Te chwile, kiedy na granicy nieba i ziemi zaczyna gęstwić się coś ciemniejszego od nocy. W cieniu zaczynają ginąć rozrzucone na biurku, ostatnie wydania najważniejszych pism naukowych francusko-, rosyjsko-, angielsko- i niemieckojęzycznego świata wymiany pewników i wątpliwości. Żaden zarzut nie jest już tak zasadniczy jak za dnia, przypuszczenia zaczynają wyłazić spod kanapy, łóżka i fotela. I gdy pracujący wciąż na pełnych obrotach umysł dopomina się o codzienną dawkę odpoczynku. Prosi sceptycznego strażnika, czujnego klawisza wspomnień i domniemań, żeby zrobił sobie krótką przerwę w pracy. Dużo ważniejsze od tego, co Stanisław Lem twierdził – o Bogu, świecie, przyszłości naszej cywilizacji – jest wszystko to, co w jego książkach jedynie daje o sobie znać.
Jak choćby fakt, że jedyna pełnoprawna historia miłosna w jego dorobku jest opowieścią o romansie z własnym wyrzutem sumienia. Namiętnością, która bierze w nawias nie tylko wszystko to, co uczucia – zwłaszcza w literaturze – brać zazwyczaj zwykły, ale sam fakt istnienia „drugiej strony". To, że jest tu przy mnie tylko dlatego, gdyż mam być dręczony. I gdyby to wszystko mogło być chociaż jeszcze obłędem. Nie tylko na stacji Solaris, ale podczas wszystkich kosmicznych podróży i na każdej z planet, umysł Lema znajdował uzasadnienia aż zbyt logiczne i spójne. A im bardziej wszystko tu się zgadza i do siebie pasuje, tym trudniej oddychać. Geniusz, który spełniony zdawał się być tylko wtedy, gdy zadręczał tego, kim go obdarzono.
A jeśli zamknięta jest droga na Górę Tabor, zostaje tylko ucieczka w kierunku gwiazd. Jeśli nie możemy stać się świętymi, zostaliśmy skazani na los cyborgów
Lem był też przy tym mistrzem uników. I jak skłonność do grzebania w biografiach twórców jest tylko chorobliwym wykwitem literaturoznawstwa, tak akurat w tym przypadku nie tyle trudno, ile nie warto jej się opierać. Zagłada, wojenny Lwów, to cień, który spowija niemal każdą z jego futurystycznych i naukowych wizji. Podróże w kosmos nie są tu przecież podbojem, tylko ucieczką. Lem odrywa się od ziemi, żeby zostawić ją za sobą.
Czytaj więcej
700-stronicowy tom „Lem Mrożek. Listy" to fascynująca uczta intelektualna doprawiona pieprzem rodzajowości i plotek