Polski rząd i wszystkie skrajne partie Europy

PiS buduje nową frakcję w Parlamencie Europejskim, dzięki której już wkrótce może mieć sojuszników w kluczowych krajach Unii. Współpraca ze spadkobiercami faszystowskich czy nacjonalistycznych formacji może jednak uderzyć w wiarygodność władz w Warszawie.

Aktualizacja: 05.06.2021 12:07 Publikacja: 04.06.2021 10:00

Przywódca włoskiej Ligi Matteo Salvini i Santiago Abascal, lider gloryfikującej dyktaturę generała F

Przywódca włoskiej Ligi Matteo Salvini i Santiago Abascal, lider gloryfikującej dyktaturę generała Franco hiszpańskiej prawicowej partii Vox

Foto: Twitter

Stoi pan na czele najgorszego rządu Hiszpanii od 80 lat! – gdy we wrześniu ubiegłego roku premier Pedro Sánchez usłyszał te słowa w trakcie debaty w Kortezach, pomyślał, że Santiago Abascalowi zwyczajnie coś się pomyliło. Ale nie, chwilę później lider ugrupowania twardej prawicy Vox powtórzył to samo na Twitterze. Nad Madrytem znów zaczęły unosić się upiory frankizmu.

80 lat temu, w 1941 r., Hiszpania ledwie wyszła przecież z wojny domowej. Trwał „biały terror", w ramach którego Francisco Franco z zimną krwią zamordował przynajmniej 200 tys. przeciwników, prochy większości z nich do dziś spoczywają w nieznanych miejscach. Amerykański historyk Stanley Payne uważa, że caudillo (wódz) nie pokonałby republikanów, gdyby nie pomoc Hitlera i Mussoliniego. Choć Hiszpania formalnie pozostawała w drugiej wojnie światowej neutralna, Franco odwdzięczył się III Rzeszy wysłaniem właśnie w 1941 r. do walki ze Związkiem Radzieckim Błękitnej Dywizji. Przewinęło się przez nią przeszło 45 tys. hiszpańskich żołnierzy. Dyktator udzielał też Hitlerowi wsparcia gospodarczego. Jego brutalne rządy zakończyły się dopiero w 1975 r., kiedy odszedł z tego świata.

Hiszpanie jeszcze niedawno byli przekonani, że tę kartę historii mają za sobą. Co prawda w ramach polityki grubej kreski, którą później naśladowała Polska, nigdy nie rozliczono zbrodni frankizmu, jednak naród wydawał się na tyle zaszczepiony na jego idee, że w Madrycie z dumą mówiono, iż Hiszpania jest jedynym krajem Unii, który nie zarazi się wirusem skrajnej prawicy. Wszystko zmieniła diabelska mieszanka katalońskich ruchów separatystycznych, fali migracyjnej z Maroka i kłopotów gospodarczych: coraz więcej Hiszpanów zaczęło obawiać się o jedność kraju i jego tożsamość. Po raz pierwszy od lat na ulicach miast masowo pojawiły się hiszpańskie flagi, symbole narodowe do niedawna kojarzone wyłącznie z frankizmem. Środowiska uważające się za spadkobierców dyktatora, które przez pierwsze 40 lat demokracji funkcjonowały na obrzeżach umiarkowanej, chadeckiej Partii Ludowej (PP), poczuły, że mogą wybić się na samodzielność. Założona ledwie w 2013 r. i początkowo marginalna Vox pod przywództwem Abascala zajęła w ciągu paru lat trzecią pozycję w sondażach, zdobywając przychylność co szóstego wyborcy. I ciągle pnie się w górę. Wiosną tego roku odniosła niezwykły sukces w wyborach regionalnych w Madrycie, tworząc faktyczną koalicję z ludowcami, która wyniosła do władzy burmistrz Isabel Díaz Ayuso. – Podobnie może być w wyborach krajowych, jeśli upadnie lewicowy, mniejszościowy rząd Sáncheza. Tym bardziej że to PP zdobywa dziś w sondażach najwięcej głosów – mówi „Plusowi Minusowi" Alberto Madrigal, niezależny politolog z Madrytu.

Włochy idą w prawo

28 maja Jarosław Kaczyński spotkał się w Warszawie z Abascalem. PiS należy w Parlamencie Europejskim do tej samej frakcji co Vox – Europejskich Konserwatorów i Reformatorów (ECR). Ale prezes polskiej partii rządzącej wiąże ze współpracą z Hiszpanami znacznie bardziej ambitne plany. – Chcemy, aby ugrupowania, które są z nami w ECR, poczuły się współgospodarzami projektu, który ma doprowadzić do powstania trzeciej siły w Parlamencie Europejskim – mówi „Plusowi Minusowi" eurodeputowany PiS prof. Zdzisław Krasnodębski.

Do nowego bloku miałaby też dołączyć Liga Matteo Salviniego, która (mimo dużego spadku) wciąż zbiera największe poparcie w sondażach we Włoszech. Zaproszenie uzyskałby też Fidesz Viktora Orbána, który niedawno wyrzucono z Europejskiej Partii Ludowej (EPP). Nie jest też wykluczone, że w nowym aliansie znajdzie się Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen. A nawet, na razie w bardzo mglistej przyszłości, Alternatywa dla Niemiec (AfD). Wszystkie te ugrupowania (poza Fideszem) do tej pory należały do konkurującej z ECR frakcji Tożsamość i Demokracja. Być może już w czerwcu ich przywódcy razem ze środowiskiem Konserwatorów i Reformatorów podpiszą wspólną deklarację ideową, a przed końcem roku, w połowie obecnej kadencji Parlamentu Europejskiego, formalnie utworzą nową frakcję. Pokusa takiego planu jest dla PiS ogromna. Z powodu odrzucenia unijnego planu obowiązkowego podziału imigrantów czy współdziałania z administracją Donalda Trumpa, a także wrogiej propagandy liberalnej polskiej opozycji w Brukseli polski rząd zasadniczo został zepchnięty na margines unijnej gry. Mógł opierać się tylko na sojuszu z małymi krajami Grupy Wyszehradzkiej. Nie uchroniło to jednak Warszawy przed nieprzerwanym pasmem konfliktów z unijną centralą. A ostatni spór z Czechami o kopalnie w Turowie pokazał, jak kruche jest zaufanie między państwami Europy Środkowej.

Teraz wszystko to może się zmienić. Jeśli po wyborach Vox utworzyłby koalicją z PP, sojusznikiem Polski nagle okazałby się czwarty co do znaczenia kraj Unii Europejskiej. Jeszcze lepsze są perspektywy we Włoszech, gdzie poza Ligą wiatr wieje w żagle Braciom Włochom (Fratelli d'Italia, 20 proc. poparcia), ugrupowaniu, które już należy do ERC i którego liderka Giorgia Meloni brała udział w piątkowym spotkaniu Abascala z Kaczyńskim. Wspólnie te dwa ugrupowania, przy pomocy resztek Forza Italia Silvio Berlusconiego, bez trudu przejmą władzę w razie przedterminowych wyborów. Wystarczy tylko, aby wycofały poparcie dla technokratycznego rządu byłego prezesa Europejskiego Banku Centralnego (EBC) Mario Draghiego.

– Mogłoby się to stać przed końcem roku, gdy już będzie płynął strumień pomocy z Funduszu Odbudowy i Draghi przestanie być aż tak potrzebny – mówi „Plusowi Minusowi" Eleonora Poli z Instytutu Spraw Międzynarodowych (IAI) w Rzymie. Notowania Le Pen przed wyborami prezydenckimi w kwietniu przyszłego roku też są znakomite, w drugiej turze może liczyć nawet na 46 proc. głosów. Jednak specyfika francuskiej ordynacji wyborczej powoduje, że zdobycie władzy przez Zjednoczenie Narodowe wydaje się o wiele bardziej odległe, niż sukces wyborczy bliskich mu ideowo ugrupowań w Hiszpanii i Włoszech.

Spadkobiercy Franco

W pierwszym rzędzie taki alians mógłby zupełnie zmienić kierunek debaty w ramach Konferencji o Przyszłości Europy. Profesor Krasnodębski zwraca uwagę, że większość eurodeputowanych z ugrupowań chadeckich (EPP), liberalnych (Renew Europe) czy Zielonych chętnie ograniczyłoby zakres współpracy międzyrządowej (gdzie głos należy do państw) na rzecz metody wspólnotowej, czyli prymatu Brukseli. Vox czy Fratelli d'Italia są temu zdecydowanie przeciwne. W dalszej perspektywie Niemcy, gdzie we wrześniu kończy się epoka rządów Angeli Merkel, i Francja, gdzie wybór Emmanuela Macrona jest niepewny, mogliby zostać w europejskiej debacie zepchnięci do defensywy.

Mimo tak obiecujących perspektyw Jarosław Kaczyński wzdragał się dotychczas przed budową sojuszu z ugrupowaniami, które powszechnie były oskarżane o sprzyjanie Władimirowi Putinowi. Świat obiegły przecież zdjęcia Salviniego w koszulce z wizerunkiem rosyjskiego prezydenta, stojącego na placu Czerwonym. Z Putinem wielokrotnie spotykała się też Marine Le Pen – jej ugrupowania zaciągnęło nawet kredyt w banku powiązanym z Kremlem.

Nadzieje na zwrot w polityce europejskiej nie są bezpodstawne. Jak wskazuje profesor Krasnodębski, to z niemieckiej SPD wywodzi się Gerhard Schröder, kanclerz, który stanął na czele konsorcjum budującego Nord Stream 2. Angela Merkel forsowała projekt gazociągu, mimo prób otrucia Aleksieja Nawalnego przez rosyjskie służby. Z kolei Emmanuel Macron wielokrotnie powracał do idei „resetu" relacji z Rosją, zapraszając Putina a to do pałacu w Wersalu, a to do prywatnej rezydencji francuskich przywódców w Fort de Brégançon u wybrzeży Morza Śródziemnego. – Izolacja tych ugrupowań spowodowała pustkę, w którą weszła Moskwa. Nawiązując współpracę z nimi, blokujemy rosyjskie wpływy, co służy Unii – przekonuje Krasnodębski.

Nowy sojusz może być jednak dla PiS ryzykowny, głównie z powodu polityki historycznej. Ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego uczyniło przecież z odwołania do powstania warszawskiego czy żołnierzy wyklętych jedną z głównych osi ideowych swoich rządów. Z tego powodu Warszawa wielokrotnie wchodziła też w zwarcia z Niemcami, domagając się liczonych w setkach miliardów dolarów reparacji. Ostatnio temat ten powrócił w związku z planami odbudowy stołecznego pałacu Saskiego.

Odwoływanie się do frankizmu nie było tylko jednorazowym, koniunkturalnym zagraniem Santiago Abascala. Vox idzie drogą rewizjonizmu historycznego, dokładnie w poprzek polityki historycznej PiS. Dowodów na to nie brakuje. Lider Vox, którego jednym z najbliższych przyjaciół jest prawnuk Franco, Louis Alphonse de Bourbon, ostro sprzeciwił się na przykład wyprowadzeniu prochów dyktatora z Doliny Poległych, bazyliki wykutej dzięki niewolniczej pracy republikańskich więźniów w skale gór Guadarrama pod Madrytem. Starał się także doprowadzić do odwołania ustawy o pamięci historycznej, która miała umożliwić rodzinom ofiar frankizmu identyfikację grobów bliskich. „Za Franco żyło się po prostu lepiej" – uważa Abascal.

Podobnego zdania jest wielu działaczy Vox. Jak eurodeputowany Hermann Tertsch, którego ojciec blisko współpracował z austriackimi nazistami. – Klasa polityczna za czasów frankizmu była po prostu wybitna, z pewnością najlepiej przygotowana ze wszystkich, jakie mieliśmy przez 100 lat – uważa. Vox zapowiada, że kiedy dojdzie do władzy, odwróci wiele reform wprowadzonych po upadku dyktatury. Wśród jej postulatów znajduje się likwidacja 17 wspólnot autonomicznych i centralizacja kraju, ograniczenie praw do aborcji, eutanazji czy ślubów homoseksualnych, a także zniesienie ograniczeń w organizacji walk byków czy promocji islamu.

Prawnuczka Mussoliniego

Współdziałanie z Vox, by uzyskać większy wpływ na politykę europejską, musi prowokować pytanie, do jakiego stopnia rząd PiS instrumentalnie podchodzi do polityki historycznej. Tym bardziej że Giorgia Meloni, druga obok Abascala polityk, z którą Kaczyński postanowił podzielić się planami budowy nowej, wielkiej frakcji w Parlamencie Europejskim, przynajmniej w równym stopniu czuje się związana z dawnymi sojusznikami Hitlera, co lider Vox. – Mam do dziedzictwa Mussoliniego stosunek przychylny. Fidel Castro też był dyktatorem, a przecież nie odmawia mu się zasług dla rozwoju Kuby. Dlaczego nie może być podobnie z Duce? – pytała w jednym z wywiadów.

Liderka Fratelli d'Italia karierę polityczną zaczynała już w wieku 15 lat, wstępując w 1992 r. do Włoskiego Ruchu Społecznego, ugrupowania utworzonego po wojnie przez byłych wojskowych z otoczenia Mussoliniego. Ruch odwoływał się do faszyzmu, choć akceptując demokrację i odrzucając politykę rasistowską. Po przekształceniu z inicjatywy Gianfranco Finiego w Sojusz Narodowy i przejściowym aliansie z Silvio Berlusconim w ramach Bieguna Wolności, postfaszystowski ruch odrodził się w formie Braci Włochów (od słów hymnu narodowego). Pod rządami Meloni zmierza w kierunku stania się drugą siłą polityczną we Włoszech – w sondażach wyprzedza centrolewicową Partię Demokratyczną, ustępując jedynie Lidze Matteo Salviniego.

Ta wielka kariera zaczęła się od kampanii przed wyborami parlamentarnymi w 2018 r. Giorgia Meloni jako punkt startu wybrała dla niej Latinę, miasto zbudowane niemal od zera w 1932 r. przez faszystowski reżim. Mając u boku Rachele Mussolini, prawnuczkę dyktatora, liderka FI, nawiązując do masowej, nielegalnej imigracji, zapowiedziała przywrócenie miastu należnego mu miejsca w historii. „Jeśli konieczna będzie blokada morska, nałożymy ją. Jeśli potrzebne będą okopy, zbudujemy je. Nikt nie będzie mógł dłużej przedostać się nielegalnie do Włoch, a ci, co w przeszłości tego dokonali, zostaną wyrzuceni" – mówiła.

Odwołanie do historii ma przynajmniej równe znaczenie dla Meloni, co dla Kaczyńskiego. Tylko, rzecz jasna, opiera się na zupełnie innych punktach odniesienia. Salvini, którego partia jeszcze pod nazwą Liga Północna dążyła do oderwania Lombardii od reszty kraju, zawsze budziła podejrzliwość postfaszystowskich środowisk we Włoszech. Mussolini stawiał w końcu nie tylko na jedność kraju, ale i uzupełnienie go o kolonie. Wzrost poparcia FI napędzał ostatnio także radykalny, eurosceptyczny program: jako jedyne, znaczące ugrupowanie partia Meloni nie poparła rządu jedności narodowej powołanego w lutym przez Mario Draghiego. Odmówiła też poparcia unijnego Funduszu Odbudowy, którego Włochy mają być największym beneficjentem (ok. 200 mld euro dotacji i preferencyjnych kredytów).

Polityczne manewry

Nie mniej kontrowersyjne są też historyczne źródła ugrupowania Marine Le Pen. – Komory gazowe były detalem II wojny światowej – za tę wielokrotnie powtarzaną tezę założyciel Frontu Narodowego Jean-Marie Le Pen został ostatecznie wyrzucony w 2015 r. z ugrupowania, które przejęła jego córka. Aby odciąć się od uciążliwego dziedzictwa, zmieniła mu nawet nazwę na Zjednoczenie Narodowe. Trudno jednak uwierzyć, że chodzi o coś więcej niż ruch taktyczny, który ma przyciągnąć kolejne miliony bardziej umiarkowanych wyborców. Obecna liderka francuskiej skrajnej prawicy wielokrotnie przecież zmieniała swoje poglądy.

Podobnie jak w przypadku Abascala, także tu nie chodzi o jednorazowy wyskok założyciela politycznego rodu Le Penów. W opublikowanych niedawno wspomnieniach „Syn Narodu" (Fils de la Nation) Jean-Marie uznał na przykład, że podpisując akt kapitulacji z Hitlerem 17 czerwca 1940 r., Philippe Pétain „w żaden sposób nie splamił honoru Francji". Chodzi o marszałka, który stał przez kolejne cztery lata na czele kolaborującego z III Rzeszą rządu Vichy, odpowiedzialnego m.in. za deportację do Auschwitz 80 tys. francuskich Żydów. To kolejna odsłona trwającej od dziesięcioleci rywalizacji dwóch tradycji na francuskiej prawicy, której częścią jest także przekonanie Le Pena, że de Gaulle dopuścił się zdrady, przystając w 1962 r. na niepodległość Algierii.

Poza Zjednoczeniem Narodowym PiS nie za bardzo może liczyć na partnerów nad Sekwaną. Poprzedni przewodniczący gaullistowskich republikanów Laurent Wauquiez próbował co prawda nawiązać bliższe relacje z rządem w Warszawie, ale jego następca Christian Jacob nie podejmuje już takich prób. Chodzi zresztą o ugrupowanie, które nigdy nie podniosło się ze skandalu korupcyjnego jego kandydata w wyborach prezydenckich 2017 r. François Fillona i przejęcia centroprawicowego elektoratu przez Emmanuela Macrona, najbardziej zaciętego przeciwnika polskich władz wśród przywódców zachodniej Europy.

Budowa wielkiej, prawicowej frakcji pozostawi w klubie Tożsamości i Demokracji osamotnionych 11 deputowanych Alternatywy dla Niemiec. Mowa o ugrupowaniu, które regularnie odwołuje się do niemieckiego nacjonalizmu. Dla przykładu w styczniu 2017 r. Björn Höcke, lider partii w Turyngii, odnosząc się do pomnika Pomordowanych Żydów Europy w Berlinie, uznał, że „Niemcy są jedynym narodem na świecie, który w środku swojej stolicy umieszcza memoriał wstydu". Tak jakby zagłada 6 mln ludzkich istnień nie była po temu wystarczającym powodem. Funkcjonowanie PiS w jednej frakcji w europarlamencie z takim ugrupowaniem wydaje się na razie trudne do wyobrażenia.

Stoi pan na czele najgorszego rządu Hiszpanii od 80 lat! – gdy we wrześniu ubiegłego roku premier Pedro Sánchez usłyszał te słowa w trakcie debaty w Kortezach, pomyślał, że Santiago Abascalowi zwyczajnie coś się pomyliło. Ale nie, chwilę później lider ugrupowania twardej prawicy Vox powtórzył to samo na Twitterze. Nad Madrytem znów zaczęły unosić się upiory frankizmu.

80 lat temu, w 1941 r., Hiszpania ledwie wyszła przecież z wojny domowej. Trwał „biały terror", w ramach którego Francisco Franco z zimną krwią zamordował przynajmniej 200 tys. przeciwników, prochy większości z nich do dziś spoczywają w nieznanych miejscach. Amerykański historyk Stanley Payne uważa, że caudillo (wódz) nie pokonałby republikanów, gdyby nie pomoc Hitlera i Mussoliniego. Choć Hiszpania formalnie pozostawała w drugiej wojnie światowej neutralna, Franco odwdzięczył się III Rzeszy wysłaniem właśnie w 1941 r. do walki ze Związkiem Radzieckim Błękitnej Dywizji. Przewinęło się przez nią przeszło 45 tys. hiszpańskich żołnierzy. Dyktator udzielał też Hitlerowi wsparcia gospodarczego. Jego brutalne rządy zakończyły się dopiero w 1975 r., kiedy odszedł z tego świata.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich