Możemy oczywiście kwestionować sens „zespołowości" w pracy sędziego. Ta mała sądowa drużyna: sędzia, sekretarz, od czasu do czasu asystent (znając ich obsadę w polskich realiach), a większa w postaci wydziału, kilku- czy kilkunastoosobowego. Chyba za rzadko postrzegamy sąd jako coś większego, rzadko dostrzegamy zespołowość wysiłku. Całkiem niedawno sędziowie zaczęli popierać protesty płacowe pracowników, wcześniej te światy w sądzie bywały sobie dalekie. Często z sądowego krajobrazu tracimy asystentów sędziów, czasem nie dostrzegamy pracowników pozaorzeczniczych, jak na przykład oddziały gospodarcze czy finansowe sądów. Truizmem, choć wartym powtórzenia, jest, że za wynik sądu odpowiadają wszyscy jego pracownicy. A ich zwierzchnikiem jest prezes.
Pytani przeze mnie sędziowie ze Skandynawii podkreślali, że prezes sądu ma oczywiście być dobrym prawnikiem. To podstawa. Ale poza tą podstawą ma być publicznym menadżerem, ma się dobrze komunikować i być śmiałym, choć nie za bardzo śmiałym czy brawurowym. Odważnym. Ma podejmować decyzje, a tempo wprowadzenia zmian w sądzie nie może być tempem ostrożnym i najwolniejszym z możliwych.
Większość działań prezesa sądu w polskich realiach to de facto zarządzanie kryzysowe. Szczęściarzami są ci, którzy mogą zapewnić normalne warunki orzekania. Normalność w sądach rejonowych jest luksusem, a szans na luksus nie ma.
Mijają dwa lata od zmiany ustawy–Prawo o ustroju sądów powszechnych, kiedy to od decyzji ministra sprawiedliwości zaczął zależeć los każdego prezesa sądu. Minister, z sobie właściwym rozeznaniem, wymieniał prezesów sądów przez kilka miesięcy. Podstawą decyzji miał być mityczny ranking sądów. Ranking, którego nie ujawniono. Ujawniano, jak pamiętam, wynik w jednej kategorii spraw, na przykład uznawano, że w jakimś sądzie w sprawach z prawa pracy się nie poprawiło. Ot, takie statystyczne pars pro toto. Takie właśnie było, jeśli było, uzasadnienie decyzji.
Jest w innym miejscu
Wymienieni w okresie sądowej smuty prezesi pełnią swoje funkcje od niemal dwóch lat. Z pewnością się mylę i nie wiem zbyt wiele, ale nie słyszałem o ich działaniach dla dobra wymiaru sprawiedliwości. O przywództwie, komunikacji czy motywowaniu sędziów.
Słyszę głównie o konfliktach w sądach z oktrojowaną władzą zwierzchnią. Wystarczy spojrzeć na Sąd Okręgowy w Krakowie czy Rejonowy w Olsztynie. Co więcej, „przywódcy" owych jednostek, doskonale godzą pełnienie swoich funkcji z zasiadaniem w organie noszącym nazwę Krajowa Rada Sądownictwa. Współpracują dość aktywnie z rzecznikami dyscyplinarnymi...