Tak obecny prezes publicznej telewizji komentował smoleńskie rewelacje Antoniego Macierewicza, kiedy jeszcze mógł sobie pozwolić na zdrowy rozsądek, bo nic nie wskazywało, że się kiedyś z PiS-em ponownie zejdzie. Ostatecznie się zszedł – Jarosław Kaczyński nie jest wybredny, bierze każdego, kogo można użyć – i dzisiaj rzucony na odcinek propagandowej obsługi władzy robi, co może, żeby prezes, u którego kiedyś zdiagnozował psychiczne uzależnienie od Macierewicza, był z niego zadowolony.




Rocznicę katastrofy smoleńskiej uczcił więc Kurski filmem Macierewicza, a rocznicę pogrzebu pary prezydenckiej – filmem Ewy Stankiewicz. W obu rozstrzygnięto o zamachu i nie jest to ostatnie słowo ścigających się na sensacje autorów. W filmie Ewy Stankiewicz pierwotnie był bowiem wątek „egzekucji w miejsce akcji ratunkowej", który przez TVP został ostatecznie ocenzurowany, ale autorce obiecano zrobienie kolejnego filmu, w którym będzie mogła go rozwinąć. Rodziny ofiar katastrofy, które w rocznicę mogły usłyszeć w TVP ostatni krzyk swoich najbliższych, bo na kolaudacji nie było nikogo wystarczająco przyzwoitego, żeby im tego oszczędzić, będą teraz słuchać o dobijaniu tych, którzy przeżyli. A wszystko bez żadnych formalnych konkluzji w postaci aktów oskarżenia czy międzynarodowych konsekwencji. Zabili nam prezydenta, dobijali rannych, ale i tak jedyne, co z tym zrobimy, to wyżywanie się na Ewie Kopacz, która w moskiewskim prosektorium wypiła kawę.

„Żałuję. Zdjęcia Ewy Kopacz to trzeciorzędna sprawa w świetle celowego doprowadzenia do śmierci przedstawicieli RP i braku efektów w zabezpieczeniu Państwa Polskiego, odstawieniu od stanowisk współsprawców 11 lat po" – komentuje Stankiewicz fakt, że zdjęcia Kopacz to jedyne, co z jej filmu zostało w komentarzach polityków i publicystów. Nie rozumie, że jej jedynym zadaniem jest podgrzewanie emocji i tylko to z jej filmu – tego i kolejnego – wybiorą. Niech spyta Kurskiego dlaczego. Gdy jeszcze mógł sobie pozwolić na intelektualną uczciwość, dobrze to wyjaśnił.