„On mi ukradł życie (...) Nie chcę, żeby on mi jeszcze ukradł pół dnia życia więcej. Mnie, moim dzieciom, moim przyjaciołom. (...) Ja dzień za dniem musiałam sobie mówić, że Bóg nie jest temu winien, i że ja nie jestem winna, że tak się stało. Ja od marca pierwszy raz w życiu nie czuję się k..." – mówiła jedna z pokrzywdzonych. „Dwadzieścia lat na to czekałam, żeby ktoś powiedział, kto jest krzywdzicielem, a kto jest ofiarą. A potem okazało się, że dominikanie nawet nie wiedzieli, kim ja jestem, że oni nie znają nazwiska, że nie wiedzieli, że zabrano mi cztery lata życia. To było tak dla mnie trudne. Pomyślałam, że skoro tak, to nie ma dla mnie miejsca w Kościele" – uzupełniała inna. „Przeklinam dzień, kiedy mnie przyprowadzono do dominikanów" – dodawała kolejna.
Listę świadectw, złożonych ponad 20 lat po tamtych wydarzeniach, można w wersji pełnej przeczytać w raporcie. Tyle że tam nie widać łez, a z cienia nie wyłaniają się trudne historie osobiste, które także nam powierzono. Ta krzywda – także we mnie – wciąż woła o pomstę do nieba.
Dwadzieścia lat na to czekałam, żeby ktoś powiedział, kto jest krzywdzicielem, a kto jest ofiarą. A potem okazało się, że dominikanie nawet nie wiedzieli, kim ja jestem, że oni nie znają nazwiska, że nie wiedzieli, że zabrano mi cztery lata życia
Jedna z ofiar o. Pawła M.
I dopiero, gdy się z nią zmierzymy, gdy rzeczywiście zobaczymy w pokrzywdzonych Jezusa Chrystusa, udręczonego przez ludzi Kościoła – jak w obrazie z „Dzienniczka" św. Faustyny, gdy biczowali go księża i biskupi – możemy przeżyć nawrócenie. Ono „pozwoli nam dostrzec, że rany tych, którzy byli wykorzystani, są naszymi ranami, że ich los jest naszym losem, że nie są naszymi wrogami, ale kością z naszych kości, ciałem z naszego ciała (por. Rdz 2, 23). Oni są nami, a my jesteśmy nimi. Tego rodzaju nawrócenie jest w rzeczywistości rewolucją kopernikańską. Kopernik udowodnił, że Słońce nie kręci się wokół Ziemi, ale Ziemia wokół Słońca. Rewolucja kopernikańska jest dla nas odkryciem, że osoby, które zostały wykorzystane, nie kręcą się wokół Kościoła, lecz Kościół wokół nich. Odkrywając to, możemy zacząć widzieć ich oczami i słyszeć ich uszami, a kiedy to zrobimy, świat i Kościół zaczną wyglądać całkiem inaczej" – mówił australijski arcybiskup Mark Coleridge podczas watykańskiego spotkania poświęconego obronie małoletnich w Kościele.
Nasz raport idzie dalej niż apel abp. Coleridge'a, bo dotyczy nie tylko małoletnich, ale również innej grupy skrzywdzonych w Kościele, czyli tzw. bezbronnych, zależnych dorosłych. Stolica Apostolska, także sam papież Franciszek, często wskazuje także na tę grupę skrzywdzonych, która obejmuje osoby niepełnosprawne, zależne w strukturach władzy (kleryków, młodych księży, siostry zakonne), ale także – i tak jest w tym przypadku – osoby, które poprzez głęboką manipulację, zbudowanie wewnątrz Kościoła struktur sekty (czy może lepiej powiedzieć kultu), zostały wykorzystane seksualnie, dotknięte okrutną przemocą, a wobec których nigdy – aż do tego momentu – nie odniesiono się w sposób właściwy, nie dostrzeżono w nich dotkniętych przemocą, także seksualną. Takich historii w Kościele jest więcej. A związane to jest ze złym rozumieniem duszpasterstwa, towarzyszenia duchowego, a niekiedy także kierownictwa podczas spowiedzi czy egzorcyzmów.
Sekta, czyli brak wolności
I to jest drugi fundamentalny temat tego raportu. W czasie prac nad nim, w czasie kolejnych godzin rozmów z pokrzywdzonymi, zakonnikami, a także ekspertami, podczas lektury wielu setek stron dokumentów stopniowo docierało do nas, że to nie jest tylko kwestia Pawła M., jego osobowości i aberracyjnych poglądów teologicznych, ale również szerszy problem modelu kierownictwa duchowego, w którym przemoc duchowa i emocjonalna jest nie tylko akceptowana, ale wręcz akceptowana jako autentyczna religijność. Wmawianie powołania, separowanie od rodziny, spowiedź furtkowa (łącząca sakramentalną spowiedź z niezwykle rozbudowanym rachunkiem sumienia, modlitwą o uwolnienie od zła i czymś w rodzaju psychoterapii; obecnie zakazana, ale nadal pod innymi określeniami uprawiana), a także tłumienie religijnej wolności za pomocą psychomanipulacji czy sprowadzanie wszystkich problemów do ataków złego ducha – nie jest w żadnym razie czymś nietypowym w Kościele. Duchownych, którzy w mniejszym lub większym stopniu stosują takie metody działania, jest więcej, i nie brakuje wiernych, którzy takiego właśnie kierownictwa duchowego, zdejmowania z siebie odpowiedzialności i odbierania wolności oczekują. To często właśnie tacy księża uchodzą za liderów, stają się autorytetami.