Najpierw potężna eksplozja, chwilę później na głowy gości prymitywnej kawiarni Maerga, usytuowanej przy lokalnym targu, runęły szczątki sufitu. – Wszystko zakrył czarny dym, to było jak piekło – opowiadał Maerg reporterom agencji Associated Press. – Wszędzie było tyle krwi.
Jeden z lokalnych urzędników Hailu Kabede w rozmowie z BBC przypomniał sobie, że na kilka sekund przed wybuchem usłyszał dźwięk nadlatującego z ogromną prędkością samolotu. Potem grzmot eksplozji i latające kawałki skalistego podłoża. – Najbardziej uszkodzona była północna część targu, chociaż i żelazne dachy po południowej stronie były zniszczone – opisywał. Tylko w kawiarni Maerga zginęło siedem osób, około 30 było rannych. Na całym placu liczba ofiar śmiertelnych przekroczyła 50, może 60 osób.
Atak rakietowy na targ w miejscowości Togoga, do którego doszło we wtorek 22 czerwca, będzie zapewne symbolem toczącej się w etiopskim regionie Tigraj wojny. Armia rządowa początkowo wypierała się odpowiedzialności za tę akcję. Potem jednak mundurowi zaczęli przekonywać, że rakietę wystrzelono, gdyż w miejscowości Togoga mieli się zebrać rebelianci, by świętować Dzień Męczenników. Nawet porę uderzenia wybrano z myślą o cywilach: według oficjalnej wersji miało być po trzeciej po południu.
Ale w czasach internetu nic nie ginie. Do sieci przeciekają nie tylko nagrywane telefonami komórkowymi egzekucje ludzi podejrzewanych o sympatyzowanie z rebeliantami z Tigraju, ale i można w niej odnaleźć tweety z relacjami ze zbombardowanego targu. Pierwsze pojawiły się już około godziny 13.30. Mieszkańcy twierdzą, że targ – nazywany tu Targiem Wtorkowym – był o tej porze pełny miejscowych rolników. W końcu w Etiopii właśnie rusza sezon prac polowych, a dziś każda żywność jest w tym kraju na wagę złota.
Mundurowych obciąża dodatkowo to, że przez wiele godzin po dokonaniu ataku skutecznie uniemożliwiali pomoc dla ofiar bombardowania. Karetki nadjeżdżające z odległej o 60 kilometrów stolicy regionu, miasta Mekele, były zawracane. Tym, które jechały z okolic Togogi do Mekele, kazano zawracać po pozwolenie na przejazd od lokalnych władz. Niektórym ratownikom udało się nawet zdobyć zaświadczenia od któregoś z urzędników, ale na punkcie kontrolnym zawracano ich po kolejne pozwolenia, od innych urzędników.