Omikron. Incydent czy game changer

Sprawę Covid-19 zakończyć miało przestrzeganie zasad izolacji, wprowadzenie paszportów zdrowotnych, a przede wszystkim powszechny dostęp do szczepień. Nie zakończyło. Po dwóch latach pandemii wciąż nie wiemy, ile jeszcze szczytów zachorowań przed nami ani jakie niespodzianki czekają nas ze strony koronawirusa.

Aktualizacja: 07.01.2022 15:17 Publikacja: 07.01.2022 10:00

Nikaraguanka przyczepia kartkę z napisem „omikron” do kukły, która następnie zostanie zgodnie z trad

Nikaraguanka przyczepia kartkę z napisem „omikron” do kukły, która następnie zostanie zgodnie z tradycją spalona na pożegnanie starego roku (Managua, 27 grudnia 2021 r.). Gdybyż pokonanie pandemii było takie łatwe…

Foto: AFP, OSWALDO RIVAS

Czy szczepionki ochronią nas przed nowymi wariantami? Ile dawek będziemy musieli jeszcze przyjąć? Czy trzeba będzie szczepić się co roku, a może nawet częściej? Kiedy dostępne będą sprawdzone leki przeciw SARS-CoV-2? Ile nowych odmian tego wirusa jeszcze się pojawi? Będą bardziej czy mniej zakaźne, bardziej czy mniej groźne dla pacjentów? Czy konieczność noszenia maseczek i wszelkie ograniczenia tak dotkliwie wpływające na nasze codzienne życie wreszcie znikną?

To pytania, które stawiają sobie nie tylko zwykli pacjenci nadstawiający ramię do zastrzyku, ale też sami naukowcy. Bo stawianie jakichkolwiek prognoz na temat pandemii Covid-19 było trudne już wcześniej, jednak pojawienie się wariantu omikron sprawiło, że dotychczasowe kalkulacje można wyrzucić do kosza. Omikron to – posługując się terminologią ze świata polityki – pandemiczny game changer.

Najnowszy szczep koronawirusa SARS-CoV-2 powodującego Covid-19 został odkryty w Afryce 24 listopada 2021 r. Zaledwie dwa dni później Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała go za wariant niepokojący i nadała mu nazwę omikron. Dziś wirus, oznaczony 15. literą greckiego alfabetu, stanowi zagrożenie na całym świecie, wypiera wcześniejszy wariant delta, a jego pojawienie się zwiastuje nadejście piątej fali zachorowań, której nie przewidywaliśmy tak wcześnie i na którą wiele krajów nie jest przygotowanych.

Czytaj więcej

Adam Niedzielski: Pod koniec stycznia rozpocznie się piąta fala epidemii

– Czwarta fala, wywoływana głównie przez wariant delta, przejdzie płynnie w falę piątą, związaną z wariantem omikron – prognozuje minister zdrowia Adam Niedzielski. – Nowy wariant charakteryzuje się tym, że jest bardzo zakaźny, więc przyjmujemy, że na koniec stycznia będziemy widzieli przyspieszenie i rozpoczęcie piątej fali. Zacznie się dominująca rola odmiany omikron.

Wiceminister Waldemar Kraska wskazuje natomiast na problem wynikający z nakładania się fal delta i omikron. – To jest niepokojące, ponieważ ciągle jest dużo nowych przypadków zakażeń, a wiele osób nadal przebywa w szpitalach – mówił Kraska. Podkreślił również, że w tej chwili nie wiadomo, w jakim stopniu omikron przełamuje odporność nabytą w wyniku szczepień. – Aby ten wirus mógł się szybciej rozprzestrzeniać, wystarczy kilkanaście minut w bliskim kontakcie z osobą zakażoną – ostrzegał wiceszef polskiego MZ.

Niepokój związany z omikronem widoczny jest na całym świecie. Mutacja wirusa SARS-CoV-2 pojawiła się bowiem niespodziewanie szybko, w czasie, gdy większość państw zmaga się jeszcze z wariantem delta, a poziomy wyszczepienia populacji nawet najbogatszych krajów świata są niewystarczające.

– Wariant omikron wywoła nową falę zachorowań na całym świecie – uważa prof. Michael Osterholm, dyrektor Centrum Badań nad Chorobami Zakaźnymi Uniwersytetu Minnesoty i członek komitetu doradców ds. Covid-19 prezydenta Joe Bidena. – W ciągu następnych kilku tygodni doświadczymy prawdziwej wirusowej burzy śnieżnej. Miliony ludzi zostaną zakażone tą odmianą, co w Stanach Zjednoczonych nałoży się na zachorowania wywołane wariantem delta. Jestem bardzo zaniepokojony faktem, że zachorować może jedna czwarta, a nawet jedna trzecia pracowników ochrony zdrowia. To warunki do powstania burzy doskonałej.

Czytaj więcej

Profesor medycyny z Anglii: Zakażeni koronawirusem powinni móc żyć normalnie

Naukowcy sugerują również, że choć nowa odmiana jest bardziej zakaźna, to jednocześnie powoduje objawy o mniejszym nasileniu. To z kolei przekłada się na mniejszą liczbę hospitalizacji i zgonów. Co więcej, część populacji jest już zaszczepiona bądź przechorowała Covid-19, co daje pewną odporność przeciw omikronowi. – Dawki przypominające działają również przeciw nowemu wariantowi omikron – zapewnia dr Anthony Fauci, doradca Białego Domu ds. Covid-19. Nie wiadomo jednak, jak duża jest ich skuteczność w starciu z wirusem wyposażonym w nowe mutacje.

Jak jednak twierdzi prof. François Balloux z Instytutu Genetyki Imperial College London, omikron ma większą zdolność reinfekowania osób, które już przeszły Covid-19, a także atakowania ludzi zaszczepionych – stąd może zagrażać pracownikom szpitali. Pod tym względem pojawienie się tego wariantu stanowi największe wyzwanie dla naukowców i systemów ochrony zdrowia od początku pandemii.

Incydent na drodze do normalności

Nieco bardziej optymistyczną wizję przyszłości mają naukowcy zakładający, że omikron to „wybryk", który nie wpłynie w dużym stopniu na walkę z globalną pandemią. Tak sądzi dr Scott Gottlieb, były szef amerykańskiej Food and Drug Administration (FDA), dla którego fala zachorowań wywołana wariantem omikron to jedynie „tymczasowy incydent", który tylko opóźni, ale nie odwróci trendu powrotu do normalności.

– Ludzie są zmęczeni ograniczeniami wprowadzanymi w odpowiedzi na epidemię Covid-19. I to widać we wszystkim, co obecnie robią – mówił Gottlieb w programie telewizji CBS News. – Angażują się w aktywności, które, jak już wiemy, sprzyjają kolejnym zakażeniom. I w to wszystko teraz włączył się omikron. Opierając się na tym, co widzimy obecnie w Wielkiej Brytanii czy w Afryce, nowy wariant przejdzie bardzo szybko przez całą populację. Mamy przed sobą cztery do sześciu bardzo trudnych tygodni.

Później pandemia ma mieć już tendencję do wygasania, a choroba przejdzie w fazę endemiczną. Oznacza to, że wirus będzie obecny w otoczeniu, jednak większość populacji będzie już na niego uodporniona. Nieliczni będą zapadać na Covid-19, jednak dzięki wcześniejszemu przechorowaniu, szczepionkom i lekom będą tę infekcję przechodzić stosunkowo lekko. Wirus nie zniknie, ale nie będzie powodował tak tragicznych skutków dla zdrowia ludzi i ekonomii.

Trzeba pogodzić się z myślą, że nigdy już nie pozbędziemy się Covid-19

Możliwe, że podczas miesięcy jesiennych i zimowych konieczne będzie stosowanie się do doskonale znanych obecnie środków zabezpieczających, takich jak maseczki czy kwarantanna osób mających kontakt z chorymi. Ogniska zachorowań mogą nadal pojawiać się w szpitalach czy szkołach, jednak będzie można sobie z nimi poradzić, stosując izolację oraz powstające właśnie leki przeciw koronawirusom. Zagrożenie takimi lokalnymi wybuchami epidemii będzie jednak mniejsze ze względu na wysoki poziom wyszczepienia społeczeństwa.

– Trzeba pogodzić się z myślą, że nigdy już nie pozbędziemy się Covid-19 – przyznaje dr Timothy Brewer, epidemiolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles. Nie będzie to jednak życie w pandemii, z licznymi ograniczeniami i ciągłą obawą o gwałtowny wzrost liczby zachorowań. Z drugiej jednak strony zmiana nie dokona się nagle, a nasza rzeczywistość nie wróci do tego, co pamiętamy z 2019 r.

Pierwszym krokiem do zwycięstwa jest zaszczepienie na tyle dużej części populacji, aby zmniejszyć ryzyko niewydolności systemu opieki zdrowotnej w przypadku kolejnej fali zachorowań. Jak duża miałaby być to część? „Pandemia Covid-19 nie zakończy się, dopóki co najmniej 70 proc. światowej populacji nie zostanie zaszczepione" – uważa Hans Kluge, dyrektor Światowej Organizacji Zdrowia na Europę. Czy to realne założenie? W zamożnych Stanach Zjednoczonych zaszczepionych jest 64 proc. populacji (osób w wieku pięciu lat i starszych) – wynika z danych Centers for Disease Control and Prevention na połowę grudnia. W Polsce (przed świętami Bożego Narodzenia) odsetek zaszczepionych co najmniej jedną dawką szczepionki przeciw koronawirusowi wynosił 56,11 proc. W pełni zaszczepieni stanowią 47,83 proc. całego społeczeństwa. Do wspomnianych 70 proc. bardzo daleko.

Bill Gates w obozie optymistów

Więcej osób zaszczepionych oznaczać będzie jednak mniej osób chorych, mniej potrzebujących hospitalizacji, mniej wymagających wsparcia respiratorem i wreszcie mniej zgonów z powodu Covid-19 i chorób mu towarzyszących. To będzie oznaczało – zdaniem Aubree Gordon z Wydziału Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Michigan – początek końca pandemii. Wirusy powodujące stosunkowo łagodne objawy będą krążyły w środowisku, okresowo powodując wzrost zachorowań – na przykład w okresie zimowym.

Spójrzmy na grypę. Sezonowość zachorowań jest doskonale widoczna, a wiele osób szczepi się przeciw tej chorobie. Co więcej, podobnie jak koronawirusy powodujące Covid-19, również wirusy grypy nieznacznie mutują, co sprawia, że konieczne jest coroczne szczepienie preparatami, które każdorazowo muszą być modyfikowane. Covid-19 może podlegać podobnym zasadom i tak jak w przypadku innych wirusów atakujących drogi oddechowe człowieka, liczba zachorowań może rosnąć w miesiącach zimowych i spadać, gdy robi się ciepło.

Dość optymistyczny pogląd na przyszłość pandemii wywołanej przez koronawirusa mają szefowie koncernu farmaceutycznego Pfizer, produkującego jedną z popularniejszych obecnie szczepionek przeciw Covid-19. – Jesteśmy przekonani, że ta choroba przejdzie w fazę endemiczną. Prawdopodobnie stanie się to w 2024 r. – uważa Nanette Cocero, szefowa Pfizer Vaccines. – Kiedy i jak się to stanie, zależy w dużej mierze od ewolucji wirusa i tego, jak skutecznie będziemy wdrażać nowe metody leczenia i się szczepić, a także w jakim stopniu udostępnimy szczepionki tam, gdzie wyszczepialność jest jeszcze bardzo niska. Jednak pojawianie się nowych wariantów w bardzo zdecydowany sposób wpływa na to, jak przebiega pandemia – dodaje Mikael Dolsten, dyrektor naukowy Pfizera.

Naukowcy firmy farmaceutycznej zwrócili uwagę na istotny fakt, jakim jest generalnie niska dostępność nowoczesnych metod leczenia oraz szczepionek w krajach uboższych, szczególnie w Afryce, gdzie został zidentyfikowany wariant omikron. Wyższy poziom wyszczepienia mógłby – sugerują przedstawiciele Pfizera – obniżyć ryzyko występowania nowych niebezpiecznych wariantów wirusa SARS-CoV-2.

Czytaj więcej

Bill Gates: Pandemia COVID-19 dobiegnie końca w 2022 roku

Ale największym optymistą jest Bill Gates, współzałożyciel Microsoftu, miliarder i filantrop zaangażowany w walkę z chorobami zakaźnymi (niestety, znany również z nietrafionych prognoz). „Do końca 2022 r. Covid-19 stanie się endemiczny w większości miejsc na świecie" – napisał Gates na swoim blogu. „Zagrożenia Covid-19 nie trzeba będzie brać pod uwagę aż w tak dużym stopniu jak obecnie – czy to jadąc z dziećmi na mecz, czy wybierając się na film do kina". Jego zdaniem w opanowaniu pandemii ogromną rolę odegrają dawki przypominające (tzw. boostery).

WHO wie, jak będzie

Zupełnie inne zdanie na temat dalszego rozwoju pandemii ma szef Międzynarodowej Organizacji Zdrowia Tedros Adhanom Ghebreyesus. Zaledwie przed dwoma tygodniami podkreślał, że odmiana omikron oraz rodzaj mutacji, które niesie, będą stanowiły poważne wyzwanie dla opanowania Covid-19.

Specjaliści WHO uważają również, że jest jeszcze za wcześnie, aby z pełną odpowiedzialnością mówić o długofalowych efektach pojawienia się tej odmiany. Choć pierwsze informacje o omikronie sugerują wyższą zakaźność i łagodniejszy przebieg choroby, wciąż wiemy za mało, aby podchodzić do tej fali covidu z nieuzasadnionym optymizmem. Wiadomo jednak, że warianty delta i omikron wyeliminowały wcześniejsze odmiany alfa, beta i gamma, które – zdaniem WHO – nie występują już praktycznie w środowisku.

– Zbyt krótko obserwujemy wariant omikron rozwijający się w różnych populacjach na świecie, aby stawiać jakieś prognozy – uważa Maria Van Kherkove odpowiedzialna w WHO za analizę Covid-19 oraz inne potencjalnie niebezpieczne choroby odzwierzęce.

Co zaskakujące, zdaniem szefa WHO prowadzona obecnie przez kraje Zachodu akcja szczepień przypominających (trzecia dawka) nie tylko nie poprawi naszej pozycji w walce z pandemią, ale wręcz ją pogorszy. Jak to możliwe?

Na początku 2022 r. będziemy dysponować wystarczającymi zapasami szczepionek przeciw Covid-19, aby zaszczepić wszystkich dorosłych na świecie – oświadczył Gebreyesus. To znaczy, byłoby to możliwe, gdyby nie państwa Zachodu, które gromadzą dawki, aby prowadzić kampanię szczepień przypominających. „Programy szczepień przypominających raczej wydłużą pandemię Covid-19, niż ją zakończą. Oznacza to bowiem przekierowanie dawek do krajów, które mają i tak wysoki poziom wyszczepienia społeczeństwa, co daje wirusowi większą zdolność do rozwoju i mutacji w krajach uboższych. Żaden kraj nie pokona pandemii dawkami przypominającymi" – podkreślał Tedros Adhanom Ghebreyesus. Jego zdaniem kraje Afryki powinny otrzymać w pierwszym kwartale 2022 r. co najmniej miliard dawek szczepionek.

Na tym krytyka boosterów ze strony szefa WHO się nie kończy. „Pamiętajmy, że większość zgonów w szpitalach dotyczy osób wcale niezaszczepionych, a nie tych, którzy nie dostali dawki przypominającej" – podkreślił Tedros Ghebreyesus. Powołana przez WHO grupa ekspertów ds. strategii i programów szczepień podliczyła, że dotąd 126 krajów opracowało programy szczepienia trzecią i kolejnym dawkami, a 120 krajów (w tym Polska) rozpoczęło już ich podawanie. Żaden kraj o niskim poziomie przychodu nie wprowadził takiego programu – podkreślają eksperci WHO. Bez uruchomienia skutecznych kampanii szczepień w najuboższych krajach Afryki i Azji pokonanie globalnej pandemii nie będzie możliwe.

Czy nauka ma problem

Jak widać, nawet sami naukowcy nie są pewni, czy i w jaki sposób omikron wpłynie na przebieg pandemii, ani tym bardziej, jaką przyjąć strategię wobec nowego wyzwania. To prowadzi nas do sprawy ostatniej i najbardziej bolesnej, czyli... porażki nauki w starciu z koronawirusem. Tak, dobrze państwo czytają: porażki.

Do szpitali trafiają również osoby zaszczepione, niekiedy nawet po trzeciej dawce. Mało tego, osoby zaszczepione umierają z powodu Covid-19

To prawda, badacze w ekspresowym tempie przygotowali supernowoczesne szczepionki wykorzystujące nowy mechanizm (mRNA), które miały położyć kres pandemii. To na nie czekaliśmy, posłusznie zakładając maseczki, trzymając dystans społeczny i cierpiąc izolację. Niestety, okazało się, że oczekiwaliśmy zbyt wiele. Gdy rzeczywistość pokazała, że szczepionki nie chronią nas przed zakażeniem tak dobrze, jak zapowiadali producenci i naukowcy prowadzący badania kliniczne, usłyszeliśmy, że „zadaniem szczepionki nie jest chronić przed zakażeniem". Miały one powodować, że osoba zaszczepiona lżej przejdzie Covid-19. Jednak to też nie jest cała prawda – do szpitali trafiają również osoby zaszczepione, niekiedy nawet po trzeciej dawce. Mało tego, osoby zaszczepione umierają z powodu Covid-19. To prawda, że wśród tych, którzy ciężko przechodzą chorobę, trafiają pod respirator czy umierają z powodu zakażenia koronawirusem, niezaszczepieni stanowią zdecydowaną większość. Rzecz w tym, że zaszczepieni mieli być bezpieczni – na tym opierała się strategia naszej obrony przed Covid-19.

Wiąże się z tym drugi problem, który antyszczepionkowcy i „covidosceptycy" nazywają segregacją sanitarną. Unia Europejska wprowadziła „paszporty zdrowotne" (elektroniczne certyfikaty UCC) wydawane osobom zaszczepionym, po przechorowaniu Covid-19 lub z negatywnym wynikiem testu. Miały one umożliwić swobodne podróżowanie w krajach Unii, a także korzystanie z niektórych usług publicznych. Wynikało to z założenia, że osoby zaszczepione lub po przejściu choroby są „bezpieczne".

Z oficjalnych danych Komisji Europejskiej wynika, że UCC jest dokumentem uznawanym w 60 krajach. Wydano dotąd 807 mln takich certyfikatów, a ostatni raport KE określa program wdrożenia tego systemu jako wielki sukces organizacyjny Wspólnoty. Tyle że rzeczywistość pokazała, iż certyfikaty potwierdzające szczepienie są niewiele warte: kolejne kraje Unii Europejskiej (m.in. Dania, Grecja i Włochy) wprowadziły bowiem własne przepisy wjazdowe – wymogiem jest posiadanie negatywnego wyniku testu na obecność wirusa. Trudno o lepszy dowód niewiary w wartość unijnych certyfikatów i skuteczność szczepionek – i to nie ze strony „foliarzy", ale poważnych polityków i ich doradców naukowych.

Pozostaje jeszcze trzecia kwestia, bez której wyjaśnienia trudno będzie pokonać pandemię. To delikatna sprawa pochodzenia koronawirusa. Po upływie dwóch lat od wykrycia pierwszych przypadków na targu w chińskim Wuhanie wciąż nie wiemy, skąd się wziął wirus SARS-CoV-2. Chińskie władze twierdzą, że nie pochodzi z tego kraju, ale został „importowany" albo przez amerykańskich żołnierzy, albo na mrożonkach. Oprócz tego miał wcześniej krążyć po świecie (m.in. we Włoszech).

Pierwsza misja WHO do Instytutu Wirusologii w Wuhanie z początku 2021 r. poniosła spektakularną klęskę – naukowcy nie znaleźli nic. Uznali wręcz, że hipoteza o wycieku zakaźnego materiału z laboratorium jest skrajnie mało prawdopodobna. Pojawiły się nawet oskarżenia pod adresem władz tej organizacji, że „kryje" Chińczyków. Nie brak też głosów, że jednoznaczne wskazanie, iż to Chiny – celowo bądź przypadkowo – uwolniły wirusa z laboratorium w Wuhanie, spowodowałoby wzrost napięcia na świecie, a nawet wojnę.

W październiku 2021 r. WHO powołała jednak nową grupę, której celem ma być ustalenie pochodzenia wirusa. „Wypadek w laboratorium nie może być wykluczony, dopóki nie ma na to wystarczających dowodów i dopóki te wyniki nie będą otwarcie udostępnione" – napisał szef WHO. Pekin odrzucił jednak plany kolejnego dochodzenia w tej sprawie, nie pozwala również na kontrolę w Instytucie Wirusologii w Wuhanie.

Bez wiedzy o pochodzeniu SARS-CoV-2 trudniej będzie pokonać Covid-19, przygotować się na kolejne warianty czy znaleźć skuteczne leki. Dobór naturalny faworyzuje wprawdzie patogeny o wysokiej zakaźności i niższej zjadliwości (czego przykładem wydaje się być omikron), jednak nie jest wykluczone pojawienie się odmiany, która będzie jednocześnie wysoce zakaźna i bardzo groźna dla ludzi. Może ona omijać ochronę, jaką dają dam szczepionki, powodując więcej zgonów niż znane dotąd warianty, takie jak delta czy omikron. – To, czy taka odmiana się pojawi, pozostaje pytaniem otwartym – uważa Aubree Gordon z Uniwersytetu Michigan. – Ale jest to absolutnie możliwe.

Trzeba mieć nadzieję, że choć tym razem nie damy się zaskoczyć.

O autorze:
Piotr Kościelniak

Dziennikarz, popularyzator nauki, specjalizuje się w medycynie i nowych technologiach. Był m.in. redaktorem naczelnym magazynu „Focus" i kierownikiem działu nauki „Rzeczpospolitej"

 

Czy szczepionki ochronią nas przed nowymi wariantami? Ile dawek będziemy musieli jeszcze przyjąć? Czy trzeba będzie szczepić się co roku, a może nawet częściej? Kiedy dostępne będą sprawdzone leki przeciw SARS-CoV-2? Ile nowych odmian tego wirusa jeszcze się pojawi? Będą bardziej czy mniej zakaźne, bardziej czy mniej groźne dla pacjentów? Czy konieczność noszenia maseczek i wszelkie ograniczenia tak dotkliwie wpływające na nasze codzienne życie wreszcie znikną?

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi