Czy Polskie Stronnictwo Ludowe może i powinno być polską chadecją? – Oczywiście, pasuje to do PSL lepiej niż do PiS, który ma kłopot z zasadą pomocniczości, a czasem zwyczajnie z demokracją. I niż do Platformy Obywatelskiej, która ulega pokusom obyczajowego progresywizmu – odpowiada Przemysław Grabowski.
Kto to jest Przemysław Grabowski? Prawnik, członek zarządu powiatowego PSL w podwarszawskim Piasecznie, mógłby być żywym symbolem przemiany tej formacji z dawnej partii klasowego, a potem środowiskowego interesu polskiej wsi w partię ogólnonarodową. Grabowski był działaczem PO. Porzucił ją w roku 2015 zaniepokojony jej skrętem w lewo w czasach rządu Ewy Kopacz. Robił w Piasecznie dwie ostatnie kampanie wyborcze, towarzyszył między innymi profesorowi Władysławowi Bartoszewskiego juniorowi w walce o mandat europosła (z listy Koalicji Europejskiej). I dziś uważa, że spełnia się wreszcie jego marzenie. – Czy to przypadek, że z PSL współpracują dziś synowie dwóch ikon „chadeckości": Władysława Bartoszewskiego i Tadeusza Mazowieckiego? – pyta retorycznie.
Poniekąd podobnie mówi sam prof. Władysław Bartoszewski. – Mój ojciec był chadekiem, liberalnym katolikiem, to prawda. Nie chodzi o mechaniczne odwzorowanie dawnej chrześcijańskiej demokracji. Raczej o powrót do czasów PSL Mikołajczyka, kiedy to stronnictwo wyrażało umiarkowane przekonania większości Polaków – dzieli się spostrzeżeniami.
Przypadkowe podziały
Brzmi to pięknie, ale czy nie jest tylko jakimś łamańcem, kolejnym manewrem w dziejach tego stronnictwa? Które nieraz opowiadało o swoich aspiracjach do bycia bardziej miejskim, do wyraźniejszego określenia się ideowego, a pozostawało nieokreślone, giętkie, skoncentrowane na doraźnych grach o władzę, w ostatnich latach na ogół już tylko lokalną. Zarazem czy to nie element taktycznej gry po tym, jak nie udała się zagrywka poprzednia: udział w szerokim bloku sił antypisowskich? Liderom Koalicji Europejskiej potrzebna była jedna więcej chorągiewka do zatknięcia na antyprawicowych szańcach. I to się nie sprawdziło lub sprawdziło się zbyt słabo.
Profesor Bartoszewski bardzo ładnie wskrzesza tradycję PSL jako partii antykomunistycznego oporu chwilę po tym, kiedy startował w Warszawie na jednej liście z Włodzimierzem Cimoszewiczem. Z czego sam zresztą otwarcie się rozlicza, przedstawiając jako konsekwencję szerszego założenia. Ale mówiąc, częściowo nawet trafnie, o stronnictwie przeciętnych polskich poglądów i postaw, myśli przecież o ugrupowaniu, które ma coraz większą trudność z przekroczeniem pięcioprocentowej bariery. Dlatego, bo pogubiło się w serii zwodów, nie umiało zachować samodzielności? A może także z przyczyn bardziej strukturalnych? Polska jest trochę inna niż np. w 1993 r., kiedy ludowcy zyskali własnego premiera, więc też trochę inni są przeciętni Polacy.