowego. Z większością z nich stykamy się jeszcze w przedszkolu. Wywołują one niezbyt dokuczliwe objawy, jednak odporność na nie znika dość szybko – wynika z badań Lavine. Przy takim modelu wyjście z etapu pandemii może trwać nawet kilkanaście lat. – Jeśli coraz więcej osób będzie nabierać odporności przeciw SARS-CoV-2, może dojdziemy do sytuacji, że będzie to choroba, z którą zetkniemy się już w dzieciństwie. Inni będą już posiadali przeciwciała i nie będą chorować. A dzieci przechodzą tę chorobę lżej – mówi prof. Van Rast.

Niestety, dane dotyczące utrzymywania się odporności po przechorowaniu COVID-19 nie są wystarczająco jasne (to samo dotyczy odporności dzięki szczepieniom). Znane są przypadki ponownego zachorowania osób, które teoretycznie powinny być odporne. Prowadzone przez Danielę Weiskopf z Instytutu Immunologii La Jolla w Kalifornii badania dotyczące poziomu przeciwciał u pacjentów wskazują, że chronią one przez sześć do ośmiu miesięcy, później odporność stopniowo zanika. Tak dzieje się również w przypadku innych koronawirusów atakujących człowieka – odporność po przechorowaniu utrzymuje się przez średnio 40 tygodni.

Pozostają szczepionki. Przy założeniu, że szczepionki blokują nowe zakażenia w 90 proc., odporność populacyjną uzyskamy po skutecznym podaniu preparatu 55 proc. ludzi – wynika z symulacji Alexandry Hogan z Imperial College London. Ale przy założeniu, że utrzymane zostaną niektóre ograniczenia (maseczki, dystans społeczny itp.). Powrót do pełnej normalności (stanu sprzed pandemii) i zdjęcie maseczek oznaczałoby konieczność wyszczepienia co najmniej 67 proc. populacji. Jeśli jednak szczepionki okażą się mniej skuteczne w przerywaniu łańcucha zakażeń lub pojawi się nowy wariant wirusa, te obliczenia trzeba będzie zrewidować.

Być może niezbędna stanie się coroczna modyfikacja szczepionek przeciw koronawirusom i okresowe ich podawanie – tak jak ma to miejsce obecnie w przypadku grypy. Tak uważa na przykład dr Jesse Bloom z Fred Hutchinson Cancer Research Center. Jego zdaniem będziemy mieli do czynienia z sezonowymi zwyżkami liczby chorych. Warto jednak pamiętać, że ta „zwykła" grypa powoduje od 300 tys. do nawet 650 tys. zgonów rocznie.

Jest jeszcze wariant optymistyczny, w którym Covid-19 będzie przypominał... odrę. Jest to mało prawdopodobne, ale możliwe – ocenia Jeffrey Shaman, epidemiolog z Uniwersytetu Columbia. Stanie się tak, jeśli szczepionki przeciw tej chorobie będą oferować wysoką skuteczność – po ich podaniu człowiek nabierze odporności na całe życie. Koronawirus musiałby jednak pozostawać równie stabilny jak paramyksowirus wywołujący odrę – a szczepionki nie trzeba byłoby „aktualizować".

Przyjdą inne

Większość badaczy jest jednak przekonana, że zmiany w życiu społecznym spowodowane przez pandemię pozostaną z nami już na zawsze. Maseczki, dystans społeczny, zachowanie nadzwyczajnych środków ostrożności, dezynfekcja rąk – to prawdopodobnie już się nie zmieni w sposób istotny. Raczej nie unikniemy pewnych ograniczeń (lub utrudnień) w podróżowaniu, takich jak konieczność testowania się lub okazywania elektronicznych certyfikatów zdrowia lub szczepienia.

Pod pewnymi względami przypomina to sytuację z HIV/AIDS. Przy zachowaniu wszystkich proporcji: tu również zagrożenie infekcją znacząco zmieniło postawy społeczne, choć związane tylko z jedną sferą życia. Przed nastaniem AIDS zachowania seksualne cechowała większa swoboda – Gaetan Dugas, kanadyjski steward, który uważany był za kluczowy element w rozwoju epidemii w USA, chwalił się, że miał 2500 partnerów seksualnych. Teraz zmieniły się nie tylko „obyczaje", ale też podejście do tej choroby – od kwestii dostępności testów, przez akceptację chorych, po dostęp do skutecznego leczenia. Oswoiliśmy AIDS na tyle, że przestał być chorobą budzącą lęk.

Podobnie stanie się zapewne również z Covid-19. Niestety, naukowcy ostrzegają, że obecna pandemia z całą pewnością nie jest pandemią ostatnią. Prawie wszystkie patogeny wywołujące katastrofalne pandemie są pochodzenia zwierzęcego – w pewnym momencie „przeskoczyły" na ludzi. Amerykańskie Centrum Kontroli i Prewencji Chorób ocenia, że tą drogą powstają trzy na cztery nowe choroby zakaźne. Każdego roku wykluwają się w ten sposób trzy nowe choroby zdolne zakażać człowieka.

Nasilenie powstawania nowych chorób ma związek z intensywnym wykorzystaniem przyrody i niszczeniem zasobów naturalnych – podkreślają badacze. W dodatku od czasów „rosyjskiej grypy" ułatwiliśmy wirusom zadanie – podróżujemy dziś dalej i szybciej, a sieć globalnych połączeń oplata dziś cały świat. – Myślę, że będziemy takie choroby wykrywać częściej. Jestem przekonany, że takie zdarzenia jak przeskakiwanie chorób ze zwierząt na ludzi zdarzają się cały czas, ale dotąd mniej zwracaliśmy na to uwagę. Gdyby epidemia SARS z 2003 r. zdarzyła się sto lat wcześniej, nikt by jej nie zauważył. Byłaby zdarzeniem lokalnym – mówi prof. Marc Van Ranst.

Wirus z Wuhanu i Covid-19 nauczyły nas jednak, że teraz już nie można liczyć na to, że choroby zakaźne pozostaną zdarzeniami lokalnymi. A skoro tak, to może zamiast pytać, kiedy to się skończy, lepiej przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości? 

Autor jest dziennikarzem, popularyzatorem nauki, specjalizuje się w medycynie i nowych technologiach. Był m.in. redaktorem naczelnym magazynu „Focus" i kierownikiem działu nauki „Rzeczpospolitej"

Lockdown, rozmrażanie gospodarki, szpitale jednoimienne, izolacja społeczna, maseczki, dozowniki płynu do dezynfekcji, wideokonferencje, praca zdalna, zamknięte restauracje, strefy czerwone: w ciągu zaledwie roku pandemia całkowicie zmieniła nasz świat. Czy ta zmiana jest nieodwracalna? I wreszcie, skoro już mamy żyć w zmienionym otoczeniu, to ile w „nowej normalności" będzie normalności, a ile ciągłej walki z koronawirusem?

Historia podpowiada, że od wirusa prawdopodobnie się nie uwolnimy. Problem w tym, że praktycznie wszystkie choroby, które pojawiały się w przeszłości naszego gatunku, nadal nam towarzyszą. Jedynym wyjątkiem jest ospa prawdziwa, która została uznana za eradykowaną (pokonaną) w 1980 roku. Cała reszta – od polio, na które skuteczną szczepionkę opracowano w połowie ubiegłego wieku, przez dżumę i trąd, po świnkę i odrę – nadal z nami jest.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi