Czy fascynacja przemianami w jednej z dwóch największych gospodarek świata równa się lobbingowi? Odpowiedź na to proste pytanie zostawiam czytelnikowi. Ale winny mu jestem również wyjaśnienie, dlaczego od takiej małej i banalnej bzdurki-rajfurki zaczynam ten tekst. Ano wyłącznie po to, by pokazać, jakie standardy umysłowe panują w gabinetach doradców najpoważniejszych polskich polityków. Świat widzą z pozycji żuczka, gabinety szefów wydają im się ogromne, a Polska jawi jako pępek świata.
Czytaj więcej
Nie ma działania bez środków. To jak w fizyce. Siła nie bierze się znikąd. Musi być paliwo, które rozpędzi silnik. Da pojazdowi szansę ścigania się na cywilizacyjnym torze. Czy chcemy, by Unia Europejska była silna? To pytanie równie banalne jak pytanie o siłę państwa. Mało jest politycznych formacji (wyłączam anarchistów), które postulują osłabienie państwa.
Ano nie. Jesteśmy marginalną gospodarką ważnego niegdyś kontynentu. Jego, a i nasz wpływ na koleiny, którymi toczy się cywilizacja, jest dziś znikomy, a jedyna perspektywa, którą zgodnie nam świat przypisuje, to przekształcenie się naszej przepięknej i cudnie zróżnicowanej Europy w gigantyczne muzeum, do którego będą w przyszłości przyjeżdżać wycieczki Azjatów i Afrykanów, by oglądać pozostałości po kanałach Wenecji, artystycznych dzielnicach Paryża czy fabrykach w okolicach Stuttgartu. „O, tu rodził się Leonardo, tam malował Renoir, a tu wyprodukowano pierwszego mercedesa. Ale to przeszłość przeszłości..." – zaperoruje szyderczo przewodnik, usadzając wycieczkę w wygodnym turystycznym dronie made in China albo Malaysia.
Jesteśmy marginalną gospodarką ważnego niegdyś kontynentu. Jego, a i nasz wpływ na koleiny, którymi toczy się cywilizacja, jest dziś znikomy, a jedyna perspektywa, którą zgodnie nam świat przypisuje, to przekształcenie się naszej przepięknej i cudnie zróżnicowanej Europy w gigantyczne muzeum, do którego będą w przyszłości przyjeżdżać wycieczki Azjatów i Afrykanów, by oglądać pozostałości po kanałach Wenecji, artystycznych dzielnicach Paryża czy fabrykach w okolicach Stuttgartu.
Czy my się na to godzimy? Po pierwsze, z perspektywy żuczka tego nie widać. Liczy się jakieś pseudoustawodawstwo jakiegoś – za przeproszeniem – min. Czarnka czy możliwość pochwalenia się przed prezesem kolejnym pomnikiem któregoś z niezłomnych w takiej na przykład Łomży. Tak się zasługuje na awans i ordery.