Gdyby Terry Pratchett dożył obecnej fali uchodźczej do Europy, pewnie napisałby o niej powieść. Kazałby tysiącom wilkołaków, wampirów i goblinów uciekać przed wojną w Überwaldzie do zamożnego Ankh-Morpork. Być może do akcji wkroczyłby szef Straży Nocnej Samuel Vimes, tropiąc „gatunkistowski" spisek miejscowych arystokratów? Wiadomo by było, po której stronie stoi autor, choć jednocześnie nie przepuściłby okazji, by wbić szpilę Kampanii Równego Wzrostu (organizacji walczącej o równouprawnienie krasnoludów, w którą zaangażowani są wyłącznie ludzie).
Choć pewnie bardziej by nas zaskoczył, jak zresztą robił to nieraz. Tak jak wtedy, gdy 12 marca zmarł w wieku zaledwie 66 lat. Pod koniec sierpnia wyszła po angielsku ostatnia jego książka osadzona w realiach Świata Dysku, „Shepherds Crown" („Korona pasterza" – na polskojęzyczną wersję będziemy musieli poczekać do przyszłego roku), a córka Pratchetta oznajmiła, że choć pisał jeszcze kilka innych, nie zostaną one wydane.
Piekielny lunapark
Wznosząc jęk zawodu, warto pamiętać, że brytyjski pisarz, cierpiący przez ostatnich kilka lat swego życia na alzheimera, zrobił więcej niż niejeden literat, wydając 41 części jednej z najpopularniejszych serii fantasy na świecie, przetłumaczonych na 40 języków i sprzedanych w ponad 87 mln egzemplarzy. W przeciwieństwie do wielu innych fantastycznych sag szerokim łukiem omijają one sztampę i zabierają czytelnika w niesamowitą podróż, pełną intelektualnych atrakcji. W końcu pierwszy tom Świata Dysku powstał jako sprzeciw wobec wtórności fantastyki lat 70. i 80. XX wieku. Jak pisze w świeżo wydanej po polsku książce „Terry Pratchett. Życie i praca z magią w tle" Craig Cabell, „twierdził, że [temu gatunkowi] brakuje (...) wyobraźni – tej, która powinna go napędzać – i że tylko przeżuwa wypróbowane scenariusze".
Cabell w swojej literackiej biografii Pratchetta opisuje, jak stał się on jednym z najpoczytniejszych autorów na świecie. Zanim zabrał się do pisania, był zapalonym czytelnikiem pożerającym wszelkie książki, od Jane Austen po mitologię. Swój los przypieczętował, czytając „Władcę Pierścieni" Tolkiena – wtedy zainteresował się fantastyką. W wieku zaledwie 15 lat debiutował na łamach popularnego wówczas, a nieistniejącego już pisma „Science Fantasy" opowiadaniem „The Hades Business", w którym już można było zauważyć poczucie humoru, z którego będzie później znany. Szatan, który ma problemy z pozyskiwaniem nowych mieszkańców piekła, robi z niego wesołe miasteczko, by ściągnąć tam klientów. Odnosi ono taki sukces, że zmęczony diabeł ucieka przed rozgardiaszem do... Nieba.