Nagranie Sławomira Neumanna to dla opozycji grom z jasnego nieba. Przychodzi bowiem w najgorszym dla Koalicji, ale też i Platformy Obywatelskiej, momencie. Z pewnością wierny Grzegorzowi Schetynie elektorat nie przejmie się szczególnie treścią nagrań, wręcz przeciwnie – uzna, że to brutalny atak ze strony upartyjnionej telewizji publicznej. Również dla twardego elektoratu prawicy niewiele się zmienia – on i tak uważa Platformę za zło wcielone i teraz może jedynie stwierdzić: „A nie mówiliśmy!”.
Sprawa jest jednak kłopotliwa dla Platformy z co najmniej dwóch powodów. Choć Neumann wprost nie złamał prawa, nagranie po pierwsze pozwala wyborcom na moment zajrzeć za kulisy polityki, przypatrzyć się od kuchni, jak się robi te bismarckowskie parówki, przed oglądaniem powstawania których ostrzegał pruski kanclerz. Rozmowa Neumanna z działaczem Platformy z Tczewa pokazuje wszystkie brudy polityki, popieranie swoich za wszelką cenę, działanie na granicy prawa, zamknięte układy powiatowe, w których politycy mogą liczyć na prokuratorów, sędziów itp. Jeśli do tego dodamy wulgarny czy wręcz knajacki język (słowo k...a pada w każdym zdaniu) – mamy obraz brutalnego, cynicznego i bezwzględnego członka najwyższych władz Platformy Obywatelskiej, realizującego wskazania Machiavellego o tym, że cel – jakim ma być pokonanie PiS – uświęca środki, wszelkie dostępne środki.
Mało tego, widzimy dzięki temu, jak w praktyce działa plemienność polskiej polityki. Jeśli jesteś po naszej stronie, będziemy cię bronić do upadłego. Ale jak od nas odchodzisz, stajesz się naszym wrogiem.
Po drugie sprawa jest dla PO kłopotliwa nie tylko dlatego, że kładzie się cieniem na reputacji dotychczasowego szefa Klubu Parlamentarnego PO, ale również dlatego, że uderza w najdelikatniejszą dla tej partii sferę – w jej wiarygodność.
Przypomina twarz Platformy znaną wyborcom z taśm od Sowy, pogardę dla zwykłych ludzi, pogardę dla wyborców, nienawiść do politycznych przeciwników. W dodatku taśma Neumanna mocno uderza w moralną legitymację opozycji do wywyższania się nad PiS. Jednym z pomysłów PO na kampanię było przypominanie większych lub mniejszych afer partii rządzącej Polską od 2015 r. PiS ma tych trupów w szafie niemało. Ostatnio sporo szkód w wizerunku „dobrej zmiany” wyrządziły afera hejterska w Ministerstwie Sprawiedliwości czy skandal wokół oświadczeń majątkowych nowego szefa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia. Obie mocno uderzyły w PiS jako partię, która przekonuje, że oto dokonuje moralnej rewolucji w Polsce.