Dokładnie w 27. rocznicę wybuchu wojny domowej w Rwandzie prof. Bill Israel z Uniwersytetu St. Mary's w teksańskim San Antonio zaplanował specjalne zajęcia poświęcone wydarzeniom sprzed ponad ćwierćwiecza. Połączony z wystąpieniem specjalnych gości wykład odbywał się – jak to jest przyjęte w czasach pandemii – na Zoomie.
6 kwietnia tego roku słuchacze punktualnie zaczęli dołączać do sesji, pojawili się też goście – Tatiana, żona Paula Rusesabaginy, oraz jego adoptowana córka Anaise Kanimba, której biologiczni rodzice zginęli w czasie masakr między rwandyjskimi Hutu i Tutsi. Wśród nazwisk i nicków, jakie pojawiały się w okienkach internetowego komunikatora, Israel wyłowił jednak kogoś wcześniej tu niewidzianego: nazwisko Charles Ntageruka nic wykładowcy nie mówiło. Tym większe było jego zdziwienie, gdy Ntageruka po kilku próbach wywołania go i identyfikacji pospiesznie się wylogował. Po kilku minutach pojawił się słuchacz opisany wyłącznie inicjałami „MN" – jak potwierdzili później informatycy z uczelni, był to użytkownik korzystający z tego samego numeru IP co wcześniej „Ntageruka". MN w milczeniu przysłuchiwał się zajęciom przez kolejne dwie godziny.
Prawdziwą niespodzianką były jednak wyniki, jakie wypluła wyszukiwarka Google po wpisaniu nazwiska nieproszonego gościa. Jedynym Charlesem Ntageruką, który widnieje w sieci, jest radca rwandyjskiej ambasady w Waszyngtonie. „Do tej chwili to były zwykłe zajęcia z komunikacji międzynarodowej. Nie miałem pojęcia, że znajdziemy się w takiej sytuacji" – komentował później Israel w rozmowie z reporterami KSAT, lokalnej telewizji z San Antonio. „Byłem zaskoczony, ale też zobowiązany, by bronić moich studentów" – dodawał.
„Słyszałem już historie o tym, że rząd Rwandy szpieguje rodzinę Rusesabaginy, ale nie spodziewałem się, że to się wydarzy w naszej klasie" – uzupełniał jeden ze studentów. Najbardziej przerażeni wydają się być jednak krewni pierwowzoru bohatera głośnego holywoodzkiego filmu „Hotel Rwanda", którzy zidentyfikowali Ntagerukę jako osobnika, który w przeszłości śledził Rusesabaginę w San Antonio. „Martwi nas, że ten człowiek słuchał naszej rozmowy ze studentami" – podsumowała potem Kanimba. „Wciąż nie mogę uwierzyć, że oni chodzą za nami po San Antonio, że włamali się na uniwersyteckie zajęcia".
Uczelnia zawiadomiła FBI, o sprawie ma też wiedzieć Departament Stanu. Ale choć śledczy przesłuchali już uczestników wykładu, obie instytucje nabrały wody w usta. Pytanie jednak, na jak długo, bo „sprawa Rusesabaginy" nabiera coraz większego rozgłosu.