Prezydent na uchodźstwie wolał KPN

Emigracja w napięciu obserwowała bieg wydarzeń w przełomowym 1989 roku. Przed 4 czerwca obawiano się, że komuniści sfałszują wyniki. Po wyborach początkowy sceptycyzm przerodził się w radość zwycięstwa i nadzieję na zmiany – choć wciąż podszyte nieufnością wobec pokonanego przeciwnika.

Publikacja: 14.06.2019 17:00

Prezydent RP na uchodźstwie Kazimierz Sabbat w przemówieniu wygłoszonym na początku marca 1989 r. ut

Prezydent RP na uchodźstwie Kazimierz Sabbat w przemówieniu wygłoszonym na początku marca 1989 r. utożsamiał się z ruchami, które głosiły „pełny program niepodległościowy”, czyli z KPN, Solidarnością Walczącą czy solidarnościowymi przeciwnikami Lecha Wałęsy (na zdjęciu w Londynie w 1982 r.)

Foto: Getty Images

U progu 1989 r. prezydent RP na uchodźstwie Kazimierz Sabbat ostrzegał, że rozmowy zapowiadane przy Okrągłym Stole są tylko taktycznym manewrem ze strony władz PRL. Był przekonany, że komuniści nie dotrzymają żadnych porozumień i nie zamierzają zrezygnować z władzy, i to pełnej władzy. Jednocześnie przyznał, że każda próba naruszenia monopolu rządów komunistów może mieć znaczenie. Trwając przy maksymalnych postulatach, podkreślił, że emigracja polityczna musi się domagać „prawdziwej niepodległości, pełnej wolności i rzeczywistej demokracji w Polsce. Taka jest bowiem jej racja bytu".

Rozmowy władz PRL z „drużyną Wałęsy" wywołały w „polskim" Londynie mieszane uczucia. Poczytny wśród emigracyjnej społeczności „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza" w komentarzu redakcyjnym zaznaczył: „Z jednej strony trzeba rozmowy prowadzić, bo to może jedyna czy ostatnia szansa na wyprowadzenie społeczeństwa z domu niewoli na jakiś znośniejszy grunt, mniej przypominający trzęsawisko. Z drugiej – włączyć się w proces reform, to wziąć na siebie współodpowiedzialność za niezawinioną katastrofę".

W odezwie z 15 lutego działacze piłsudczykowskiej Ligi Niepodległości Polski wyrazili zrozumienie dla intencji tych osób w kraju, które gotowe były do rozmów z władzami w celu „chociażby częściowego rozluźnienia pęt". Równocześnie krytycznie oceniali rozpoczynające się właśnie negocjacje, w których „niedawni oprawcy" próbują „omamić swoje niedawne ofiary" wizją wolnych wyborów.

Prezydent Sabbat w przemówieniu wygłoszonym na początku marca 1989 r. podkreślił, że emigracja nie wyznaje zasady im gorzej w Polsce, tym lepiej. Uznając potrzebę rozwagi i realizmu w działaniu krajowej opozycji oraz ciesząc się z tego, co uda się osiągnąć, utożsamiał się jednak z ruchami, które głoszą „pełny program niepodległościowy", czyli z Konfederacją Polski Niepodległej, Solidarnością Walczącą czy solidarnościowymi przeciwnikami Lecha Wałęsy. Miał też nadzieję, że te ruchy będą rosnąć w siłę. Nie krytykował jednak tych działaczy opozycji w kraju, którzy szukali porozumienia z władzą. „Bowiem i oni – jako cel dalszy – widzą wolność Polski" – dodawał.

Reżim chce zyskać na czasie

Nazajutrz po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu podczas narady zwołanej przez prezydenta z udziałem członków rządu oraz przywódców życia polityczno-społecznego na emigracji minister spraw krajowych Ryszard Kaczorowski wyliczał pozytywne strony negocjacji między władzami PRL a opozycją w kraju (częściowo wolne wybory do Sejmu, legalizacja Solidarności i przywrócenie Senatu). W rezultacie „w Polsce nastąpi rozluźnienie kontroli partii nad życiem obywateli" – podsumował. Zaznaczył jednak, że nie ma żadnych gwarancji, iż zawarta umowa zostanie tym razem dotrzymana przez komunistów. Przedstawiciele emigracyjnego establishmentu wskazywali równocześnie na negatywne skutki ustaleń przy Okrągłym Stole: podmurowanie przez część opozycji władz PRL, akceptację urzędu prezydenta „o niemal dyktatorskich uprawnieniach" (nikt nie miał wątpliwości, że zostanie nim gen. Wojciech Jaruzelski) czy brak pomysłów na poprawę sytuacji gospodarczej.

W Londynie dominowały nieufność i sceptycyzm. Działacze Polskiej Partii Socjalistycznej na emigracji uważali Okrągły Stół za wybieg rządzącego reżimu w celu zyskania na czasie. Mimo krytycznego stanowiska dostrzegli, że porozumienie podpisane przez Lecha Wałęsę i gen. Czesława Kiszczaka zawiera szereg istotnych i pozytywnych ustaleń. Apelowali do opozycji w kraju, aby z determinacją broniła wywalczonych ustępstw. Ostrzegali, że „koncesje tego typu, podpisywane przez komunistów w momentach słabnięcia ich władzy, były natychmiast deptane, gdy odzyskiwali oni siły". W odezwie pierwszomajowej „do towarzyszy w Kraju" Lidia Ciołkoszowa podkreśliła: „nie liberalizacja czy tak zwana demokratyzacja panującego w Polsce systemu komunistycznego jest celem Polskiej Partii Socjalistycznej. Tym celem było i jest obalenie skutków postanowień jałtańskich".

Najlepszy moment na dialog

Większość emigracyjnych środowisk politycznych nie wiązała wielkich nadziei z ewolucyjną drogą zmian. W oświadczeniu wydanym przez Polskie Stronnictwo Ludowe 14 maja, w dniu Święta Ludowego, czytamy, że postanowienia Okrągłego Stołu są tylko mydleniem oczu Polakom. W ocenie ludowców na emigracji Polacy oczekiwali nie liberalizacji systemu komunistycznego, ale pełnej wolności, niepodległości i demokracji. Jednak nawet krytycy Okrągłego Stołu nie przypisywali złej woli solidarnościowym negocjatorom.

Bardziej stonowana była ocena wyrażona przez Antoniego Dargasa, prezesa Stronnictwa Narodowego i redaktora naczelnego „Myśli Polskiej". Komentując rezultaty Okrągłego Stołu, podkreślił: „tym razem Polacy z obu stron wybrali politycznie właściwy moment do rozpoczęcia dialogu". Wskazał również na pozytywną rolę Kościoła katolickiego, który opowiadał się za porozumieniem społecznym, przyjmując rolę mediatora. Dargas uważał, że konkretne wyniki negocjacji między władzami PRL a solidarnościową opozycją były jednak mniej niż skromne. Jego obawy budziły również szerokie uprawnienia prezydenta i szybki termin wyborów, co dawało przewagę rządzącym. W tej sytuacji – przekonywał – byłoby lepiej, gdyby opozycja zgodziła się na mianowanie swych przedstawicieli posłami i odłożyła wybory na rok lub dwa lata, a w tym czasie skoncentrowała się na odbudowie stronnictw politycznych w kraju. Jego zdaniem najważniejszą sprawą, którą należało się jak najszybciej zająć, była katastrofalna sytuacja gospodarcza Polski. Przywódca narodowców uważał jednak, że Okrągły Stół był potrzebny. Rozmowy postrzegał jako etap na drodze do przywrócenia Polsce wolności i niepodległości.

Ryzyko „wdrukowania" opozycji

Choć na emigracji przeważali sceptycy, nie zabrakło również zdecydowanych zwolenników Okrągłego Stołu. Działacze Polskiego Ruchu Wolnościowego Niepodległość i Demokracja twierdzili, że przemiany dokonujące się w kraju mają charakter przełomowy. Rozmowy, w których udział wzięła „najbardziej reprezentatywna część opozycji demokratycznej", uznali za niewątpliwe osiągnięcie. Udzielili też pełnego poparcia działaczom z Wałęsą na czele, którzy przy Okrągłym Stole wywalczyli ustępstwa ze strony władz PRL. Od krajowych przeciwników Okrągłego Stołu oczekiwali, że będą zwalczać komunizm, a nie działaczy opozycji, i nie będą nawoływać do zbrojnych wystąpień.

Wobec zapowiadanych wyborów parlamentarnych w kraju rząd na emigracji zajął krytyczne stanowisko. W oświadczeniu z 10 maja podkreślono, że pozostawienie 65 proc. miejsc w przyszłym Sejmie w rękach komunistów i ich satelitów stanowi zaprzeczenie demokracji. Obawiano się również, że nawet częściowo wolne wybory mogą zostać sfałszowane. Rząd RP na uchodźstwie ostrzegał emigrantów przed udziałem w czerwcowym głosowaniu. Przypominano, że poza Polską wybory organizują konsulaty PRL. Udział w nich emigrantów byłby więc co najmniej pośrednim uznaniem prawomocności władz w kraju. Jednocześnie w tym samym oświadczeniu stwierdzono, że w interesie narodu jest sukces kandydatów Solidarności i innych kandydatów niezależnych. Nie krytykowano jednak tych ugrupowań w kraju, które odmawiały udziału w wyborach. Te pozornie sprzeczne deklaracje były świadectwem ogromnych obaw, ale także nadziei, choć nie wierzono, aby „procentowe" wybory doprowadziły do zasadniczych zmian w Polsce. Bardziej obawiano się rozmycia postawy wychodźstwa niepodległościowego. Kierownictwo emigracji, trwając przy maksymalnych celach, nie odrzucało jednak postawy pragmatycznej.

Władza, której nikt nie chce

Klęska PZPR i sukces Solidarności w czerwcowych wyborach przyspieszyły proces ewolucyjnej zmiany ustroju polityczno-gospodarczego zaplanowanego przy Okrągłym Stole. Wpłynęły też na zmianę nastrojów na emigracji. Początkowa ostrożność, obawa, sceptycyzm coraz wyraźniej przeradzały się w radość ze zwycięstwa i nadzieję na zmiany. Na posiedzeniu Rady Narodowej 10 czerwca 1989 r. prezydent Sabbat wyraził zadowolenie z powodu zwycięstwa Solidarności w wyborach, które sześć dni wcześniej odbyły się w Polsce. Odrzucenie komunizmu przez Polaków – mówił prezydent – jest „zjawiskiem uderzającym, brzemiennym w skutki". Zmiany w Moskwie, związane z dojściem do władzy Michaiła Gorbaczowa, czyniły też możliwymi zmiany w Warszawie. W efekcie, jak stwierdził, „po raz pierwszy obraz Wolnej Polski, choć może daleki, nabiera cech realności". Sabbat ostrzegał, że w nowej sytuacji komuniści będą chcieli „wdrukować" opozycję w dotychczasowy system, aby utrwalić swoją władzę. Nie wyobrażał sobie również, że prezydentem mógł zostać autor stanu wojennego: „Byłby to smutny dzień dla Polski" – twierdził Sabbat.

Na tym samym posiedzeniu emigracyjnego parlamentu premier Edward Szczepanik zaznaczył, że mimo wielkiego sukcesu opozycji Polska nadal nie będzie miała parlamentu wyłonionego w wolnych wyborach, władze w Warszawie są całkowicie uzależnione od Moskwy, a na ziemi polskiej stacjonują wojska sowieckie. W mocy pozostał też układ jałtański oddający kraj pod dominację sowiecką. W tej sytuacji misja emigracji jeszcze się nie skończyła.

W powyborczym komentarzu londyński „Dziennik Polski" podkreślił, że wybory z 4 czerwca pokazały światu, iż Polska nie jest krajem wolnym, gdyż od 45 lat rządzi nim partia, której nikt nie chce.

Lęki przed zamachem stanu

Według Wojciecha Wasiutyńskiego, znanego emigracyjnego publicysty związanego z ruchem narodowym, wybory czerwcowe zapoczątkowały ostateczny rozkład rządzącej w Polsce od prawie pół wieku partii komunistycznej. Głównym filarem systemu stały się wojsko i policja z gen. Jaruzelskim na czele. W jego przekonaniu drużyna Wałęsy, choć zyskała mandat do reprezentowania społeczeństwa, to nie mogła przejąć władzy od PZPR, bo wywołałoby to reakcję generalicji, nomenklatury i Moskwy o niewyobrażalnych konsekwencjach. Wasiutyński przepowiadał, że współrządy wojska i dotychczasowej opozycji najeżone będą trudnościami. Od demokratyzacji nie było już jednak odwrotu. Do sukcesu Solidarności w wyborach przyczyniło się poparcie Kościoła katolickiego, jedynego autorytetu instytucjonalnego. Endeckiego publicystę niepokoiło to, że władzę w zwycięskim obozie przechwyciła solidarnościowa lewica z Bronisławem Geremkiem, Jackiem Kuroniem i Adamem Michnikiem na czele. Za najpoważniejsze zagrożenie uważał jednak anarchię gospodarczą, „w której kto może, będzie kładł rękę, na czym się da".

Jeszcze w końcu lipca 1989 r. komentator londyńskiego „Dziennika Polskiego", zastanawiał się, czy Solidarność powinna wziąć na siebie trudne zadanie stworzenia rządu, czy wejść do rządu zdominowanego przez komunistów. Oba warianty uważał raczej za samobójstwo niż za sukces. Na emigracji obawiano się, że dotychczasowa opozycja nie będzie mogła skutecznie kierować „obcym" sobie aparatem administracyjnym. Nie wykluczano też groźby wojskowego zamachu stanu dokonanego przez podporządkowanych Moskwie generałów i przy obecności sowieckiej armii na terenie Polski. Ostrzegano, że Solidarność, tworząc rząd, weźmie na siebie współodpowiedzialność za ruinę gospodarczą Polski, a perspektywa sukcesu wydawała się odległa i niepewna.

Krzysztof Tarka jest historykiem, kierownikiem Katedry Historii Najnowszej w Instytucie Historii Uniwersytetu Opolskiego. Zajmuje się polską emigracją polityczną i działaniami władz PRL wobec wychodźstwa

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

U progu 1989 r. prezydent RP na uchodźstwie Kazimierz Sabbat ostrzegał, że rozmowy zapowiadane przy Okrągłym Stole są tylko taktycznym manewrem ze strony władz PRL. Był przekonany, że komuniści nie dotrzymają żadnych porozumień i nie zamierzają zrezygnować z władzy, i to pełnej władzy. Jednocześnie przyznał, że każda próba naruszenia monopolu rządów komunistów może mieć znaczenie. Trwając przy maksymalnych postulatach, podkreślił, że emigracja polityczna musi się domagać „prawdziwej niepodległości, pełnej wolności i rzeczywistej demokracji w Polsce. Taka jest bowiem jej racja bytu".

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Tomasz Terlikowski: Śniła mi się dymisja arcybiskupa oskarżonego o tuszowanie pedofilii
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje