Po miesiącu politycznej burzy wokół zakazu uboju rytualnego nowy minister rolnictwa obwieścił z dnia na dzień, że ubój rytualny drobiu w praktyce niczym nie różni się od zwykłego, więc można z niego zrezygnować.
Jeśli tak, ciśnie się na usta pytanie, dlaczego o tym nie mówiono od początku, dlaczego uderzono w ogromną branżę hodowlaną. Nawet odwrót w tej sprawie nie usunie niepokoju zasianego w tej i innych branżach biznesu, i obaw, na jakież to jeszcze pomysły może wpaść władza, by nie powiedzieć: jej szef, nie licząc się z interesami poważnych grup społecznych.
Czytaj także:
Senat przyjął ustawę o ochronie zwierząt z poprawkami
I od razu zastrzegam, nie wypowiadam się w sprawie skali i różnic w cierpieniu zwierząt ubijanych „klasycznie" i rytualnie, bo nie jestem w tej dziedzinie specjalistą. Chodzi mi o sposób stanowienia prawa, a w tym wypadku nadto przebudowy życia społecznego, wręcz porządku moralnego w tej sferze – przecież nie takiej oczywistej. Tym bardziej że, jak czas pokazuje, było pole do kompromisu.